Sztuka odlewania w brązie

Mój przyjaciel król - już tytuł sugeruje głęboką więź emocjonalną. To nie przypadek; najnowsza książka Józefa Hena jest płomienną obroną i żarliwym wyznaniem wiary w ostatniego króla Rzeczypospolitej Obojga Narodów.

07.12.2003

Czyta się kilka minut

 /
/

Narratorem tej powieści - utkanej niemal wyłącznie z faktów - jest Gaston Fabre. Gaskończyk, doradca i powiernik Stanisława Poniatowskiego, jest akurat postacią nieautentyczną - ale tylko z pozoru. Pod maską francuskiego wolterianina kryje się bowiem sam Hen. Autor deklaruje w posłowiu: “Mogę podpisać się pod jego słowami".

"Kluchosław" czy pomnik?

Jednak postać francuskiego gościa w sarmackiej Polsce nie służy wyłącznie literackiemu kamuflażowi (celowo przecież łatwemu do rozszyfrowania) czy nadaniu książce atrakcyjnego dla przeciętnego czytelnika rysu beletrystycznego. Gaston Fabre jest tylko jednym z licznych trybików w skomplikowanej machinie, służącej oczyszczeniu Stanisława Augusta z nawarstwiających się nad jego grobem przez z górą dwa wieki oszczerstw i pomówień (wychodzących nieraz spod najlepszych w Polsce piór) i wyniesieniu władcy na zasłużony - zdaniem Hena - pomnikowy postument. Fakt, że biografię króla kreśli przybysz z zewnątrz, z oświeconej, stojącej na skraju rewolucji Francji, może nadać jego sądom walor obiektywizmu. Zresztą już w pierwszym akapicie powieści Gaston zapowiada: “(...) postaram się powściągnąć własne uczucia i wystrzegać zmyśleń. Wystarczą nam wydarzenia, które naprawdę miały miejsce".

O zmyślenia faktycznie w książce trudno, bo Hen wykonał fantastyczną pracę u źródeł, brnąc przez tysięczne listy, pamiętniki i dokumenty. Przeczytał też bibliotekę opracowań historyków z XIX i XX wieku. Nieco inaczej ma się sprawa z uczuciami. Książka jest wielką krucjatą przeciw krytykom Stanisława Augusta. Przeciw tym, co utrzymywali, że Poniatowski był zdrajcą narodu, marionetką w - pięknych, a z czasem pulchnych - dłoniach carycy Katarzyny, rosyjskim agentem, zniewieściałym bawidamkiem, tchórzem, “dojutrkiem" (jak mówiono już o Zygmuncie Auguście) czy “Kluchosławem" (określenie Karola Zbyszewskiego).

W tej wojnie o zbiorową pamięć sięgnąć trzeba zatem po ostrze polemiczne, a skoro starcie jest tak okrutne (od wstąpienia Poniatowskiego na tron aż do dziś pamfleciści, historycy czy publicyści nie przebierali w środkach), trudno pohamować własne uczucia. I Hen ich nie kryje, ale zaznaczyć trzeba, że w tej książce emocje nie triumfują, że za każdym przejawem sympatii, empatii (bo, jak wiadomo, w życiu władcy więcej było tragedii niż idylli) czy wręcz uwielbienia stoi żelazny katalog cytatów i faktów. Jeśli jakiś krytyk Stanisława Augusta podjąłby teraz rzuconą przez Hena rękawicę, musiałby uzbroić się w porównywalny arsenał. Pojedynek byłby fascynujący - czy ktoś ma jednak dość odwagi i wiedzy, by wystąpić na ubitą ziemię?

Król i pisarz

Hen i Stanisław August Poniatowski - w chemii ich wzajemnej relacji kryje się jeszcze inna formuła. Kluczem do niej jest biografia pisarza. “Niczyj" - tak zatytułowano wywiad z Henem opublikowany niedawno w dodatku książkowym “Gazety Wyborczej" (z 22-23 listopada). Ucieczka z Polski przed nazistami, wykształcenie w sowieckiej szkole pedagogicznej, odmowa przyjęcia do armii Andersa ze względu na żydowskie pochodzenie, później zaangażowanie w jednostce propagandowej w Wojsku Polskim, praca pisarza i publicysty w PRL - Henowi przyszło żyć w niespokojnych czasach zniewolenia Polski, wymagających rozstrzygania trudnych dylematów moralnych, do których trudno zastosować etyczne suwmiarki.

“Niczyj" - ani pisarz z drugiego obiegu, ani piewca nadwiślańskiego socjalizmu. “Niczyj" - ani agent Imperatorowej, ani barski konfederata, kwestionowany jako król za nie-królewskie pochodzenie. Stanisławowi Augustowi też przyszło żyć w czasach, które trudno ogarnąć za pomocą czarno-białych ocen, a między zdradą, narodowym pragmatyzmem i patriotyzmem trudno wytyczyć ostre granice.

Nie chodzi jednak o to, że “Mój przyjaciel król" jest dla pisarza formą auto-psychoanalizy czy - broń Boże - usprawiedliwienia. Idzie raczej o rodzaj biograficznej i intelektualnej empatii, która sprawia, że Hen dostrzega skomplikowane dylematy tam, gdzie publicysta czy historyk o naturze inkwizytora wydałby jednoznaczny, lecz powierzchowny wyrok. Ten talent do dzielenia włosa na czworo - co w historii bywa raczej cnotą niż przywarą - przejawia się też w nominowanej do nagrody Nike poprzedniej książce Hena “Błazen - wielki mąż. Opowieść o Tadeuszu Boyu-Żeleńskim".

Linie obrony

Przyjęta przez Hena linia obrony Stanisława Augusta nie jest nowa. Sam król na sejmie rozbiorowym w 1773 r. przekonywał posłów: “Fałszywy blask źle zrozumianego heroizmu nie urzeka mnie, przestaje być chwalebny, gdy staje się nieszczęściem ojczyzny". Poniatowski miał być zatem - jak głoszą jego obrońcy - przeciwnikiem typowej dla Sarmatów heroicznej fanfaronady. Trzeźwo patrzył na położenie Rzeczypospolitej; zgodził się zasiąść do gry z największymi władcami Europy, gry właściwie przegranej już w momencie rozdania kart, bo Polska nie dysponowała żadnymi atutami. Ale Poniatowski zasiadł do stołu, próbując coś jednak ugrać albo chociaż jak najmniej przegrać. To w szlacheckiej Polsce zaskakujące novum: dotąd władca czy magnat grał - na koszt Rzeczypospolitej - na ogół wyłącznie o powiększenie własnej fortuny. Poniatowski wierzył zaś, że z uratowanego przed rozgrabieniem kapitału skorzystać mogą kolejne pokolenia obywateli.

Hen okopał się też w drugim tradycyjnym szańcu obrońców Poniatowskiego: król chciał dokonać reform niezwykle śmiałych, ale znalazł się w próżni. W przeżartej anarchią i korupcją, zrujnowanej w równym stopniu przez przemarsze obcych wojsk, co przez warcholskie sejmiki Rzeczypospolitej król, nawet o herkulesowej sile woli, nie może przeprowadzić żadnych zmian. Kraj utrzymują w inercji dyplomaci i agenci z państw ościennych, na horyzoncie nie widać sojuszników. Nawet Familia, czyli macierzyste stronnictwo, nie jest wobec Poniatowskiego lojalne.

Jednak z książki Hena - ciekawe, czy zgodnie z zamierzeniem autora? - wyczytać można też trzecią przyczynę ostatecznego fiaska reformatorskich wysiłków króla. Jasne, zafascynowany ideami Monteskiusza i Woltera Poniatowski był w tkance Rzeczypospolitej szlacheckiej ciałem obcym, trudnym do zaakceptowania przeszczepem. Ale jego działania odstawały od ówczesnych standardów prowadzenia polityki także w innych krajach europejskich. Był królem autentycznie oświeconym, na serio biorącym program encyklopedystów. Tymczasem musiał stawić czoło wyrachowanym przeciwnikom, którzy za fasadą oświeceniowych komunałów uprawiali politykę zaborczą i brutalną. Diderot, d’Alembert, Grimm i Wolter sławili carycę Katarzynę - ulegając nie tylko jej zręcznym mistyfikacjom, ale również pieniądzom wysyłanym z Petersburga. W tym samym czasie wraz z Polską szedł na dno ich oddany uczeń.

Nie ulega wątpliwości, że spiritus movens wszystkich zabiegów zmierzających do wymazania Rzeczypospolitej z mapy był Fryderyk Wielki. “Stary Fryc" lubił powtarzać, że Bóg jest zawsze z najsilniejszymi batalionami. Czy na polu bitwy lub na dyplomatycznych salonach mógł mu sprostać Poniatowski, którego życiowe motto brzmiało: “Odwaga i cierpliwość"? Stanisław August przebaczał wszystkim, nawet tym, którzy haniebnie go zdradzili i szkalowali, choćby Karolowi Radziwiłłowi Panie Kochanku czy rzeszy konfederatów barskich. Czy zatem mógł zmierzyć się z carycą, która na tron wstąpiła po trupie własnego małżonka? Gdy Rzeczpospolita znajduje się już na skraju przepaści, Poniatowski oświadcza: “Cierpieć odważnie i nie zdradzić swojego obowiązku wobec państwa". Czy taki człowiek mógł zatrzymać tych, którzy - cytując Ludwika XIV - powtarzali: “Państwo to ja"? To nie jest lista zarzutów wobec króla, raczej banalna konstatacja, że idealizm w oświeceniowej polityce na ogół nie popłacał.

Historyk Jerzy Michalski napisał kiedyś: “Naród, głosił romantyk Joachim Lelewel, »niepodległości lub śmierci potrzebował i szukał«. Bohaterem narodowym został więc szukający śmierci na maciejowickim polu Kościuszko, a nie zmarły w petersburskim Marmurowym Pałacu Stanisław August".

Józef Hen nie wstrząśnie modnymi ostatnio rankingami narodowych bohaterów. Jedna książka, nawet dziesiątki książek nie sprawią, że nad Stanisławem Augustem przestanie ciążyć widmo upadku Rzeczpospolitej, a naród wyniesie go na ojczyzny ołtarze. Trudno też rozprawić się z utrwalanymi przez stulecia negatywnymi opiniami. “Mój przyjaciel król" stanowi jednak świetny wzorzec, jak odlewać historyczny pomnik. Nie propagandową szmirę, ale godny szacunku wizerunek, oparty na rzetelnych studiach i osobistej pasji. Taki jest naturalny cykl narodowej pamięci: jednych trzeba odbrązawiać, innych - na nowo odlewać z brązu. Byle tak solidnie jak Hen.

JÓZEF HEN, "MÓJ PRZYJACIEL KRÓL. OPOWIEŚĆ O STANISŁAWIE AUGUŚCIE". Warszawa 2003, Wydawnictwo Iskry.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (49/2003)