Na drodze opozycji do władzy może stanąć nie tylko PiS, ale też brak chęci do współpracy

Liderzy nie są w stanie określić nawet minimum programowego oraz strategii w kwestii przejętych przez PiS instytucji.

12.08.2023

Czyta się kilka minut

Katalog rozbieżności
Spotkanie Donalda Tuska z mieszkańcami Ostródy. 27 lipca 2023 r. / ARTUR SZCZEPAŃSKI / REPORTER

Zawirowania wokół Trzeciej Drogi, przezwyciężone przez Szymona Hołownię i Władysława Kosiniaka-Kamysza, mogą być zapowiedzią kłopotów opozycji w realnej współpracy, jeśli udałoby się jej wygrać wybory. Rozpoczęta oficjalnie kampania wyborcza zapewne jeszcze zaostrzy niesnaski, a w połączeniu z różnicami programowymi i dużym brakiem zaufania może utrudnić dogadywanie się w sprawie wspólnego rządu. A tym samym ułatwić PiS przejęcie pakietu kontrolnego w parlamencie i utrzymanie władzy.

Wojna w rodzinie

Przełom lipca i sierpnia. W mediach pojawiają się spekulacje o rozpadzie Trzeciej Drogi. PSL i Polska 2050 nie mogą się dogadać, w jakiej formule wystartować oraz czy brać na listy Agrounię Michała Kołodziejczaka, polityków Porozumienia i byłych posłów Konfederacji. W nieformalnych rozmowach działacze PSL deklarują również, że są gotowi iść do wyborów sami, jeśli Polska 2050 nie zgodzi się na postulat startu z list samej PSL. Tworzenie list koalicyjnych, w ramach których trzeba pokonać próg 8 proc., jest ryzykowne w sytuacji, gdy notowania nie rosną – przekonują. Polska 2050 nie chce jednak o tym słyszeć. Szymon Hołownia naciska na start w ramach Trzeciej Drogi. A jeśli PSL będzie innego zdania, Polska 2050 jest gotowa zerwać sojusz. Współpracownicy Hołowni w nieformalnych rozmowach pokazują najnowsze badania sondażowe, w myśl których przy samodzielnym starcie PSL ma 2 proc. poparcia, a Polska 2050 – 9 proc. Koalicja ma zaś zapewniać spokojne przekroczenie 10 proc.

Prawdopodobnie właśnie tych badań używał Hołownia, prowadząc rozmowy ostatniej szansy z Kosiniakiem-Kamyszem między 3 a 5 sierpnia. Podczas tych – jak sam mówił – 72 kluczowych godzin zapadła decyzja o utrzymaniu koalicji w dotychczasowej formule. Bez Agrounii Michała Kołodziejczaka, za to z politykami Porozumienia.

Według Hołowni Kołodziejczak stara się zdobyć miejsca na listach dowolnego ugrupowania tylko w jednym celu – by dostać się do Sejmu, a następnie wraz z Konfederacją dążyć do kolejnych przedterminowych wyborów, być może w perspektywie kilku miesięcy. Ludowcy z kolei do końca rozważali porozumienie z Agrounią, by w ten sposób utworzyć jeden front polityczny, który będzie mógł skutecznie rywalizować z PiS na wsi. W końcu jednak, gdy musieli wybrać między Kołodziejczakiem a Hołownią, uznali, że Polska 2050 to lepsza opcja.

Artur Balazs, były minister rolnictwa w rządzie AWS, który najpierw wspierał porozumienie Hołowni z Kosiniakiem, a ostatnio PSL z Agrounią, uważa decyzję ludowców za błąd. Przekonuje, że przy dokooptowaniu Agrounii do swej listy PSL miałoby większą szansę na przekroczenie progu 5 proc. niż z Hołownią progu 8 proc. Natomiast dołączenie Agrounii do sojuszu PSL z Polską 2050 przyniosłoby temu komitetowi jeszcze lepszy rezultat. – Bez dobrego wyniku Trzeciej Drogi opozycja nie wygra wyborów, a nie stanie się to na pewno, jeśli z Agrounią porozumie się PiS – mówi Balazs.

Z dziadkiem na czele

Utrzymanie Trzeciej Drogi w dotychczasowej formule nie ucieszyło też liderów Koalicji Obywatelskiej, choć z innych powodów. Gdy kryzys między PSL a Polską 2050 był w apogeum, Donald Tusk zamieścił na Instagramie niewinne zdjęcie. Lider KO idzie za rękę z wnuczką. Pod zdjęciem komentarz: „A moja mała kaszubska Księżniczka uważa, że najlepiej iść jedną wspólną drogą. Z dziadkiem za rękę”. Zostało to odebrane jako apel do wyborców Trzeciej Drogi, by zamiast na skłócony wewnętrznie sojusz postawili na Koalicję Obywatelską, czyli poszli wspólną drogą z „dziadkiem Tuskiem” na czele.

W oficjalnych wystąpieniach lider KO nie pozwala sobie jednak na ataki wobec partnerów z opozycji. Od jesieni ubiegłego roku zabiegał, by cała demokratyczna opozycja utworzyła wspólną listę. Wobec kategorycznego sprzeciwu PSL, a także kryzysu, jaki wybuchł w ramach opozycji po styczniowym wyłamaniu się Polski 2050 z głosowania za rządową ustawą o Sądzie Najwyższym (miała uruchomić pieniądze z KPO), Tusk postawił na budowanie własnych list i ograniczenie wyborczej współpracy opozycji do paktu senackiego. Gdy w maju Hołownia z Kosiniakiem-Kamyszem ogłosili powstanie koalicji Polski 2050 z PSL pod nazwą „Trzecia Droga”, Tusk zapewnił, co prawda, że „po stronie demokratycznej opozycji nie ma wrogów czy przeciwników”, ale podkreślił też, że w tych wyborach „nie ma trzeciej drogi, jest tylko jedna droga do zwycięstwa”.

Późniejsze działania polityków Koalicji Obywatelskiej wpasowały się w to myślenie. – Każdy poseł PSL miał w KO swojego anioła stróża, który chodził z nim nawet do toalety, a celem było przekonanie do startu z list Tuska – opowiada jeden z przedstawicieli Trzeciej Drogi. Rzeczywiście, gdy nie udały się rozmowy na szczycie, politycy Platformy usiłowali na wszelkie sposoby nakłonić poszczególnych ludowców do zmiany barw. Liczyli, że gdy uda im się przekroczyć masę krytyczną, skłoni to liderów PSL, a finalnie także Polski 2050, do wspólnego startu. Przed posiedzeniem Rady Naczelnej PSL 5 sierpnia jako jeden z możliwych wariantów w przypadku rozpadu Trzeciej Drogi poważnie rozważano sojusz ludowców z KO.

Ostateczne porozumienie Hołowni z Kosiniakiem-Kamyszem unieważniło te scenariusze i postawiło Tuska przed koniecznością akcentowania różnic między KO a Trzecią Drogą, które przekonają wahających się wyborców, że to Koalicja Obywatelska jest główną siłą opozycji – jedyną zdolną do pokonania PiS.

Tusk i jego ludzie znaleźli się jednak w specyficznej sytuacji. Z jednej strony – co naturalne – będą dążyć do mocnego osłabienia Trzeciej Drogi i przejęcia jej elektoratu, ale z drugiej, nie mogą doprowadzić do zepchnięcia jej pod próg wyborczy, czyli de facto uśmiercenia ewentualnego koalicjanta w przyszłym rządzie.

Również Trzecia Droga będzie się starała jak najmocniej odróżnić od KO, zapewne wskazując, iż jest „nową jakością” w polskiej polityce. Będą się więc pojawiać coraz częściej takie wypowiedzi jak posła Michała Gramatyki z Polski 2050, który nazwał rozdawnictwem pomysły KO na temat podwyżki świadczenia 500 plus, podniesienia kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł oraz wprowadzenia tzw. babciowego. Jego zdaniem zwiększą one inflację, a także „zabiją” samorządy; podniesienie kwoty wolnej spowoduje bowiem, iż prawie nikt nie będzie płacił PIT-u.

Paweł Zalewski, polityk Polski 2050, który kiedyś był w PiS, a potem w PO, przekonuje, że ludzi zniechęconych zarówno do formacji Jarosława Kaczyńskiego, jak i ugrupowania Donalda Tuska jest bardzo dużo (PiS i PO zagospodarowują ok. 60 proc. wyborców). I to właśnie do nich zamierza adresować swoją ofertę Trzecia Droga. – Naszym celem jest odsunięcie PiS od władzy, ale jesteśmy również alternatywą dla Platformy, bo uważamy, że nasza propozycja jest po prostu lepsza – mówi. Pytany, czy nie utrudni to tworzenia w przyszłości wspólnego rządu z Tuskiem, odpowiada: „dziś ważne są wybory”.

Pod znakiem zapytania

Różnice programowe między opozycyjnymi partiami są naturalne i nawet poszerzają bazę wyborców. To zresztą główny argument przeciwników jednej listy. Jednak – jak pokazuje wcale nie tak odległa przeszłość – kampania może wydobyć na tyle istotne rozbieżności między formacjami, że pod znakiem zapytania staną ich wspólne rządy po wyborach.

Przypomnijmy sobie rok 2005, kiedy PiS i PO miały stworzyć koalicyjny rząd; układano nawet listę zadań do wykonania. Jednak po wyborach po idei tej nie pozostał nawet ślad. Stało się tak, gdyż oba ugrupowania rywalizowały nie tylko w wyborach parlamentarnych, ale i prezydenckich. Te ostatnie nakręciły atmosferę bezwzględnej walki między PiS a PO, bo w drugiej turze starli się przedstawiciele obu formacji. To wtedy, pozornie tylko na użytek kampanii, pojawiły się tezy o podziale Polski na „solidarną” i „liberalną”, które przetrwały kolejne lata, a wykopanego wtedy politycznego rowu nie udało się już zasypać.

Trzeba oczywiście pamiętać, że wielu analogii do tamtej sytuacji dziś nie ma. Wtedy na utrwalenie nowego podziału sceny politycznej wpłynął fakt, że PiS, choć uchodził za partię słabszą, wygrał zarówno wybory parlamentarne, jak i prezydenckie. PO poczuła się takim wynikiem upokorzona i miała obawy, niebezpodstawne, że w razie wspólnych rządów będzie sprowadzana do roli „przystawki”. Olbrzymie znaczenie miało też to, że dotychczasowy hegemon – SLD – osłabł i znalazł się na granicy przetrwania. Zarówno PiS, jak i PO nie miały więc z kim przegrać i siłą rzeczy zwróciły się przeciw sobie.

Teraz jest inaczej. PiS po wyborach, nawet jeśli je nieznacznie przegra, pozostanie największym i niezwykle wpływowym ugrupowaniem, wciąż aspirującym do rządzenia. To będzie czynnik cementujący obecną opozycję (z wyjątkiem Konfederacji).

Zarazem problemem może się okazać brak zaufania. Pałką na Trzecią Drogę w rękach Koalicji Obywatelskiej będą zapewne powtarzane co rusz podejrzenia, że Hołownia z Kosiniakiem chcą za plecami reszty opozycji już po wyborach dogadywać się jakoś z PiS. KO może argumentować, że przecież Trzecia Droga jednym ze swoich haseł czyni odchodzenie od podziału na Polskę PO i Polskę PiS. Czyli tak naprawdę sugeruje równy dystans do obu obozów. Przedsmakiem tej taktyki był niedawny spór wokół konsultacji w sprawie projektu ustawy Trzeciej Drogi „Przyszłość Plus”, zakładającej wzrost wydatków na edukację do 6 proc. PKB. Do konsultacji zaproszono wszystkie duże partie, także PiS. KO odmówiła udziału.

– Jeśli pierwszym krokiem dla Trzeciej Drogi jest planowanie przyszłości polskiej szkoły z Czarnkiem, to niech idą nią sami – stwierdził wówczas rzecznik PO Jan Grabiec. – Przyszłość nie jest ani lewicowa, ani prawicowa. Jest nasza wspólna – replikował Hołownia, a posłanka Paulina Hennig-Kloska przypomniała Platformie, że wraz z PiS chciała zmieniać konstytucję i Sąd Najwyższy oraz waloryzować 500 plus.

Kobiety dzielą opozycję

W tych wyborach, jak pokazują sondaże, szczególną rolę mogą odegrać kobiety – zwłaszcza młode, między 18. a 45. rokiem życia. Partie wiedzą, że to elektorat mniej chętny do udziału w wyborach, albo inaczej: najłatwiej oddający wybory walkowerem. Jego mobilizacja może zmienić wynik. I dlatego KO stawia na liberalizację przepisów antyaborcyjnych, używając jako punkt odbicia z jednej strony wyrok Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 r., z drugiej – tragedii na oddziałach ginekologiczno-położniczych, do których ten wyrok w dużym stopniu się przyczynił, wzmacniając niechęć publicznych placówek do przeprowadzania zabiegów terminacji ciąży również wtedy, gdy są one dopuszczone przez prawo.

Trzecia Droga i jej liderzy nie mówią „nie” liberalizacji przepisów i dopuszczeniu aborcji na życzenie do 12. tygodnia ciąży, chcą jednak w tej sprawie referendum, w którym na stole byłoby również przywrócenie tzw. kompromisu aborcyjnego z 1993 r.

W tej sprawie podziały między blokami opozycji są klarowne: KO idzie ręka w rękę z Lewicą, stawiając na rozwiązanie bardziej liberalne, Trzecia Droga adresuje swoje przesłanie do wyborców – a raczej wyborczyń – bardziej konserwatywnych. Obydwa bloki stoją w kontrze do Zjednoczonej Prawicy i Konfederacji; tu różnice sprowadzają się do niemal całkowitego lub całkowitego zakazu przerywania ciąży.

Podział ten – KO z Lewicą, PSL z Hołownią – obowiązuje jednak tylko w tej konkretnej sprawie, choć Kosiniak-Kamysz długo przekonywał, że różnice programowe są tak istotne, iż powinny powstać dwie listy opozycyjne – jedna PO z Lewicą, a druga PSL z Polską 2050. Intencja była jasna, układ ten bowiem bardzo umacniałby pozycję tego drugiego sojuszu w centrum sceny politycznej.

KO nie dała się jednak wepchnąć w ramiona Lewicy; w zamian zaczęła przejmować jej postulaty. Powoduje to, że również z ugrupowaniem Włodzimierza Czarzastego, Roberta Biedronia i Adriana Zandberga będzie musiała mocno rywalizować. W związku z tym zapewne pojawią się napięcia, i nawet jeśli nie będą tak silne jak w przypadku Trzeciej Drogi, mogą wywołać problemy z wzajemnym zaufaniem. Znana jest niemal atawistyczna niechęć partii Razem do PO i samego Tuska. Adrian Zandberg i jego towarzysze nie przepuszczają żadnej okazji, by zaatakować „neoliberałów” z Platformy. To oni również byli inspiratorami zdarzenia, które zaowocowało największym kryzysem między Lewicą a resztą opozycji, gdy w maju 2021 r. formacja Czarzastego wraz z PiS zagłosowała za ratyfikacją unijnego Funduszu Odbudowy.

Grozi nam pat

Wszystkie te zaszłości mogą odżyć w ramach kampanii, nawet jeśli dziś Czarzasty jest spolegliwy wobec Tuska. Po wyborach zaś problemem – po ewentualnym zdobyciu większości sejmowej – może być czysto techniczne podzielenie się resortami czy też ustalenie podstawowych kwestii programowych. Dotąd, choć opozycja od dawna szykuje się na wspólne rządy, nie powstał żaden dokument, który określałby choćby minimum programowe nowego gabinetu. Ugrupowania opozycyjne nie są zgodne nawet w takiej kwestii, jak postępować z „przejętymi” czy stworzonymi od zera przez PiS instytucjami, jak Trybunał Konstytucyjny, Krajowa Rada Sądownictwa, Rada Mediów Narodowych czy komisja ds. wpływów rosyjskich, jeśli powstanie.

Wiadomo, że każda słabość opozycji i nawet niewielkie jej pęknięcia mogą spowodować, że niepodjęta z marszu władza i tak padnie łupem PiS (choćby w postaci rządu mniejszościowego) – tym bardziej że ugrupowanie to będzie miało wciąż swojego prezydenta.

Może się więc okazać, że przy niewielkiej większości opozycyjnej (choć sondaże dziś wskazują, że nie jest to wcale pewne) znajdzie się kilku parlamentarzystów, którzy, niczym Wojciech Kałuża z sejmiku śląskiego, w imię ustabilizowania sytuacji politycznej, albo wobec trwającej za wschodnią granicą wojny, czyli „dla wyższego dobra” – dadzą się podkupić PiS i poprą rząd tworzony przez to ugrupowanie.

Jak to może w praktyce wyglądać, widać było choćby po 2019 r. w Senacie, gdy PiS przez wiele miesięcy podejmował próby zdestabilizowania niewielkiej opozycyjnej większości. Tyle że tym razem może to być skuteczne. A jeśli nie, istnieje jeszcze jeden scenariusz: politycznego chaosu i szybkiego powrotu Polaków do urn. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce medycznej. Studiowała nauki polityczne i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1997 roku rozpoczęła przygodę z dziennikarstwem, która trwa do dziś. Pracowała m.in. w „Życiu”, Polskiej Agencji Prasowej i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 34/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Katalog rozbieżności