Wyjdźmy poza krąg kościoła, salki i kancelarii

Abp Stanisław Gądecki, nowy przewodniczący Konferencji Episkopatu: Moim marzeniem jest to, by sen papieża Franciszka o Kościele mógł się spełnić także w Polsce.
Abp Stanisław Gądecki w rozmowie z dziennikarzami „TP”, Warszawa, 14 marca 2014 r. / Fot. Adam Kozak dla „TP”
Abp Stanisław Gądecki w rozmowie z dziennikarzami „TP”, Warszawa, 14 marca 2014 r. / Fot. Adam Kozak dla „TP”

ARTUR SPORNIAK i BŁAŻEJ STRZELCZYK: Papież w adhortacji „Evangelii gaudium” napisał: „Marzę o opcji misyjnej”. O czym marzy przewodniczący Episkopatu?

Abp STANISŁAW GĄDECKI:
To, o czym marzy papież, powinno leżeć na sercu każdemu biskupowi. Kościół trudzący się „w ramach zwyczajnego administrowania” przemienić w Kościół misyjny (i to misyjny w odniesieniu do wszystkich wiernych, a nie tylko ograniczony do aktywności księży) – to ideał. Tak pracował Kościół w epoce apostolskiej. Gdyby ten ideał udało się wskrzesić, wróciłaby radość.

Marzenie Franciszka jest dużym zwrotem w Kościele. Do tej pory papieże odwoływali się osobno do misji i osobno do duszpasterstwa tradycyjnego. Franciszek tymczasem uznał pierwszeństwo misji pośród wiernych świeckich przed samą głęboką formacją. Powiedział: każdy w takim stanie, w jakim jest, winien być misjonarzem. Jeśli ktoś z ochrzczonych ruszy z przepowiadaniem Chrystusa „od osoby do osoby”, szybko dojrzeje w wierze. Oby to marzenie, ten sen Ojca Świętego mógł się spełnić także w polskim Kościele; przywrócić pierwotny, autentyczny kształt Kościoła.

Nie jest to proste z różnych względów, choćby z powodu innych proporcji. Kościół współczesny liczy ponad miliard wiernych, Kościół apostolski stanowiła garstka uczniów. Przy skromnych początkach napełnić duchem misyjnym i uczynić apostołami garstkę uczniów było może łatwiej, niż poderwać miliony katolików do misji dzisiaj. Podobnie jak łatwiej jest ruchowi Neokatechumenatu w małych grupach – przy silnej formacji – uczynić jego członków prawdziwymi misjonarzami.

A może problem Kościoła to stagnacja?

Mówić o stagnacji w Kościele w Polsce może ten, kto go nie zna. Wystarczy wejść w rytm życia duszpasterskiego przeciętnej miejskiej parafii. Duszpasterze robią, co mogą, z Bożą pomocą: przepowiadają Słowo Boże, ofiarnie katechizują, rozwijają życie sakramentalne wiernych, inspirują dzieła miłosierdzia, asystują wspólnotom kościelnym, stowarzyszeniom i ruchom. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że mogliby robić więcej. Niestety, to duszpasterstwo napotyka na duże trudności, spowodowane traktowaniem Kościoła jako jednego z elementów konsumpcji: wierni przychodzą do kościoła i żądają obecności stołu szwedzkiego, z którego będą wybierać to, co się im podoba. Podoba się kazanie, to zostają, jak się nie podoba, to idą do innego kościoła. Papież natomiast żąda nawrócenia i misji. I to nie tylko duchowieństwa i zakonników, ale każdego z wiernych.

Opuszczając irytujące kazanie, chronię własną duchową wrażliwość. To źle?

Lepsze jest dobrze przygotowane kazanie, ale nawet złe daje dużo do myślenia. Apostoł Paweł mówił do Koryntian: „Posłał mnie Chrystus, abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża”. Rzecz może dotyczyć duchowej wrażliwości, ale może też – braku pracy nad sobą.

Jeśli zamiast kościoła parafialnego wybieram dominikanów, to dlatego że w pierwszym jestem zwykle pouczany, a w drugim zapraszany do myślenia.

Nie powinniśmy stawiać znaku równości między duszpasterstwem zakonnym a duszpasterstwem duchowieństwa diecezjalnego. Pracę, którą w parafii wykonuje często jeden proboszcz z wikarym, w klasztorze wykonuje pięciu czy jeszcze więcej zakonników. Nie ma w tym nic złego. Większa wspólnota niesie człowieka. Łatwiej trafić do młodzieży, gdy tylko to mam jako pole swojego działania. Łatwiej trafić do środowisk kultury, gdy tylko nimi się zajmuję. Trudniej, gdy trzeba być omnibusem. Gdy na przeciętnej parafii proboszcz musi opiekować się dziećmi, młodzieżą, inteligencją i innymi grupami. Niemniej kazanie, które zaprasza do myślenia, jest lepsze niż to, które zaprasza do snu.

Trzeba przemyśleć działalność parafii?

Parafia tradycyjna słabuje, ponieważ trudno jej wytworzyć żywą wspólnotę misyjną. Owszem, jest wiele parafii, w których funkcjonują żywe wspólnoty: stowarzyszenia, ruchy religijne, ale nawet ci bardziej zaangażowani w życie parafii często krępują się działać misyjnie poza murami kościoła. Tłumaczą, że nie mają odpowiedniego wykształcenia religijnego. Wspólnocie zakonnej nie jest łatwiej budować żywą wspólnotę, choćby z uwagi na kadencyjność proboszczów.

Problemem jest klerykalizm: Kościół to dla Polaków przede wszystkim biskupi i księża. Ksiądz Arcybiskup w ostatnich latach zainicjował dwa kongresy, które miały zmobilizować świeckich w duszpasterskich radach diecezjalnych i parafialnych. Ideę tych kongresów tak Ksiądz tłumaczył: „To prowokacja do zrobienia rachunku sumienia, jak realizujemy soborową wizję Kościoła”. Jak realizujemy?

Od 22 lat wizytuję parafie i dostrzegam wiele dobrej woli wśród członków parafialnych rad duszpasterskich. Ale nieraz nie mają oni na tyle pewności siebie i formacji, by podejmować odważnie dzieła apostolskie – wolą „zdalne sterowanie”. Gdy pytam, czy mają jakiś program duszpasterski, czy choćby korzystają z diecezjalnego, zwykle milczą albo odsyłają do proboszcza. Gdy w parafii wiejskiej pytam z kolei, jak obrodziły buraki, dotychczasowe milczenie przeradza się w żywą dyskusję, jeden przez drugiego narzeka na rząd, na polityków, na skupujących i na katastrofalną sytuację. Widać, co te osoby bardziej interesuje. A przecież życie wiary jest ważniejsze od buraków.

Papież napisał, że „duszpasterstwo w kluczu misyjnym” to rezygnacja z kryterium „zawsze się tak robiło”. Z czego, co się dotąd robiło, powinniśmy zrezygnować?

Trzeba przemyśleć duszpasterstwo, które się odbywa jedynie między kościołem, salkami a kancelarią parafialną. Ono jest ważne i potrzebne, ale ważniejsze jest pozostawienie owych 99 owiec i szukanie tej jednej, która zaginęła. Szukanie ludzi zagubionych, niewierzących, poszukujących, biednych – nie tylko w sensie materialnym. Gdyby osoby regularnie „chodzące” do kościoła – czyli ok. 30-50 proc. parafian – wzięło sobie tę przypowieść do serca, to tych kilkunastu-kilkuset na „peryferiach” znalazłoby kogoś, kto potrafiłby im pomóc. Sam proboszcz nie zdoła trafić do wszystkich. Może też nie odpowiadać naturze będących na „peryferiach”. Przyszłość Kościoła – nie tylko w Polsce – dostrzegam zatem w przebudzeniu misyjnym wiernych świeckich.

Przed wyborami Ksiądz Arcybiskup mówił, że Papież podczas wizyty ad limina, wskazując na konieczność „jedności w miłości”, przestrzegał przed „zbytnim angażowaniem się niektórych biskupów po stronie jakiejś opcji politycznej”.

To rzecz oczywista. Inne jest zadanie duchowieństwa, osób konsekrowanych i biskupów, a inne świeckich. Zadaniem świeckich jest przekształcanie tego, co nazywamy profanum, na większą chwałę Bożą. Przepajanie duchem Ewangelii sfery edukacyjnej, gospodarczej, kulturalnej, politycznej itd.

Biskupi i księża nie zamierzają sprawować władzy politycznej ani też odbierać katolikom świeckim prawa do wolności opinii w konkretnych sprawach politycznych. Pragną natomiast – zgodnie z właściwą sobie misją – kształtować i oświecać sumienia wiernych świeckich, tych zwłaszcza, którzy poświęcają się działalności politycznej, tak aby ich wysiłki przyczyniały się zawsze do integralnego postępu człowieka oraz dobra wspólnego. Dobrze ukształtowane, prawe sumienie nie pozwoli katolikowi przyczyniać się – przez oddanie swego głosu – do realizacji programu politycznego lub konkretnej ustawy, które podważają podstawowe zasady wiary i moralności – przez propozycje alternatywne wobec tych zasad lub z nimi sprzeczne. Samo dobrze ukształtowane sumienie nie pozwoli katolikowi uczestniczyć w kampaniach propagandowych na rzecz takich ustaw ani popierać ich, oddając na nie swój głos. Gdy zaś zdarzy się, iż nie jest absolutnie możliwe odrzucenie lub całkowite zniesienie ustawy przeciwnej sumieniu – już obowiązującej lub poddanej pod głosowanie – wówczas katolicki polityk winien zmierzać do ograniczenia szkodliwości obowiązującej ustawy i do zmniejszenia jej negatywnych skutków. Kościół nie może – bez zaprzeczenia sobie samemu – sprzyjać doktrynom, które w mniejszym lub większym zakresie przeciwstawiają się wolności i godności człowieka oraz jego wiecznemu powołaniu.

Katechizm uczy, iż nie należy do pasterzy Kościoła bezpośrednie angażowanie się w działalność polityczną oraz w organizowanie społeczeństwa. To zadanie wiąże się z powołaniem świeckich, którzy działają z własnej inicjatywy.

Prawo biskupów i kapłanów do ujawniania własnych wyborów ograniczają wymogi ich posługi kapłańskiej. Czasem muszą oni powstrzymać się od korzystania ze swego prawa, by móc być skutecznym znakiem jedności i głosić Ewangelię w całej jej pełni. Tym bardziej powinni unikać ukazywania swojego wyboru jako jedynie słusznego, a w obrębie wspólnoty powinni szanować dojrzałość ludzi świeckich, co więcej: muszą pomagać im w jej osiąganiu poprzez formację sumień. Zrobić wszystko, co możliwe, by nie przysparzać sobie wrogów na skutek zajmowania takich stanowisk w dziedzinie polityki, które pozbawiałyby ich wiarygodności i powodowały oddalenie się wiernych powierzonych ich pasterskiej misji.

Celem działalności kapłana jest szerzenie Królestwa Bożego. Podobnie jak Jezus, powinien zrezygnować z włączania się w aktywne uprawianie polityki – zwłaszcza wtedy, gdy wyraża ona interesy jednej grupy, co jest niemal nieuchronne – by pozostać człowiekiem wszystkich w duchu braterstwa oraz – o ile jest to akceptowane – człowiekiem ojcostwa duchowego. Kapłan winien przekazywać wiarę i kształtować sumienia.

Oczywiście kapłani winni jednocześnie unikać postawy neutralności lub obojętności na tragiczne i palące problemy związane z nędzą i niesprawiedliwością. Przede wszystkim – jako świadek, a zarazem jako głosiciel Ewangelii – kapłan ma być w pełni dyspozycyjny wobec tych, którzy angażują się w walkę o sprawiedliwość, wolność i ludzką godność. Kapłani winni wskazywać i potępiać nadużycia, niesprawiedliwości, wykroczenia przeciw wolności, gdziekolwiek by do nich dochodziło i niezależnie od tego, kto byłby ich sprawcą.

Czy w ramach Konferencji Episkopatu księża biskupi nawzajem się po bratersku upominają w tej kwestii?

Gdy w publicznym kazaniu dojdzie niechcący do jakiejś przesady, biskupi starają się reagować. Duchowieństwo nie jest od tego, by pouczać świeckich, jakie partie powinni wybierać. Zadaniem duchowieństwa jest wprowadzanie świeckich w ducha Ewangelii.

Dlaczego biskupi i proboszczowie tak niechętnie ujawniają roczne bilanse finansowe diecezji i parafii? Przecież Kościół w Polsce stoi na ofiarach wiernych. Gdyby się przed wiernymi rozliczał, oni czuliby się bardziej współodpowiedzialni.

Kościół istotnie stoi na ofiarach wiernych, dzięki temu jest niezależny. Nie jest prawdą, że nie ma w nim transparentności. Prawie każda parafia ma radę ekonomiczną, która ma wgląd w parafialne finanse. Poza tym w większości proboszczowie przedstawiają bilans roczny.

Chyba tylko w Wielkopolsce...

U nas jest to zwyczajną praktyką. Czasami potrzebna jest jednak ostrożność proboszcza, gdy ktoś z rady ekonomicznej usiłuje wykorzystać swoją obecność w radzie w celu ubicia własnego interesu na majątku parafialnym. Zdarza się, że w swojej naiwności niektórzy proboszczowie nie podejrzewają swoich rozmówców o większą niż przeciętna przebiegłość, także przebiegłość samorządów. Gdy z obu stron panuje zaufanie, współpraca proboszczów i świeckich w radach ekonomicznych układa się pomyślnie.

Dwa lata temu Episkopat zatwierdził nowoczesną Instrukcję w Sprawach Zarządzania Kościelnymi Dobrami Materialnymi, która m.in. postuluje powołanie w każdej diecezji odrębnej od Kurii instytucji zarządzającej majątkiem kościelnym, poddawanej corocznemu audytowi zewnętrznemu. Nie słyszeliśmy, by gdzieś powołano taki instytut diecezjalny. Dlaczego?

My poddajemy audytowi każdą instytucję, która funkcjonuje w obrębie archidiecezji poznańskiej. Robimy tak, by zawczasu wykrywać i likwidować nieprawidłowości, które powstają często z powodu braku wiedzy, nieuwagi, a nie ze złej woli ludzi, którzy tymi instytucjami kierują. Z wielką ochotą NIK kontroluje naszą diecezjalną Caritas.

Co z innymi diecezjami?

Nie wiem. Każdy biskup jest w tych kwestiach autonomiczny. Profesjonalny audyt instytucji kościelnych daje mi, jako biskupowi diecezjalnemu, poczucie większego bezpieczeństwa. Potwierdzają to wyniki corocznych kontroli – poza jednym bodaj potknięciem – przez 11 lat nie odnotowaliśmy żadnego przestępstwa.

Na czym polegało to jedno potknięcie?

Zaufaliśmy w sprawach finansowych osobie, której nie powinniśmy ufać.

Niezależna kontrola o tyle jest przydatna, że biskup jest jednocześnie ustawodawcą, wykonawcą i sędzią. To stwarza problemy zwłaszcza przy problemie nadużyć seksualnych księży wobec nieletnich. W rozmowie prywatnej jeden z biskupów przyznał nam, że choć prokuratura ma większe możliwości prowadzenia śledztwa, on nigdy nie poda do prokuratury żadnego ze swoich księży, bo straciłby zaufanie pozostałych. Przy takim podejściu wzrasta rola o. Adama Żaka jako pełnomocnika Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży.

Biskup sam nie powinien zgłaszać tych przestępstw do prokuratury, czasami zainteresowane osoby wcale sobie tego nie życzą. Biskup natomiast winien nakłaniać osoby poszkodowane, by same powiadomiły prokuraturę. Jeśli nie chcą, Kościół podejmuje śledztwo w ramach własnego sądownictwa.

O. Żak podlega Konferencji Episkopatu, a nie poszczególnym biskupom – to daje mu swobodę działania w podejmowaniu pomocy ofiarom. Czy nie powinien mieć większego finansowego i instytucjonalnego wsparcia?

Wiele instytucji woła w Kościele o dodatkowe pieniądze. Mnożą się etaty, a dochody Kościoła wcale się nie zwiększają. Skąd brać pieniądze na coraz to nowe potrzeby? Mało kto zdaje sobie sprawę z obciążeń finansowych Kościołów partykularnych. W archidiecezji poznańskiej mamy np. 82 kościoły drewniane, które co 30-40 lat domagają się gruntownej renowacji, każda taka praca kosztuje ok. dwóch milionów zł. Proszę przeliczyć, jakie to obciążenie dla diecezji. Bez wsparcia finansowego z zewnątrz nie dalibyśmy sobie rady.

W ostatnim czasie wskazywaliśmy w „Tygodniku”, że wśród części duszpasterzy zrodziła się pokusa budowania duszpasterstwa opartego na negatywnych emocjach i straszeniu diabłem. Dali się w to wciągnąć niektórzy egzorcyści. Episkopat zapowiedział opracowanie przepisów regulujących ich pracę. Jaki jest stan pracy nad tym dokumentem?

Bardzo dorzeczny projekt jest już przygotowany i niebawem zostanie przyjęty. Ostrzega on przed przesunięciem akcentów. Ostatnio rozwija się mentalność, wedle której to zły duch, a nie Chrystus jest wszechpotężny. Zmarły dwa lata temu koordynator egzorcystów w Polsce, pochodzący z naszej diecezji ks. Marian Piątkowski – człowiek wielkiej świątobliwości życia – mawiał, że wśród kandydatów do egzorcyzmów, których zna, ok. 99 proc. stanowiły przypadki chorób psychicznych, a nie rzeczywiste opętania. Zawsze towarzyszyli mu psychologowie, którzy się nie ujawniali, żeby nie blokować osób przychodzących po pomoc.

Przepisy nakładają obowiązek współpracy egzorcystów z psychiatrami?

To nie jest takie proste, bo osoby szukające pomocy mogą się obawiać bardziej psychiatry niż egzorcysty. Kiedy ktoś przynosi swoje zapiski i mówi mi, żebym je uznał, bo są objawione, odpowiadam: wszystko uznam, nie jestem przeciwny prywatnym objawieniom, tylko proszę mi przynieść zaświadczenie o stanie zdrowia psychicznego. Do tej pory nikt takiego zaświadczenia nie przyniósł, a jedna osoba nawet zagroziła, że poda mnie do sądu, ponieważ sugeruję, iż jest chora psychicznie.

W diecezji krakowskiej osoba szukająca kontaktu z egzorcystą trafia najpierw do jednego z księży psychoterapeutów, którzy decydują o następnych krokach. Ponadto diecezjalni egzorcyści mają zakaz kontaktu z mediami. Czy to nie jest model, który należałoby rozpropagować?

W diecezji poznańskiej jest podobnie. Podczas spotkań z egzorcystami powtarzam, że nie godzę się na żadne enuncjacje do mediów z egzorcyzmów. Także pismo „Egzorcysta” zostało ostatnio przemodelowane i poszło w kierunku niekomercyjnym. Jestem ciekaw, czy się utrzyma w związku z tym na rynku.

Sądzę, że ta dziwna fala zainteresowania egzorcyzmami już przeszła. Obserwowałem ją w latach 70. we Włoszech. W księżach z Polski wywoływała ona zdziwienie – pytaliśmy, jak Kościół może na to pozwalać. Tymczasem po 40 latach doświadczamy tego w Polsce.

Czy nie jest tak, że mamy odruch budowania tożsamości na szukaniu wroga? Czy nie stąd bierze się np. popularność wskazywania na zagrożenie ze strony gender?

Nie sądzę, by tak było w głównym nurcie nauczania Kościoła. To raczej wyjątki budzą taki sprzeciw, dziedzictwo czasów komunizmu, z którego się wyzwalamy – może zbyt wolno. Księża są formowani, by trzymać się Ewangelii i w sposób zrozumiały ją głosić. Tylko Chrystus i Duch Święty odnawia całe stworzenie.

Gender to społecznie uwarunkowane kulturowe przeżywanie płci, które jest faktem. Inaczej przeżywano męskość czy kobiecość w XIII w., inaczej przeżywa się je w Afryce, inaczej w Polsce. Genderyzm natomiast to prawdziwa ideologia, która miesza porządek natury z porządkiem kultury. W praktyce macierzyństwo, rodzinę opartą na małżeństwie mężczyzny i kobiety, komplementarność mężczyzny i kobiety, małżeńską tożsamość osoby, kobiecość, męskość i heteroseksualność traktuje jak społeczne wytwory i stereotypy prowadzące do braku równouprawnienia i dyskryminacji, a zatem wymagające kulturowej dekonstrukcji.

Franciszek mówi, że całe integralne nauczanie jest ważne, ale „konieczne jest zachowanie należytej proporcji”. Mamy wrażenie, że polski Episkopat działa wedle klucza tematycznego – gdy biskupi zaczęli mówić o gender (wcześniej o in vitro), to mówią przez wiele miesięcy. Drugim problemem jest język, któremu brak wrażliwości. Przykładem list poświęcony in vitro.

To język doradców naukowych, którzy pomagali biskupom redagować list. Trudno przekazać bardzo wymagające przesłanie w sprawie tak ważnej jak życie ludzkie w taki sposób, aby wzbudziło nadzieję zamiast zniechęcenia.

Jedną z bolesnych reakcji na ten list była apostazja pierwszej Polki poczętej in vitro.

Nigdy nie napisaliśmy, że przekreślamy w jakikolwiek sposób dzieci poczęte in vitro. Te dzieci są Bogu ducha winne. Cieszymy się z każdego dziecka, które się rodzi. Tym niemniej nie możemy spokojnie zaakceptować samej metody jako tworzącej życie kosztem innego życia ludzkiego.

A jak się Ksiądz Arcybiskup odnosi do ewentualnej zmiany dyscypliny w sprawie zakazu Komunii św. dla osób żyjących w powtórnych związkach?

Moje poglądy są tożsame z poglądami kard. Müllera. Uważam, że sakramentalna rzeczywistość Kościoła nie jest do manipulowania. Trzeba natomiast rozumieć ból ludzi rozwiedzionych, którzy dopiero teraz – po rozwodzie i zawarciu ponownie związku cywilnego – zaczynają doceniać i ogromnie żałować tego, iż nie mogą przystępować do Komunii.

Czy prawosławie manipuluje sakramentami, zezwalając na powtórne małżeństwo?

Prawosławie takie rozwiązanie miało prawie od początku. My jesteśmy katolikami, których obowiązuje nauka o nierozerwalności małżeństwa przekazana nam przez samego Chrystusa.

Bp Dajczak mówi, że potrzebujemy rewolucji w przygotowaniu do sakramentów.

To prawda. Nie możemy ograniczać się do udzielenia instrukcji dotyczącej rytu udzielania sakramentu. Jest jednak większość, która przygotowuje np. kandydatów do małżeństwa w najlepszy dostępny im sposób. Od co najmniej sześciu lat propagujemy też katechezę dorosłych, przygotowującą rodziców dzieci i młodzieży mających przystąpić do sakramentu chrztu, I Komunii i bierzmowania. Jesteśmy bowiem przekonani, że dzieło katechezy często doznaje porażek ze względu na obojętność rodziców. Co z tego, że dziecko przyjmie z czystym sercem prawdy wiary przekazywane mu na katechezie, skoro rodzice natychmiast je zrelatywizują? Czeka nas zadanie poważniejszej formacji dorosłych przygotowującej ich do przyjmowania sakramentów świętych. To ważne nie tylko dla życia Kościoła. Ostatnio w dziele „Ojcze nasz” Augusta Cieszkowskiego znalazłem ciekawą myśl: jeżeli duchowość się załamie, każda ojczyzna upadnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej
Dziennikarz, autor wywiadów. Dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii wywiad (2015 r. i 2016 r.) oraz do Studenckiej Nagrody Dziennikarskiej Mediatory w kategorii "Prowokator" (2015 r.). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2014