Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czasem się zastanawiam, czy dość pamiętamy, że ewangeliczna przypowieść o "domu wymiecionym i oczyszczonym", do którego wraca wypędzony zeń zły duch z siedmioma gorszymi od siebie, i w rezultacie "ostatnie rzeczy człowieka stają się gorsze niż pierwsze" - że ta przypowieść to jakby cały horyzont wychowawczego wyzwania. Nasz świat wewnętrzny nie ma być tylko omieciony ze zła - ma być zamieszkany przez dobro. Dlatego dla wychowawcy każdy, kto w tym pomaga, jest sprzymierzeńcem, nie rywalem. W resorcie edukacji również...
Tak na marginesie jedno małe życzenie. Który gospodarz resortu zdoła wreszcie zdobyć się na iście rewolucyjny drobiazg pedagogiczny, jakim byłaby ustawowa zgoda na klasy o połowę nawet mniej liczne niż obecnie? Jak przekonać, że ten jeden zabieg niwelowałby albo zmniejszałby cały szereg problemów, z zagrożeniem przemocą włącznie? I że argument finansowy akurat tutaj powinien ustąpić, bo dobro wychowanków i wychowawcy tysiąc razy ważniejsze?
A skoro już rozmawiamy o troskach rodziców, to odnotowując powstanie stowarzyszenia obywatelskiego promującego wielodzietność pozwolę sobie na głos polemiczny. Oczekiwanie, że matki "niepracujące" doczekają się uznania w postaci regularnych uposażeń i docelowo także emerytury przyznanej za domowy trud, jest całkowicie sprawiedliwe, ale na pewno jeszcze nie do udźwignięcia przez najbliższe krajowe budżety. Za to głos opinii takich rodzin w sprawach wychowawczych jest nie do przecenienia. Niechby odzywał się często i dobitnie. Także i w sprawach bardzo smutnych. Takich jak niektóre zmiany planowane w kodeksie karnym. Mam na myśli obniżenie granicy wieku za przestępstwa karane więzieniem - już do lat piętnastu. Dotąd nieletnich czekały tylko zakłady poprawcze. Piętnastolatek wtrącony między dorosłych przestępców jest już stracony - ostrzegają wszyscy znający problem - wyjdzie zdeprawowany do cna. Wiara ministra sprawiedliwości w zbawienną moc kary jak najsurowszej - przeraża. Tak jakby godził się na spisanie na straty niektórych - dla ocalenia reszty. Jakby zapobieganie złu i powrót do dobra go nie interesowały. Ktoś musi w Polsce widzieć i myśleć inaczej niż pan minister. Czy nie powinni to być ci rodzice wybrani z wybranych, ci z prawdziwego powołania, czujący odpowiedzialność nie tylko za swoje wspaniałe dzieci?
Podobnie, gdy ruchy obrony życia zabierają się do walki z podziemiem aborcyjnym, zachęcając, jak ostatnio czytałam, by donosić policji lub prokuraturze o podejrzanych gabinetach ginekologicznych, warto przypomnieć, że ratować życie można także rozpropagowując pomoc matkom w ich niechcianym macierzyństwie. Choćby tak, jak robi to "Nasz Dziennik", co dzień obok tytułu gazety drukując telefony zaufania. Na razie tylko dwa. Kobieta z podlaskiego albo zielonogórskiego pewnie nie pojedzie do Częstochowy po pomoc. Ale co przeszkadza, by takie informacje pojawiały się w kruchcie każdego kościoła, jak Polska długa i szeroka, w każdej gazetce parafialnej, w każdym osiedlowym klubie?