W nową normalność chwiejnym krokiem

Marazm ostatnich miesięcy był tłumaczony obostrzeniami, ale po ich zniesieniu opozycja wydaje się być zaskoczona możliwością nieskrępowanego działania.

31.05.2021

Czyta się kilka minut

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Włodzimierz Czarzasty, Adrian Zandberg i Robert Biedroń, Kraków, czerwiec 2020 r. / ARTUR WIDAK / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Włodzimierz Czarzasty, Adrian Zandberg i Robert Biedroń, Kraków, czerwiec 2020 r. / ARTUR WIDAK / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Kurz po pandemii dopiero opada, ale PiS już zdążył się z niego otrzepać. Z kryzysu, mierzonego setkami codziennych zgonów, obóz władzy wychodzi z potencjałem rychłej odbudowy poparcia. Sondaże już ruszyły w górę, a premier w Polskę, by promować finansowe korzyści Polskiego Ładu. Co innego opozycja – w „nową normalność” wkroczyła chwiejnym krokiem, tak słaba i skonfliktowana, jak niemal nigdy dotąd. To wyjątkowy paradoks polskiej polityki: wirus rządzących nie zabił, a opozycji nie wzmocnił. Kaczyński, tak jak niegdyś Tusk, na razie nie ma z kim przegrać.

W tej chwili PiS próbuje wyzerować rzeczywistość, odciąć pandemiczny czas grubą kreską i ruszyć do przodu z rytualnym „nowym otwarciem” za unijne pieniądze. Udało się też posklejać, choć raczej na krótką metę, Zjednoczoną Prawicę. „Będzie dobrze, znów damy radę” – mówiła na prezentacji Polskiego Ładu Elżbieta Witek, a kilka dni później Kaczyński ogłosił w Polskim Radiu, że kryzys wewnętrzny został zażegnany. To deklaracja mocno na wyrost, liczne kryzysy w łonie obozu władzy wcale nie zostały unieważnione, a w kilka dni po demonstracji jedności liderów Zjednoczonej Prawicy na nowo rozgorzał konflikt z Porozumieniem. Niewykluczone, że do wyborów dojdzie już kolejnej wiosny, bo PiS ewidentnie wszedł w tryb kampanijny.

Nowe przystawki Kaczyńskiego

Opozycja powinna zatem szykować gotowość bojową, ale wciąż liże rany po awanturze wokół Funduszu Odbudowy. Fiasko planu PO i ludowców, by tym głosowaniem doprowadzić do upadku rządu, zamroziło stosunki z Lewicą, która Fundusz poparła, a wcześniej siadła do tajnych negocjacji z Mateuszem Morawieckim. „Straciłem zaufanie do Lewicy, ale będę je odbudowywał z nadzieją, że znów staną się silnym ogniwem w łańcuchu opozycyjnym” – napisał na TT wicemarszałek Sejmu, Piotr Zgorzelski z PSL-u, a Władysław Kosiniak-Kamysz wzywa do szybkiego zakończenia bratobójczej walki.

Na razie nie ma serdecznych rozmów na najwyższym szczeblu między Platformą a Lewicą, ale obie strony przyznają, że prędzej niż później dojdzie do normalizacji wzajemnych stosunków. – Jesteśmy na siebie skazani – mówi mi szef klubu parlamentarnego Lewicy, Krzysztof Gawkowski. – Nie ma wroga na opozycji – wtóruje mu sekretarz generalny PO, Marcin Kierwiński, choć dorzuca też kwestię o „ograniczonym zaufaniu”. Odosobniony jest głos Bartłomieja Sienkiewicza, który przekonuje, że aktualnie liberałom z PO bardziej zagraża Lewica niż populiści: – Mamy naprzeciw siebie wroga. Włodzimierz Czarzasty zdradził wspólnotę opozycji i podał tlen Kaczyńskiemu. Podporządkował się też narracji Razem, której posłowie demonizują i deprecjonują III RP. Nie ma szans na współpracę z totalistyczną Lewicą.

Na pewno odbudowa relacji potrwa kilka miesięcy, bo bitwa o Fundusz jest tylko odpryskiem głębszego problemu: nieustannej rywalizacji partii opozycyjnych o ten sam elektorat. Lewica chce się wyrwać spod „opiekuńczych skrzydeł” PO i tak ją osłabić, by podczas kolejnej elekcji jej wyborcy znów nie postawili na silniejszego gracza. Tak było w zeszłym roku – już w pierwszej turze nie oglądali się na Roberta Biedronia, tylko kreślili krzyżyk przy Rafale Trzaskowskim. Tyle że rozwój wydarzeń nie wskazuje na emancypację, lecz na zmianę warty: Platformę w roli starszego brata Lewicy właśnie płynnie zastępuje PiS. „Na odcinku polityki społecznej i nierówności byliśmy pierwsi z diagnozami” – chwalił się Interii prezes Kaczyński.

Entuzjazm lewicowych polityków wobec rozwiązań podatkowych zawartych w Polskim Ładzie oraz towarzysząca temu krytyka PO jako „obrońcy bogatych” w mediach społecznościowych oraz TVP Info (do której to stacji są ostatnio nader chętnie i często zapraszani) mogą rychło sprowadzić trio Czarzasty-Biedroń-Zandberg do roli przystawki Kaczyńskiego. O ile bowiem Platforma chce uszczuplić Lewicę od strony obyczajowej, o tyle PiS definitywnie odbierze jej szansę na elektorat socjalny. Im głośniej Razem będzie chwaliło projekty ustaw Zjednoczonej Prawicy, tym bardziej ich potencjalni wyborcy będą wdzięczni Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Lewica musi popierać realizację jej postulatów programowych przez PiS, bo trudno, by była w kontrze, choćby wobec progresywnego systemu podatkowego, ale nic na tym nie zyska. A przy okazji może stracić antypisowskiego wyborcę wielkomiejskiego – tego, którego z nią łączy wspólnota światopoglądowa, a który jest owym krezusem z pensją 6 tysięcy brutto. Ten rozdźwięk świetnie widać w najnowszych badaniach prof. Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego: młodzi, wśród których elektorat Lewicy rośnie najszybciej – w czym zresztą Lewica pokłada liczne nadzieje – są niechętni projektom redystrybucyjnym, np. chcą likwidacji programu 500 plus. Tych zaś wyborców, którzy pragną państwa opiekuńczego, od Lewicy silnie odstręcza jej druga nóżka: antyklerykalizm i poglądy w sprawie np. praw osób LGBT.

Wygląda tak, jakby Lewica nie tylko wpadła w pułapkę, ale jeszcze na dodatek z deszczu pod rynnę. Za to prezes ­PiS-u jest kontent. „Widzę możliwość współpracy, szczególnie w sprawach społecznych” – deklaruje Kaczyński, upatrując w Lewicy rezerwuaru głosów, których może już wkrótce zabraknąć ze strony Porozumienia przy projektach zwiększających daniny dla przedsiębiorców.

Lewica musi być świadoma, czym grozi etykieta „koncesjonowanej opozycji”, którą przykleja jej choćby Rafał Trzaskowski, konkurujący z nią o młodzieżowy elektorat. Stąd lewicowi politycy nieustannie powtarzają, że mają jeden cel – zakończyć żywot obecnego rządu, odsunąć PiS od władzy – tyle tylko, że podążają do niego inną niż Platforma drogą. – Trzeba nam być opozycją racjonalną, a nie totalną – uważa Gawkowski.

Ani jednego triumwira

Akurat teraz z „totalności” Platformy ostało się wyłącznie totalne pogubienie. Partia jest na wyczerpującym froncie wojny wewnętrznej. „Bez daleko idących zmian nie mamy szans utrzymania pozycji lidera opozycji, a w przyszłości wygrania wyborów” – napisało w liście do partyjnej braci ponad pięćdziesięciu parlamentarzystów, niemal jedna trzecia klubu. Pytani, na czym miałyby polegać zmiany, mówią o strategii i programie, ale rzecz i tak idzie o to, by zdjąć ze stanowiska przewodniczącego Borysa Budkę. Słaby lider w czasach spersonalizowanej polityki ciągnie w dół całe ugrupowanie, a sondaże mówią same za siebie – wynik jednocyfrowy jest już całkiem blisko. To może skłonić do ewakuacji z partii tych, którzy do tej pory dostawali się na Wiejską z odległych miejsc, a przy potencjalnie słabym wyniku ugrupowania tracą szansę na powtórkę mandatu, czyli lądują na bezrobociu.

Niektórzy, choćby wyrzucony z partii Ireneusz Raś, chcieliby skończyć z modelem przywództwa funkcjonującym w paradygmacie wodzowskim (tym bardziej że po Donaldzie Tusku kolejni „wodzowie” to jednak nie ten rozmiar kapelusza) i postawić na kolegialne kierownictwo. Raś mówił o triumwiracie. Problem w tym, że trudno w PO znaleźć jednego porządnego kandydata na triumwira, a co dopiero trzech.


Czytaj także: Karolina Lewicka: Odbudowa w przybudówce


Ostatnią deską ratunku ma być Rafał Trzaskowski, ale prezydent Warszawy chce się budować wśród samorządowców. Ci zaś, często skonfliktowani z PO lub uważający ją za balast, radzą mu, by stworzył ugrupowanie pod własnym szyldem. Na razie Trzaskowski publicznie zapewnia o dobrej współpracy z Budką i deklaruje partyjną lojalność, ale jeśli jego kolejne inicjatywy zakończą się sukcesem, to wtedy bezapelacyjnie pójdzie własną drogą, drenując PO z najbardziej wartościowych ludzi.

Chadeckie wyszywanki

Ludowcy od kilku lat bezskutecznie szukają na siebie pomysłu. Równo dwie dekady temu zaczęli tracić swój tradycyjny elektorat na rzecz nowo powstałej partii Jarosława Kaczyńskiego. Dziś PiS to na wsi potęga, a poparcie, jakiego udzielają mu mieszkańcy obszarów wiejskich oraz rolnicy, jest dość trwałe i nie ulega erozji, np. pod wpływem kolejnych afer obozu władzy.

Te oczy przymknięte na swoje błędy i wypaczenia PiS zawdzięcza transferom socjalnym, których wieś jest głównym beneficjentem (trafia tam 60 proc. środków z programu 500 plus), ale równie istotne są – czego dowiadujemy się z dorocznych raportów „Polska wieś” pod redakcją prof. Jerzego Wilkina – polityka godnościowa i historyczna. Oraz partyjna kontrola nad państwowymi mediami. Bo przede wszystkim z nich mieszkańcy wsi czerpią swoją wiedzę o świecie. Aktualnie dowiadują się, że dotrą do nich wodociągi i kanalizacja, nawet gaz, będzie wyższy zwrot akcyzy za paliwo rolnicze, a Kaczyński jest dumny, że PiS reprezentuje wieś.

Wieś szybko też otrząsnęła się po ciosie, jakim niewątpliwie była dla niej „Piątka dla zwierząt”, z której Kaczyński ostatecznie się wycofał pod ogromną presją hodowców, Tadeusza Rydzyka i własnych posłów. Na ogromnym kryzysie wizerunkowym, który chwilowo zachwiał poparciem dla rządzących, wcale nie skorzystał jednak PSL, tylko Polska 2050. To był koronny dowód na to, że ludowcy nie mają czego na wsi szukać, zwłaszcza że dojrzewa tam nowa konkurencja: Szymon Hołownia jest dziś drugim wyborem elektoratu wiejskiego, a podążający śladami Andrzeja Leppera Michał Kołodziejczak, obecnie lider Agrounii, zapowiada utworzenie partii politycznej, Kosiniaka nazywa zaś „politykiem przegranym”.

Wypychani ze wsi, do miasteczek i miast ludowcy wciąż jeszcze nie doszli, choć maszerują w tym kierunku od lat i zdobywają przyczółki. Ostatnio uznano, że po fiasku Koalicji Polskiej przyszedł czas na kolejny rebranding. Tym razem mowa o Chadecji Polskiej. Projekt miałby przyciągnąć konserwatywne skrzydło PO, właśnie brutalnie odcinane, a w przyszłości być też ofertą szalupy ratunkowej dla Gowina i uciekinierów z PiS. Może w jakimś sojuszu z Szymonem Hołownią. Kryje się za tym wiara, że wybory wygrywa ten, kto skutecznie skolonizuje wyborcze centrum. Tyle że polaryzacja i radykalizacja skutecznie je skurczyły, a pretendentów do tego kawałka ziemi jest wielu. Dość powiedzieć, że onegdaj nawet Konfederacja ustami Krzysztofa Bosaka ogłosiła się „nowym centrum”.

Nie bardzo także wiadomo, co kryje się za opowieścią Władysława Kosiniaka-Kamysza o „centrowej formacji, która szanując tradycję buduje nowoczesną Polskę”, prócz ogólników i chęci wejścia klinem między Platformę i PiS. Niedodefiniowany wciąż projekt wygląda na dość rozpaczliwy powrót do przeszłości, tak jakby ludowcy nie zauważyli, że współczesna chadecja niewiele ma wspólnego z tą powojenną, na której ewidentnie chcą się wzorować. Bronisław Komorowski, który ogłosił, że będzie PSL w tym politycznym dziele wspierać, też nie wskazuje elementów owej chadeckości, prócz obrony kompromisu aborcyjnego. Jednocześnie rezygnacja z niego jest dla byłego prezydenta dowodem na to, że konserwatywny komponent przestała posiadać PO. Stosunek do aborcji jawiłby się zatem jako główne, może nawet wręcz jedyne kryterium konstruowania konserwatywnej tożsamości. Trochę mało, a reszta rozmyta.

Na pytania o sondaże PSL reaguje nerwowo. Balansują na progu od lata zeszłego roku, kiedy ich lider, zapowiadający się na głównego rywala Andrzeja Dudy na początku kampanii, skończył prezydencki wyścig z marnym wynikiem i długo dochodził do siebie. Potem było rozstanie z Pawłem Kukizem, teraz trwają poszukiwania kolejnych sojuszników. Jakby ludowcy przestali wierzyć w samodzielną zdolność do generowania poparcia. Taki też zamysł może stać i za Chadecją Polską.

Patchwork 2050

Wciąż trudno powiedzieć, ile realnej mocy politycznej ma Polska 2050, ale pewne jest, że Szymon Hołownia stale rośnie – sondażowo i personalnie. Ostatnim nabytkiem jest Wojciech Maksymowicz z Porozumienia. Dzięki temu transferowi koło parlamentarne jest prawdziwym patchworkiem ideologicznym – lewicowo-liberalno-konserwatywnym. Ponoć wszystkich łączy wspólne dla Polski 2050 DNA, tyle że – jak można wyczytać na stronie partii – to zbiór haseł dość ogólnych („chcemy Polski demokratycznej, solidarnej, zielonej itd.”), pod którymi mogłaby się podpisać każda opozycyjna partia. Nic dziwnego, że i transfery są możliwe z każdej strony.

Hołownię wciąż niesie efekt nowości, medialna sprawność lidera oraz niemoc Platformy. Nie musi się też borykać z jakimś zmasowanym atakiem ze strony PiS. Kaczyński czeka, aż Polska 2050 maksymalnie osłabi Platformę, dopiero potem zacznie ją okładać propagandową pałką. Na razie określił projekt mianem „eksperymentu”, za którym nie wiadomo, co stoi: nowa socjotechnika czy nowa idea. PO, która na wzroście Hołowni traci najbardziej, wciąż liczy, że konkurenta przetrzyma dzięki doświadczeniu, mocnym strukturom i większym pieniądzom. Mści się jednak początkowe niedocenienie przeciwnika. Rok temu Izabela Leszczyna przekonywała, że „Hołownia pozostanie dla polskiej polityki zjawiskiem nieistotnym”, i takie generalnie było myślenie. Teraz PO karmi się nadzieją, że Hołownia przeminie z wiatrem jak Ryszard Petru.

Bilans politycznego restartu po pandemii nie jest korzystny dla opozycji. Marazm ostatnich miesięcy był tłumaczony obostrzeniami, ale po ich zniesieniu nikt niczym nie zaskoczył. Wręcz przeciwnie – to opozycja wydaje się być zaskoczona końcem trzeciej fali i możliwością nieskrępowanego działania. Wspólny wróg nie tylko opozycji nie łączy, ale nawet udało mu się ją koncertowo podzielić. Sukcesy wynikłe ze współpracy, jak choćby Senat, w którym blokowi złożonemu z PO, PSL i Lewicy udało się dwa lata temu odebrać większość PiS, czy dobre wyniki sondażowe wspólnego kandydata na prezydenta Rzeszowa, poszły w zapomnienie.

O wspólnych listach wyborczych nikt nie myśli. Ponoć za wcześnie na taką rozmowę, choć wybory – jeśli brać na poważnie opowieści opozycji o „pozbawionym sejmowej większości Kaczyńskim” – mogą się wydarzyć niemal w każdej chwili. – Na pewno pójdziemy razem – słyszę od polityka Nowej Lewicy – jeśli PiS zmieni ordynację wyborczą do Sejmu i wprowadzi sto okręgów wyborczych, zamiast dotychczasowych czterdziestu ­jeden.

Takie rozwiązanie z miejsca redukowałoby szanse wyborcze ugrupowań małych i średnich, przy podziale mandatów liczyliby się tylko giganci. Ale trudno spodziewać się takiego ruchu po Kaczyńskim dziś, kiedy połączonym siłom opozycji sondaże dają zwycięstwo nad Zjednoczoną Prawicą.

Opozycja może wciąż podążać dotychczasową drogą i tym samym konserwować polityczne status quo. Może też przestać się wzajemnie zwalczać i wypracować wspólną strategię działań wobec Zjednoczonej Prawicy, skoro uważa obóz władzy za zagrożenie dla polskiej demokracji. To wymagałoby jednak sporej dojrzałości politycznej, a opozycja siedzi dziś w piaskownicy. Stąd krążący ostatnio po politycznym internecie żart, w którym Kaczyński mówi Bogu, że prosił o słabych przeciwników, ale chyba jednak Bóg nieco przesadził. ©

Autorka jest dziennikarką Radia TOK FM.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2021