Sztuka spod góry bogów

Niewielu z nas znajdzie się w tym roku na rajskiej Bali, choć każdy by chciał. Ale ta indonezyjska wyspa zawitała właśnie do Krakowa. I to w swoim autentycznym, nieturystycznym wymiarze.

31.07.2017

Czyta się kilka minut

I Wayan Kabetan (Batuan, 1931–2006), Żaglówki w Kusamba / MUZEUM SZTUKI I TECHNIKI JAPOŃSKIEJ MANGGHA
I Wayan Kabetan (Batuan, 1931–2006), Żaglówki w Kusamba / MUZEUM SZTUKI I TECHNIKI JAPOŃSKIEJ MANGGHA

Niewielka Bali (gęsto zaludniona przez 3,5 mln mieszkańców) oddalona jest od „metropolitalnej” Jawy zaledwie o nieco ponad trzy kilometry. Przez całe stulecia pozostawała w jej cieniu, jednak gdy pod koniec XVI w. Jawajczyków podbili muzułmanie, Balijczykom udało się zachować odrębną tożsamość, opartą na prastarej hinduistycznej tradycji religijnej, mocno splątanej z animizmem, w wersji niemal zanikłej w samych Indiach.

Kraina pana mórz

Koncepcja reinkarnacji wydaje się w niej jeszcze nieistotna, natomiast powszechny pozostaje kult miejscowych bóstw przyrody oraz Waruny – zapomnianego na kontynencie pana mórz, boga odpowiedzialnego za wędrówkę słońca po niebie, następowanie po sobie nocy i dnia, zachowanie kształtu Ziemi. Miał znać lot każdego ptaka i każdą ludzką myśl, a także czuwać nad normami moralnymi ludzi.

Religijne znaczenie mają na Bali także trzy potężne wulkany: Agung, Batur i Batukaru. Ten pierwszy (3142 m n.p.m.) jest dla tutejszych hinduistów siedzibą bogów. Wyraża ich moc, co jakiś czas karząc mieszkańców za jakieś przewinienia (po raz ostatni Agung wybuchł w 1964 r., pochłaniając ponad 12 tys. istnień ludzkich; miejscowi kapłani – i rząd Indonezji – stwierdzili wówczas, że do katastrofy doszło wyłącznie dlatego, iż źle wyznaczono datę specjalnej ceremonii, którą odprawia się raz na sto lat, by uchronić ludzkość przed zagładą). Jednocześnie jednak taki kataklizm to ofiara zapewniająca błogosławieństwo – wszak każdy wybuch użyźnia glebę, zapewniając dobre plony kakaowca, kawy, goździkowca, pieprzu, wanilii, palmy kokosowej czy trzciny cukrowej.

Przeciętnemu człowiekowi Zachodu Bali przez długie lata kojarzyła się niemal wyłącznie z wakacjami – rokrocznie gości głównie (choć przecież nie tylko) Australijczyków, liczonych w milionach. Potem, 12 października 2002 r., w balijskim mieście Kuta dokonano samobójczego zamachu terrorystycznego na dwa kluby nocne, w którym zginęły 202 osoby, a kolejnych 200 zostało rannych (wśród zabitych była znana reporterka Beata Pawlak). Na jakiś czas ruch turystyczny zamarł, ostatnio jednak zdaje się odradzać w dwójnasób.

Turyści korzystają z plaż i barów, niektórzy, niestety, przyjeżdżają po prostu po płatny seks. Niewielu dostrzega urok charakterystycznej architektury (na wyspie nie wolno budować domów wyższych niż... miejscowe palmy, każdy dom, tak jak każde łóżko, musi być skierowany ku świętej górze Agung). Ale czy rzeczywiście zachodni zabawowicze mają wgląd w skomplikowany świat Balijczyków, w którym sacrum i profanum przenikają się każdego dnia na każdym kroku? Trudno w to uwierzyć.

Gdzie każdy jest artystą

Na poważnie postanowił wejść weń Krzysztof Musiał, polski przedsiębiorca, prekursor naszego rynku komputerowego, a obecnie znakomity kolekcjoner i mecenas sztuki (w 2010 r. przekazał Muzeum Miasta Łodzi w długoterminowy depozyt zbiór ponad 130 dzieł najwybitniejszych polskich malarzy i rzeźbiarzy przełomu XIX i XX w., zaś w 2016 r. Muzeum ASP w Warszawie otrzymało od niego podobną liczbę prac malarskich powstałych po 1945 r.).

Sztuka Bali pozostaje – obok działalności artystów polskich – najważniejszym obszarem zainteresowań tego kolekcjonera od ponad 20 lat. Od 2014 r. regularnie pokazuje ją w naszych muzeach (m.in. w Warszawie, Toruniu i Poznaniu). W tej chwili wystawa „Sploty ducha, wzory codzienności. Sztuka balijska z kolekcji Krzysztofa Musiała” dotarła do krakowskiego Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”.

On sam powtarzał wielokrotnie, że „na Bali każdy jest artystą”. Co więcej, każdy artysta z łatwością zmienia dziedzinę twórczości. „Na przykład I Wayan Balik. Kupiłem kiedyś w galerii w Keliki jego pejzaż. Gdy zacząłem pytać o inne prace tego artysty, usłyszałem, że zamiast tego został muzykiem gamelanu, z którym jeździ po świecie! Natomiast I Made Bukel oprócz tego, że maluje, jest nauczycielem tańca i jednym z najbardziej cenionych tancerzy gambuh” – opowiada Musiał.

Jakby istotna była sama emanacja ducha, nie zaś taka czy inna forma. Jakby artyzm i codzienność – a więc to, co duchowe, i to, co biologiczne – dopełniały się jak wzory tutejszych tkanin. Wszak rytuał religijny określa na Bali niemal każdą godzinę, a niewielkie ofiary w rodzinnej świątynce składa się bogom-sąsiadom częściej, niż samemu zasiada się do posiłku.

Szata uzdrowień i egzorcyzmów

Krzysztof Musiał uczy nas Bali, zaczynając właśnie od tkanin, choć zaznacza, że jego fascynacja wyspą zrodziła się poprzez malarstwo i rzeźbę. Ale tkaniny mają w tym miejscu szczególne znaczenie. Być może są znacznie mniej „rozbuchane” formalnie i kolorystycznie (albo bardziej zdyscyplinowane, bowiem obowiązuje raptem kilkadziesiąt wzorów) niż japońskie kimona, które znamy, choćby tylko z filmów, w rozlicznych wersjach (dla kobiet i mężczyzn, mężatek i panien, na wesela i ceremonie parzenia herbaty, jedwabne i bawełniane...), albo miękkie wełniane szale z Kaszmiru, Chin i Mongolii, pozostające w modzie Zachodu od XVI w.

Jednocześnie jednak niosą w sobie skomplikowane znaczenia symboliczne, świeckie i religijne. Na parterze oglądamy tkaniny świadczące o pozycji i bogactwie właściciela. Oto np. XIX-wieczna prada, bawełniany batik utkany zapewne na Jawie, ale uszlachetniony na Bali, gdzie nałożono nań cieniutkie płatki złota. Albo noszone przez kobiety jako osłona dla piersi ciemne w tonie jedwabne plangi, których nazwa oznacza tęczę.

Gdy wejdziemy na piętro krakowskiego muzeum, zobaczymy z kolei tkaniny znacznie bardziej tajemnicze. Pośredniczące między światem duchów i żywych. Pomagające przywrócić ład wszechświata. Chroniące podczas rytuałów przejścia. Mają podobno moc magiczną, użyteczną podczas egzorcyzmów, uzdrowień albo uroczystości spiłowania zębów (to rytuał, przez który przechodzi się na Bali w wieku nastoletnim; uważa się tu bowiem, że kły to niebezpieczny znak zwierząt i demonów).

Szczególne wrażenie robią najstarsze i najprostsze tkaniny w czarno-białe pasy; odzwierciedlają dwoistą naturę wszechświata: dzień i noc, kobiecość i męskość, ciepło i chłód. A także tzw. geringsing, tkany w szczególnie skomplikowany sposób w jednej tylko wsi we wschodniej części Bali. Siła tej tkaniny ma przekraczać wszystkie inne, zdolna uzdrowić z choroby bądź wygnać złe duchy, przed którymi raz do roku podczas święta Nyepi Balijczycy uciekają w absolutną ciszę, ciemność i bezruch, przerywane jedynie pianiem koguta albo szczekaniem psa.

Demony, żaba i turyści

Mimo tych konotacji kolekcję Musiała trudno by nazwać wyłącznie etnograficzną. Bo czyż w tej kategorii zmieściłoby się tzw. balijskie art déco, malarstwo i rzeźba z lat 30. XX w. (wyspa pozostawała wtedy w rękach Holendrów), które znalazły kontynuację także w czasach nam współczesnych? To prawda, była to oferta odpowiadająca gustom ówczes­nych turystów z Zachodu, ale nie chodziło o żadną imitację; Balijczykom udało się wykorzystać nieco sztywne kanony dla własnych celów, nadali im bardziej sensualny, uwodzący charakter.

Taki jest np. „Ptak wodny łapiący żabę”, rzeźba anonimowego autora – kompozycja elegancka, a zarazem liryczna. Albo „Siedzący mężczyzna z bębnem” o formie syntetycznej, a zarazem zachowującej jakąś miękkość, płynność – ruchliwość. Bo też ruch zdaje się być podstawą myślenia Balijczyków o sztuce.

Bardzo wyraźnie widać to w pracach malarskich, zarówno tych dawniejszych, jak i współczesnych. Z dużą przyjemnością ogląda się monochromatyczne prace, wykonane piórkiem i tuszem, z późnych lat 30., choćby „Rybaków” Agunga Raki, gdzie ruch wiąże się z multiplikacją – postacie łowiących ryby zdają się mnożyć w oczach patrzącego. Z kolei „Bydło i tygrys” I Rekio, scena malowana płynnym, swobodnym ruchem ręki, ma w sobie więcej dowcipu niż grozy – drapieżnik wydaje się tu trochę swoją własną karykaturą. Jest przy tym tak dekoracyjna, że zaczyna przypominać wzór, który z łatwością można by przenieść na tkaninę.

Postaci tłoczą się, nie troszcząc o podział na pierwsze i dalsze plany. Dlatego często obrazy „czyta się” jak opowieści. Dobrym przykładem jest tu „Scena z życia na Bali”, namalowana przez I Wayana Waksikę. W pierwszej chwili widzimy tłum, tłum i tylko tłum. Potem wzrok zaczyna śledzić kolejne postaci. Ktoś składa bogom ofiarę w przydomowej świątyni. Ktoś inny, najpewniej turysta, zawzięcie nurkuje. Matka bawi się z dzieckiem. Jakaś para oddaje się amorom. Rybacy łowią ryby, rowerzyści rozbijają się po wąskich uliczkach, amatorzy mocnych trunków wysiadują w barach...

Tuż obok zawieszono obraz bardzo podobny – tyle tylko że w tłumie Balijczyków tym razem prym wiodą nie turyści, ale niezliczone postacie z tutejszego, szczególnie bogatego panteonu. Bogowie i demony. I tu dochodzimy chyba do sedna. ©

SPLOTY DUCHA, WZORY CODZIENNOŚCI. SZTUKA BALIJSKA Z KOLEKCJI KRZYSZTOFA MUSIAŁA; Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha”; idea: Krzysztof Musiał; koordynacja i aranżacja: Anna Król; wystawa potrwa do 20 sierpnia 2017 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2017