Jaśnie oświecony łotr

Gdy Rosja, Prusy i Austria dokonywały 250 lat temu rozbioru Rzeczypospolitej, ich głównym pomocnikiem był Adam Poniński. W jego życiu jak w lustrze odbija się upadek państwa – i próba jego reformy.

08.08.2022

Czyta się kilka minut

Jan Matejko, Rejtan. Upadek Polski, 1866 r., Zamek Królewski w Warszawie.  / MACIEJ SZCZEPAŃCZYK / DOMENA PUBLICZNA
Jan Matejko, Rejtan. Upadek Polski, 1866 r., Zamek Królewski w Warszawie. / MACIEJ SZCZEPAŃCZYK / DOMENA PUBLICZNA

Wspomnienie o nim długo budziło emocje. Jego postać zajęła poczesne miejsce na obrazie „Rejtan. Upadek Polski”, którym w 1866 r. Jan Matejko sportretował moment, gdy Sejm Rzeczypospolitej akceptuje traktat pieczętujący (już po fakcie) jej pierwszy rozbiór, dokonany w sierpniu 1772 r. Przy czym sama już jego fizjonomia – taka, jak przedstawił ją Matejko – mogłaby służyć za przykład w nauczaniu o siedmiu grzechach głównych.

Jeszcze wcześniej historyk Julian ­Ursyn Niemcewicz napisał o Adamie Ponińskim, iż ten „urodzony z niepospolitymi talentami i wymową (...) wyuzdany na wszystko, co jest niecnym, wszelki wstyd, wszelką uczciwość chciwości i lubieżności poświęcił”.


CZYTAJ TAKŻE:

LEKCJA ROZBIORÓW: DLACZEGO PUTIN TAK LUBI WIEK XVIII. Będzie to opowieść o tym, jak na własne życzenie przypieczętowaliśmy utratę suwerenności Rzeczypospolitej i weszliśmy na drogę prowadzącą do rozbiorów >>>


Inny autor z epoki, Piotr Maleszewski, w wydanym w 1833 r. dziele „Essai historique et politique sur la Pologne” oceniał Ponińskiego jeszcze dosadniej: „Był jedną z tych kreatur, które rodzą się i dojrzewają w rynsztokach rewolucji, kreatur, które filozofia społeczna winna poćwiartować i dogłębnie zbadać w celu poszerzenia ludzkiej wiedzy”.

Z kolei eseista Stanisław Mackiewicz, usiłujący bronić królującego wtedy Stanisława Augusta, konstatuje, iż czas taki jak tamten „rodzi wszelkie nieszczęścia, między innymi to, że wypełzają wtedy na powierzchnię wszelkie gady, że tryumfują wszelkie hieny”.

Wspomniany tu obraz Matejki to zarazem alegoria upadku Rzeczypospolitej. Upadku przypieczętowanego własnymi rękoma: Sejm, który obradował w latach 1773-75, na żądanie zaborców usankcjonował traktat rozbiorowy, a „gad” Poniński był jego głównym spiritus movens. Jego pyszniący się czerwienią strój na obrazie Matejki kojarzy się z wizerunkiem kata.

Za swe usługi skasował wtedy, jak podaje jego biografka Zofia Zielińska, 400 tys. złotych polskich. Pozyskał też stałą pensję 100 tys. złp rocznie ze skarbu Rzeczypospolitej, Order Świętego Stanisława, tytuł książęcy, urząd podskarbiego wielkiego koronnego i stanowisko przeora zakonu maltańskiego, które dawało mu roczny dochód 12 tys. złp.

Nagroda za zdradę z kasy zdradzonego kraju. Paradoks? W tamtym czasie niekoniecznie.

Wszystko dla korzyści

Na obrazie Matejki nie wygląda młodo – tymczasem miał wtedy niewiele ponad 40 lat.

Urodził się w 1732 r. (był rówieśnikiem przyszłego króla Stanisława Poniatowskiego). Jego ojcem był Maciej, chorąży wschowski. Od zarania kariery, rozpoczętej około roku 1759, kierowało nim przekonanie, iż w życiowych wyborach słuszne jest to, co przynosi korzyść. A na korzyści miał apetyt – w czym pomagał mu chyba całkowity brak wyrzutów sumienia.

Należąc początkowo do koterii saskiej (tj. stronnictwa popierającego dynastię saskich Wettynów na tronie), uwolnił ministra Brühla od jego „wysłużonej” (jak wtedy mawiano) metresy Józefy Lubomirskiej, poślubiając ją. Odwdzięczono mu się za to kuchmistrzostwem koronnym, po czym wkrótce uhonorowano ­Orderem Orła Białego.

Gdy w 1764 r. na tronie zasiadł Stanisław August Poniatowski, wyniesiony do władzy przez wrogie saskiej koterii stronnictwo Czartoryskich, 32-letni kuchmistrz koronny zręcznie zmienił zapatrywania. Aby nowe przywiązanie ugruntować, zaprzyjaźnił się z kochankiem Izabeli Czartoryskiej – księciem Nikołajem Repninem, ambasadorem carycy Katarzyny II.

W podzięce za akces do jego stronnictwa nowy król ofiarował Ponińskiemu prawo uczestnictwa w Komisji Wojskowej Koronnej. Repnin natomiast przyjął go do grona osób sowicie wynagradzanych, wysługujących się Rosji, a przeciwnych modernizacyjnym reformom nowego króla. W interesie Rosji było utrzymanie ustroju pogrążającego się w anarchii, dzięki czemu mogła zachować kontrolę nad Rzecząpospolitą, uznawaną już za jej protektorat.

Projekt uspokojenia kraju

Podczas wojny domowej – wznieconej w 1768 r. przez szlachtę po zawiązaniu przez nią konfederacji w Barze, której powodem była zarówno niezgoda na królewskie reformy, jak też na rosyjską kuratelę – Poniński i hetman Franciszek ­Ksawery Branicki (kolejny ­sportretowany potem przez Matejkę) złożyli Michaiłowi Wołkońskiemu, nowemu ambasadorowi Rosji, owoc ich zatroskania losem ojczyzny. Memorandum nosiło tytuł „Projekt uspokojenia Polski”. Autorzy proponowali, aby pod osłoną rosyjskich wojsk zawiązana została konfederacja stanowiąca kontrę wobec tej barskiej. Jej walna rada, powołana pod laską Ponińskiego, miała zawrzeć wieczysty sojusz z Rosją, a także przywrócić te ustrojowe prawa, które ograniczyły królewskie reformy. Chodziło głównie o liberum veto i władzę hetmanów.

Autorzy „Projektu” proponowali, aby do antybarskiej konfederacji zaproszony został Stanisław August. Ten jednak, przy wsparciu Czartoryskich, nie ­zamierzał ulec żądaniom, by wojska koronne w połączeniu z rosyjskimi rozprawiły się z ­rebelią. Przeciwnie: król domagał się, by siły rosyjskie opuściły kraj i próbował doprowadzić do narodowego pojednania.

Wobec takiej postawy króla Poniński zareagował modyfikacją „Projektu”, dokonaną w tercecie, bo jeszcze z kanclerzem Andrzejem Młodziejowskim – politykiem równie usłużnym Rosji. Modyfikacja postulowała detronizację Stanisława Augusta. Król, zrażony ostatecznie do Ponińskiego, wyrzucił go z Komisji Wojskowej.

Nie była to zbyt dotkliwa kara. Jeszcze nie.

Na liście płac

U następcy Wołkońskiego, ambasadora Kaspra von Salderna, Poniński nadal figurował na liście płac. I to jako jeden z najbardziej zaufanych: podpisał Saldernowi cyrograf posłuszeństwa. Za odpowiednio wysoką pensję odwdzięczał się rekomendowaniem osób, na których skorumpowanie i lojalność Rosja mogła liczyć. ­Donosił też o czynionych przez króla na europejskich dworach zabiegach dyplomatycznych, by zapobiec upadkowi ­Rzeczypospolitej.

W październiku 1772 r., wkrótce po pierwszym rozbiorze, Saldern wyprawił Ponińskiego do Petersburga. Celem podróży było przygotowanie kuchmistrza koronnego do odegrania roli marszałka Sejmu, mającego zatwierdzić dokonane przez Rosję, Prusy i Austrię aneksje – już po fakcie, bo podpisanie traktatu między zaborcami nastąpiło wszak w sierpniu tego roku.

Na patrona Ponińskiego w tym przedsięwzięciu desygnowany został rosyjski minister pełnomocny Otto Magnus von Stackelberg – osobnik, o którym biograf Stanisława Augusta, Adam Zamojski pisał, iż „podobnie jak Repnin, ­czerpał ­przyjemność z traktowania polskiego monarchy w sposób, w jaki nie ośmieliłby się potraktować kogoś równego mu stanem”.

Godność gwałtem wzięta

W karierze Ponińskiego nastały złote czasy. Na obrazie Matejki tocząca się u jego stóp moneta z moskiewskiej sakiewki to tylko skromny symbol dostojeństw i zysków, do jakich się dorwał.

Wspierany przez Stackelberga, pozwalał sobie na działania bezprawne. „Nie mogąc nigdzie w kraju dla znajomego swego złego charakteru utrzymać się na funkcji poselskiej, w Liwie, przy asystencji żołnierza moskiewskiego zebrawszy kilku szlachty już po odbytych w czasie podług prawa sejmikach, posłem się zrobił” – podaje dziejopisarz ­Jędrzej ­Kitowicz.

Dalej Kitowicz pisze: „Podobnym gwałtem godność marszałkowską na sejmie sobie przywłaszczył (...); tenże sejm mimo wolą wszystkich innych posłów w konfederacją zawiązał; (...) sądy konfederackie właśnie jakby podczas bezkrólewia otworzył; (...) wszystkim innym jurysdykcjom milczenie nakazał; (...) Reytana, posła litewskiego, do laski marszałkowskiej sobie przeszkadzającego i przy prawie żywo obstającego, kryminalnie zapozwał (...); przyjmując do swoich sądów konfederackich sprawy o substancje obywatelskie, nawet kilką dekretami trybunalskimi ułatwione, też dekreta uchylał, a inne wyroki sejmowe według pieniędzy, które od udających się do sądu swego brał, wydawał; (...) konstytucje na sejmie uchwalone, posyłając do kancelarii (...) sekretarza sejmowego, człowieka charakteru sobie podobnego, z aktów wydzierał, a inne na to miejsce podług interesu swego lub cudzego dobrze sobie opłaconego podsuwał”.


CZYTAJ TAKŻE:

PRZEZ BAŁTYCKIE PŁYTKIE MORZE. HERMAN LINDQVIST, szwedzki historyk: Brak wojen umożliwia rozwój przemysłu i handlu. To jeden ze szczęśliwych losów, które my Szwedzi wygraliśmy w XX wieku na loterii dziejów >>>


Wykorzystując koniunkturę, Poniński odkupił od Teodora Wessla za 300 tys. złp urząd podskarbiego koronnego, który tamten kupił niegdyś od saskiego ministra Brühla. „Zrobiwszy się na tymże sejmie podskarbim wielkim koronnym – pisze Kitowicz – na urzędy skarbowe nikogo podług zasług i zdatności, ale tylko podług zapłaconych sobie od konkurentów pieniędzy nominował”.

Bywało, że jeden urząd sprzedawał kilku chętnym. Albo że usuwał z urzędu swoich nominatów na rzecz kolejnych, którzy dali więcej.

Na koniec: generał-lejtnant

Gdy delegacja Sejmu negocjowała z Rosją sprawę zaborczych aneksji, Poniński upozował się na patriotę realistycznie oceniającego sytuację. Winą za rozbiorczą inicjatywę obarczył żądne terytorialnych zdobyczy Prusy i przekonywał członków sejmowej delegacji, jak korzystny wobec pruskiej pazerności będzie dla Rzeczypospolitej przyjazny układ z Rosją.

Zmienił jednak zaraz front, gdy przyszła kolej na negocjacje z Prusami. Suto przez nie opłacany, orędował, aby przystać na żądania króla Fryderyka II, zawarte m.in. w fatalnym dla Rzeczypospolitej traktacie handlowym. Dało mu to jeszcze jedną okazję do bogacenia się, a to za sprawą łapówek pozyskiwanych za koncesje dla Pruskiej Kompanii ­Handlu Polskiego.

Również potem inwencja Ponińskiego w pomnażaniu fortuny nie słabła. Gdy w 1775 r. Sejm przyjął wymuszoną przez Stackelberga konstytucję – wprowadzającą nową formę rządów, mających opierać się na powołanej przy królu Radzie Nieustającej, ograniczającej monarszą władzę – Poniński najpierw wystarał się w niej o stanowisko marszałka, a potem odsprzedał je z korzyścią Antoniemu Sułkowskiemu.

W innej sprawie, jaką był zadawniony problem ordynacji ostrogskiej – tj. kwestia własności wielkich dóbr ziemskich pierwotnie należących do rodu ­Ostrogskich, a potem będących przedmiotem sporu między różnymi rodami – również doprowadził do zyskownego finału. W rozdrapywanej Rzeczypospolitej wielu łudziło się nadzieją, że ­ordynacja ta, bardzo cenna, stanie się własnością państwa i zapewni finansowanie wojska.

Poniński ochoczo wmieszał się w rozwiązanie problemu. Sejm zniósł ordynację, a w jej miejsce utworzono Przeorat Zakonu Maltańskiego, przy czym Poniński – zwiódłszy chytrze występującego z roszczeniami zakonnego ambasadora – wybił się na stanowisko Wielkiego Przeora, zapewniając sobie roczną pensję 42 tys. złp. Jako fundator powołał też jedną z komandorii rodowych i obwołał się szefem regimentu pieszego ordynacji ostrogskiej w randze generał-lejtnanta.

U księcia ścisk niesłychany

Kolejną okazją, w której Poniński zwietrzył interes, była likwidacja majątku po świeżo skasowanym przez papieża zakonie jezuitów. Król chciał, by pojezuickie dobra przekazano na rzecz Komisji Edukacji Narodowej. Uchwalono w tym celu ustawę, lecz w efekcie działań ­Ponińskiego przejęcie dóbr ­odwleczono – pod pozorem konieczności ich oszacowania.

Poniński i jemu podobni – jak biskup Massalski czy kanclerz Młodziejowski (również biskup) – wodzili przy tym prym w powołanych Komisjach Rozdawniczych i Sądowych. Skala łapówkarstwa i grabieży była w nich tak ogromna, że pierwsze z tych komisji zyskały miano „rozdrapnicznych”. Poniński miał przywłaszczać sobie – i odsprzedawać dalej – nawet kosztowności z kościelnych ołtarzy.

Poza tymi źródłami jego zysków historycy wymieniają jeszcze m.in. dywidendy z monopolu tytoniowego (sam go sobie przyznał), opłaty za korzystanie z mostu na Wiśle, który zbudował, łapówki pobierane od Żydów za prawo do osiedlania się w Warszawie czy dochody z majątków ziemskich pozyskanych w czasie Sejmu rozbiorowego (jak podaje Zofia Zielińska, m.in. „klucza torczyckiego w woj. kijowskim i bracławskim, klucza derazeńskiego na Wołyniu (…), dóbr barskich, cudnowskich, lubarskich i Łysobyków na Wołyniu, klucza lipowieckiego w pow. winnickim”).

Biogram Ponińskiego autorka kończy konkluzją: „Uderza w tej postaci dysproporcja ogromu przestępstw popełnionych dla zdobycia pieniędzy i miałkość celów”, na jakie je wydawał. Faktycznie: użytkował je głównie na wielkopańskie uczty, a przede wszystkim na karciane gry hazardowe, niebywale wtedy modne. „U księcia Ponińskiego ścisk bywał niesłychany – wspomina w pamiętnikach Jan Duklan Ochocki. – Ci, co bank faraona ciągnęli, mieli przed sobą kupy złota, wielkie jak kretowiny, na innych stołach grano w kwindecza, ale i tam złota nie brakło”.

Rozrzutność, otoczenie szulerów i kwoty, jakie przegrywał (Włoch ­Thomatis, farbowany hrabia, złupił go kiedyś, „zabierając mu jednego wieczora nie tylko wszystką gotowiznę, ale i całoroczne pensje – przeora maltańskiego i podskarbińską”, notuje Andrzej Hamerliński-Dzierożyński) – wszystko to doprowadziło Ponińskiego do bankructwa.

Pogrążony w długach, sprzedał pensję przeora maltańskiego i usiłował sprzedać podskarbiostwo. W 1786 r. Trybunał Koronny Lubelski (od XVI do XVIII wieku jeden z najwyższych sądów Rzeczypospolitej) wydał dekret o podziale jego majątku. Za to nieodmiennie mógł liczyć na pensję od ambasadora Rosji.

Skazany

W roku 1789 dobrano się wreszcie Ponińskiemu do skóry. Stało się to podczas obrad Sejmu Wielkiego, który zakończył się uchwaleniem Konstytucji 3 maja.

Zaczątkiem oskarżenia było rozgrabienie dóbr pojezuickich. Rozwinięto je wkrótce, dodając przestępstwa popełnione na Sejmie rozbiorowym. Znalazł się wśród nich zarzut „o branie pensyi zagranicznych i interesom zagranicznym na szkodę Rzeczypospolitej służenie”. Poniński odgrażał się, że ujawni ­wspólników, z których wielu w ­atmosferze Sejmu Wielkiego wystroiło się na reformatorów – jak hetman Ksawery ­Branicki („Choć ich wprzódy jedną było można mierzyć piedzią, / Dziś nie tak – Adam więźniem, a Ksawery sędzią” – kpił w wierszu Franciszek Zabłocki).

Ponińskiego aresztowano, lecz z pomocą syna zdołał zbiec. Wynajętą łodzią umykał Wisłą do Gdańska, jednak pod Toruniem, jak ironizuje Kitowicz, „pijakowi ognistemu zachciało się wódki gdańskiej i pierników toruńskich”. Gdy zszedł na brzeg, został schwytany.

Wyrok sądu ogłosił go zbrodniarzem stanu i nieprzyjacielem ojczyzny, odsądzonym od urzędów, godności i orderów. Jak pisze Kitowicz: „kiedy czytano dekret (...) najprzód wspomniano go jaśnie oświeconym książęciem, potem jaśnie wielmożnym, potem tylko urodzonym, podług stopniów, z których go zrzucano; a na ostatku, gdy go odsądzono od szlachectwa i od imienia Ponińskich, nie mianowano go, tylko człowiekiem Adamem”.

Miał opuścić Warszawę w ciągu czterech godzin po ogłoszeniu wyroku, a Rzeczpospolitą do czterech tygodni. Na prośbę rodziny odstąpiono od publicznego wytrąbienia go ze stolicy.

W rynsztoku

Wyrok i banicja nie umniejszyły tupetu Adama Ponińskiego. Jeszcze przed opuszczeniem ojczyzny przywdział rosyjski mundur i ozdobił się rosyjskimi orderami, a także wydał w Mokotowie pożegnalny bankiet. Następnie udał się do mołdawskich Jass, do faworyta carycy księcia Potiomkina. Po drodze nie omieszkał złożyć we Lwowie do ksiąg grodzkich manifestu przeciw wyrokowi. Wojażując przez jakiś czas po Europie, przedstawiał się z humorem jako Monsieur Toutcourt (Pan Nic-Więcej).

Gdy przeciwko majowej konstytucji zawiązała się konfederacja targowicka, jej władze na prośbę Ponińskiego ogłosiły jego niewinność i przywróciły odebrane mu prawa. Nie zaprzestali jednak ścigać go wierzyciele. Także próby odzyskania źródeł dochodów spełzały na niczym. Nawet ambasada rosyjska nie była już zainteresowana jego usługami – był nazbyt skompromitowany.

Niegdysiejszy krezus popadł w nędzę. Żył na łaskawym chlebie u dawnego sługi. Choć różne są wersje okoliczności jego śmierci w roku 1798, w każdej z nich włóczący się po szynkach „jaśnie oświecony łotr” ostatnie pijackie tchnienie wydaje w rynsztoku.

W komentarzu do wspomnienia o ­Ponińskim historyk Niemcewicz przywołuje haniebne rodzaje śmierci innych jeszcze sprzedawczyków, m.in. tych, którzy zawiśli na szubienicach podczas insurekcji kościuszkowskiej. Komentarz zamyka smutną refleksją: „Czemuż przykład ten nie zastrasza podłych i przedajnych dzisiaj”. Po czym cytuje Wergiliusza: „Uczcie się cnót, karceni, i szanujcie bogi”.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2022