Jestem Pridniestrowcem

Choć politycznie zależy od Kremla, chętnie handluje z Unią. W Naddniestrzu, parapaństwie między Mołdawią i Ukrainą, nic nie jest proste.

17.05.2015

Czyta się kilka minut

Strzeżone przez wojsko rosyjskie przejście graniczne na drodze między Tyraspolem (stolicą Naddniestrza) i Kiszyniowem, stolicą Mołdawii. / Fot. CORBIS
Strzeżone przez wojsko rosyjskie przejście graniczne na drodze między Tyraspolem (stolicą Naddniestrza) i Kiszyniowem, stolicą Mołdawii. / Fot. CORBIS

Boże uchowaj! – wzdraga się Nikołaj. Nie, on nie chce, by jego Naddniestrze stało się częścią Rosji. Ale pytany, do jakiej narodowości się poczuwa, mówi bez wahania: – Myślę po rosyjsku i chodzi nie tylko o język, ale i mentalność. Jestem więc Rosjaninem.

Nikołaj ma 25 lat i zajmuje się, jak mówi, realizacją projektów finansowanych z małych grantów UE i USA na naddniestrzańskiej prowincji. – Zbyt dużo jeżdżę po świecie, by nie widzieć, że w Rosji nie ma wolności. Ale większość mieszkańców naszej republiki myśli inaczej – dodaje i zaczyna nucić. – To przecież po ukraińsku – mówię. – Nie, po małorusku – oponuje. – Kozacczyzna zaporoska to nie Ukraina.

Rów na granicy
Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej mało kto tu sympatyzuje z Ukraińcami. Ale nie zawsze tak było w tej separatystycznej republice, wciśniętej między rzekę Dniestr i Ukrainę. Formalnie to nadal część Mołdawii, ale Kiszyniów stracił kontrolę nad tym terytorium jeszcze w 1991 r. – gdy, w odpowiedzi na deklarację niepodległości Mołdawii, Naddniestrze ogłosiło secesję.

Naddniestrzańska wersja tej historii jest taka, że to Mołdawianie na nich napadli i chcieli siłą przyłączyć do Rumunii. Ostatecznie wkroczyła tu rosyjska 14. Armia. W 1992 r. podpisano w Moskwie rozejm, który trwa do dziś.

– My ich rozumiemy – mówi o Rosjanach z Donbasu naddniestrzański historyk Igor Kryśko. – Nas też 25 lat temu nazywali separatystami.

Kryśko należy do naddniestrzańskich elit. Jego poglądy na sytuację na Ukrainie są całkowicie zgodne z propagandą rosyjską. Przyznaje, że ma rosyjską mentalność, choć pochodzenie mieszane. – Wśród moich przodków są Rosjanie, Ukraińcy i oczywiście Polacy – podkreśla z dumą, że jego żona jest z domu Lubomirska. – Po polsku nie mówię, ale rozumiem.

Jedziemy z Tyraspola na północ, do Raszkowa. To główna oś komunikacyjna tego terytorium, długiego na 200 km i wąskiego (szerokość między Dniestrem i granicą ukraińską wynosi zaledwie od 4 do 40 km). Po lewej Dniestr, po prawej pola traw w kolorze soczystej zieleni. – To już Ukraina – Kryśko pokazuje słupek z tabliczką (po rosyjsku): „Uwaga, granica państwowa Ukrainy, przejście zabronione”.

Wokół żywego ducha. Przy drodze widać pas zaoranej ziemi i niewielki rów. – Ukraińcy dostali od Europy pieniądze na czterometrowy rów, który ma ich zabezpieczyć przed inwazją z Naddniestrza – twierdzi Kryśko. – I to ma być on? Czołgi bez trudu by przejechały. Ale widzisz tu kogoś, kto by chciał ich najeżdżać?

Nasz pracowity naród
Rzeczywiście, w Naddniestrzu nie widać wojska. Tylko przy przejściach granicznych z Mołdawią i przy moście w Benderach drogi strzegą czołgi z literami MC, od: „mirotworczeskije siły”, rosyjskie „siły pokojowe”. Zgodnie z porozumieniem moskiewskim powinno tu być 500 rosyjskich „mirotworców”. Podobno jest więcej. Nadwyżka to Grupa Operacyjna Wojsk Rosyjskich. W 2014 r., po obaleniu Janukowycza, zaczęły się logistyczne problemy „mirotworców”, bo Ukraina przestała przymykać na nich oczy.

Słyszę, że większość żołnierzy rosyjskich to miejscowi z rosyjskim obywatelstwem. – Gdyby Rosja nagle wycofała swe wojska z Naddniestrza, większość żołnierzy i tak zostanie. Problem jest tylko z jakąś setką oficerów – twierdzi Siemion Nikulin, mołdawski dziennikarz. – Oni muszą teraz przemykać w cywilnych ubraniach przez Mołdawię, ukrywając swe wojskowe dokumenty. Ale wielu zostaje złapanych i odesłanych do Rosji.

Poza „mirotworcami” Naddniestrze ma też własne wojsko, liczące ok. 7 tys. ludzi. – Nasza armia to fikcja. Ale mołdawska jest jeszcze gorsza – twierdzi Kryśko. W każdym razie armia mołdawska jest mniej liczna niż naddniestrzańska.

Za Grigoriopolem Dniestr skręca na południowy zachód, tworząc głębokie zakole i podchodząc na 20 km do Kiszyniowa. – O ten skrawek toczyły się największe boje – wspomina Kryśko. – Mołdawianie bali się, że możemy tędy przypuścić szturm na ich stolicę. Udało im się utrzymać w rejonie dubosarskim kilka wsi na lewym brzegu Dniestru oraz most koło Dubosar. My za to kontrolujemy Bendery na prawym brzegu.
Po ciągnących się w tej okolicy polach czarnoziemu jeżdżą tu i ówdzie traktory. – Widzisz, jaki mamy pracowity naród – chwali Kryśko. – Mamy świetne grunty, nasze zboże, warzywa i owoce są lepsze niż europejskie, bo naturalne. A tam... – pokazuje stronę ukraińską. – Widziałeś kogoś na polu? Wszystko leży odłogiem. I czeka ich głód!

Gaz mamy za darmo
Ale gospodarka wcale nie jest tu w dobrej kondycji. Ostatnio prezydent Naddniestrza Jewgienij Szewczuk obciął pensje budżetówki o 30 proc., a emerytury o 70 proc., by załatać „dziurę”. – Naddniestrze funkcjonuje tylko dzięki subwencjom Rosji – mówi Mołdawianin Nikulin. – Ale że w 2011 r. Szewczuka wybrano wbrew wskazówkom z Rosji, Moskwa częściowo je zmniejszyła.

Kryśko uważa jednak, że to wyłącznie wina Szewczuka: – Naszym problemem jest nadmiar demokracji. Przed wyborami skrzyknęła się młodzież i wybrała durnia. A my jesteśmy samowystarczalni, w czasach sowieckich mieszkało tu 0,5 proc. populacji ZSRR, a produkowaliśmy 1 proc. PKB.

Mołdawscy eksperci zgadzają się, że problemem Szewczuka jest to, iż jest rozrzutny, i to również spowodowało, że Rosja, sama mająca trudności gospodarcze, straciła cierpliwość. Ale z drugiej strony wszelkie projekty budowlane realizują tu firmy rosyjskie. Rosjanie kontrolują też elektrownię tyraspolską, która zasila nie tylko Naddniestrze, ale też Mołdawię.

– Najśmieszniejsze, że ta elektrownia działa na gazie, za który nie płacimy – mówi Kryśko. – Jesteśmy podpięci do gazociągu Gazpromu, idącego z Ukrainy do Mołdawii, a że dla nich my nie istniejemy, to Kiszyniów rozlicza się z takiej ilości gazu, jaka opuści Ukrainę, a nie z tej, która do nich dotrze. Ten darmowy gaz Szewczuk sprzedaje mieszkańcom Naddniestrza, a lud się jeszcze cieszy, że ma go za pół ceny – krytykuje.

Według niektórych mołdawskich ekspertów narastająca krytyka Szewczuka to robota rosyjskich agentów, którzy chcą się go pozbyć. – Jeśli wybory będą tam uczciwe, Szewczuk nie ma szans – ocenia Nikulin.
Ekspert, który woli pozostać anonimowy, wyklucza jednak, by Szewczuk próbował się utrzymać przy władzy siłą. – To nie Łukaszenka, choć w podobnym stylu stawia się Kremlowi. Ale ma europejską mentalność, przynajmniej jak na naddniestrzańskie standardy. Jak go nie wybiorą, to wyjedzie gdzieś do Europy.

Trzy języki
Gospodarka Naddniestrza zdominowana jest przez rosyjski biznes i dwóch lokalnych oligarchów: Ilję Kazmały i Wiktora Guszana. Do niedawna działali razem, ale ostatnio ich drogi się rozeszły, choć nie wchodzą sobie w paradę. Firma Kazmały InterDnistrKom działa na rynku telefonii komórkowej, wykorzystując amerykańską technologię i częściowo kontrolując rynek ukraiński. Kazmały, pochodzący z Gagauzji, inwestuje też w tym autonomicznym regionie Mołdawii [o Gagauzji patrz „TP” nr 19/2015 – red.]. Guszan zaś jest właścicielem firmy Sheriff, do której należą supermarkety, stacje benzynowe, stadion, hotele.

Co ciekawe, głównym partnerem handlowym Naddniestrza nie jest Rosja, lecz Unia i Mołdawia. Na ten zachodni kierunek trafia 67 proc. naddniestrzańskiego eksportu. – Naszym problemem jest to, że aby handlować z krajami innymi niż Rosja, musimy rejestrować firmy i w Tyraspolu, i w Kiszyniowie, a potem dwa razy płacić cło – narzeka Nikołaj. – A jak coś jedzie na wschód, to musi najpierw przejechać na drugą stronę Dniestru, tam opłacić cło i potem dziurawymi drogami jechać do granicy Mołdawii z Ukrainą, bo nie może przez Naddniestrze. Dlatego najlepiej, jakbyśmy w końcu doszli do porozumienia z Mołdawią. Ale ona tego nie chce.

– To prawda – mówi pragnący zachować anonimowość ekspert zajmujący się regionem. – Naddniestrze kilkakrotnie gotowe było wrócić do Mołdawii na zasadzie konfederacji czy federacji i Moskwa to popierała. Raz już miano podpisać porozumienie, ale w ostatniej chwili Mołdawia się wycofała. I nic dziwnego, bo to dałoby Naddniestrzu prawo weta w kwestii integracji europejskiej Mołdawii czy jej rozmów z NATO. A więc do żadnej reintegracji nie dojdzie, a część mołdawskich polityków chętnie uznałaby secesję Naddniestrza.
Ostatnie zmiany na Ukrainie skomplikowały sytuację Naddniestrza. A relacje naddniestrzańsko-ukraińskie były i tak nieproste. – Pamiętam, jak w 1990 r. przyjeżdżali do nas ukraińscy nacjonaliści z UNA-UNSO, by walczyć po naszej stronie przeciw Mołdawianom – wspomina Kryśko. – A teraz „banderowcy” knują przeciw nam wspólnie z Kiszyniowem – dodaje, nie przebierając w inwektywach pod adresem Ukraińców, choć sam w połowie nim jest.

Zresztą mało kto w Naddniestrzu nie ma choć trochę ukraińskiej krwi. Ukraiński jest też trzecim, obok rosyjskiego i mołdawskiego, językiem urzędowym w samozwańczej republice.

– Dla wielu w Naddniestrzu ukraiński to pierwszy język. A nawet jeśli jest nim rosyjski, często jest to w istocie mieszanina rosyjskiego i ukraińskiego – kontynuuje ekspert. – Trudno się więc dziwić, że w latach 90. ukraińscy nacjonaliści uznawali „pridniestrowian” za swoich. Ale ponad 20 lat uzależnienia od Rosji zrobiło swoje.

Krajobraz z historią
Za Dubosarami, jadąc ku Rybnicy, przejeżdżamy nad niewielką rzeczką. – Witamy w Rzeczypospolitej! – mówi Kryśko. – Ta rzeczka to Jahorłyk, do 1793 r. granica między województwem bracławskim Rzeczypospolitej i imperium otomańskim.

Za Jahorłykiem jest największe zwężenie odcinka między Dniestrem i Ukrainą. – Północ i południe Naddniestrza mają inną historię, choć w skład Imperium Rosyjskiego obie części weszły mniej więcej w tym samym czasie – mówi Kryśko. – Tylko że na północy po II rozbiorze Polski miejscowa ludność pozostała. A na południu, po podboju przez Suworowa, wysiedlono mieszkańców i sprowadzono rosyjskich osadników.

Południowa część Naddniestrza jest dziś bardziej wieloetniczna. Są tu Ukraińcy, Rosjanie, Mołdawianie (byli zaś Niemcy, Ormianie, Żydzi). Na północy dominują Ukraińcy. Zostało też wielu Polaków, zwłaszcza w Raszkowie (tu mieli wbić na pal Azję Tuhajbejowicza). W polskiej szkole w Swobodzie Raszkowskiej na ścianach portrety królów Polski, Jana Pawła II, Kościuszki i Piłsudskiego. Komunistów nie ma. – Historii uczę z polskich podręczników – nauczycielka pokazuje bibliotekę, wyposażoną dzięki pomocy ambasady RP w Kiszyniowie.

W krajobrazie Raszkowa dominuje kościół św. Kajetana, ufundowany przez Józefa Lubomirskiego w XVIII w. Większość wyposażenia pochodzi z Polski, w tym trzy dzwony, których jednak nie można zawiesić. – W 1941 r. ostrzelano kościół, jest niestabilny, drgania wywołane dzwonami mogą prowadzić do zawalenia – mówi czystą polszczyzną młody wikary, który niedawno wrócił do Raszkowa po latach w krakowskim seminarium. – Z prawosławnymi mamy czasem problemy, ich duchowni uważają nas za sektę. Choć teraz jest lepiej – dodaje.

Kościół stoi na klifie, panorama jest stąd piękna. W dole wije się Dniestr; widać potężne ruiny synagogi. Kryśko pyta wikarego, do jakiego narodu się poczuwa. – Tu wszyscy mają mieszane pochodzenie, więc w sumie jestem po prostu Pridniestrowcem. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2015