Nagrywalny

04.02.2019

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Bardzo skuteczny jegomość, godny polecenia, zwłaszcza w szeroko pojętych sprawach budowlanki – tak można by podsumować wszystko, co słychać na tych nagraniach, świadczących wedle partyjnych deweloperów o smykałce godnej podziwu. Zaiste nie może tu być, w tej ocenie, żadnej wojny polsko-polskiej. Wypada pokornie przyznać rację tym opiniom. Na dodatek, rzec trzeba z satysfakcją, ów Austriak pięknie popłynął na umowach bodaj na gębę – to zawsze raduje serca nasze, niech opatrzności dziękuje, że mu bryki nie buchnęli spod domu albo nie nakarmili kebabem z chorej krowy, i że wrócił szczęśliwie do Wiednia. Z drugiej jednak strony jego pionierski wyczyn musi budzić szacunek. O tym jednak za moment.

Oto długośmy musieli czekać, by się wreszcie dowiedzieć, że nie mamy do czynienia z ofiarą losu i nowoczesności, tetrykiem bez konta, realizującym się w karmieniu kocurka, gibko zawiadującym nieobywatelskim społeczeństwem, niekumającym niczego ze świata deweloperki i kredytu. Luzik tych negocjacji pokazuje, że Gostek (bo przecież nie Gospodarz) kuma bazę. Fura, skóra i komóra – wszystko się zgadza. Każdy by marzył pobyć tak ruchliwym misiem w biznesie. Ekstra jest, choć – co trochę szkoda – maszyny na plac budowy nie wyjadą. Obecna koniunktura na razie nie klei tej inwestycji. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Zresztą wszystkie wieżowce warszawskie są piękne, dwa więcej, dwa mniej – estetyki miasta to nie zmieni.

Insza inszość to magnetofon. To nie było ładne. Nagrywanie po kryjomu jest nieetyczne, zwłaszcza gdy leci nawijka o szmalu. Po co to robić, skoro zawsze się można dogadać? Dla sławy? No chyba.

Otóż by wpaść na ten pomysł, trzeba było żyć poza doktrynalną opinią, że w tym przypadku nagrywanie jest niemożliwe. Gdy komentowano ongiś zarejestrowane odgłosy towarzyszące jedzeniu głowonogów, padały nieśmiałe wróżby, że magnetofony są wszędzie, również TAM. Spoko – mówiono – przyjdzie kryska na matyska. Powoływano się przy tym na rejestracje obrazu i dźwięku uczynione na Marsie, czy to w świecie przyrody ożywionej. Skoro można nagrać najintymniejsze detale życia wombatów, pieśń godową skolopendry, życie prenatalne grzechotnika, macierzyństwo gronkowca złocistego, to można nagrać wszystko. Tak mówili przenikliwi realiści – ale jest nas w kraju mało. Odrealnieni, których jest większość, śmiali się serdecznie. Umieszczenie mikrofonu w gnieździe pumy w połogu to pikuś w porównaniu z marzeniem nagrania wiadomo kogo. To się nie uda – powiadali. Że trzeba by się – mówili – pierw przebrać za Ziobrę, Gowina bądź Glińskiego, do czego potrzebny jest kosztowny fryzjer, potem trzeba by połknąć magnetofon odporny na kwasy brzuszne, wyposażony w mikrofon kierunkowy, by nagrał to konkretne burczenie, a nie inne. Mimo postępów miniaturyzacji jest to wyzwanie dla herosa. Trzeba by być jak ów wieloryb z Jonaszem w środku – mówili. Potem, to jasne, trzeba by przejść przez systemy zwane szumidłami, narażając się – w razie wykrycia – na bolesne płukanie żołądka, wykonywane przez personel sekretariatu. Potem trzeba by spróbować kompromitująco pogadać, a na końcu magnetofon zwrócić – co wydaje się perspektywą uciążliwą. Słowem: uważano, że to wszystko razem się nie uda. Bo nie może. Także dlatego, że ów jest nienagrywalny w sensie metafizycznym. Ktoś słyszał głos Światowida? Albo Swarożyca? W narodzie wiara jest mała, jak widać. Kawalerowie tutejsi są bez fantazji i doprawdy przykro to mówić: ów Austriak jest być może ostatnim, co tak poloneza wodzi. Udało mu się bowiem.

Czy w istocie, jak się uważa, owa taśma warta jest tyle, ile ucho od śledzia? Gdy odpowiadamy na to pytanie wprost i bez głębszej refleksji – to owszem. Gdy jednak zdarzenie próbujemy rozpoznać teologicznie, widać, że – halo Houston – mamy problem. Oto nagrano nienagrywalne bożyszcze, odporne na ziemskie pułapki, przekonane o swej arcykapłańskiej nietykalności. A to wiele zmienia, właściwie zaś zmienia wszystko i na zawsze. Jest to strącenie z piedestału, cokolwiek to znaczy. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 6/2019