Modlę się za nich wszystkich

Jest prawosławnym księdzem, Ukraińcem. Pracował na Krymie, a gdy Rosja zajęła Półwysep, musiał uciekać. Dziś towarzyszy żołnierzom i cywilom w Donbasie. To jego opowieść.

29.03.2015

Czyta się kilka minut

Ukraiński kapelan prawosławny ma rodzinę na okupowanym przez Rosję Krymie, dlatego nie może pokazać twarzy. Zdjęcie wykonano na froncie w Piskach koło Doniecka, marzec 2015 r. / Fot. Tomasz Grzywaczewski
Ukraiński kapelan prawosławny ma rodzinę na okupowanym przez Rosję Krymie, dlatego nie może pokazać twarzy. Zdjęcie wykonano na froncie w Piskach koło Doniecka, marzec 2015 r. / Fot. Tomasz Grzywaczewski

Nie trzeba podawać mojego imienia. Wolałbym, żeby nie było też napisane dokładnie, do której Cerkwi należę. Starczy tyle: ojciec prawosławny, który walczy w obronie swojej ziemi. Napisz, że wojna dotyka nawet duchownych – moja rodzina została na Krymie.

Moja naszywka z napisem „Kapelan” odrywa się od munduru z charakterystycznym trzaskiem odczepianego rzepa. Ten dźwięk odróżnia mnie od żołnierza. Zobacz, przyczepię znowu. „Kapelan”. Trzask. Odrywam. Znów żołnierz. Oderwanie naszywki – my mówimy na nie „szewron” – trwa kilka sekund. Tyle co lot pocisku moździerzowego.

Myślę, że gdyby oddział, któremu towarzyszę, wpadł na przykład w zasadzkę, to oderwanie kapelańskiego szewronu byłoby moim moralnym obowiązkiem. Nie ratowałbym życia, zasłaniając się Bożą służbą. Poszedłbym do niewoli ze swoimi chłopcami. Albo na rozstrzelanie. Jak Jezus Chrystus? Nie, po prostu jak ukraiński żołnierz. Mój mundur jest znoszony tak samo jak mundury żołnierzy. Śpię z nimi, jem z nimi. Zobacz, mam tak samo brudne ręce, zabłocone buty. Nikt nie zwraca już na to uwagi.

Czasem wydaje mi się, że ten brud jest już podskórny. Wsiąkł głęboko w tkanki ciała. Nosisz go ze sobą, nawet jak wrócisz do domu. Po kilku tygodniach wojna osadza się na człowieku na dobre. A ja spędziłem na niej już ile? Niech policzę... W połowie marca minęło sześć miesięcy.

Niby jest rozejm, ale tutaj, na tym odcinku, nadal strzelają. Razem z chłopcami słucham nocnego ostrzału. Czasem, gdy jest on szczególnie mocny, czuję ich modlitwę. Egzystencja człowieka pod ostrzałem zawęża się do ciała. Człowiek się boi, myśli o tym, że nie chce umierać. Ale nie musi być sam. Jestem po to, by pokazywać, że Bóg nigdy nie zostawia nas samych – że te nocne bezsenne godziny można spędzać na rozmowach z Bogiem zamiast na strachu.

Siedzę więc w schronie, w piwnicy, modlę się i czuję, że otaczający mnie chłopcy dołączają się do mojej modlitwy. To największa satysfakcja z pracy tutaj. Wielu z nich wątpi. Szczególnie tych, którzy poszli na wojnę w wyniku mobilizacji. Pytają, gdzie jest Bóg, gdy dzieje się to całe zło, gdy nas tu zabijają. Proszę Pana, aby nas chronił. Nas, ale tych strzelających z drugiej strony także. Modlę się, żeby Rosjanie odeszli z naszej ziemi, pojechali do domu. Nie życzę im śmierci. Życzę im spokojnego życia w bezpiecznym miejscu. Musimy się modlić o wszystko, co najlepsze dla nich. Bóg w swej mądrości rozumie sytuację i znajdzie dla nas i dla nich najlepsze rozwiązanie.

Jak to się stało, że noszę broń? Kiedyś – towarzyszyłem wtedy żołnierzom w bitwie pod Łuhańskiem – przyszedł do mnie dowódca brygady oddziału. „Idzie ciężki bój, ojcze, czy mogę na was liczyć?”. Krótka męska rozmowa. Nadciąga noc i wróg. Co mogłem odpowiedzieć? Dowódca miał młodą, niemal dziecięcą twarz, poszarzałą ze zmęczenia. Student. Dla niego wojna zaczęła się kilka miesięcy temu. Powiedziałem: „Na mnie zawsze możesz liczyć, synu. Więc co proponujesz: kałasznikow czy karabin maszynowy?”.

Czy kogoś zabiłem? Nie wiem. Było wtedy ciemno.

No tak, strzelam celnie. Myślisz, że urodziłem się już jako kapelan? Zanim zostałem księdzem, w moim świeckim życiu przeżyłem dwie bezsensowne wojny. Jedną w Abchazji, drugą w Naddniestrzu. Nie wiem, za co tam walczyłem. Młodość taka już jest – bezrefleksyjna. Dali mi broń do ręki. Człowiek nie zastanawiał się, za co walczy. Każdego dnia proszę Pana o wybaczenie. To nie była moja wojna, to nie była moja ziemia. Jedyna słuszna wojna to taka w obronie swojej ziemi. Tylko konieczność samoobrony przed najeźdźcą daje prawo do zabicia drugiego człowieka.

Mówiłem już, że musiałem uciekać z Krymu? No więc jeżeli mówimy o wrogu, który przychodzi do domu, to do mojego domu on faktycznie przyszedł. I tego domu trzeba bronić. Czy wierzę, że Krym będzie jeszcze kiedyś na Ukrainie? Krym cały czas jest na Ukrainie. Na Ukrainie pod rosyjską okupacją.
Mam 43 lata. Z tego 18 lat spędziłem w Rosji. Niemal pół życia. Znam mentalność Rosjan. Mieszkałem w Sankt Petersburgu. Dostojewski, Puszkin, powiesz. A ja powiem – cywilizacja śmierci. Niech nie zwiodą cię piękne fasady monumentalnych budynków. To zgniłe miasto, zbudowane na cierpieniu ubogich. Od prawie 200 lat toczy je ten sam rak zła, który zżera całą Rosję.

Kiedy ktoś pyta, czy duchownym wolno strzelać, ja pytam, czy na wojnie wolno strzelać do duchownych. A także do dziennikarzy, do lekarzy, do wolontariuszy. Ogień skierowany w stronę sanitariusza, który biegnie do rannego, to element tutejszej codzienności. Nikogo już nie szokuje. Wy, dziennikarze, także jesteście celem. Napis „prasa” na hełmie czy kamizelce to tylko zaproszenie dla snajpera. Pytasz o etykę? Walczymy z wrogiem, który nie stosuje się do żadnych zasad.

Drugim powodem, dla którego noszę broń, jest konieczność osłaniania siebie i innych kapelanów, jeśli – co się zdarza – pracuję wspólnie z innym kapelanem, na przykład katolickim czy protestanckim. Żołnierze nie są od tego, żeby niańczyć nas, kapelanów. To teren działań zbrojnych, tak zwany „Sektor B” – nikt nie powinien poruszać się tu bez zabezpieczenia.

Tak, przyjeżdżają tu kapelani właściwie wszystkich wyznań. Wcześniej ukraińskie Kościoły miały wiele problemów wewnętrznych, zamiast głosić Słowo Boże, zajmowaliśmy się rozwiązywaniem konfliktów między sobą. To na Majdanie różnice między nami zatarły się w cudowny sposób. Wspólne ekumeniczne nabożeństwo odprawiali tam razem ojcowie greckokatolicki i prawosławny, ksiądz rzymskokatolicki, nawet rabin. Mieliśmy poczucie prawdziwego Bożego Dzieła, które kontynuujemy teraz w ATO [ATO, tj. oficjalne określenie „strefa operacji antyterrorystycznej”, weszło do języka codziennego na Ukrainie; zamiast „na wojnie”, często mówi się „w ATO” – red.].

Tutaj teraz każdy, prawosławny czy katolik, jest dla mnie bratem.

Na wschodzie Ukrainy są także cywile. Wczoraj razem z protestanckim duchownym chodziliśmy po domach w miejscowości Pierwomajskie. „Ojcowie poszli na watnik-safari”– śmieją się żołnierze, kiedy idziemy rozmawiać z cywilami. Ale ja tak tego nie postrzegam. „Watnik” to okropne słowo, tak określa się mieszkańców Donbasu, którzy bezkrytycznie przyjmują rosyjską propagandę. A to tylko biedni i przerażeni ludzie, na których spadają pociski, którzy chcą tylko powrotu do spokojnego życia. Każdy ich dzień to walka o przetrwanie.

Oczywiście, że nie przychodzę do nich z karabinem. Zdejmuję wtedy wszystkie symbole wiążące mnie z Ukrainą. Mam jedynie czarną riasę. Nie zakładam nawet hełmu i kamizelki kuloodpornej, bo zwyczajnych ludzi, którzy tu żyją, nie stać na takie zabezpieczenia. Wiem, że niektórzy z nich popierają Rosję i separatystów. Ale to nie ma dla mnie znaczenia. To oni są prawdziwymi ofiarami tej wojny.
Jak mnie przyjmowali? Może się zdziwisz, ale z pełnym zaufaniem zapraszali nas do swoich domów i do piwnic, w których koczują. Byliśmy pierwszymi duchownymi, których widzieli od miesięcy. W tym regionie nie pracuje w tym momencie żadna Cerkiew.

Co mówiłem tym ludziom? To samo, co ukraińskim żołnierzom: „Bóg was kocha”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2015