Na zegarze piąta piętnaście. Reportaż z obwodu donieckiego

Mieszkańców Konstantynówki niemal codziennie budzą spadające rosyjskie rakiety. Ludzie są wycieńczeni, mają zszarpane nerwy.
z obwodu donieckiego (Ukraina)

25.07.2022

Czyta się kilka minut

Ta ulica w dzielnicy Czerwona była ostrzeliwana trzy dni z rzędu. Rakiety niszczyły domy i infrastrukturę. Pracownicy wodociągów usiłują naprawić zniszczoną rurę. Konstantynówka, 16 lipca 2022 r. / Paweł Pieniążek
Ta ulica w dzielnicy Czerwona była ostrzeliwana trzy dni z rzędu. Rakiety niszczyły domy i infrastrukturę. Pracownicy wodociągów usiłują naprawić zniszczoną rurę. Konstantynówka, 16 lipca 2022 r. / Paweł Pieniążek

Jeszcze panuje zmrok. Budzik dzwoni za piętnaście czwarta. 40-letni Mychajło Tereszczenko wstaje z łóżka, czeka na pierwszy telefon.

Mychajło jest zastępcą kierownika Konstantynowskiej Administracji Wojskowej. To do niego dzwoni policja, gdy w mieście coś się wydarzy. W tym jeszcze do niedawna spokojnym miejscu w ostatnich tygodniach niestety dzieje się wiele.

„Po czwartej”, „po piątej”, „po szóstej” – to trzy odpowiedzi, które padają niemal zawsze na pytanie, kiedy doszło do ostrzału. Z bezlitosną monotonią rakiety spadają na Konstantynówkę – miasto w obwodzie donieckim, w rejonie (powiecie) kramatorskim, które do rosyjskiej inwazji na pełną skalę było domem dla 74 tys. ludzi. Linia frontu jest dziś coraz bliżej.

Zmęczenie ogarnia wszystkich

Rosyjskie rakiety zamieniają kolejne budynki w gruzy. Paraliżują miasto, a jego mieszkańców stopniowo odcinają od prądu i wody.

Gaz wyłączono już dawno – wkrótce po tym, jak na rozkaz prezydenta Rosji Władimira Putina wojska tego kraju uderzyły na całą Ukrainę. Rakiety nie oszczędzają skromnych piętrowców, budynków użyteczności publicznej ani infrastruktury. Dlatego zmęczenie ogarnia wszystkich. W nocy trudno o spokojny sen. Niektórzy nie są w stanie zmrużyć oka na dłużej niż na chwilę.

Tamtego lipcowego dnia Tereszczenko także obudził się jeszcze przed świtem. Wciąż panowała cisza, choć dobiegała piąta. Pomyślał, że może dziś będzie spokojnie, że może mieszkańcy Konstantynówki będą mieli chwilę, by złapać oddech. Zanim zadzwonił telefon, usłyszał eksplozje. Ich odgłos dotarł do Drużkiwki – sąsiedniego miasta, gdzie Tereszczenko mieszka.

Zazwyczaj od razu wyjeżdża na miejsce ostrzału, aby ocenić spustoszenie, jakiego dokonały rakiety. Tamtego dnia zostawiły po sobie ogromy lej, uszkodziły kilka budynków, a także zrównały z ziemią przepompownię, przez co lewobrzeżna część miasta straciła dostęp do bieżącej wody.

– To jest jak straszny sen – mówi Tereszczenko, a jego twarz zdradza okropne zmęczenie.

To, co jest teraz, zapamiętam na zawsze

15-letnia Margarita także jest wycieńczona i ma zszarpane nerwy. Brak snu stał się niemal chroniczny. Nocą nie zmruży oka wcale albo tylko na chwilę. Boi się, że zaraz coś może trafić w jej dom. Tego dnia, w którym Tereszczenko myślał, że będzie spokojnie, udało jej się pospać z godzinę. Więcej nie dała rady.

– Jak wisi nad tobą groźba śmierci, można nie spać całymi dniami – mówi Margarita.

Leżała w łóżku, patrzyła w ekran telefonu i czytała informacje. Gdy przejrzała wszystkie, otworzyła galerię i przeglądała zdjęcia i filmiki, które nagrywała ona lub jej znajomi. Do niektórych napisała po raz kolejny z ostrzeżeniem, żeby przypadkiem nie wracali do Konstantynówki, i prosiła, aby pozostali tam, gdzie są, w bezpiecznym miejscu. Aby ich przekonać, wysyłała zdjęcia pokazujące skutki ostatnich ostrzałów. Wszyscy rówieśnicy z jej szkolnej klasy wyjechali już dawno temu, ale część zdążyła wrócić – zwabionych spokojem, który długo panował w mieście.


Paweł Pieniążek: Ryzykując własnym życiem, zespoły medyków pomagają rannym cywilom i wojskowym w strefie frontowej.


 

Tereszczenko przyznaje, że znaczna część mieszkańców opuściła Konstantynówkę jeszcze w marcu i kwietniu, ale niedługo potem wielu zaczęło wracać. W okolicy miasta linia frontu się nie przesuwała. Jak przez minione osiem lat, jego najbliższy odcinek wciąż znajdował się 25 km na południowy wschód i panował tam względny spokój.

Mimo wszystko przez wszystkie te lata mieszkańcy Konstantynówki mogli mówić o szczęściu.

Wojna zaczęła się tutaj, jak w całym Donbasie, wiosną 2014 r. Jeszcze przed początkiem pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji z 24 lutego w jej rezultacie zginęło przynajmniej 13 tys. ludzi, z czego większość w pierwszym roku konfliktu. Ominął on jednak Konstantynówkę, choć poważne starcia toczyły się zupełnie niedaleko.

Gdy się zaczynało, Margarita miała siedem lat. Praktycznie nic nie pamięta z tamtych wydarzeń. Większość zna z opowieści ojca – że strzelali, jak szła do szkoły, że na lekcjach uczyli ich, jak chować się w piwnicach, zaklejać okna, jak żyć bez wody czy prądu.

– Co działo się wtedy, nie pamiętam. Ale to, co jest teraz, zapamiętam na zawsze – przyznaje.

Dobrze już było

Wtedy, pod koniec kwietnia, na ulicach Konstantynówki znowu pojawiły się dzieci i zwierzęta domowe – co dla Tereszczenki było najlepszym dowodem na to, że ludzie wracają.

Zastępca szefa administracji wojskowej podaje dwa powody tych powrotów: tęsknota za domem i problemy finansowe. Zgodnie z danymi Międzynarodowej Organizacji Pracy z maja, od początku wojny na pełną skalę w Ukrainie zniknęło 4,8 mln miejsc pracy.

Dalsza eskalacja może doprowadzić do utraty kolejnych dwóch milionów. Uchodźcy wewnętrzni i wygnańcy przebywający za granicą często nie mogą znaleźć źródła zatrudnienia, skarżą się na wysokie czynsze, więc szybko kończą się im pieniądze. W rezultacie, w porównaniu do sąsiednich miast, w Konstantynówce ulice były wyjątkowo ruchliwe.

– Było u nas dobrze. Nie było wody w domu? To nic, podwozili. Jakoś można było żyć. Ale jak rakieta leci na ciebie, to już się nie da – stwierdza Tereszczenko.

Powroty wstrzymała fala ostatnich ostrzałów. Rosyjska armia stara się osłabiać ukraińskie zaplecze, nie zawsze celnie atakując punkty dyslokacji i składy, które są rozsiane także po miastach takich jak Konstantynówka. Atakuje również cele cywilne.


Paweł Pieniążek: Rosyjski atak zostawił na ukraińskiej stolicy i jej mieszkańcach ślady, które nie znikną przez lata.


 

Z tego powodu znowu więcej ludzi opuszcza domy. Z miasta regularnie odjeżdżają autobusy, które odwożą chętnych na pociąg ewakuacyjny do Lwowa, lub też wywożą ich do miasta Dnipro w sąsiednim obwodzie.

Nawet matka Margarity zaczęła mówić, że chyba czas wyjechać. Ale jak do tej pory nie wie, dokąd się udać.

Przygotowani na wszystko

Dźwięki eksplozji rozległy się około piątej rano. Zatrząsł się dom, drżały okna. Po chwili do uszu Margarity dobiegł kolejny huk. Owinęła się kołdrą i leżała w bezruchu, nasłuchując. Nie zareagowała tak, jak podczas pierwszego ataku na Konstantynówkę. Wtedy owładnęło nią dziwne uczucie: mieszanka bólu, smutku, żalu, za którym poszły krzyk i łzy. Trwał czwarty dzień porannych ostrzałów i dla Margarity szybko stały się częścią codzienności.

– Wszyscy jesteśmy już przygotowani, że między czwartą a szóstą latają samoloty czy rakiety. Nikogo to nie dziwi. Po prostu pozostaje strach, że przyleci coś do ciebie, bliskich czy sąsiadów – stwierdza nastolatka.

Wtedy okazało się, że rakieta spadła po raz trzeci na tę samą ulicę w dzielnicy Czerwonej. Pierwsza zrobiła ogromną wyrwę pośrodku podwórka jednego z mieszkańców, rozrzucając grudy ziemi dookoła i niszcząc dom. Druga spadła na inne podwórko, uszkadzając okoliczne budynki. Trzecia walnęła w gruntową drogę i uszkodziła rurę z wodą, przez co w leju szybko zrobił się mały staw. W domu stojącym najbliżej miejsca wybuchu zniosło dach, powyrywało okna i rozwaliło ogrodzenie.

Tylko cudem nic nie stało się parze emerytów, w tym mężczyźnie po udarze, którzy przebywali w piętrowym domu. Celem najprawdopodobniej był jeden z sąsiednich budynków, gdzie jakiś czas temu przebywali wojskowi.

Oby z miasta coś się ostało

Obecność żołnierzy w mieście irytuje część mieszkańców, w szczególności tych o poglądach prorosyjskich. Na miejscu ostrzału kipią emocje. Ludzie są źli na wszystkich dookoła – na wojsko (ukraińskie i rosyjskie), na władze, policję, dziennikarzy, wolontariuszy.

– Wszystko przez to, że są tutaj ci faszyści – rzucił pracownik wodociągów, który przyjechał naprawiać pękniętą rurę.

Mówiąc o „faszystach”, miał na myśli ukraińskich żołnierzy. Tak określa ich rosyjska propaganda.

– Dach podziurawiło, okna powybijało. To już drugi raz. Tylko co je wyremontowaliśmy, a teraz jest jeszcze gorzej. ­Jesteśmy emerytami, skąd mamy wziąć na to wszystko pieniądze? – pyta retorycznie jedna z mieszkanek ulicy. – Niech pozwolą tu mówić po rosyjsku, dogadają się i tyle. Nie ma znaczenia, w jakim języku kocham Ukrainę.

– Jak zbombardują mi dom, to nie uczynię go już nigdy takim, jaki był. Wkładałam w niego ciągle pieniądze, a teraz go niszczą. Nie ma dla mnie znaczenia, czy zrobi to Rosja, czy Ukraina. Po prostu nie rozumiem, za co – mówi najbardziej wściekła i obsypująca wszystkich przekleństwami 62-letnia Nina, siostra kobiety, której ostrzał zniszczył piętrowy dom.

Margarita poszła w stronę leja, bo niedaleko znajduje się dom jej ojca. Rodzice się rozwiedli, ale mieszkają niedaleko. Ojciec służy w armii ukraińskiej. Margarita też chciałaby pójść na front, żeby bronić kraju, ale jest za młoda. Pilnuje więc domu taty. Tym razem nic się nie stało. Ale na skutek wybuchu dzień wcześniej, także około piątej, uszkodziło dach, okna i altanę.

Nastolatka jest wykończona na tyle, że już z trudem wykrzesuje z siebie emocje. Mówi ze wzrokiem wbitym w ziemię. Łzy po jej twarzy popłyną dopiero potem.

– Boję się o moje miasto, mam nadzieję, że coś z niego zostanie – stwierdza.

Zazwyczaj Margarita odsypia w ciągu dnia, bo wtedy w mieście jest raczej spokojnie. Tego dnia udało się jej przespać piętnaście minut – z krótkiej drzemki wyrwało ją poczucie ogarniającego lęku.

Będziemy żyć

Dom 72-letniego Wiktora, chorego na raka, znajduje się naprzeciwko przepompowni. Rano wybuchy wyrwały go z łóżka. Siła była taka, że na podwórko Wiktora przyleciało skrzydło metalowej bramy. Przed budynkiem są teraz nieduże leje. Fala uderzeniowa zrobiła dziurę w dachu i rozbiła okna, a pchnięty nią kamień spadł prosto na szybę samochodu.

W domu mieszka też żona Wiktora, jego dzieci i 7-letni wnuk. Ten ostatni bardzo się przestraszył i nie chciał wyjść na zewnątrz. Gdy Wiktor oprowadza mnie po podwórku, chłopiec nieśmiało patrzy na nas przez szybę, w którą uderzył odprysk i zostawił dziurę.


Wojciech Pięciak: Ukraina się broni, ale za coraz wyższą cenę. Ludzie na tyłach drżą o bliskich na froncie.


 

Służby komunalne zbierają zerwane gałęzie i rozrzucone gruzy, na terenie przepompowni trwa rozbiórka pozostałości po niej. Zgodnie z informacją administracji wojskowej, nie da się już jej odbudować. Dlatego kolejne cysterny wyjechały na ulice Konstantynówki, aby mieszkańcy mogli nabrać wody do wiader.

Wiktor pewnie nawet by nie wiedział, o której doszło do ostrzału, gdyby nie to, że fala uderzeniowa zrzuciła zegarek i wypadła z niego bateria. Zatrzymał się na piątej piętnaście.

– Będziemy żyć! – mówi na odchodne i znika za furtką.

Urodziny wnuka

62-letnia Wałentyna wielokrotnie powtarza, że „wszystko będzie dobrze”, jakby chciała zaczarować rzeczywistość. Gdy rozmawiamy, oczy zachodzą jej łzami kilkukrotnie.

Wieczorem Wałentyna zazwyczaj ogląda telewizję. Włącza relaksujący program, na przykład o grzybobraniu, bo jest jego wielką wielbicielką. To wprawia ją w dobry nastrój, przez co – jak mówi – tylko doleci do poduszki i już śpi.

Zgodnie z codzienną rutyną kładzie się o wpół do dwunastej, ale dzień przed ostrzałem przepompowni i dzielnicy Czerwonej poszła spać pół godziny wcześniej. Obudziła się nad ranem. Leżała i czekała, czy zaczną strzelać. Było cicho, więc szczęśliwa zamknęła oczy. I wtedy rozległ się wstrząsający huk. Wkrótce ustał, więc w wygodnym łóżku Wałentyna zasnęła ponownie. Ani ona, ani mąż nie chodzą na korytarz. Mają tak ułożone posłanie, aby nie sięgnęły ich kawałki szkła, jeśli okna nie wytrzymają fali uderzeniowej.

Tego dnia było głośno, ale dopiero następnego rakieta trafiła naprawdę blisko. Do ataku na sąsiedni budynek doszło w dobrze znanym wszystkim przedziale czasowym. Huk eksplozji mieszał się z dźwiękiem pękającego szkła. Coś posypało się Wałentynie na głowę. Myślała, że to kawałki okien, ale dopiero potem zobaczyła, że to zawieszki spadły z żyrandola.

Panowała zupełna ciemność, więc nie była w stanie ocenić zniszczeń. Nie chciała włączać światła. Zgodnie z zaleceniami władz nocą w ukraińskich miastach ma panować mrok, by utrudnić przeciwnikowi lokalizowanie celów. Sąsiedzi w okolicznych budynkach się tym nie przejęli, więc Wałentyna też włączyła światło. Ku jej zaskoczeniu mieszkanie było całe.


Infografika: Czy bojkot firm działających w Rosji miał sens? 


 

W budynku pojawiły się tylko dwie dziury w dachu i wcięcie w żywopłocie. Wałentyna nie do końca rozumie, gdzie spadła rakieta, bo dom jej syna, usytuowany dalej od miejsca wybuchu, ucierpiał dużo bardziej niż jej. Podziurawiło w nim cały dach.

Wałentynę zastaję kilka godzin po ataku. Stoi plecami do ostrzelanego budynku i w ogóle nie zwraca uwagi na zniszczenia. Cierpliwie wyrównuje żywopłot.

– Wyszłam go wyrównać. Tutaj wszyscy teraz sprzątają, więc pomyślałam, że skoro nadarzyła się okazja, to ją wykorzystam – mówi. – Dzięki ogrodowi jeszcze nie straciłam świadomości.

Tego dnia są urodziny wnuka Wałentyny. Jest tutaj, w Konstantynówce, wraz z rodzicami. Mieszkają właśnie w tym domu z podziurawionym dachem. Będą świętować. Zrobią kebaby i Wałentyna obiecuje, że będzie wesoło. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2022