Społeczność resentymentalna

Nastał czas politycznego, społecznego i kulturowego odwetu. Tłumione dotychczas lub nieudolnie wyrażane frustracje i obsesje znalazły polityczne ujście. Oto socjalne, kulturowe i ideowe "TKM.

13.02.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Geneza obecnej sytuacji społecznej w Polsce sięga czasów PRL, będącej - nie tylko deklaratywnie - państwem robotniczo-chłopskim. Status obu tych klas społecznych był relatywnie wysoki. Bywały okresy, gdy niejedna sprzątaczka zarabiała więcej od dyrektora, woźny od nauczycielki, a kierowca karetki od lekarza. Tendencje te umacniało ich uprzywilejowanie w reglamentacji dóbr. Ludność rolnicza wprawdzie żyła oficjalnie w dysparytecie dochodowym, lecz w gospodarce powszechnych niedoborów wystarczyło sprzedać "na czarno" nawet niewielką część produkcji, by sytuację materialną znacząco poprawić. Państwo zapewniało utrzymanie milionom ludzi, zatrudnianych na stanowiskach całkowicie nieproduktywnych (PGR-y, POM-y itp.) lub istniejących jedynie z powodu fatalnej organizacji pracy i niskiej wydajności. Do tego dochodziło poczucie prestiżu: ekspedientka w sklepie (zwłaszcza mięsnym), rzemieślnik czy taksówkarz, byli panami swoich klientów, także tych formalnie przewyższających ich w hierarchii społecznej.

Deklasacja i dezorientacja

Usytuowanie i uposażenie tych rzesz ludności straciły uzasadnienie w gospodarce rynkowej. Doznała ona degradacji w nowej strukturze społecznej, szybko przekształcającej się w wyniku systemowej transformacji. Rodziło się poczucie zawodu, krzywdy i niesprawiedliwości, zwłaszcza pod wpływem porównań z grupami społecznymi zaznającymi szybkiego awansu. Tym bardziej że źródła i kryteria tego awansu, a więc i własnej deklasacji, nie były rozumiane, bo tkwiły w wolnorynkowych mechanizmach, nieznanych słabo wykształconym robotnikom i chłopom. Budził się resentyment.

Wyjaśnijmy przy okazji nieporozumienie, wiążące się z mylnym używaniem tego pojęcia w znaczeniu "sentyment do minionego". Naprawdę, resentyment - nazwany tak przez Nietzschego i Schelera - wypływa z poczucia przegranej i zawiści wobec zwycięzców, a wyraża się kwestionowaniem ich prawa do sukcesu lub podważaniem reguł gry, która do niego doprowadziła oraz pragnieniem odwetu za doznane niepowodzenia. Jak przypomniał ks. Józef Tischner, pierwszym, który tego uczucia zaznał i dał mu upust, był Kain, zazdrosny o powodzenie Abla u Boga.

Kapitał kulturowy i jego niedostatek

Czynnikiem, który odgrywał najważniejszą rolę w społecznym rozwoju i awansie po 1989 r., był kapitał kulturowy, związany zwłaszcza z wykształceniem. To ono stało się podstawą sukcesu i rozwoju. Dotyczyło to właścicieli nowych przedsiębiorstw i przedsięwzięć, ale przede wszystkim - managementu, kadry kierowniczej i knowledge class.

Jako kryterium różnicujące statusowo, kapitał kulturowy równie silnie uprzywilejowywał jego posiadaczy, jak degradował ludzi go pozbawionych. Tymi drugimi byli przede wszystkim niewykształceni i niewykwalifikowani robotnicy fizyczni i chłopi, ale w pewnej części też tradycyjni rzemieślnicy i szemrani "prywaciarze", żerujący na patologicznych obrzeżach systemu komunistycznego. Wkrótce dołączyła kolejna grupa - przegrani w rynkowej konkurencji, do której stanęli w 1989 r.: właściciele handlowych budek, kupcy bazarowi, drobni akwizytorzy, szeregowi werbownicy sieci sprzedaży bezpośredniej (oraz osoby przez nich zwerbowane). Brak kapitału kulturowego przyniósł im wymierne straty, bo słabe rozeznanie w rynkowej grze, nieświadomość jej mechanizmów i nieumiejętność posługiwania się nimi, skazywały ich na niepowodzenia. W rezultacie te grupy i środowiska zaczęły najsilniej przeciwstawiać się wolnorynkowej modernizacji.

Doszło do tego, wynikające z niezrozumienia, poczucie własnej przegranej jako niezasłużonej, a więc - tym samym - niezasłużonej wygranej tych odnoszących sukcesy. Stąd nieufność, potem podejrzenia, a wreszcie oskarżenia wobec rodzimej przedsiębiorczości. Poczucie to było wzmagane przez błędne wyobrażenie gry rynkowej jako gry o sumie zerowej, gdzie zysk jednych oznacza stratę innych. Podsyca je niekiedy naiwna ekstrapolacja własnych doświadczeń: jeśli załatwiłem sobie rentę, pracuję na czarno, podłączyłem w domu prąd na lewo, a mimo tego ledwo wiążę koniec z końcem, to ile muszą kombinować, oszukiwać i wyłudzać ci wszyscy bogacze?!

Nieunikniona zmiana miejsc

Kryterium kulturowe pokryło się z nową hierarchią społeczną i rozkładem statusu. Inaczej być nie mogło, bo tak działają prawidłowe mechanizmy ekonomiczno-społeczne. Można powiedzieć, że nastąpił nieuchronny powrót różnych grup na właściwe im miejsce. Dla wielu oznaczało to miejsce niższe od wcześniej zajmowanego lub będącego przedmiotem aspiracji.

Przy okazji wyjaśnijmy nikłą trafność zarzutu, że obok kapitału kulturowego czy nawet bardziej od niego na kształt nowej struktury społecznej oddziaływał kapitał polityczny, czyli wpływy wyniesione z PRL przez jej funkcjonariuszy i zdyskontowane przez nich w formie "uwłaszczenia nomenklatury". Otóż pod koniec tamtego systemu nomenklatura uwzględniała ok. 300 tys. stanowisk. Gdyby nawet każdy z objętych nią funkcjonariuszy stał się właścicielem prywatnej firmy, to stanowiliby oni nie więcej niż kilkanaście procent ogółu przedsiębiorców. Jak już powiedziano, szczególnie wysoki status i awans osiągnęli jednak nie tyle właściciele, co wysoko kwalifikowani menedżerowie i specjaliści. Przedstawiciele nomenklatury rzadziej do nich należeli. Sukces ekonomiczny i społeczny stał się udziałem milionów ludzi, wśród których dawni funkcjonariusze komunistycznego reżimu stanowili najwyżej kilka procent.

Aby uświadomić sobie nieuchronność oraz racjonalność przesunięć statusowych dokonanych w toku transformacji, wystarczy wyobrazić sobie, że stało się inaczej i to komilitoni Andrzeja Leppera oraz sympatycy Samoobrony okazali się beneficjentami polskich reform, że Kulczyków, Niemczyckich, Krauzego czy Palikota w grze rynkowej pokonali i zastąpili Łyżwińscy, Hojarscy, Witaszek i sam Lepper. Czy uznalibyśmy taki wynik za prawidłowy, a prowadzącą do niego transformację za uczciwą, sprawiedliwą i właściwie przeprowadzoną?

Rodowód Samoobrony ma źródła w patologiach PRL. U schyłku tamtego systemu, w całkowitym rozgardiaszu gospodarczym i monetarnym, przy szalejącej inflacji, opłacało się brać kredyty umożliwiające zakup ciągnika czy nawet kombajnu, bo za kilkanaście miesięcy można je było spłacić za bezcen. Lepper i inni cwaniacy na to właśnie liczyli, ale się przeliczyli, bo nastąpiła transformacja, przyszedł Balcerowicz i urealniono parametry makroekonomiczne. Zaciągnięte kredyty trzeba było spłacić w realnej, a nie nominalnej wysokości. Niektórzy komentatorzy i analitycy uznali Samoobronę za reprezentację niedoszłej klasy średniej, której kapitalizm polityczny nie pozwolił rozwinąć skrzydeł i odepchnął od transformacyjnych profitów. Tymczasem Samoobrona grupuje i reprezentuje biznes nader szemrany, klecony z niespłaconych pożyczek, lewych faktur i fałszowanych umów. Założycielom i sympatykom Samoobrony brakowało właśnie kapitału kulturowego, a nie finansowego czy politycznego.

Swoje frustracje wyładowywali zrazu chaotycznie i bezmyślnie, a więc i bezradnie, choć widowiskowo, blokując i wysypując, co popadnie. Lecz i oni nauczyli się w demokratycznych warunkach organizować się wokół celów politycznych i zmierzać ku nim metodami politycznymi.

Czas odwetu

Również niektórzy bohaterowie solidarnościowej rewolty okazali się w warunkach wolności niezdolni do znalezienia satysfakcjonującego dla siebie miejsca. Dotyczy to wielu robotników, szczególnie dla obalenia komunizmu zasłużonych. To ich transformacyjne perypetie dostarczały argumentów do tezy o "ukradzionym zwycięstwie". Nie dotyczy to jednak przywódcy "Solidarności", też wywodzącego się z owego zawiedzionego wielkoprzemysłowego proletariatu. Lech Wałęsa dał sobie świetnie radę w

III Rzeczypospolitej, więc został przez część swoich dawnych środowisk znienawidzony, razem z III RP, którą uosabiał.

Nastroje te i emocje wyrażała też część dawnej inteligencji, rozczarowana zarówno burzliwym przebiegiem transformacji, jak i jej skutkami, odmiennymi od snutych niegdyś utopijnych wizji trzeciej drogi i idylli solidaryzmu. Niektórzy intelektualiści znaleźli się na rynku idei w podobnej sytuacji jak niektórzy chłopi czy robotnicy w wolnorynkowej gospodarce: ich idee nie zdobyły uznania, nie odniosły sukcesu, nie zyskały wysokiej pozycji. Co gorsze, niektórzy - dostrzegając siłę polityczną Leppera i Samoobrony - uznali, że ich frustracje i żądania mają swoje racje, choć dotąd były one niewłaściwie artykułowane. Dlatego postanowili przejąć ich elektorat, by wspólnie rozprawić się z moralnym indyferentyzmem, wytworzonym w liberalno-demokratycznych warunkach III Rzeczypospolitej. Nastał czas politycznego, społecznego i kulturowego odwetu. Tłumione dotychczas lub nieudolnie wyrażane frustracje i obsesje znalazły polityczne ujście. Oto socjalne, kulturowe i ideowe "TKM".

Odwet grup i środowisk mających poczucie skrzywdzenia przez transformację jest jednak spóźniony i daremny z wielu powodów. Po pierwsze, postkomunizm sam dobiega końca i walka z nim pod rękę z Lepperem staje się farsą. Po drugie, liczba beneficjentów transformacji rośnie, a maleją szeregi tych, którzy nie odnieśli z niej korzyści, nastroje społeczne poprawiają się, a liczba słuchaczy Radia Maryja spada. Gospodarka znajduje się w stadium wzrostu i może albo go przyspieszyć i utrwalić, albo unicestwić. Raptowne zwroty i gwałtowne ruchy doprowadzą do tego drugiego, co sprawcom zamieszania nie przysporzy społecznej przychylności i ściągnie na nich polityczną klęskę. Po trzecie, Polska jest członkiem Unii Europejskiej i nie może realizować polityki ani otwarcie antyrynkowej, ani jawnie antydemokratycznej. Absurdalnych pomysłów, pobudzających wyobraźnię najsłabiej rozeznanych obywateli, wprowadzić się na dłuższą metę nie da. Dlatego taka polityka będzie daremna, chociaż - oczywiście - szkodliwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho Igielne - przewodnik (8/2006)