Szczupak, Kocurek i bigos

Przyznać trzeba, że znajdujemy czasem chwile pocieszeń pośród mnogości rozczarowań, porażek twórczych, sklęśnięć, zapadnięć, zmiękczeń i zgąbczeń...

07.05.2017

Czyta się kilka minut

Pomiędzy stanami afazji i pustego gadulstwa, pomiędzy coraz rzadszymi chwilami umysłowej skoczności i coraz częstszymi momentami bezradnego drapania pazurkami, pomiędzy spacerami po polach elizejskich kultury a leżeniem na przychaciach izb pamięci, pomiędzy lizaniem ran, które wszyscy powinni całować, a slalomem między grzybami nuklearnymi życia codziennego.
Raduje nas, że oto wciąż są ludzie, którym los wyślizgał korę mózgowia znaczniej. Bardziej niźli nam, ludziom szarym szarością szczupaka po odfiletowaniu a podawanego co dzień Gospodarzowi na śniadanko, w sosie takoż szarym i z rodzynkami.

Jeśliśmy się już znaleźli w klimacie rodzimej garmażerki, rzec wypada na początek, że od lat wielu zajmujemy się eleganckim podawaniem bigosu. Staramy się, by bigos ów był przynajmniej ciepły. Każdy przyzna, że jest to zadanie trudne do uniesienia i doprawdy nie oczekujemy, by ktokolwiek uznał, iż to zwierzenie jest – jak by rzekł pewien zdolny obrońca pewnego bandyty – wołaniem o miłość. Nie jest. Ów bigos – to żeśmy właśnie gibko zauważyli – jest zwykłą parabolą tutejszego wyrażania się w życiu publicznym.

Owo wyrażanie się publiczne jest najciekawszą stroną bytowania człowieka notującego i bije na głowę własne życie literackie, płciowe, takoż picie, palenie, popisy fizyczne czy łotrzykowskie. Stop. Natychmiast reagujemy na coraz to głośniejsze wołanie ludu czytającego, byśmy teraz rychło przestali bredzić i dali wreszcie jakiś przykład, o co nam – do diaska – idzie. Zanim jednak przejdziemy do rzeczy, wypada przytoczyć pierw wypowiedź Donalda Tuska na temat przedstawienia go w mundurze hitlerowskim przez przedstawicielkę polskiej dyplomacji. „Nie po raz pierwszy jestem przedstawiany w niemieckim mundurze, dotychczas wizerunki te były trochę mniej drastyczne”. W wypowiedzi tej zastanawia nas novum, a mianowicie, że istnieje coś takiego jak stopniowalność drastyczności w tego typu przedstawieniach. Jest to niewątpliwie zjawisko obecne wyłącznie i tylko w Polsce.

Po tym wtręcie weźmy na warsztat coś w podobnym klimacie. Oto wicepremier Morawiecki takie wyniósł refleksje z ostatnich targów przemysłowych w Hanowerze, co cytujemy za mediami niezłomnymi: „Hanower to ogromny sukces polskich przedsiębiorców. (...) Polacy zawsze jeździli na roboty do Niemiec, a teraz przywieźli własne roboty”.

Zaiste na taki bon mot ręce same składają się do oklasków. Do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu i niech go licho! – wołamy – ależ dał po jajach ów wrażliwy patriotycznie Kocurek Gospodarza, aż chce się, by zamruczał mocniej. Po brzuszku go drapać! Pieluchę sobie musieliśmy zmienić w reakcji na ten znakomity popis inteligentnego i żartobliwego skojarzenia robót przymusowych w Niemczech z nowoczesnością. Gula nam skacze, żeśmy nigdy nie wymyślili czegoś równie jajcarskiego, tak mocno w pupsko-dupsko dającego, takoż też budującego – jak mniemamy – kapitalny klimat wśród inwestorów niemieckich.

„Hajżehitler!” – chce się zawołać na modłę staro- rzymsko-słowiańską, które to zawołanie tak popularne się robi u ludu miast i wsi.
Bigos ma różne smaki. Inny, jakby dla chorego w szpitalu podany, landrynami kraszony, przygotowała Beata Mazurek, oficjalny głos PiS-u. Ma ona taki postulat do twórców bardzo znanego programu satyrycznego: „Szkoda, że nie są przemycane tam treści, które są dobre dla naszego rządu, na przykład wskaźniki gospodarcze”. Rzec trzeba, że wypowiedź Kocurka i ów pomysł dla satyryków są godne solidnego namysłu. Pokazują, droga młodzieży, czym jest poczucie humoru, czym jest śmiech, inteligencja, przemytnictwo i jak niezwykli ludzie zostają dziś ministrami i rzecznikami prasowymi, oraz, rzecz jasna, czymże jest bigos, a czym bigosik. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2017