Sojusz lewicy ideologicznej

Skupiając się na kwestiach światopoglądowych, zjednoczona lewica pozostaje w narożniku, który wskazał jej PiS. Skuteczny atak na partię rządzącą możliwy jest tylko dzięki czytelnemu i wiarygodnemu dla wyborców programowi socjalnemu.

19.08.2019

Czyta się kilka minut

Liderzy SLD, Wiosny i Razem, Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń  i Adrian Zandberg, w marszu przeciwko przemocy, Białystok, 28 lipca 2019 r. / MAREK MALISZEWSKI / REPORTER
Liderzy SLD, Wiosny i Razem, Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń i Adrian Zandberg, w marszu przeciwko przemocy, Białystok, 28 lipca 2019 r. / MAREK MALISZEWSKI / REPORTER

Kiedy ogłoszono powołanie komitetu wyborczego Lewica, media obiegło zdjęcie maszerujących wspólnie Roberta Biedronia, Adriana Zandberga i Włodzimierza Czarzastego. Liderzy trzech najważniejszych ugrupowań składających się na komitet chcieli wysłać wyborcom czytelny sygnał: działamy wspólnie, animozje poszły w niepamięć. I to zarówno te niedawne, sprzed paru miesięcy, kiedy działacze i działaczki Razem krytykowali nowo powstałą Wiosnę za to, że nie jest prawdziwą lewicą, jak i sprzed kilku lat, kiedy te same zarzuty kierowali pod adresem SLD.

Wspólne zdjęcia i konferencje prasowe to jednak za mało, żeby przekonać elektorat, że programowe i światopoglądowe spory poszły w niepamięć.

Pierwsze pęknięcia na wizerunku zgodnie współpracującej lewicy pojawiły się zresztą bardzo szybko: niespełna tydzień po ogłoszeniu wspólnego startu w wyborach kilkadziesiąt osób zaangażowanych w partię Razem, w tym zasiadających w jej Radzie Krajowej, ogłosiło, że występuje z ugrupowania, jako bezpośredni powód podając sojusz z Sojuszem Lewicy Demokratycznej.

Dla przeciętnych wyborców czy sympatyków lewicy taka konsekwencja (czy – wedle mniej przychylnej interpretacji – ideowy puryzm) jest zapewne mało istotna. Dużo ważniejsze wydaje się stworzenie bloku, który ma realną szansę na mandaty.

Od miesięcy słyszeliśmy przecież głosy publicystów sympatyzujących z lewicowymi ideami, by młode socjal­demokratyczne ugrupowania zaczęły działać bardziej pragmatycznie, przestały myśleć o SLD w kategoriach z lat 90. i wspólnie podjęły wysiłek budowania lewicowej alternatywy dla PiS. Ten postulat był zapewne bliski także części elektoratu rozczarowanego PO i Koalicją Obywatelską.

Problem w tym, że poza samym powołaniem wspólnego komitetu lewica zrobiła niewiele, by uzgodnić minimum programowe, zgodzić się co do kluczowych kierunków polityk publicznych i zaprezentować w zwięzłej formie wizję Polski alternatywną zarówno wobec „piątki” Kaczyńskiego, jak „szóstki” Schetyny. Być może w kuluarach, na międzypartyjnych zebraniach, trwają dyskusje na ten temat, ale jeśli tak, to niewiele konkluzji tych rozmów przedostaje się do opinii publicznej.

W sytuacji kiedy do wyborów pozostały dwa miesiące, a komitet wyborczy Lewica ma za sobą długą historię animozji światopoglądowych i programowych między składającymi się nań ugrupowaniami, zbudowanie wiarygodności poprzez nowy program powinno być sprawą priorytetową. W przeciwnym razie lewica, która zarzucała słusznie Platformie, że nie ma do zaproponowania nic poza tym, iż jest anty-PiS-em, nie będzie wiele lepsza.

Białystok, wspólna sprawa

W szeregach lewicy jest wiele zdolnych polityczek i polityków z różnych pokoleń. Z pewnością nie mają złudzeń, że wspólne zdjęcia wystarczą, by przekonać wyborców do autentyczności zjednoczenia. Aby przekreślić, a przynajmniej puścić warunkowo w niepamięć długą historię wzajemnych animozji, konieczny był nowy akt założycielski, jasna wspólna sprawa, o którą można by zawalczyć ramię w ramię. Okazję stworzyły ataki nacjonalistycznych i homofobicznych organizacji na Marsz Równości w Białymstoku.

Tydzień po wydarzeniach, które na nowo obnażyły dzielące kraj światopoglądowe i tożsamościowe linie, nowa zjednoczona lewica zorganizowała w mieście manifestację pod hasłem „Polska przeciwko przemocy”. Wybór takiej okazji do zamanifestowania wspólnoty poglądów, a zarazem odcięcia się od politycznych konkurentów z Koalicji Obywatelskiej i rozpoczęcia kampanii wyborczej, był jednak kontrowersyjny.

Po pierwsze, zorganizowanie manifestacji już w tydzień po Marszu Równości krytycznie ocenili niektórzy spośród jego uczestników i uczestniczek. Argumentowano, że na manifestację jest za wcześnie: że tak szybki termin jej zwołania nakłada ogromną presję na wciąż dochodzących do siebie ludzi, którzy dopiero co zostali brutalnie zaatakowani.

Po drugie, hasło „Polska przeciwko przemocy” było ogólnie słuszne, ale nie odnosiło się w żaden sposób do politycznych postulatów środowisk LGBT+. Manifestacja miała potępić przemoc, ale niekoniecznie popierać np. możliwość zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci. To rozmycie jest zrozumiałe z punktu widzenia taktyki politycznej – w nadchodzących wyborach zjednoczona lewica będzie musiała walczyć o każdy głos, a w jej połączonych elektoratach nie brakuje osób, które niekoniecznie podpisują się pod równouprawnieniem osób LGBT+. Z punktu widzenia długofalowej strategii i wiarygodności politycznej taki ruch jest jednak kunktatorski i może się zemścić.

Po trzecie i najważniejsze: czyniąc białostocką manifestację aktem założycielskim i, jak do tej pory, jedynym wspólnym działaniem o charakterze nie organizacyjnym, lecz w jakimś stopniu programowym, zjednoczona lewica ryzykuje pozostanie w narożniku, który wskazał jej PiS. To fragment ringu wyborczego opatrzonego hasłem „spory światopoglądowe”, z którego w sytuacji głębokiej i utrwalającej się polaryzacji lewica mogłaby wyjść jedynie wówczas, gdyby skutecznie zaatakowała PiS na jego własnym polu, proponując czytelny i wiarygodny dla wyborców program socjalny.

Długi żywot Trzeciej Drogi

Kiedy lata 90. z panującą wówczas hegemonią neoliberalnej wizji gospodarki zaczęły się stawać historią, a przez świat przetoczył się kryzys finansowy, rozpoczęty pęknięciem bańki na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych, globalna lewica liczyła na wielki powrót. Zwiastunami miały być protesty ruchów Occupy – w ich ramach zagrożeni niepewnością jutra studenci, uginający się pod ciężarem kredytów zaciągniętych na edukację i pozbawieni gwarancji dobrej pracy pozwalającej spłacić zobowiązania, protestowali nierzadko ramię w ramię z robotnikami, których miejsca pracy zaczęły znikać już dawno temu.

Nadzieje na lewicowe odrodzenie okazały się jednak płonne. Lęki i niepewności społeczeństw obawiających się zubożenia i pogorszenia standardu życia skutecznie zagospodarowali prawicowi populiści, od Orbána po Trumpa.

Dla lewicy przyszedł gorzki i daleki jeszcze od zakończenia czas rachunku sumienia. Pierwsze konkluzje nie zostawiały suchej nitki na kierunku ideowym, któremu hołdowała w latach 90. również polska lewica. Porzucając po upadku komunizmu język klasowy i postulaty upaństwowienia czy uspołecznienia gospodarki, lewicowe partie prześcigały się w zgłaszaniu akcesu do Trzeciej Drogi, często w zwulgaryzowanej formie, jak w przypadku SLD. Sprowadzała się ona do stwierdzenia, że aby dobrobyt redystrybuować, trzeba go najpierw wypracować, a to najefektywniej zrobi wolny rynek.

Kiedy powstała partia Razem, wydawało się, że krytyczna refleksja nad kondycją współczesnej lewicy znalazła reprezentację polityczną. Młoda lewica deklarowała, że nie będzie powtarzać błędów poprzedników i nie zapomni o ideowym credo, w myśl którego najskuteczniejszą gwarancją utrzymania demokracji i praworządności jest zagwarantowanie praw socjalnych, stanowiących fundament dla żywej wspólnoty obywatelskiej.

Przedwojenni socjaldemokraci dobrze wiedzieli, że pogłębiające się nierówności ekonomiczne, niepewne miejsca pracy, brak ogólnodostępnych usług publicznych na dobrym poziomie, to najskuteczniejsze recepta na przejęcie władzy przez ksenofobiczną prawicę, oferującą prześladowanie kozłów ofiarnych i powierzchowne programy socjalne zamiast rozwiązywania głębokich, strukturalnych przyczyn problemów trapiących międzywojenne społeczeństwa. Partia Razem chciała nawiązywać do tego dziedzictwa i wyraźnie odciąć się od Trzeciej Drogi w wydaniu SLD.

Powołanie wspólnego komitetu wyborczego lewicy nie jest zatem jedynie kwestią przezwyciężenia osobistych animozji między partyjnymi liderami – to poważne wyzwanie programowe, które dotyka dylematów, z jakimi boryka się dziś lewica na całym świecie i rozwiązuje je na bardzo różne sposoby. Młodzi socjaldemokraci z amerykańskiej Partii Demokratycznej stawiają na Green New Deal, łącząc zwiększenie nakładów na politykę społeczną z kwestiami ekologicznymi. Partia Pracy pod przywództwem ­Jeremy’ego Corbyna wraca do idei renacjonalizacji kluczowych gałęzi przemysłu. To rozwiązania niepełne, napotykające także na opozycję wewnętrzną, ale sam fakt, że są formułowane, świadczy o potrzebie odnowy i przemyślenia na nowo lewicowego programu. I świadomości, że nie da się tego zrobić bez sformułowania wizji gospodarki wychodzącej poza Trzecią Drogę.

Kto tu jest socjalny

Tej świadomości jak na razie w zjednoczonej polskiej lewicy nie widać. Wysiłki Razem, by wymyślić ją na nowo po globalnym kryzysie gospodarczym, zostały schowane do szuflady. Na stronie partii w zakładce „program” znaleźć można, poza ogólną i sformułowaną już jakiś czas temu deklaracją programową, jedynie garść odnośników do wystąpień i wypowiedzi na różne mniej lub bardziej bieżące tematy. Najświeższy dokument programowy na stronie SLD, zatytułowany „Przywróćmy normalność”, pochodzi z 2017 r. Na stronie Wiosny jako program widnieją nadal postulaty ogłoszone na pierwszej konwencji partii w zimie, wśród nich np. rozszerzenie programu Rodzina 500 plus na każde dziecko, które PiS już zdążył urzeczywistnić.

Czy można te, w wielu punktach rozbieżne, a we wszystkich przypadkach spóźnione wobec posunięć PiS, programy uaktualnić i scalić w jedną wspólną propozycję? W przeciwnym razie partia rządząca również dla potencjalnych zwolenników lewicy będzie nadal jedyną wiarygodną prospołeczną siłą polityczną.

Na razie lewica wydaje się tak pochłonięta samym faktem swojego zjednoczenia, że przegapia wymarzone okazje do wypunktowania niedostatków i błędów polityki PiS, pozostając w takim samym stopniu zakładnikiem stereotypu partii rządzącej jako partii socjalnej, co opozycja liberalna. Tak jakby sam fakt rozpowszechnionego poparcia dla programu Rodzina 500 plus sprawiał, że jedynym, co można zaproponować, jest utrzymanie go bądź dalsze rozszerzenie.

Tymczasem spływają kolejne dane pokazujące, że program ten wymaga istotnych zmian, jeśli miałby skuteczniej realizować przynajmniej jeden z deklarowanych przez rząd celów, czyli redukcję ubóstwa. Z badania gospodarstw domowych GUS za rok 2018 wynika, że ubóstwo skrajne po dużych spadkach po raz pierwszy od czasu wprowadzenia programu wzrosło, szczególnie wśród rodzin wielodzietnych i utrzymujących się wyłącznie ze świadczeń społecznych. Ze wspólnego raportu ekonomistek i ekonomistów z IBS, GRAPE UW, SGH i CENEA wynika ponadto, że po rozszerzeniu programu na każde dziecko do 10 proc. najuboższych rodzin trafi jedynie dodatkowe 0,3 mld zł, w porównaniu z dodatkowymi 5 mld dla 10 proc. rodzin najbogatszych. Niezależnie od walki wyborczej i doraźnej krytyki rządu są to fakty, które wymagają odpowiedzi programowej, podobnie jak mnożące się niepokojące dane o bardzo głębokim rozwarstwieniu ekonomicznym.

Część zjednoczonej lewicy, zwłaszcza ta zrzeszona w partii Razem, może odpowiedzieć, że zawsze to wiedziała. Rzecz w tym, że o tej znajomości problemu nie bardzo wiedzieli wyborcy, którzy nigdy nie doczekali się programu wyrównywania szans, tak klarownego i intuicyjnie słusznego, co 500 plus. Bez niego lewica skazana będzie na walkę na froncie tożsamości – i na pewno tę walkę przegra. ©

Autor jest szefem działu Obywatele w Forum Idei Fundacji Batorego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2019