Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ktoś mówi: napisz, człowieku, o byłym wicepremierze do spraw bezpieczeństwa narodowego i spraw obronnych. Znowu. Ale – pytamy – co pisać, o czym, dlaczego? Jak to, o czym?! O tym, jak jeździ po kraju mlekiem i miodem płynącym. Jak gwarzy z ludem o Polsce i świecie współczesnym bądź o ekonomii, bądź opowiada ludziom o innych krajach. Napisz, jak w bezpiecznej obstawie niezliczonych ochroniarzy zajeżdża czarnym autem do malutkiego miasta. Jak wysiada i jak wchodzi do sali, na scenę, i jak śpiewa hymn państwowy. Bo zawsze śpiewa. I jak mówi. Napisz nam o tym. A te prośby nas wcale nie śmieszą, męczą, czasem dziwią, ale po namyśle nie dziwią.
Czymże – pytamy – nasze opisanie, jak Gospodarz śpiewa, będzie lepsze, precyzyjniejsze, bardziej ilustracyjne, dosłowniej oddające nastrój ową wokalizą wywołany, od artykułów zawodowych reporterów i spisanych z taśm zeznań naocznych świadków? Ano – słyszymy – wizyty Prezesa w największych salach malutkich miast nie powinny być obsługiwane przez zawodowych reporterów. Są one – wydarzenia te – materiałem do przede wszystkim twórczej interpretacji, do analizy, która nie może być banalizą. Takie opinie słyszymy i – cóż tu rzec więcej – podzielamy je bez wahań.
ZOBACZ TAKŻE:
Suche bądź wulgarne w swej prostocie relacje z nawiedzin Gospodarza w największych salach najmniejszych miast Polski odzierają te wydarzenia z istoty. Z funkcji. Z misji. Ze znaczenia. I dlatego właśnie owe cudowne nawiedziny powinny być obsługiwane przez ludzi innych niż teraz. Władających piórem – bez urazy – zgrabniej. Chodzi nam tu o ludzi umysłowo najbardziej gibkich w kraju, potrafiących w locie, pomiędzy jednym a drugim akapitem wypowiedzianym przez Gospodarza, złapać i zinterpretować. A interpretację tę natychmiast reinterpretować. Autorzy powinni być skoczni, winni więc rozumieć na bieżąco konstrukcje i dekonstrukcje, a więc muszą umieć uważnie słuchać i zapamiętywać. Muszą umieć z masy dźwięków wydobyć te cesarskie, najczystsze, najzłotsze, ale muszą takoż rozumieć ciszę, bezdźwięczną sterylność, a więc takoż to, co znajduje się pomiędzy dźwiękiem wydanym przez Gospodarza a wydanym przez niego bezdźwiękiem. Muszą to zapisać. Szybko i zrozumiale. Ostatnia to chwila, by w redakcjach polskich zorganizować poważne castingi na ludzi przygotowanych warsztatowo i biologicznie do sensownego relacjonowania gospodarskich nawiedzeń.
Oto – jakżeśmy tu napisali – nadzmysłowe zdolności i niezwykłe organy są niezbędne w dochodzeniu do zrozumienia tego, co mówi Gospodarz. Jego mowa – zważmy – jest jak lawa wypadająca z Wezuwiusza wprost na nieodżałowane Pompeje. Należy zatem do zjawisk nieokiełznanych. Słowem, Prezes zawsze mówi to, co chce powiedzieć, wypowiedzi układają się w rzeki, rzeki są szkieletami dorzecz, dorzecza zaś składają się na niesłychanie skomplikowany system dopływów, potoków, strug, kanałów i kanalików jego myśli, wynikłych z osobliwych widzeń. Tak to wygląda. Rozumienie tego to nie jest zadanie dla ludzi, którzy napiszą, dla przykładu, że: Kaczyński myśli, iż w Niemczech euro kosztuje trzy złote. Albo: Kaczyński powiedział, że lekarze mają dość klepania biedy w Niemczech i wracają do Polski. Nie. Żeby to zrozumieć, zbędna jest wulgarna wiedza, na żenującym poziomie, że np. jedno euro kosztuje w Niemczech tylko jedno euro. Przecież Gospodarz nie to chciał nam przekazać, chciał powiedzieć coś ważnego, że w Niemczech jest gorzej niż w Polsce, że życie tam nie ma żadnego sensu. A u nas owszem. Ktoś tu się zaśmieje i prowokacyjnie zapyta, po co ten cyrk. Odpowiedź jest prosta: wszystko to razem to niezbędny seans. Połowa obywateli polskich czeka i wierzy, że Gospodarz swymi widzeniami, słowami, a nawet milczeniem jest zdolny zmieniać prawa fizyki, ekonomii, odwrócić bieg głośno teraz chrzęszczącego koła historii. Zmienianie kursu waluty to naprawdę, przy tym wszystkim, bułka z masłem. ©