Strategia karabinu

Dysydenci z Irlandzkiej Armii Republikańskiej nie wierzą w skuteczność polityki, a "starej" IRA zarzucają zdradę. Dla nich nadal liczą się karabin i bomba.

24.03.2009

Czyta się kilka minut

W ciągu 40 lat powstało ok. 2 tys. murali, będących wyrazem przekonań skłóconych społeczności Belfastu / fot. Jakub Świderek, Link Polska Magazine /
W ciągu 40 lat powstało ok. 2 tys. murali, będących wyrazem przekonań skłóconych społeczności Belfastu / fot. Jakub Świderek, Link Polska Magazine /

Gdy podróżuje się przez Irlandię Północną, trudno nie zauważyć tajemniczych skrótów, którymi usiane są mury, a nawet nawierzchnia ulic: IRA, PIRA, RIRA, CIRA, INLA... Towarzyszą im wizerunki ludzi w kominiarkach i z karabinami. Z czego nietrudno wywnioskować, że intrygujące nazwy oznaczają organizacje paramilitarne, walczące - na co wskazują irlandzkie barwy: zielona, biała i pomarańczowa - o cel nadal aktualny: zjednoczenie Irlandii.

IRA to Irlandzka Armia Republikańska, najstarsza i największa. PIRA to Provisional IRA, czyli tzw. Tymczasowe Skrzydło IRA. Gdy pod koniec lat 60. w IRA nastąpił rozłam, organizacja podzieliła się na Oficjalną i Tymczasową. Ta ostatnia, wbrew nazwie, wcale nie była tymczasowa, ale właśnie całkowicie przejęła inicjatywę, a wraz z nią nazwę i tożsamość IRA. Również pozostałe ugrupowania są efektem rozłamów. RIRA, powstała w 1997 r., to Real IRA (Prawdziwa IRA). CIRA, z 1986 r., to Continuity IRA (IRA-Kontynuacja). INLA wreszcie, założona w 1974 r., to Irlandzka Armia Wyzwolenia Narodowego.

Poza genezą, łączy je ideologia - i podtrzymywanie walki jako metody. Bo sama IRA stawia dziś na działania polityczne. Z dawnej strategii "urny i karabinu" - czyli rozdzielenia zadań na walkę zbrojną, w wykonaniu IRA, i polityczną, realizowaną przez jej ramię polityczne: partię Sinn Fein - ostała się "strategia urny". Jednak dysydenci z IRA nie wierzą w jej skuteczność, a przywódcom IRA zarzucają zdradę. Dla nich liczy się tylko karabin. Plus bomba, jeśli da się ją zmontować i podłożyć.

Pierwsze skrzypce

W pierwszą sobotę marca, wieczorem, paru brytyjskich żołnierzy z koszar w Massereene w hrabstwie Antrim zamówiło pizzę. Gdy uchylili bramę, by ją odebrać, ze stojącego w pobliżu samochodu padły strzały. Zamachowcy podbiegli jeszcze, by dobić ofiary. Zginęło dwóch żołnierzy; cztery osoby, w tym Polak rozwożący pizzę, zostały ranne. Do zamachu przyznała się Prawdziwa IRA. Dwa dni później w miejscowości Craigavon IRA--Kontynuacja zastrzeliła policjanta Stephena Carrolla.

W jednogłośnym chórze potępienia sprawców nie zabrakło głosu Martina McGuinnessa, wicepremiera rządu Irlandii Północnej. "Ci ludzie - oświadczył - są zdrajcami Irlandii, bo zdradzili pragnienia, nadzieje i dążenia wszystkich, którzy żyją na tej wyspie". Jeszcze parę lat temu, gdy był członkiem kierownictwa IRA, McGuinness na pewno by tego nie powiedział. Teraz jednak IRA i Sinn Fein zgodnie uważają, że wszystko, co można było osiągnąć na drodze przemocy, zostało osiągnięte, a ci, którzy nadal stosują terror, szkodzą idei zjednoczenia Irlandii.

Największa, najbardziej aktywna i znana - wśród republikańskich grup paramilitarnych to Prawdziwa IRA gra dziś pierwsze skrzypce. Ma zresztą zapewnione niechlubne miejsce w historii jako sprawczyni największego zamachu w dziejach konfliktu irlandzkiego, dokonanego w dodatku - co stanowiło największy szok - gdy terror już dogasał, a porozumienie pokojowe z kwietnia 1998 r. torowało drogę przywróceniu katolicko-protestanckiego samorządu Ulsteru.

Tymczasem w cztery miesiące po jego zawarciu, 15 sierpnia 1998 r., Prawdziwa IRA podłożyła bombę w miasteczku Omagh. Eksplozja ćwierć tony materiału wybuchowego umieszczonego w samochodzie zabiła 29 osób, raniła ponad 200. Bilans nie byłby tak tragiczny, gdyby nie fatalny zbieg okoliczności: terroryści postawili samochód kilkaset metrów od miejsca, które podano policji w ramach zwyczajowego ostrzeżenia, bo tam nie było gdzie zaparkować. Ewakuowanych ludzi skierowano akurat w miejsce, gdzie stało auto z bombą - i nastąpiła eksplozja.

Cień Omagh

Najwyraźniej to rozmiar hekatomby w Omagh sprawił, że działania ekstremistów na pewien czas przyhamowały, nie tylko z Prawdziwej IRA. Tragedia była zbyt wielka, by mogli się odważyć na kolejne ataki. Prawdziwa IRA nigdy nie wyszła z cienia Omagh, ale w 2000 r. wróciła na scenę - tym razem koncentrując się na celach brytyjskich: atakując bazy brytyjskie w Ulsterze i organizując serię zamachów na terenie Wielkiej Brytanii. Wybuch bomby pod londyńskim mostem Hammersmith i atak z granatnika na siedzibę wywiadu MI6 przysporzyły jej rozgłosu. O to właśnie chodziło, w myśl dawno już sformułowanej przez IRA zasady, iż jedna bomba podłożona w Londynie ma wartość propagandową 20 bomb w Belfaście.

Członkowie Prawdziwej IRA, podejrzani o przygotowanie i przeprowadzenie zamachu w Omagh, dopiero rok temu stanęli przed sądem - i to z oskarżenia prywatnego, wniesionego przez rodziny ofiar. Jedynie jej twórca i przywódca Michael McKevitt został wcześniej skazany na 20 lat więzienia. Nie w Wielkiej Brytanii jednak, lecz w Irlandii, i nie za udział w zamachu w Omagh, lecz za przynależność do nielegalnej organizacji i kierowanie działalnością terrorystyczną.

Rodziny ofiar domagają się dziś wznowienia śledztwa i przeprowadzenia niezależnego tzw. publicznego dochodzenia. Ale prawnik Victor Barker, który w Omagh stracił 12-letniego syna, wątpi, by władze brytyjskie na to przystały, również z uwagi na koszty. "Po doświadczeniach z długim, kosztownym śledztwem w sprawie »krwawej niedzieli« w Derry [w 1972 r. żołnierze brytyjscy zabili tam 14 uczestników pokojowej manifestacji - red.] władze nie zgodzą się na megadochodzenie w sprawie Omagh" - mówił Barker dziennikowi "Guardian".

O Prawdziwej IRA wiadomo więcej niż o innych grupach republikańskich. Także McKevitt, jej twórca, to postać znana: zanim wystąpił z IRA, był członkiem jej Rady Wojskowej i kwatermistrzem, co dawało mu kontrolę nad arsenałami IRA. McKevitt zachował podobno dawne kontakty, dzięki czemu, jak się uważa, jego organizacja mogła czasem korzystać z posiadanych przez IRA materiałów wybuchowych.

Upiorny wyścig

Prawdziwa IRA, IRA-Kontynuacja i INLA mają ze sobą wiele wspólnego. Nie są tak duże jak dawna IRA. Szacuje się, że każda ma kilkudziesięciu, może stu aktywnych bojowników (choć ostatnio pojawiły się informacje szacujące liczebność Prawdziwej IRA na kilkaset osób).

Mają też podobne problemy, głównie związane z zaopatrzeniem w broń. Każda z nich szuka źródeł zagranicznych - na Bałkanach, Litwie. Ale fakt, że w sierpniu ubiegłego roku IRA-Kontynuacja użyła semteksu (stosowanego kiedyś w IRA do wytwarzania bomb), zrodził ciche podejrzenia, że zniszczenie arsenałów IRA może nie było stuprocentowe.

Czy ta trójka ze sobą współpracuje, czy rywalizuje? Prawdziwa IRA i IRA-Kontynuacja współdziałają podobno na poziomie lokalnym, choć nie przekłada się to na współpracę strategiczną na szczeblu organizacji. INLA z kolei jest mało aktywna, bo nadal respektuje zawieszenie broni, jakie sama ogłosiła.

Jesienią 2008 r. irlandzki dziennik "The Irish Independent" doniósł, że wszystkie trzy grupy utworzyły "Forum na rzecz Jedności", by razem zabiegać o poparcie opinii publicznej. Ale teraz dwa zamachy w wykonaniu różnych grup mogą stanowić sygnał, że nadchodzi czas rywalizacji. Terroryści, tak ocenia "Guardian", zaczynają "upiorny wyścig".

Nowe pokolenie terrorystów?

Taką tezę może wspierać fakt, że wśród dziewięciu aresztowanych są ludzie o różnych powiązaniach. Jest np. Declan McGlinchey ze znanej republikańskiej rodziny, którego ojciec Dominic, zastrzelony w 1994 r., był przywódcą INLA. Jest też Colin Duffy, niegdyś prominentny członek IRA, a obecnie nowego ugrupowania "Eirigi" ("Powstańcie!"), które twierdzi, że terror odrzuca. Duffy, podejrzany o zastrzelenie dwóch żołnierzy brytyjskich w 1997 r., odszedł z IRA, nie godząc się z tym, że zaakceptowała zreformowaną północnoirlandzką policję.

Znawcy tematu nie mają natomiast wątpliwości, że wszystkim trzem grupom zależy na pozyskaniu nowych członków wśród młodzieży. Nie przypadkiem w ubiegłym roku - od wiosny do jesieni - we wszystkich zakątkach Ulsteru dochodziło do drobnych, ale licznych aktów przemocy: drobnych zamachów, podpaleń, ataków na policję i starć ulicznych. Miał to być "chrzest bojowy" nowego narybku, forma związania młodych z tą czy inną organizacją.

A jeśli - jak sądzi irlandzka "Sunday Tribune" - wielu zwykłych katolików mogło się rozczarować do Sinn Fein, bo strategia pokojowa nie przybliżyła zjednoczenia Irlandii Północnej z Irlandią, wtedy może się okazać, że karabin nadal góruje nad urną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, współpracowniczka działu „Świat”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2009