Snajper nie może spać

Prosi, aby pisać o nim: Dawid. Dlaczego? To dobre imię, hebrajskie. Zawsze podobała mu się historia o Dawidzie i Goliacie. Tak nazwie syna. Jeśli będzie jakiegoś miał.

14.12.2014

Czyta się kilka minut

Ukraińscy żołnierze na froncie koło miejscowości Szczastia (w minionym tygodniu trwały tam ciężkie walki), grudzień 2014 r. / Fot. Paweł Bobołowicz
Ukraińscy żołnierze na froncie koło miejscowości Szczastia (w minionym tygodniu trwały tam ciężkie walki), grudzień 2014 r. / Fot. Paweł Bobołowicz

Chciałby mieć syna. Chciałby też zbudować dom, w którym zamieszka jego rodzina. To był jego zawód przed wojną: budowanie domów. Teraz jest snajperem.

„Kochana, robię to dla ciebie, dla dzieci, dla nas” – powtarza kolega z oddziału Dawida, gdy narzeczona dzwoni i prosi, by wrócił z wojny. Dawid słucha i zastanawia się, dla kogo on sam walczy. No tak, walczy dla Ukrainy.

Kolega pochodzi z Doniecka, martwi się, że rosyjskie czołgi przyjdą pod jego dom. Ale Dawid nie musi bronić niczego swojego. Wychował się w domu dziecka. Walczy za to, czego jeszcze nie miał.

Ma spokojne, niebieskie oczy.

Z Majdanu do Ajdaru

W kwietniu pojechał na Krym z aktywistami Euromajdanu. Nawet się nie zastanawiał. Nie bał się. Zdawałoby się, że ktoś, kto przeżył w lutym masakrę „majdanowców” przy Instytuckiej, przeżył już wszystko.

Chcieli zademonstrować ukraińskość półwyspu. Nie zdążyli. Aresztowały ich „zielone ludziki”. Katowali kilka godzin. Gdy zaczęli go kopać po głowie, na szczęście szybko stracił przytomność. Kilka miesięcy spędził w szpitalu.

Dawid zawsze był energiczny, miał potrzebę ciągłego ruchu. Teraz kręciło mu się w głowie już po przejściu kilku kroków.

Leżał w łóżku i godzinami patrzył w sufit. Może stąd wziął ten spokój, z powodu którego wybrano go do funkcji snajpera. Snajper musi być spokojny, opanowany. A Dawid był.

W szpitalu oglądał telewizję. Na wschodzie Ukrainy pojawiały się kolejne „zielone ludziki”, nieoznakowani rosyjscy żołnierze. Tacy jak ci, którzy bili go na Krymie. Gdy wyszedł, zaciągnął się do „Ajdaru”. Ajdar to nazwa rzeki w Donbasie. I ochotniczego batalionu, który dziś stoi na froncie, gdzieś pod Łuhańskiem. Blisko rosyjskiej granicy.

Jego stanowisko snajperskie znajdowało się więc w jednej z małych miejscowości obwodu łuhańskiego. Obserwował drogę. Po drodze chodzili separatyści, czasem rosyjscy żołnierze. Na początku obserwował ich krok. Zauważył, że szeregowi poruszają się mniej pewnie niż dowódcy. Inaczej sprawa się miała z tymi o wyższej randze. Spacerowali bez skrępowania, głośno rozmawiali. Odróżniał miejscowych od najemników, którzy przyjechali z odległych części Rosji. Ci drudzy nie znali terenu, rozglądali się niepewnie. Trzymali broń w pogotowiu, reagowali szybko na każdy niespodziewany dźwięk. Obcy ukraiński las był ich kolejnym wrogiem. Nie wiedzieli, co może ich tam czekać. Zresztą mieli rację. W lesie czekał Dawid.

W sercu wojny

Dawid nie mógł sobie przypomnieć twarzy „zielonych ludzików”, którzy bili go na Krymie. Pamiętał tylko ciosy. Za to teraz mógł do woli obserwować twarze. Twarze tuzinkowe. Twarze zwykłych chłopaków z Zagłębia Donieckiego. Poorane bliznami twarze kryminalistów. Brutalne twarze najemników. Ale także te wrażliwe, o rozumnych, inteligentnych oczach. Dawida interesowały tylko te ostatnie. Na Majdanie i w „Ajdarze” Dawid poznał najlepszych obywateli Ukrainy. Większość z nich już zginęła. Niech więc teraz i Rosjanie tracą swoich najlepszych ludzi.

Nie chce powiedzieć, ile razy trafił. Powtarza, że nie jest dobrym człowiekiem. Nie może być dobry, skoro potrafi zabić. Wybrać człowieka i jak Pan Bóg zdecydować o jego życiu lub śmierci. Choć zamaskowany snajper, leżący w krzakach, wcale nie czuje się jak Bóg. Czuje się brudny i obolały. Dawid nie może dużo biegać. Szybko się męczy, kręci mu się w głowie. To od Krymu. Wie, że nie ucieknie, jeśli go odkryją.

Co to za Pan Bóg, który nie może się spokojnie podrapać po nodze?

Szczególnie nie podobają mu się rosyjscy najemnicy. Psy wojny. Mówi, że widział, jak bez skrupułów zabijali nawet swoich. Dawid boi się, że też zatraci kiedyś morale. Łatwo jest nienawidzić. Dlatego co jakiś czas musi wyjechać ze „strefy ATO”. Tak w języku codziennym nazywana jest strefa wojny, tak się utarło: ATO to skrót od „operacja antyterrorystyczna”, choć to przecież od dawna nie żadna operacja, tylko wojna.

Mówi więc, że musi wyjeżdżać ze „strefy ATO”, żeby nie stać się jak oni. Czasem zwiadowcy „Ajdaru” przyjeżdżali gdzieś i okazywało się, że problem separatystów sam się rozwiązał, przez quasi-mafijne porachunki między ich różnymi grupami.

Gdy Dawid ostatnio wrócił z przepustki, okazało się, że spadł śnieg, a ostrzał moździerzowy jest tak silny, że nie ma warunków do roboty snajpera. I że front bardzo się przesunął. Teraz miasto Szczastia jest w sercu wojny.

Dawid tłumaczy, że w filmach, gdy ktoś spojrzy śmierci w oczy i przetrwa, ma zwykle czas, by poczuć radość, odetchnąć z ulgą. On nie. Wszędzie czają się nowe śmierci. Od Instytuckiej po Krym. Od jednego podrapania się po nodze do drugiego. Od strzału do strzału. Dziś, gdy jechał z kolegami dowieźć jedzenie do bazy, auto dostało się pod ogień, koziołkowało. Ledwo wyszli. O, znowu się udało. Akurat w mieście biją rosyjskie katiusze Grad, blisko ich pozycji. Nie trafiają w nich, tylko w cywilne domy w Szczastii.

Tamci strzelają tym gradem codziennie. To dziwny dźwięk, miarowy. Faktycznie, brzmi jak zwykły grad. Dawid przez to nie może spać.

Czy dobro wygrywa?

Mieszkańcy Szczastii na początku podchodzili do „Ajdaru” niechętnie. Jeden powiedział Dawidowi, że nieważne, czy tu będzie Rosja, czy Ukraina; ważne, żeby już nie strzelano. Potem zorientowali się, że na ich domy spadają rosyjskie pociski. Zaczęli podchodzić do kolegów Dawida przychylniej. – Wszystko dobrze? Ale Ruski walili w nocy! – witają się rano z miejscowymi.

Nocami żołnierze „Ajdaru” i resztka mieszkańców, jacy zostali w Szczastii, nasłuchują dźwięków. I też nie mogą spać.

Dawid współczuje miejscowym. Próbuje pomagać. Radzi, co zrobić, by w zrujnowanych domach było trochę cieplej. Gdy był na przepustce, słyszał pytanie: czemu ci cywile nie zostawią swoich domów na linii ognia? Ale Dawid rozumie. Wie, jak to jest, gdy nie ma się gdzie iść.

Plany na przyszłość? To wojna dyktuje plany. On wierzy, że jeszcze będzie dobrze. Może to naiwność, dziecięca wiara w zwycięstwo dobra nad złem? Ale ono chyba wygrywa, prędzej czy później? A po wojnie trzeba będzie znów kłaść tynk, budować domy.

I syn. On tylko chciałby mieć syna.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2014