Jak uniknąć wojny pokoleń

Najgłębszy podział przebiega dziś nie między zwolennikami rządu i opozycji, ale między starszymi a młodszymi Polakami. Partie już go wykorzystują.

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Wiec wyborczy w Wieliczce, lipiec 2020 r. / FILIP RADWAŃSKI / FORUM
Wiec wyborczy w Wieliczce, lipiec 2020 r. / FILIP RADWAŃSKI / FORUM

Podział na Polskę „liberalną” i „soli­darną” oraz jego kolejne wcielenia – PO kontra PiS czy „rząd dobrej zmiany” kontra „totalna opozycja” – organizuje naszą wyobraźnię polityczną co najmniej od 2005 r. Wtedy to fiaskiem zakończyły się negocjacje koalicyjne między dwiema największymi partiami postsolidarnościowymi. Trwa zatem dłużej niż wcześniejszy podział, przebiegający przez polską politykę według stosunku do okresu przed 1989 r.

Początkowo uchodził za użyteczną politycznie grę pozorów, która pozwalała mobilizować zwolenników i zogniskować debatę publiczną na sporze między dwiema największymi partiami. Jednak z czasem stał się dla wielu Polek i Polaków fundamentem nie tylko ich tożsamości politycznej, ale i kluczem do rozumienia świata.

Prawda lub fałsz

To, jak narracja o dwóch Polskach z politycznego spinu przekształcała się w opis autentycznego, głębokiego podziału, najlepiej prześledzić na danych z sondaży CBOS, które pozwalają na uchwycenie zmian w poglądach elektoratów PO i PiS w ostatnich dwudziestu latach. W 2001 r. odsetek wyborców PO deklarujących się jako prawicowi wynosił 50 proc., a wśród zwolenników PiS – 60 proc. Dwadzieścia lat później jako prawicowi określało się jedynie 14 proc. głosujących na PO i 73 proc. wyborców PiS.

Partie, których elektoraty nie były początkowo tak bardzo odmienne, nagle stały się formacjami skupiającymi ludzi należących do wykluczających się światów. Wśród wyborców PiS odsetek osób regularnie uczestniczących w praktykach religijnych pozostał na niemal niezmienionym, wysokim poziomie (powyżej 60 proc.), wśród wyborców PO zmniejszył się zaś o ponad połowę (z 60 do poniżej 30 proc.). Partii Jarosława Kaczyńskiego znacząco przybyło zwolenników wśród mieszkańców wsi i emerytów, Platforma zyskiwała wśród przedstawicieli zawodów twórczych i specjalistek z wyższym wykształceniem, choć zyski nie były aż tak duże jak w przypadku PiS.

Po dwóch dekadach podział PO-PiS przestał zatem wyznaczać oś ­rywalizacji politycznej, stał się zaś opisem rzeczywistości społecznej, a nawet więcej – symboliczną linią odgradzającą prawdę od fałszu, propagandę od faktów. Badania z ostatnich dwóch lat pokazują, że Polki i Polacy deklarujący poparcie dla rządu oraz ci, którzy wspierają opozycję, odmiennie doświadczyli pandemii i inaczej oceniają kryzysową rzeczywistość postpandemiczną. W sondażu CBOS z lutego 2022 r. 63 proc. wyborców Koalicji Obywatelskiej stwierdziło, że obowiązujące restrykcje pandemiczne nie są wystarczające, a 68 proc. wyborców PiS uznało je za adekwatne do sytuacji i zagrożenia. Pytani o przyczyny wzrostu cen zwolennicy KO winią głównie politykę rządu (80 proc. wskazań), wyborcy PiS – czynniki niezależne od rządu (także 80 proc.). Dwie dekady temu podziały na scenie politycznej ograniczały się do preferencji partyjnych – dziś dyktują postrzeganie rzeczywistości. Czy zatem przez kolejne lata będziemy wciąż patrzeć na świat przez okulary PO-PiS i ich kolejnych wcieleń?

Podział postkomunistyczny, nadając ton polskiemu życiu publicznemu aż do 2002 r., też długo wydawał się bezalternatywny. A jednak jego użyteczność w opisywaniu współczesności i porządkowaniu chaotycznej rzeczywistości czasu transformacji wyczerpała się niemalże z dnia na dzień. Tak się przynajmniej wydawało, kiedy rozpoczęły się obrady sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina. W rzeczywistości jednak koniec nastąpił wcześniej. Procesy społeczne podkopujące podział między „postsolidarnościowcami” a „postpezetpeerowcami” toczyły się od dłuższego czasu, tylko pozostawały przysłonięte przez bieżącą grę polityczną.

Tak samo jest z podziałem PiS-PO, patrioci-ojkofobowie, ciemnogród-lemingi. Jeszcze jest uważany za użyteczny, porządkuje bowiem chaotyczne i drastyczne zmiany, jakie zachodzą w społeczeństwie od dwóch dekad, np. jego postępującą sekularyzację czy proces przekształcania się Polski z kraju eksportującego pracowników w kraj migracji docelowych, przyciągający ludzi nie tylko z dawnych republik postradzieckich, ale z całego świata. Wszystkie te wielkie zmiany dają się jeszcze na razie wpisać w starą narrację o „konieczności obrony narodowych wartości i dawnego stylu życia”, któremu przeciwstawiana jest równie zużyta narracja o „konieczności zapewnienia warunków dla indywidualnej realizacji” czy „otwierania rynku pracy”.

Ale dni użyteczności tej opowieści są policzone. Najlepiej świadczy o tym fakt, że wśród najmłodszych wyborców poparcie dla PO i PiS nie przekracza 10 proc. Prawdziwy, głęboki podział przebiega dziś nie między zwolennikami rządu i opozycji, ale między starszymi a młodszymi Polkami i Polakami. To on wyznaczy przyszły kształt polskiej debaty publicznej.

Pułapka niedojrzałości

Dekadę temu Instytut Obywatelski, think tank PO, opublikował raport pod znamiennym tytułem „Dojrzewający obywatele dojrzewającej demokracji”. Poświęcony „stylowi politycznej obecności młodych” i napisany przez prof. Krystynę Szafraniec, niedawno tragicznie zmarłą znawczynię socjologii młodzieży, był swoistym podsumowaniem miejsca młodych w polskiej polityce po dwudziestu latach od zmiany ustroju.

Autorka nie dawała się w nim ponieść narzekaniom na niskie zaangażowanie społeczne i polityczne młodych. Pokazywała, że ten niski poziom zaangażowania i koncentracja na samorozwoju to cechy „obecności publicznej” młodych w społeczeństwach o długoletnich tradycjach demokratycznych, i że młodzi w Polsce, podobnie jak w innych demokracjach, z czasem – z wiekiem – będą w sferze publicznej bardziej obecni. Kiedy? Gdy zaczną dostrzegać w tej obecności, podobnie jak wcześniej ich rodzice czy dziadkowie, istotną wartość.

W tej interpretacji, popartej m.in. badaniami zrealizowanymi w odstępie 14 lat na tej samej grupie młodych obywateli Wielkiej Brytanii, niskie zaangażowanie tłumaczono tzw. efektem cyklu życiowego. Chodziło o moment, w którym sprawy osobiste liczyły się bardziej niż problemy zbiorowości, postrzegane jako mniej istotne lub niedotyczące młodych bezpośrednio. Z czasem to nastawienie miało ustępować większej świadomości obywatelskiej, pod warunkiem jednakże zapewnienia młodym możliwości mobilności społecznej i usamodzielnienia. Skazani na wieloletnie mieszkanie z rodzicami, z kiepskimi perspektywami na pracę, młodzi mogli zostać uwięzieni w pułapce wiecznej, wymuszonej niedojrzałości obywatelskiej. Pracując na umowie niezapewniającej stabilnych warunków zatrudnienia i za stawkę niedającą perspektywy usamodzielnienia, bardzo trudno dostrzec własną sprawczość jako obywatela.

Czas zweryfikował diagnozę Szafraniec na kilka sposobów. Choć bezrobocie wśród młodych jest dziś w Polsce wyższe niż wśród ogółu społeczeństwa, pozostaje na poziomie o wiele niższym niż dziesięć lat temu. Kiedy ukazywał się raport Instytutu Obywatelskiego, bezrobotnych młodych było 27 proc. (dane Banku Światowego), do sierpnia 2022 r. wskaźnik ten spadł do poziomu 8 proc. To częściowo zasługa emigracji zarobkowej, ale też procesu, który brytyjscy ekonomiści Charles Goodhart i Manoj Pradhan nazwali „wielkim demograficznym odwróceniem”. To globalny trend, polegający na coraz większym udziale osób starszych w społeczeństwie i rosnącej dysproporcji między seniorami a osobami aktywnymi zawodowo.

Polska od jakiegoś czasu jest częścią tego trendu. Na 100 osób w wieku produkcyjnym przypada dziś u nas 30 osób w wieku poprodukcyjnym (w 2050 r. będzie ich aż 60). Ponieważ dzietność pozostaje na niskim poziomie, a zwiększa się liczba osób starszych, maleje liczba rąk do pracy i młodym łatwiej znaleźć zatrudnienie – nawet pomimo barier i niepewności.

Niższy próg usamodzielnienia nie przełożył się jednak na większą satysfakcję z funkcjonowania demokracji. Przeciwnie: poziom zadowolenia z instytucji demokratycznych jest dziś wśród młodych bardzo niski. W badaniu CBOS z września 2022 r. dobrze pracę parlamentu oceniło tylko 21 proc. badanych w wieku 15-24 lat (wśród najstarszych badanych aprobatę wyraziło 36 proc.).

To oczywiście samo w sobie nie przeczy jeszcze tezie, że niezadowoleni z demokracji młodzi z czasem mogą stać się bardziej zaangażowanymi obywatelami (tak prognozuje efekt cyklu życiowego). Rzecz w tym – i to już wyraźna zmiana w stosunku do pokolenia ich rodziców – że u młodych niskie zadowolenie z funkcjonowania demokracji idzie w parze z rosnącym zainteresowaniem polityką i deklaracjami udziału w wyborach oraz bardzo wysokim odsetkiem wskazań, że demokracja jest najlepszym z możliwych ustrojów. Młodzi obywatele i obywatelki nie czekają już na usamodzielnienie, zanim się zainteresują polityką i życiem publicznym. Interesują się nimi już teraz – i niezbyt im się podoba to, co widzą.

Droga do nowego podziału

Realizowane od 1990 r. badania CBOS pokazują wyraźny wzrost zainteresowania polityką wśród najmłodszych badanych (18-24 lata) w ciągu ostatnich kilku lat. W 2020 r. odsetek młodych deklarujących „bardzo duże zainteresowanie” polityką wyniósł 14 proc. i wzrósł o rekordowe 5 puktów procentowych w stosunku do poprzedniego roku objętego badaniem. Tym samym niemal przestał się odróżniać od ogółu obywateli, podobnie jak odsetek deklarujących „średnie zainteresowanie” sprawami politycznymi. Dziś trudno twierdzić, że młodzi nie ­interesują się polityką i koncentrują na ­sobie – własnym ego czy indywidualnym rozwoju – w dużo większym stopniu niż starsze pokolenia.

Prawdziwe pęknięcie między pokoleniami nie przebiega pomiędzy mało zainteresowanymi sferą publiczną młodymi a starszymi, bardziej zaangażowanymi obywatelami. Polega na tym, że młodsze i starsze pokolenia widzą politykę zupełnie inaczej. Odsetek zainteresowanych, podobnie jak odsetek deklarujących udział w wyborach, nie różnią się już znacząco, jeśli porównamy najmłodszych z ogółem badanych. Wyraźne różnice widać jednak w autoidentyfikacjach badanych z prawicą, lewicą i centrum.

W 2020 r. młodzi obywatele i obywatelki najczęściej deklarowali się jako lewicowi (30 proc. wskazań) – to gwałtowny skok z 17 proc. w poprzednim badaniu CBOS. Wśród ogółu badanych odsetek tych deklarujących się jako lewicowi był znacząco niższy i wynosił 20 proc. Wśród młodych widać też wzrost popularności prawicy, ale był on znacząco mniejszy niż w przypadku poglądów lewicowych. W 2020 r. odsetek młodych badanych deklarujących się jako lewicowi był najwyższy od czasu, kiedy 30 lat wcześniej CBOS zaczął zadawać to pytanie. Jednocześnie wyraźnie zmalał odsetek osób deklarujących się jako niezdecydowane (z 31 do 18 proc.) lub centrowe (z 28 do 22 proc.). Wśród młodych obywatelek i obywateli postępuje zatem polaryzacja, tak jak wśród ogółu społeczeństwa – ale jej rezultatem, inaczej niż w przypadku ogółu Polek i Polaków, jest nieznaczna przewaga lewicy.

Fakt, że co trzeci młody Polak i Polka określają się jako lewicowi, można by oczywiście próbować wyjaśnić „efektem cyklu życiowego”, podobnie jak robiono to w przypadku niskiego zaangażowania obywatelskiego. W tym ujęciu lewicowość byłaby pewną młodzieńczą naiwnością, wiarą w sprawiedliwy społecznie świat, która z czasem ustąpi bardziej realistycznemu oglądowi sytuacji.

Przeciwko tej interpretacji świadczy jednak fakt, że wzrost identyfikacji lewicowych nastąpił bardzo szybko, rok do roku. Jeszcze w 2019 r. wyraźną przewagę miały poglądy centrowe, niezdecydowane i prawicowe. Czy oznacza to zatem, że młodzi nagle stali się naiwni, a wcześniej tacy nie byli? Perspektywa cyklu życiowego zakłada dochodzenie do dojrzałości, nie ma w niej miejsca na nawroty naiwności, okazuje się więc niezbyt użyteczna w wyjaśnieniu przyczyn rosnącej popularności lewicowych autoidentyfikacji wśród młodych. O wiele bardziej prawdopodobne jest, że to niedawne zmiany polityczne sprawiły, iż młodzi zaczęli zmieniać swoje orientacje i coraz bardziej odróżniać się w swoich wyborach od reszty społeczeństwa.

Dwa światy

Od wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, ograniczającego możliwość legalnego wykonywania aborcji w Polsce, minęły dwa lata. Mogłoby się wydawać, że z tamtej energii społecznej, jaka wybuchła podczas protestów ulicznych przeciwko wyrokowi, nie pozostało wiele. Drakońskie prawo jak obowiązywało, tak obowiązuje nadal i jedyną perspektywą na jego zmianę jest zwycięstwo opozycji, wszystko jedno – zjednoczonej czy nie. Tymczasem nadal rządzi PiS i choć jego poparcie spadło, to trudno powiedzieć, by dołował w sondażach.

A jednak przeorientowanie autoidentyfikacji politycznych, które dokonało się jesienią 2020 r., miało daleko poważniejsze konsekwencje, niż można zauważyć śledząc wyłącznie międzypartyjne rozgrywki. To wówczas nastąpiło definitywne rozejście się młodego pokolenia z pokoleniami starszymi, nie ma bowiem kwestii równie polaryzującej obywateli z różnych grup wiekowych niż kwestia aborcji.

Wśród najstarszych respondentów w badaniach CBOS z grudnia 2020 r. 56 proc. najstarszych respondentów, czyli w wieku 65 plus, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, opowiedziało się za zaostrzeniem prawa. 25 proc. poparło dotychczasowy tzw. kompromis aborcyjny. Wśród najmłodszych badanych 45 proc. kobiet i 30 proc. mężczyzn było za liberalizacją prawa, za zaostrzeniem zaś 27 proc. kobiet i 44 proc. mężczyzn. Największe różnice poglądów na dopuszczalność aborcji są zatem pomiędzy młodymi a starszymi kobietami. Udział w protestach przeciwko wyrokowi TK deklarowało 41 proc. najmłodszych kobiet i tylko 1 proc. kobiet w grupie 65 plus.

Polaryzacja w kwestii aborcji nabiera dodatkowego wymiaru, kiedy zestawimy ją z faktem, że w badaniu CBOS z 2013 r. 36 proc. kobiet w wieku 65 plus deklarowało, że co najmniej raz w życiu dokonało aborcji. W grupie najmłodszych respondentek ten odsetek wyniósł 10 proc. Z tych danych wyłaniają się dwa światy: starszych respondentek, dla których aborcja była dostępna, i więcej niż jedna trzecia z niej skorzystała, a dziś opowiadają się za jej niemal całkowitą penalizacją; oraz młodszych, dla których aborcja jest w zasadzie niedostępna, ale traktowane jest to jako poważne naruszenie prawa do decydowania o sobie.

Kiedy przeforsowano wyrok TK, słychać było głosy, że jest to próba podgrzania konfliktu społecznego mająca na celu odwrócenie uwagi od złego zarządzania kryzysowego w czasie pandemii. To wyjaśnienie brzmi przekonująco, ale jest z dzisiejszej perspektywy niewystarczające. Utrzymując prawo antyaborcyjne PiS, mniej lub bardziej świadomie, utrwalił głęboki podział pokoleniowy w polskiej polityce.

Politycy partii rządzącej wiedzą, że jedyną rosnącą liczebnie grupą wyborców w Polsce są seniorzy. Polaryzując pokolenia wokół fundamentalnej kwestii światopoglądowej, jaką jest stosunek do aborcji, PiS wyraźnie postawił na jedną grupę wiekową i wygrał ją przeciwko drugiej.

Odejście od przepaści

Kompromisu w sprawie aborcji – świato­poglądowego, niekoniecznie ustawowego – zapewne nie będzie nigdy. Ta sprawa zawsze będzie dzielić, tak jak dzieliła do tej pory. Można więc albo ją ­zideologizować i uczynić podstawą wojny kulturowej i pokoleniowej, jak to uczynił PiS, albo wypracować rozwiązania, które nie będą doskonałe dla żadnej ze stron, za to zgodne z wiedzą medyczną i społeczną na temat efektów legalnej aborcji w określonych warunkach.

Z punktu widzenia spójności społecznej kluczowe jest jednak, żeby kwestia aborcji została odklejona od podziałów pokoleniowych, by przestała wyznaczać oś podziału między młodszymi a starszymi obywatelkami i obywatelami. W relacjach młodszych i starszych nie brakuje punktów spornych, ale w zaskakująco wielu trudnych kwestiach, jak choćby stosunek do przechodzenia na odnawialne źródła energii, myślą zbieżnie i mają podobną świadomość wagi problemu. Żeby jednak o nich wspólnie decydować, czy to w konsultacjach społecznych, czy przy urnie wyborczej, młodsi i starsi muszą uciec z pułapki zastawionej przez nałożenie podziałów światopoglądowych na pokoleniowe.

W przeciwnym razie czeka nas wojna pokoleń, wzmocniona przez rosnącą dysproporcję w liczebności młodszego i starszego pokolenia. Wobec tego konfliktu i jego wyniszczającego wpływu na polskie życie publiczne wszystkie wcześniejsze podziały – postkomunistyczny czy na Polskę liberalną i solidarną – będą wydawały się błahe.©

Autor jest szefem działu „Obywatele” w Forum Idei, think tanku Fundacji Batorego.

DEMOGRAFIA NA WYBORACH

STARZENIE SIĘ społeczeństwa, migracje między miastem a wsią oraz imigracja – to czynniki demograficzne, które w najbliższych latach będą najsilniej zmieniać naszą politykę.

WYNIKI ostatniego spisu powszechnego przyniosą zapewne tylko korektę, bo trend jest wyraźny i od lat niezmienny. Polskie społeczeństwo się starzeje. Osoby w wieku do 14 lat stanowią dziś 15 proc. mieszkańców kraju – a w grupie wiekowej powyżej 65. roku życia mieści się aż 14 proc. populacji (w ciągu ostatniej dekady ten odsetek wzrósł o punkt procentowy). Ujmując rzecz inaczej, na stu mieszkańców Polski w wieku do 14 lat przypada dziś już 92 seniorów powyżej 65 lat. Ten stosunek, zwany indeksem starości demograficznej, oddaje zdolność populacji do reprodukcji, ale jednocześnie wskazuje na potencjalne problemy gospodarcze i społeczne, które mogą stać się podglebiem ostrych sporów politycznych. Zwłaszcza w obliczu niemal pewnego zmniejszenia się populacji kraju do 33 mln osób w 2050 r. oraz dalszego wzrostu przewagi liczebności starszych nad młodszymi (na stu Polaków do 14. roku życia przypadać będzie wtedy aż 140 obywateli w wieku powyżej 65 lat).

OD LAT 90. XX WIEKU stałym wątkiem niemal wszystkich opracowań demograficznych było także zmniejszanie się liczebności mieszkańców wsi na rzecz miast. Wstępne dane z najnowszego spisu powszechnego wskazują jednak zmianę tego trendu. W latach 2011-21 populacja polskich miast zmalała bowiem o 3 proc., czego jednak nie należy wiązać z różnicami między dzietnością w miastach i na wsi, które mniej więcej od pięciu lat nie są aż tak duże na korzyść tej ostatniej. Demografowie tłumaczą to raczej zjawiskiem suburbanizacji, czyli przenosin części mieszkańców miast na obszary formalnie poza ich granicami administracyjnymi, ale de facto tworzące wraz z miastem jeden organizm.

NIEWYKLUCZONE ­JEDNAK, że zaobserwowane wahnięcie statystyczne na rzecz wsi zostanie błyskawicznie zniwelowane za sprawą trzeciej potężnej siły, która właśnie zmienia, być może w sposób nieodwracalny, demografię i politykę Polski. Od rosyjskiej agresji 24 lutego Ukrainę opuściło blisko 7 mln mieszkańców. Straż Graniczna szacuje, że około 1,4 mln zdecydowało się pozostać w Polsce na dłużej. Część z nich zapewne powiększy wkrótce i tak liczną już, bo złożoną z około miliona osób, społeczność Ukraińców mieszkających w Polsce na stałe. ©(P) MR

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, historyk idei, publicysta. Szef działu Obywatele w forumIdei Fundacji im. Stefana Batorego, zajmuje się ruchami i organizacjami społecznymi oraz zagadnieniami sprawiedliwości społecznej. Należy do zespołu redakcyjnego „Przeglądu Politycznego”. Stale… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2022