Odbudowa w przybudówce

Zanim na jesieni zdąży zrobić kolejny krok ku zjednoczeniu, parlamentarna lewica może ulec jeszcze większemu rozbiciu. To dlatego zdecydowała się pomóc PiS-owi.

03.05.2021

Czyta się kilka minut

Konwencja  programowa Lewicy „Przyszłość jest teraz”. Warszawa,  20 lutego 2021 r. / TOMASZ PACZOŚ / FOTONOVA
Konwencja programowa Lewicy „Przyszłość jest teraz”. Warszawa, 20 lutego 2021 r. / TOMASZ PACZOŚ / FOTONOVA

Zawrót głowy od sukcesów na razie Lewicy nie grozi. Sondaże ustabilizowały się na poziomie 9 proc., niższym niż ostatni wynik wyborczy. Żadnej premii nie przyniosły protesty po zaostrzeniu prawa aborcyjnego, choć lewicowi politycy byli w ich awangardzie. Słupki nie drgnęły, mimo że wahadło społecznych nastrojów ewidentnie odchyliło się w lewą stronę. Nie wiadomo też, czy doniesienia CBOS-u, że odsetek młodzieży o poglądach lewicowych wzrósł rok do roku niemal dwukrotnie – aż do 30 proc., są tylko elektryzujące, czy mogą przełożyć się na realne poparcie przy urnie. Na razie lewica obnosi na sztandarach sondaż IBRiS-u dający jej wśród najmłodszych obywateli poparcie na poziomie 49 proc. Tyle że w wielu innych badaniach taki polityczny wybór deklaruje zaledwie co szósty młody człowiek.

Lewicy zatem wiatr powiał w żagle, ale prędkość statku wciąż jest ta sama. Na pytanie, dlaczego nie płyną szybciej, lewicowi parlamentarzyści bezradnie rozkładają ręce.

– Brakuje im wyraźnej twarzy, zarówno osobistej, jak i instytucjonalnej – mówi mi prof. Andrzej Rychard. – Nie uruchamiają żadnych jednoznacznych ze sobą skojarzeń. Nie wiedząc, czym ta lewica z Wiejskiej tak naprawdę jest, potencjalny wyborca nie uzna jej za wiarygodnego reprezentanta swoich poglądów.

Na pewno nie pomaga też ostra konkurencja o lewicowego wyborcę. Nie bez powodu Polska 2050 rozpoczęła programową ofensywę od kwestii rozdziału Kościoła od państwa, a Platforma wyraźnie opowiedziała się za liberalizacją prawa aborcyjnego, pacyfikując przy okazji swe konserwatywne skrzydło. PiS zaś wciąż ma potencjał, by efektywnie zagospodarowywać tzw. lewicę żołądka, czyli wyborcę socjalnego.

Likwidator kontra Stańczyk

Włodzimierz Czarzasty zachowuje wobec takiego stanu rzeczy urzędowy optymizm: – Musieliśmy się odbudować po wyborach prezydenckich, bo słaby wynik Roberta Biedronia nie pomógł parlamentarnym notowaniom Lewicy. Teraz jesteśmy w przededniu politycznego przełomu. PiS, Platforma i ludowcy słabną, a Konfederacja i Hołownia idą w górę. My wciąż jesteśmy na tym samym poziomie, mamy stabilną, około 10-procentową bazę. Oby nam nie spadło; jeśli wzrośnie, to będziemy się cieszyć.

Duże nadzieje są pokładane w planowanym na październik kongresie zjednoczeniowym byłego SLD i Wiosny. Ten proces trwa zresztą od końca 2019 r. Sojusz w tym czasie zmienił nazwę, od marca to już oficjalnie Nowa Lewica. Wiosna zostanie wkrótce wygaszona, a jej działacze mają się zapisywać do NL. Nowa marka ma w założeniu skuteczniej przyciągać wyborców, zwłaszcza młodszych, których do tej pory odstręczał zapach naftaliny, czyli pezet­peerowskie tradycje Sojuszu.

Ale są i problemy, które zaczęły się wraz z odejściem z partii Leszka Millera, bo byłemu premierowi nie spodobała się zmiana szyldu i tym samym odesłanie SLD na śmietnik historii. Nazwał Czarzastego „wielkim likwidatorem” oraz „błaznem, który myśli, że jest Stańczykiem”, na co wywołany do tablicy odpowiedział, że „właśnie takiej starości się boi”.

– Kłótnia Włodka i Leszka, toczona w mediach, wywołała lawinę – mówi mi jeden z posłów dawnego Sojuszu. – Wielu starych działaczy SLD poczuło się zagrożonych w swych włościach. Po prostu boją się utraty dobrego miejsca na liście wyborczej na rzecz młodszych i bardziej energicznych działaczy od Biedronia. Opowiadają, że Wiosna jest już tylko masą upadłościową i stąd nie powinniśmy rozdzielać stanowisk w Nowej Lewicy po równo. Toczy się taka wewnętrzna, partyjna polityka i zjada nam energię.

Działacze Wiosny też robią dobrą minę do złej gry. Czarzasty publicznie mówi o „zjednoczeniu”, ponieważ to pozwala Biedroniowi wyjść z twarzą z tej sytuacji, ale, jak mówi mi jeden z lewicowych polityków, choć dziś poza lewicowym klubem: – To żadne łączenie się, tylko wchłanianie Wiosny, bo Biedroń koncertowo przegrał szansę na własną partię. Kiedy ją tworzył, otaczało go grono zaufanych ludzi, ale potem brał na pokład każdego chętnego. To normalne, gdy dopiero buduje się partyjną masę. Wśród przypadkowych ludzi szybko pojawiają się konflikty. Jeśli lider ma autorytet, to je przecina, ale Robert po zdobyciu posady w Brukseli w ogóle przestał zajmować się strukturami, a te się skłóciły i rozpierzchły. Przy okazji zdążył też stracić autorytet, bo przecież obiecał, że zrzeknie się mandatu europosła, ale ostatecznie było mu szkoda. Zwieńczeniem tych katastrof była dotkliwa porażka w wyborach prezydenckich, bo lewicowi wyborcy już w I turze postawili na Rafała Trzaskowskiego.

Jednak na oficjalnej stronie Wiosny czas się jakby zatrzymał, Robert Biedroń wciąż uśmiecha się do wiwatujących tłumów, tonie w morzu flag i konfetti. Nadal można dołączyć do partii, choć wkrótce wkroczy do niej likwidator. Nie ma za to żadnych informacji o Nowej Lewicy. Koleżeństwo z opozycji przewiduje, że Wiosna wkrótce rozpuści się w nowym bycie partyjnym, a na plan pierwszy wybije się stary, dobry Sojusz.

Poseł Krzysztof Śmiszek, działacz Wiosny, reaguje na te docinki wzruszeniem ramion: – Równie dobrze można byłoby założyć, że mniejsza, ale świeższa Wiosna zdominuje większe SLD. Tyle że takie stawianie sprawy nie jest fair. To była nasza wspólna i partnerska decyzja, by połączyć siły, bo wiemy, że wyborcy dają nam premię za jedność. Liczymy na dobrą współpracę.

Zabezpieczeniem przed zwasalizowaniem jednej strony przez drugą ma być konstrukcja ugrupowania: będzie się składać z dwóch frakcji, wiosennej i sojuszowej, oraz mieć dwóch współprzewodniczących – Czarzastego i Biedronia. Otwarte pozostaje pytanie, czy oba samce alfa zgodzą się na jednym podwórku.

Razem razem z kim?

Zjednoczenie dwóch podmiotów lewicowej koalicji uwypukliło jeszcze, od dawna legendarną, osobność trzeciego partnera. Razem tak konsekwentnie trzyma się na uboczu, że w sumie nie wiadomo, w jakiej konfiguracji wystartuje w następnych wyborach. – Mamy z tyłu głowy, że mogą się niespodziewanie odłączyć – mówi mi członek kierownictwa klubu parlamentarnego – zwłaszcza jeśli po opozycyjnej stronie trzeba będzie formować większe koalicje. Gdybyśmy chcieli pójść z Platformą Obywatelską, to nie ma co liczyć na Razem. Bo dla nich liberałowie to wróg większy niż PiS.

Kiedy pytam o taki scenariusz jedną z liderek Razem Marcelinę Zawiszę, odpowiada krótko: – Decyzję podejmie Rada Krajowa partii, ale osobiście nie wyobrażam sobie wspólnego startu z PO.

Nowa Lewica i Razem nie szczędzą też sobie słów wzajemnej krytyki, wygłaszanej anonimowo. Dla członków byłego SLD Razem to odklejeni od rzeczywistości „komuniści”, których postulaty ekonomiczno-socjalne są dla większości wyborców albo nie do przyjęcia, albo nie do uwierzenia. Z kolei Razem niechętne jest antyklerykalizmowi Wiosny. – To klimaty Janusza Palikota, ale nie nasze – mówi mi jedna z działaczek. Żeby było ciekawiej, Razem od pewnego czasu przyjaźnie zerka w stronę Szymona Hołowni. Słyszę, że może być im po drodze, jeśli chodzi o wrażliwość społeczną, koncentrację na pomocy słabym i wykluczonym. Jak na razie, bacznie śledzona jest polityka transferowa Polski 2050, bo pozwala domniemywać, w jakim kierunku ideowym Hołownia zmierza. Jeśli otoczy się kolejnymi liberałami, takimi jak ostatni nabytek, Mirosław Suchoń z Nowoczesnej, to rzecz jasna Razem natychmiast straci do Hołowni serce.

Lewica zatem, po triumfalnym powrocie na Wiejską po czteroletniej banicji, nie przeszła do natychmiastowej ofensywy, tylko od dwóch lat układa się wewnętrznie – sporo w niej pęknięć i napięć.

Stąd problemem dla całej formacji okazała się też polityczna gra o Fundusz Odbudowy. Ponieważ rząd – ze względu na weto Solidarnej Polski – nie miał potrzebnej do ratyfikacji Funduszu większości w Sejmie, musiał liczyć na głosy opozycji. Borys Budka i Władysław Kosiniak-Kamysz od razu uzależnili swoje poparcie od tego, czy PiS zgodzi się dystrybuować pieniądze przy współudziale i pod kontrolą samorządów. Włodzimierza Czarzastego z nimi nie było, choć namawiano go do tej współpracy. Wkrótce potem zwołał własną konferencję, na której ogłosił, że Lewica poprze Fundusz bezwarunkowo. „Dlatego że nie jest winny naród polski, że ma głupi rząd” – argumentował.

Szybko przyszło mu się z tych słów, których zresztą nawet nie skonsultował z całym swym zapleczem politycznym, wycofać. – Na posiedzeniu klubu obyło się bez awantury, ale zdania były podzielone – mówi mi poseł byłego SLD. Lewica zaczęła więc niuansować swoje stanowisko i przeszła w tryb warunkowy: pomożemy przy ratyfikacji, jeśli rząd uwzględni nasze uwagi do Krajowego Planu Odbudowy. Zorganizowano konsultacje, spisano poprawki do KPO, a dokument wysłano do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

By się odróżnić od Platformy

Te polityczne wolty w sprawie Funduszu były rezultatem głębokiego pęknięcia w klubie i koalicji. Od samego początku posłowie Razem jasno deklarowali, że zagłosują „za” bez względu na wszystko, reszta się wahała. Krzysztof Gawkowski na wszelki wypadek ogłosił, że nie będzie dyscypliny klubowej w tym głosowaniu. – Każdy sobie rzepkę skrobał, bo dla Czarzastego najważniejsze były trzy rzeczy – przekonuje polityk KO. – By mu się partia i koalicja nie rozpadły, by się odróżnić od Platformy i by się przez przypadek rząd nie wywrócił, bo to może oznaczać wcześniejsze wybory, na które Lewica po prostu nie jest jeszcze gotowa.

Tę słabość natychmiast wyczuł PiS, a Lewica była chętna do negocjacji na własną rękę. Mateusz Morawiecki uznał poprawki Lewicy do KPO za „konstruktywne” i spotkał się z jej przedstawicielami w tym samym dniu, w którym projekt ratyfikacji stanął na posiedzeniu rządu. Bo głosy Lewicy, nawet jeśli nie wszystkie, pozwalają premierowi zignorować sprzeciw Solidarnej Polski. „Na spotkaniu unosił się duch odpowiedzialności za państwo” – chwaliła Lewicę rzeczniczka PiS-u Anita Czerwińska, a wtórował jej, zazwyczaj bezwzględny wobec opozycji, Ryszard Terlecki.

– Nie rozumiem, dlaczego Czarzasty to robi – wzdycha poseł byłego SLD. – PiS może dziś wszystko obiecać, by jutro niczego nie dotrzymać. W dodatku rozbijamy jedność opozycji.

Ale większość posłów jest zadowolona z takiego obrotu sprawy i jeśli tylko do Brukseli trafi poprawiony KPO (chodzi m.in. o powołanie komitetu monitorującego, który będzie kontrolował wydatkowanie unijnych pieniędzy; przeznaczenie 800 mln euro wsparcia dla szpitali powiatowych; gwarancję przeznaczenia 30 proc. środków dla samorządów), to PiS może liczyć na znaczną część głosów Lewicy przy ratyfikacji Funduszu Odbudowy.

Na końcu wygra PiS

Porozumienie Lewicy i PiS-u oznacza też, że drugie podejście opozycji (KO i ludowców) do stworzenia rządu tymczasowego (pierwsze było w maju zeszłego roku, przy okazji wspólnych działań na rzecz zablokowania wyborów kopertowych) znów spaliło na panewce. Ponieważ sprzeciw Ziobry wobec ratyfikacji będzie miał charakter symboliczny, Kaczyński nie będzie go wyrzucał z rządu, czym wcześniej groził. A Jarosław Gowin, po raz kolejny przekonawszy się, jak bardzo skonfliktowana jest opozycja, w ogóle przestanie brać pod uwagę odwrócenie sojuszy w tej kadencji Sejmu.

PiS miał być z Lewicą po słowie jeszcze przed pierwszym od kilku miesięcy spotkaniem trzech liderów: Kaczyńskiego, Gowina i Ziobry w poprzednią niedzielę. Dzięki temu prezes mógł wystąpić wobec koalicjantów z pozycji siły.

– Czarzasty uratował rząd PiS-u. Takie rzeczy tylko w Polsce – napisał mi w SMS-ie jeden z polityków Koalicji Obywatelskiej. Ale Lewica przekonuje, że tylko jej udało się zmusić rząd do rozmów i ustępstw, a plan na gabinet techniczny od początku był w sferze pobożnych życzeń.

Tyle że tak czy owak największym wygranym jest PiS. Kaczyński pozbył się kłopotu, który od miesięcy spędzał mu sen z powiek: ma większość do ratyfikacji Funduszu Odbudowy. Premier już ruszył z kampanią o „770 mld zł dla polskich wsi, miast i miasteczek”, która ma podreperować PiS-owi sondaże. A przy okazji udało się jeszcze wbić klin w opozycję. Lewicy pozostaje teraz trzymać kciuki, by PiS nie okazał się od niej sprytniejszy lub po prostu wiarołomny. ©

Autorka jest dziennikarką radia Tok FM. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka polityczna Radia Tok FM, prowadzi program „Wywiad polityczny". Wcześniej przez kilkanaście lat związana z TVP. Była reporterką sejmową i publicystką, relacjonowała wszystkie kampanie wyborcze w latach 2005-2015. Politolog, absolwentka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 19/2021