Szkoda Leppera

Kilka dni temu mięła ósma rocznica śmierci przywódcy Samoobrony. Prawdopodobnie jedynego człowieka, który byłby dziś w stanie wygrać z Jarosławem Kaczyńskim. Zachodząc go z lewej.
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

08.08.2019

Czyta się kilka minut

Andrzej Lepper podczas protestu rolników, Warszawa, marzec 20013 r. / /  FOT. ADAM TUCHLINSKI/REPORTER
Andrzej Lepper podczas protestu rolników, Warszawa, marzec 20013 r. / / FOT. ADAM TUCHLINSKI/REPORTER

Zwykło się uważać, że Andrzej Lepper był przywódcą chłopskim. Ale to tylko część prawdy. I to ta mniejsza część. Tak naprawdę do byłego przywódcy Samoobrony dużo lepiej pasuje określenie „polityk ludowy”. A może nawet więcej: twórca najciekawszego i najbardziej perspektywicznego projektu politycznego, który pojawił się na polskiej lewicy po roku 1989.  

Oczywiście, nie da się zaprzeczyć, że Lepper pochodził ze wsi i był rolnikiem. W 1978 r. (w wieku 24 lat) został najmłodszym w Polsce dyrektorem PGR-u. A od 1980 r. prowadził własne 63-hektarowe gospodarstwo rolne na Pomorzu. To również prawda, że jego polityczna kariera zaczęła się od organizowania oddolnego ruchu oburzonych farmerów. Co ciekawe, nie byli to wcale chłopi małorolni, tylko odwrotnie. Siła Lepperiad brała się stąd, że przynajmniej na początku wyrastały one z autentycznego instynktu samoobrony wśród najbardziej przedsiębiorczej części polskich producentów rolnych. Nie można zapominać, że na początku lat 90. pod wodą znaleźli się przecież ci rolnicy, którzy kilka lat wcześniej poważnie potraktowali hasło „bierzcie sprawy w swoje ręce” i przy pomocy kredytów próbowali modernizować swoje gospodarstwa oraz intensyfikować produkcję. Wywołana decyzją o uwolnieniu cen przez rząd Rakowskiego inflacja sprawiła jednak, że galopująco zaczęły rosnąć raty ich kredytów (do kogo to nie przemawia, niech sobie wyobrazi, że nagle kurs franka szwajcarskiego skacze z 4 do 15 zł!). Z kolei zdławienie popytu przez terapię szokową Balcerowicza w połączeniu z otwarciem polskiego rynku na import tanich produktów ciągnęły w dół rolnicze dochody. W efekcie przedsiębiorcze chłopstwo (Jadwiga Staniszkis nazwała ich nawet „niedokończoną klasą średnią”) znalazło się w śmiertelnej pułapce kredytowej.


POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>


W zasadzie chłopi pokroju Leppera postąpili, tak jak aktywni obywatele postępować powinni. Zamiast pogrążyć się w marazmie, rolnicy zaczęli działać. Media sarkały na ich radykalne metody. Ale czy mogli inaczej? Gdy niezadowolona jest inteligencja, to działa, tworząc medialny nacisk na rządzących. Kiedy źle jest klasie robotniczej, to (przynajmniej w teorii) ma ona narzędzie samoobrony w postaci strajku. A co mają chłopi? Im pozostają akcje bezpośrednie: blokady dróg, wysypywanie zboża, blokowanie przejmowania zadłużonych gospodarstw przez wierzycieli. Lepper wyrobił sobie markę przy pomocy właśnie takich akcji. System odpowiadał wyrokami sądowymi. Walka klas w praktyce polskich lat 90.

W III RP miały miejsce dwie fale chłopskiego niezadowolenia. Pierwsza w roku 1990, gdy tylko w lipcu odbyło się prawie tysiąc drogowych blokad. W tym najsłynniejsza blokada krajowej siódemki pod Mławą, rozbita przez oddziały policji wysłane tam przez solidarnościowy rząd Tadeusza Mazowieckiego. Druga fala nadeszła dekadę później. W sierpniu 1999 r. doszło do słynnej blokady pod Bartoszycami, położonym na Mazurach miasteczku, które w czasach PRL urosło do rangi lokalnego ośrodka przemysłowego. W wyniku walk kilkuset policjantów i demonstrantów trafiło do szpitala. To w takich miejscach najmocniej czuło się społeczne skutki transformacji – pod koniec lat 90. bezrobocie sięgało w nich 30 procent.

Bartoszyce stały się symbolem; Lepper przestał być już tylko „chłopskim watażką w cuchnących gnojem gumowcach”, jak malowały go wielkomiejskie media. W rzeczywistości jednak przywódca Samoobrony stawał się już głosem przegranych polskiej transformacji. Wyrażał potrzebę, której nie potrafili zaspokoić przywódcy partii establishmentowych: od postsolidarności do postkomuny. Mówił to, co PiS przed wyborami 2015 – tyle że dwie dekady wcześniej. Śmiano się z niego, gdy powtarzał w każdym przemówieniu: „Balcerowicz musi odejść”. Nikomu nie przyszło do głowy, że w miejsce „Balcerowicz” wystarczy podstawić „neoliberalizm” – a dostaniemy przesłanie bliskie ogromnej części polskiego społeczeństwa.

Samoobrona i PiS – cechy wspólne

To były dla Leppera świetlane czasy. W 2001 r. jego partia dostała 10,2 proc. głosów i stała się trzecią siłą polskiego Sejmu (dla porównania warto przypomnieć, że PiS miał wtedy 9 proc.). Cztery lata później wynik został jeszcze poprawiony (11,4 proc.). W przeprowadzonych równolegle wyborach prezydenckich na Leppera głosowało 15 proc. Polaków. W tym ostatnim okresie – gdy trwała już agonia SLD – Samoobrona była największą siłą polityczną na polskiej lewicy. Lepper to wyczuwał. „Stawiam sobie za cel tak przekonać elektorat lewicy, by zrozumiał, że jedyną lewicową, prospołeczną i patriotyczną partią jest obecnie Samoobrona” – mówił w 2004 r.

Historyk lewicy Jarosław Tomasiewicz rekonstruując ideologię ówczesnej Samoobrony, zwraca uwagę, że pod wieloma względami przypominała ona… dzisiejszy PiS. Tyle że bez ostrego prawicowego posmaku, który jest częścią politycznej tożsamości partii Kaczyńskiego. Wyliczmy (za Tomasiewiczem) kilka punktów.

Pierwszy to ostra krytyka neoliberalnego kierunku transformacji ze szczególnym uwzględnieniem rabunkowego charakteru przekształceń własnościowych. Lepper zwracał uwagę – na ileż wcześniej przed „postkolonialnymi” modami lewicy! – na kompradorski charakter wprowadzanego w Polsce modelu kapitalizmu. A beneficjentem transformacji był jego zdaniem w pierwszym rzędzie wielki ponadnarodowy kapitał.

Drugi punkt to odrzucenie dominującego wówczas w Polsce euroentuzjazmu i przekonanie o wartości suwerenności narodowej. Ale nierozumianego w kategoriach wydumanego prestiżu, lecz jako gwaranta niezależności państwa wobec ponadnarodowych organizacji, instytucji czy korporacji.

Punkt trzeci to udział państwa w gospodarce. Samoobrona szła tu nawet dalej niż dzisiejszy PiS. Głosiła wprost, że w zdrowym społeczeństwie powinna istnieć obok siebie własność państwowa (przemysł surowcowy i wydobywczy, energetyczny, zbrojeniowy, infrastruktura komunikacyjna oraz bankowość i ubezpieczenia), pracownicza (przekształcanie przedsiębiorstw państwowych w spółki pracownicze), spółdzielcza (m.in. nowe formy kooperatyw na wsi) i prywatna (głównie małe i średnie rodzime przedsiębiorstwa, które postulowano chronić przed ekspansją wielkiego kapitału zagranicznego).

Po czwarte Samoobrona – też dużo mocniej niż PiS – proponowała zwiększenie obciążeń podatkowych dla osób najwięcej zarabiających, przy jednoczesnym zwolnieniu z podatków najuboższych, obniżenie podatków pośrednich oraz wprowadzenie podatku obrotowego. Narodowy Bank Polski miałby ponosić odpowiedzialność za rozwój gospodarczy oraz poziom zatrudnienia i z tych zadań być rozliczany przez parlament.

Spektakularny upadek

Największa różnica między Samoobroną a PiS-em to kwestie światopoglądowe. Pewnie dlatego, że dla Leppera odgrywały one raczej drugorzędną rolę. W duchu zdroworozsądkowego stanowiska, w duchu umiarkowanego konserwatyzmu. „Na pewno Samoobrona nie była obyczajową awangardą, ale zauważyć można, że poglądy Leppera ewoluowały wraz ze zmianami opinii publicznej” – pisze Tomasiewicz. Wyliczając, że w kwestii przerywania ciąży Lepper stał na stanowisku „kompromisu aborcyjnego” z 1993 r., zwracając zarazem uwagę na społeczne przyczyny zabiegów aborcyjnych. W 2005 r. poparł zakaz stosowania kar fizycznych wobec nieletnich. A pod koniec życia skłaniał się ku depenalizacji „lekkich” narkotyków.

Projekt Samoobrony zakończył się spektakularnym upadkiem w latach 2006-2007. Powodów było wiele. Najważniejszy to postępujące odrywanie się od politycznej bazy i godzenie się dawnego buntownika z establishmentem (w słynnym wywiadzie z 2005 r. Lepper mówił, że nadszedł czas, by partia wyszła naprzeciw potrzebom biznesu). Do tego doszła seria skandali seksualnych (molestowanie) z udziałem najważniejszych osób w partii.  

Mimo wszystko, jednak redukowanie Samoobrony wyłącznie do skandalicznego pytania „czy można zgwałcić prostytutkę?” wydaje się zbyt proste. I przypomina szukanie uzasadnień do z góry podjętej decyzji, bo odrzucić Leppera jako chama niegodnego polskiego Sejmu. W rzeczywistości jednak zmarły osiem lat temu rolnik spod Słupska pozostaje wyzwaniem. Zwłaszcza dla współczesnej polskiej lewicy, która póki co nie potrafi się nawet zbliżyć do poziomów popularności Leppera. Człowieka, który gdy pojawił się w Sejmie po raz pierwszy, dostał podobno rzęsiste oklaski od pracujących tam… sprzątaczek. Pokażcie mi dziś na lewicy kogoś, kto mógłby liczyć na takie przyjęcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej