Sprzedani narzeczeni

Kolejna odsłona „Projektu P” w Operze Narodowej: modne nazwiska i kompletny chaos.

05.05.2014

Czyta się kilka minut

Scena z baletu „Projekt P” / Fot. Krzysztof Bieliński / TW–OW
Scena z baletu „Projekt P” / Fot. Krzysztof Bieliński / TW–OW

Małżeństwo aranżowane tym się różni od autonomicznego – mówiąc prościej: małżeństwa z miłości – że przyszłych partnerów łączą w pary rodzice, uciekając się do pomocy swatów bądź wróżbiarzy. Uczucie przychodzi z czasem: a jak nie przyjdzie – cóż, siła wyższa – małżeństwa autonomiczne i tak rozpadają się częściej niż aranżowane.

W muzyce nie ma demokracji, więc się obejdzie i bez partnerstwa. Do takiego wniosku doszli zapewne organizatorzy „Projektu P”, cyklu spotkań z muzyką współczesną w TW-ON, którego bohaterami są polscy kompozytorzy debiutujący w dziedzinie teatru operowego. W zeszłym roku sytuacja wymknęła się nieco spod kontroli, bo Jagoda Szmytka i Michał Zadara stworzyli coś w rodzaju pamfletu na gospodarzy przedsięwzięcia, tymczasem Wojciech Blecharz wziął sprawę we własne ręce i sam zajął się inscenizacją swojej opery-instalacji.

W tym sezonie TW-ON podszedł do rzeczy bardziej metodycznie i wyswatał dwóch kolejnych kompozytorów, Sławomira Wojciechowskiego i Marcina Stańczyka, z głośnym reżyserem Krzysztofem Garbaczewskim – twórcą przedstawień, które z założenia wymykają się opisowi, burzą przetrwałe hierarchie teatralne, oscylują na pograniczu performensu. Innymi słowy, tyleż wyrastają z estetyki Krystiana Lupy, ile jej przeczą. Garbaczewski-oblubieniec przybył na miejsce z licznym orszakiem ślubnym, w którym znaleźli się m.in. libreciści, kilkoro aktorów, tancerz, a nawet płytki basenik, który odegrał już swoje w „Życiu seksualnym dzikich” w Nowym Teatrze.

Zaprowadzeni przed ołtarz kompozytorzy przyjęli decyzję swatów z pokorą godną wyznawców Kościoła Zjednoczeniowego. Napisali muzykę do dyptyku ze Słońcem w tle, poświęconego kondycji sztuki w dobie modernizmu i postmodernizmu, a także jej związkom z szeroko pojętą nowoczesnością. Bohaterem części pierwszej, „Zwycięstwa nad słońcem” z muzyką Wojciechowskiego, jest w równej mierze suprematysta Kazimierz Malewicz, jak opera futurystyczna „Pobieda nad sołncem” Michaiła Matiuszyna z librettem Aleksieja Kruczonycha, słynna przede wszystkim z tego, że podczas prac nad scenografią do spektaklu Malewicz wpadł na pomysł namalowania „Czarnego kwadratu na białym tle”. W części drugiej, „Solarize” z muzyką Stańczyka, stykamy się z postacią niedawno zmarłego Leona Bothy, cierpiącego na progerię didżeja i malarza z RPA, ale też z południowoafrykańskim fenomenem kultury zef (reprezentowanej przez niezamożnych białych z robotniczych dzielnic Johannesburga, którzy hajsu nie mają, za to są modni, seksowni i straszliwie tandetni).

Garbaczewski dwoił się i troił, żeby to podwójne małżeństwo jakoś uzasadnić. A to manifest metafizyczny. A to kompromitacja awangardy. A to klęska postępu u Malewicza, to znów powrót do sacrum w ujęciu Bothy. Dobrze o tym poczytać, bo o ile u Wojciechowskiego ostały się jeszcze jakieś pozory narracji (przede wszystkim muzycznej, naznaczonej typową dla tego twórcy wrażliwością na brzmienie, precyzją rytmiczną i konsekwencją budowania formy), o tyle w części Stańczyka nastąpiło istne pandemonium: zmysłowa, rozfalowana jak morze muzyka łódzkiego kompozytora osunęła się w przepaść jazgotliwego kiczu, skądinąd idealnie spójnego z tym, co się działo na scenie.

Bo teatru muzycznego nie da się „zawirusować”, jak by chciał Garbaczewski. Tu się struktur nie rozsadza, tylko je buduje. Kiedy się pisze libretto, to tak, żeby dało się go słuchać (dotyczy to zwłaszcza tekstu Andrzeja Szpindlera do „Solarize”). Aktorów nie wprowadza się po to, by przeszkadzali muzykom. Tancerza nie puszcza się na żywioł, żeby sobie pohasał. Wbrew zapowiedziom reżysera, o współczesnej RPA więcej się można dowiedzieć z pojedynczego teledysku Die Antwoord, a o Malewiczu wyczytać z Wikipedii. Był wrzask, groteska, zdegradowany język, basen z wodą i wielkie balony – jak to u Garbaczewskiego. I nic z tego nie wynikło.

Może poza tym, żeby nie aranżować małżeństw kompozytorów z modnymi ludźmi teatru. Szkoda kompozytorów. Reżyserzy poradzą sobie gdzie indziej.


PROJEKT P, Teatr Wielki – Opera Narodowa, Sławomir Wojciechowski, cz. I – ZWYCIĘSTWO NAD SŁOŃCEM, libretto: Marcin Cecko; Marcin Stańczyk, cz. II – SOLARIZE, libretto: Andrzej Szpindler; dyrygent: Marta Kluczyńska, reżyseria: Krzysztof Garbaczewski, scenografia i kostiumy: Aleksandra Wasilkowska. Prapremiera: 26 kwietnia 2014.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Latynistka, tłumaczka, krytyk muzyczny i operowy. Wieloletnia redaktorka „Ruchu Muzycznego”, wykładowczyni historii muzyki na studiach podyplomowych w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi autorskie zajęcia o muzyce teatralnej w Akademii Teatralnej w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014