Śladami Sienkiewicza

W Naddniestrzu – nieuznawanym niby-państwie, które prawosławie uczyniło jednym z filarów swej ideologii – parafie katolickie to więcej niż wspólnoty wiernych. To instytucje społeczne, które diametralnie zmieniają obraz lokalnej rzeczywistości.

01.07.2013

Czyta się kilka minut

Relikt przeszłości: pomnik Lenina we wsi Katerinówka, łączącej Raszków ze Słobodą Raszkowską. / Fot. Piotr Oleksy
Relikt przeszłości: pomnik Lenina we wsi Katerinówka, łączącej Raszków ze Słobodą Raszkowską. / Fot. Piotr Oleksy

Parafii jest pięć: w Tyraspolu, Benderach i Rybnicy (to największe miasta Naddniestrza), gdzie urzędują polscy księżą, oraz w niewielkich wioskach zagubionych u podnóża Karpat: Raszkowie i Słobodzie Raszkowskiej. Tam żyją i pracują ksiądz Rusłan i ksiądz Dymitr. Przyjrzałem się ich pracy z bliska.


KOŚCIÓŁ JAK DOM


Obaj księża są w zasadzie miejscowi – choć Dymitr jakby „adoptowany”, bo przyjechał spod mołdawskich Bielc. A Rusłan, proboszcz w Raszkowie, pochodzi ze znajdującej się niedaleko Słobody. To wieś zamieszkała przez potomków Polaków.

Kiedyś cały ten region należał do Pierwszej Rzeczypospolitej; w ostatnim okresie panami tych dóbr byli Lubomirscy. Teraz w Słobodzie Raszkowskiej po polsku mówi ksiądz, zakonnice oraz nauczycielka polskiego i jej uczniowie – gdyż miejscowa szkoła jest jedyną w Naddniestrzu, gdzie jako język obcy wykłada się polski. Słoboda, do 1917 r. nazywana Księdzówką, jest położona na uboczu, w dolince; do tego jeszcze niedawno otaczały ją gęste lasy (teraz już pola), tak jakby wioskę ktoś chciał skryć.

Najnowsza historia katolicyzmu w tej wsi to materiał na dobry film. W połowie lat siedemdziesiątych XX w. miejscowa ludność zbudowała kościół – własnymi siłami, bez pozwolenia sowieckich władz. Dzień po otwarciu, decyzją tych ostatnich kościół zburzono. Słobodzianie postanowili więc załatwić sprawę inaczej. Jedna z mieszkanek wsi wystąpiła o pozwolenie na rozbudowę domu. Trochę się dziwiono, że starsza i samotna kobieta chce powiększać domostwo, ale zgodę dano. Fakt, że była to kobieta z rodziny prawosławnej, zapewne uspokoił władze.

Tymczasem najpierw rozbudowano dom, a potem dobudowano drugą część – przez co dom przybrał kształt krzyża (w zasadzie litery T). Wszystko powoli, własnym kosztem i siłami. Podobno władze zorientowały się, co jest grane, dopiero gdy zaczęto wznosić wieżę kościelną. Ale był to już czas pierestrojki, nikt o burzeniu kościołów nie myślał. Budowę spokojnie ukończono w 1990 r., nadając kościołowi wezwanie św. Marty.


MY Z NADDNIESTRZA


Postacią legendarną jest tu ksiądz Henryk Soroka, który do słobodzkiej parafii przybył w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jego historia zaczęła się od przypadkowego spotkania z wycieczką ze Słobody w Polsce. Po rozmowie z młodym księdzem, naddniestrzańscy turyści-pielgrzymi zaczęli prosić go, by przybył do ich parafii, gdyż akurat nie było tam księdza. Zgodził się. Prócz działalności duszpasterskiej, zaczął pracę na rzecz nauki polskiego, otworzył świetlice dla dzieci; zaczęła się nauka rękodzieła i przydatnych umiejętności.

Teraz parafią zarządza ksiądz Dymitr. Nieco po czterdziestce, korzenie ma polskie. Zanim wstąpił do seminarium w Krakowie, zdążył odbyć służbę w armii sowieckiej na uzbecko-afgańskim pograniczu. – Nie narzekam. Lubię ciepło, więc się nie męczyłem, do tego funkcje miałem świetną. Kucharzem byłem! – opowiada z uśmiechem.

Po obejrzeniu kościółka ksiądz pokazuje resztę parafialnych „włości”. Jest kuchnia, gdzie codziennie przygotowuje się obiady dla ludzi starszych, schorowanych i samotnych. Takich, którzy sami nie są w stanie przygotować sobie posiłku. Codziennie zawozi się im zupę i chleb, aby każdy choć raz dziennie zjadł coś ciepłego. Duchowny dziwi się pytaniu, czy dotyczy to wszystkich bez względu na wyznanie (we wsi są też prawosławni): – Oczywiście! Służba miłosierdzia dotyczy każdego.

Dalej – przedszkole. Przytulny budynek, w którym dzieci są często do wieczora, bo rodzice pracują w pobliskich miasteczkach. Kto się nimi opiekuje? – Od kilku lat mamy profesjonalnych pedagogów, to dla nas ważne – mówi ksiądz. Przechodzimy do następnego budynku, gdzie mieści się klub: miejsce spotkań dla dzieci starszych, uczniów szkoły. W ciągu dnia uczą się rękodzielnictwa i praktycznych prac domowych. – Rodzice często pracują całe dnie lub w ogóle wyjechali do pracy za granicę. Dzieci wychowują się z dziadkami lub starszym rodzeństwem, często nie ma kto ich tego nauczyć – opowiada ksiądz Dymitr. – Wieczorami robimy dyskoteki, przychodzi mnóstwo młodzieży – opowiada kierowniczka świetlicy.

– Tylko żebym w tygodniu żadnego ze szkoły po dwudziestej pierwszej tu nie widział! – słychać od drzwi, w których zjawia się dyrektor miejscowej szkoły. – Potem mi śpią na lekcjach. – A pan dyrektor zawsze tak... – śmieje się ksiądz. Parafia i szkoła żyją w symbiozie. – Pokochałem tych ludzi, tę ziemię i przyrodę. Jestem z Mołdawii, ale mogę powiedzieć, że czuję się Naddniestrzaninem – wyznaje ksiądz Dymitr.


RASZKÓW ROMANTYCZNY I REALNY


Romantyk pewnie pozazdrościłby księdzu Rusłanowi otoczenia, w którym pracuje.

Po studiach i pracy duszpasterskiej w Polsce wrócił on w rodzinne strony – Taki jest zamysł, żebyśmy tu wracali i pracowali wśród swoich – tłumaczy. Konkretnie, przybył do parafii w malowniczo położonym Raszkowie, najstarszej wsi w Naddniestrzu; pierwsze wzmianka o niej pochodzi z 1402 r. XVIII-wieczny kościół stoi tu na zboczu skalistej góry, a sprzed świątyni rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na przełom Dniestru.

Tajemnicza i romantyczna aura skalistych okolic Raszkowa porusza wyobraźnię. Urzekła również Henryka Sienkiewicza – właśnie tu Horpyna miała przetrzymywać Helenę, tu też toczy się znaczna część fabuły „Pana Wołodyjowskiego” (pisarz przedstawił tę okolicę jako – także – możliwe siedlisko demonów i upiorów).

Jednak codzienność księdza Rusłana to nie zachwyt widokami, lecz kierowanie parafią. A raczej: poważną społeczną instytucją. Do stołówki, prowadzonej przy parafii, codziennie przychodzi 90 dzieci – na około 150 mieszkających we wsi. Dla wielu to jedyny porządny posiłek w ciągu dnia. A jedzenie jest też rozwożone ludziom starszym.

Jak w Słobodzie, i tu działa świetlica. Dla miejscowej ludności ważny jest też utworzony przy parafii punkt medyczny, gdzie pracują trzy pielęgniarki (służą pomocą na miejscu i w razie potrzeby również w domu). W sumie parafia zatrudnia 12 osób: prócz pielęgniarek to pedagodzy, kucharki, kierowca. Jak na tak małą miejscowość, to sporo miejsc pracy, a o pracę w Naddniestrzu bardzo trudno.

W parafii jest zapisanych setka osób. Na niedzielnej mszy bywa około czterdziestu. – Problemem jest odległość, nasi parafianie to często ludzie starsi, mieszkający daleko od kościoła. Przy ważniejszych świętach pożyczamy mikrobus i zwozimy ich do kościoła. Oprócz mszy organizujemy też wspólny posiłek, śpiewy, aby ludzie spędzili ze sobą cały dzień. Odwozimy ich dopiero wieczorem – opowiada ks. Rusłan.

W Raszkowie mało jest rodzin „czysto” katolickich. Większość parafian ma prawosławnych małżonków. – Nie chcemy odrywać ich od rodzin, dlatego szanujemy prawosławne święta – wytłumaczył ksiądz Rusłan, gdy zdziwiłem się, że z okazji prawosławnej Wielkanocy wszyscy pozdrawiają się słowami „Christos Woskries!”.


***


Władze Naddniestrza – państwa, którego nikt nie uznaje – starają się nie przeszkadzać w działalności parafii katolickich. Choć ten kraj, znajdujący się w ciężkiej sytuacji gospodarczej i szukający swej tożsamości, uczynił prawosławie jednym z filarów ideologii państwowej, władze mają najwyraźniej świadomość, jaką rolę (społeczną) pełnią katolickie parafie. A one, mając wsparcie Caritasu, w znaczny sposób zmieniają lokalny krajobraz.


PIOTR OLEKSY jest doktorantem Instytutu Wschodniego UAM w Poznaniu i współpracownikiem dwumiesięcznika „Nowa Europa Wschodnia”.


OKOLICE RASZKOWA WEDŁUG SIENKIEWICZA


„Basia była odważna, bardzo odważna, ale jak wszyscy ówcześni ludzie – przesądna, toteż – gdy pomroka zapadła zupełnie, włos wyprężał się jej na głowie, a dreszcze przechodziły przez ciało na myśl o nieczystych siłach, które mogą zamieszkiwać te strony. Bała się szczególnie upiorów. Wiara w nie była szczególnie rozpowszechniona w całym Naddniestrzu z powodu sąsiedztwa Multan i właśnie te strony koło Jampola i Raszkowa miały pod tym względem złą sławę. (...) Basia przypomniała sobie wszystkie opowieści, które wieczorami prawili w Chreptiowie przy ogniu rycerze: więc o dolinach przepaścistych, w których, gdy wiatr powiał, zrywały się nagle jęki: »Jezu, Jezu« – o płomieniach błędnych, w których coś chrapało (...) – wreszcie o głowach bez kadłubów chodzących na pajęczych nogach i o najstarszych z tych wszystkich okropności, dorosłych upiorach, czyli tak zwanych z wołoska »brukołakach«, które wprost rzucały się na ludzi”.


NADDNIESTRZE


to jedno z tych miejsc, gdzie – jak w Abchazji, Osetii Południowej czy Karabachu – do dziś nie rozwiązano konfliktu „zamrożonego” 20 lat temu. Gdy rozpadał się Związek Sowiecki, region ten, wchodzący w skład Mołdawskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej i zamieszkany w połowie przez Rosjan i Ukraińców, w 1990 r. ogłosił niepodległość. Odtąd Naddniestrze – zajmujące obszar równy kilku polskim powiatom (pas ziemi wzdłuż Dniestru o długości 200 km i szerokości 12-15 km) – funkcjonuje jak państwo. To możliwe dzięki wsparciu Rosji; także ponad 20 lat temu to wojska rosyjskie, wspierające separatystów, umożliwiły ich zwycięstwo w krótkiej wojnie z Mołdawią – i stacjonują tu do dziś (niezgodnie z prawem międzynarodowym). Próby normalizacji nie przyniosły dotąd efektu. Naddniestrze to najbiedniejszy region Europy; szacuje się, że z ponad pół miliona mieszkańców aż jedna trzecia wyjechała za pracą za granicę.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2013