Siewierodonieck pod ostrzałem

Rosjanie szykują się do wielkiej ofensywy na Donbas. Na miejscowości znajdujące się na linii frontu codziennie spadają pociski i rakiety.
z Siewierodoniecka (wschodnia Ukraina)

15.04.2022

Czyta się kilka minut

Ewakuacja ludności cywilnej z Siewierodoniecka. 7 kwietnia 2022 r. / paweł pieniążek
Ewakuacja ludności cywilnej z Siewierodoniecka. 7 kwietnia 2022 r. / paweł pieniążek

Ostrzelane i spalone budynki, wybite okna, walający się wszędzie gruz, grzmot dział i świst pocisków stały się już częścią krajobrazu tego miasta, będącego tymczasową stolicą obwodu ługańskiego.

Jeszcze niedawno w Siewierodoniecku mieszkało ponad 100 tys. ludzi. Teraz została niecała jedna piąta z nich. Na ulicach ludzi spotyka się sporadycznie, bo większość z tych, którzy zostali, ukrywa się w piwnicach. Na drzwiach niektórych budynków napisano: „Ludzie”.

65-letni Serhij wraz z siedmioma swoimi sąsiadami, mężczyznami i kobietami, z którymi ukrywa się w podziemiach ich domu, nie chcieli tego robić. Uważają, że zwracanie na siebie uwagi może być wyłącznie zagrożeniem. – Bo przyleci jeszcze jakaś rakieta – dopowiada 72-letni Jurij.

Ich piwnica to kilka pomieszczeń i długi korytarz, który prowadzi do piwnic pod innymi klatkami schodowymi. Czasami dochodzi stamtąd słabe światło, więc sąsiedzi podejrzewają, że ktoś tam mieszka – ale nigdy tego nie sprawdzili.

W ich domu fala uderzeniowa powybijała szyby, a pocisk naruszył dach. W jeden z budynków nieopodal kolejny pocisk trafił tak, że wyrwał ściany i dach w narożnym mieszkaniu. Wybuchł pożar, ale nikt nie przyjechał, aby go ugasić, więc znaczna część spłonęła. Mieszkańcy już nie mają dokąd wracać.

Siewierodonieck, podobnie jak inne miasta obwodu ługańskiego, znalazł się pod ciężkim ostrzałem. Powoli zamienia się w gruzy. Rosjanie, stojący niedaleko od rogatek, przygotowują się do wielkiej ofensywy na Donbas, czyli na kontrolowane przez Ukrainę części obwodów donieckiego i ługańskiego. Mieszkańcy Siewierodoniecka są przekonani, że najgorsze dopiero przed nimi.

Za co dawać im kwiaty?

W piwnicy, oprócz ośmiu ludzi, są także dwa psy, kot i papuga.

Ludzie i zwierzęta niechętnie wychodzą na zewnątrz. Siedzą pod ziemią, rzadko widząc słońce. Temperatura wynosi tutaj około 11 stopni Celsjusza. Nawet pod ziemię docierają dźwięki wybuchów.

Gdy rozlega się jeden z nich, kobieta przebywająca w piwnicy mówi tylko: – O, to już przyleciało gdzieś do nas.

Mają tu prąd, więc nie siedzą w zupełniej ciemności. Na kuchence elektrycznej mogą też przygotowywać ciepłe posiłki. Sklepy są zamknięte, ale mają własne zapasy. Poza tym dwa razy wolontariusze przywozili pomoc humanitarną. Sporadycznie ktoś z sąsiadów ruszy w stronę centrum, aby nabrać wody pitnej.

Serhij już zupełnie stracił rachubę czasu. Zdarza się, że pyta sąsiada czy sąsiadkę o godzinę. Dopytuje, czy chodzi o dzień, czy o noc. Złości go cała ta sytuacja. Niedługo po 24 lutego, dniu rozpoczęcia rosyjskiej ofensywy, Siewierodonieck stał się miejscem walk. Cierpi nieporównywalnie bardziej niż osiem lat temu, gdy wybuchła wojna w Donbasie.

– Idzie tutaj Putin. Po to, żeby rzekomo mnie wyzwalać. Więc po co to wszystko niszczy? Może mnie zabić, zniszczyć moje mieszkanie i zrujnować moje życie – mówi Serhij. – Do czego on mi tutaj jest potrzebny z takim wyzwoleniem? Myślał, że będą go witać z kwiatami, ale tego nikt nie robi.

– Za co mu dawać kwiaty? Za to wszystko? – pyta retorycznie sąsiadka.

Serhij miał biznes, zajmował się m.in. przewozem osób. Posiadał pięć autobusów, ale wszystkie zniszczył jeden z ostrzałów.

Mimo to chce zostać w mieście. Jak twierdzi, wiek już nie ten, by rzucać wszystko i zaczynać od nowa.

– Gdybym miał choćby z 50 lat, plunąłbym na to wszystko i pojechał do Polski czy do innego kraju Unii Europejskiej. Próbowałbym się tam jakoś zaczepić – przyznaje.

Inną obawą, która motywuje jego i sąsiadów do pozostania, jest tamten spalony blok niedaleko ich domu. Jest jak ostrzeżenie. Bo jeśli coś trafi w ich dom, to przynajmniej, pozostając na miejscu, będą mogli próbować go gasić, żeby cały nie zajął się ogniem.

– Najważniejsze to przeżyć wojnę, i żeby dom się ostał, a potem się zobaczy – mówi Serhij. – Wszystko będzie dobrze. Tfu, tfu.

I puka w niemalowany blat drewnianego stołu.

Ludzie z żelaza

Niedaleko od piwnicy Serhija ulicą idzie małżeństwo: 57-letnia Larysa i 60-letni Wiktor. Mijają spalony blok, przyglądają mu się uważnie. Idą powoli, nie zwracając uwagi na huk artylerii.

– Już nawet się nie wzdrygamy – mówi Wiktor.

– Przywykliśmy do tego. Na początku jak coś gruchnęło, od razu biegliśmy się ukryć, a teraz słyszymy, że to był odległy wystrzał i poleciało gdzieś daleko – mówi Larysa.

Tak odpowiada większość mieszkańców Siewierodoniecka. Niektórzy z nich siedzą na ławkach przed swoim blokiem, zadumani. Inni rozmawiają lub po prostu siedzą. Nawet nie drgną, nie odwrócą oczu – jakby zamienili się w kawał żelaza.

Wiktor i Larysa mówią, że pierwszy raz od dawna wyszli na ulicę. Nie chcą tego robić często, bo ostrzał prowadzony jest przynajmniej z trzech kierunków i trudno wyczuć, skąd dokładnie przyleci pocisk.

Największe zniszczenia są we wschodnich i południowych częściach miasta, ale nawet na jego zachodnim skraju też spadały pociski i rakiety. Nie wybierały – trafiały w domy mieszkalne, w sklepy, bazary, szpitale, szkoły czy stacje benzynowe.

Zgodnie ze słowami ukraińskich władz obwodowych, zniszczono tu praktycznie całą infrastrukturę miasta. W Siewierodoniecku nie ma bezpiecznych miejsc.

Leżysz i czekasz, aż coś spadnie na głowę

Teraz Larysa i Wiktor wyszli, bo przeczytali w internecie, że pocisk spadł koło domu, w którym mieszkała matka Larysy. Małżeństwo poszło sprawdzić, co się stało i czy dom ma się dobrze. Na szczęście nie znaleźli żadnych zniszczeń. Ruszyli więc z powrotem do siebie.

Jeśli jest w miarę spokojnie, Wiktor i Larysa spędzają czas w swoim narożnym mieszkaniu na trzecim piętrze. Nad nimi jest tylko jedna kondygnacja. Jak zobaczyli spalony blok, to zrozumieli, co może się stać z ich domem po jednym jedynym trafieniu.

Dopiero gdy ostrzał się nasila, para schodzi do piwnicy.

– Nie da się w nocy spać spokojnie. Zresztą niczego nie da się zrobić – mówi Larysa.

– W ciągu dnia do obiadu jest cicho… – dodaje Wiktor.

– …ale też nie zawsze… – wtrąca Larysa.

– …wtedy kładziemy się, odsypiamy noc. Tylko zaśniesz, a zaraz coś bachnie i wyskakujemy z łóżka.

– Słyszymy wystrzał i czekamy, aż spadnie nam na głowę.

Na co dzień Larysa i Wiktor nie wychodzą z domu nawet po pomoc humanitarną. Boją się, bo już kilkukrotnie ostrzeliwano punkty jej wydawania, nie zważając na stojących tam ludzi. Tylko w kwietniu Rosjanie dokonali tego dwukrotnie, raniąc przynajmniej pięć osób.

Urządzić się na nowo

To było jakoś w drugiej połowie marca, gdy 47-letnia Ołena szła po pomoc. Nagle uderzyło niedaleko od niej. Fala uderzeniowa rzuciła nią o ziemię, a odłamek pocisku przeszył jej nogę na wylot.

Była oszołomiona. Nie mogła chodzić, więc czołgała się, wzywając pomocy. Miała szczęście, że akurat przechodził jakiś mężczyzna, który wezwał karetkę. Przyjechała szybko. Odłamek nie uszkodził kości.

W szpitalu Ołena leży już od trzech tygodni, ma świeże opatrunki na nodze. Tu w mieście jest sama, nie ma rodziny. Jest jedynaczką, a ojciec i matka zmarli lata temu. Ołeną, jak i wszystkimi innymi pacjentkami na tym piętrze, zajmują się jedna pielęgniarka i dwie sanitariuszki. W najcięższych dniach z trudem radzą sobie z dziesiątkami rannych. Reszta personelu wyjechała, obawiając się, że Siewierodonieck może zostać zajęty przez Rosjan.

Jak dotąd przynajmniej jeden budynek szpitalny został trafiony. Pocisk utknął w dachu. Całe piętro wyłączono z użytku. Ten budynek, w którym znajduje się Ołena, ma sześć pięter i wznosi się ponad horyzont. Odgłosy walk ciągle docierają do uszu przebywających tu ludzi, którzy jakby pogodzili się z tym, że w każdej chwili mogą zostać ostrzelani.

Dla Ołeny to i tak lepsze warunki niż w domu.

– Na oddziale jest trochę ciszej, a do tego nasze dziewczyny, sanitariuszki i pielęgniarka, uspokajają nas – przyznaje Ołena.

Personel medyczny prosi jednak nieustannie, aby pacjentki wyjechały do bezpieczniejszych części Ukrainy. Ołena nie chciała słyszeć o ewakuacji, dopóki pocisk omal jej nie zabił. Teraz czeka, aż stanie na nogi. Wtedy pójdzie sprawdzić, czy jej dom ostał się cały, a potem wyjedzie.

Dokąd? Nie ma pojęcia. Poza tym choć jeszcze nie wyjechała z Siewierodoniecka, to już myśli o tym, jak zamieszka w nim znowu.

– Piękne jest nasze miasto. Chciałabym tutaj wrócić i urządzić się w nim na nowo – przyznaje.

Na razie o dobrych czasach trudno pomyśleć. Bitwa o Donbas wkrótce ma wejść w nową, jeszcze straszniejszą fazę.©

Tekst ukończono 13 kwietnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2022