Sfera prywatna nadal słaba

Z Andą Rottenberg rozmawiał Piotr Kosiewski

27.07.2010

Czyta się kilka minut

Piotr Kosiewski: Instytucje prywatne w polskiej sztuce zaczynają odgrywać coraz większą rolę.

Anda Rottenberg: Nadal za małą. Polska jest dużym krajem i niebiednym. Tymczasem działa tu relatywnie niewiele galerii prywatnych i są one za mało wyspecjalizowane. Ale też decyzja o otwarciu galerii w Polsce wymaga dużej odwagi. Wiąże się z nieustannym podejmowaniem ryzyka.

Jaka jest tego przyczyna?

Do otwarcia galerii jest dziś niezbędny bardzo duży kapitał własny, bo jej działanie wiąże się ze znacznymi inwestycjami. Galeria to nie sklep z gadżetami - trzeba o tym pamiętać. To instytucja, która w działaniu jest bliska galerii publicznej. Przygotowuje się wystawy, wydaje publikacje, wiele wysiłku wkłada się w wypromowanie artystów. Dobra galeria uczestniczy w międzynarodowych targach sztuki, buduje sieci kontaktów, próbuje sprzedawać dzieła, którymi dysponuje. To skomplikowane zadanie wymagające rozmaitych predyspozycji.

Niewiele galerii w Polsce jest w stanie realizować te wszystkie zadania. Jeszcze mniej ma siłę umieścić polskiego artystę w obiegu międzynarodowym. Nie wiem, czy można mówić o dziesięciu spełniających wymienione przeze mnie kryteria, a zaledwie trzy-cztery liczą się w obiegu międzynarodowym. Trudno tę sytuację porównywać z Zachodem. W tamtejszych dużych metropoliach funkcjonuje po 10 tys. galerii, z których sto jest znaczących. U nas w całym kraju działa może ze sto galerii!

Zbudowaliśmy już wolny rynek, ale nie ma prywatnego rynku sztuki. Nasze galerie sprzedają dzieła nie w kraju, lecz przede wszystkim na międzynarodowych targach. Co więcej, garstka naszych kolekcjonerów jeździ do Miami albo Bazylei, gdzie kupuje prace polskiego artysty, a nie wybiera się w tym celu do Warszawy czy Krakowa. Do tego nasza klasa średnia, która może sobie pozwolić na dobry samochód i wakacje w światowych kurortach, nie myśli o tym, by na ścianie powiesić dobre dzieło sztuki i ulokować w nie swoje pieniądze.

Jednak to prywatne instytucje przyczyniły się do wypromowania w świecie wielu istotnych młodych polskich artystów.

Tak i nie. Niewielu jest artystów, którzy zadebiutowali w prywatnej galerii. Raczej najpierw pokazują prace w instytucjach publicznych, a dopiero potem są przechwytywani przez prywatne. Warto też zauważyć, że w Polsce nie ma międzynarodowego rynku sztuki ani popytu na sztukę obcą. Jesteśmy wyjątkiem; nawet w Czechach, nie mówiąc o Rosji, jest inna sytuacja. U nas wystawa artysty niepolskiego niesie za sobą prestiż, ale nie obrót. To powoduje, że nasi twórcy funkcjonują w swojej ojczyźnie w oderwaniu od reszty świata.

Jaki zatem jest stan relacji między sferą publiczną a prywatną w Polsce?

Granica między nimi została zatarta. Na Zachodzie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, wyznaczono ostre kryteria. Tam osoba powiązana z rynkiem sztuki w żaden sposób nie może być zaangażowana w działalność krytyczną ani reprezentować żadnej instytucji publicznej. Inaczej jest w Polsce. U nas te kryteria zamazały się u początku transformacji ustrojowej i nadal funkcjonujemy w szarej strefie. Właściciele galerii handlowych uprawiają krytykę sensu stricto, publikują, niektórzy nawet w ten sposób próbują zwalczać konkurencję. Z czymś podobnym trudno się spotkać w innym kraju. To coś bardzo polskiego, ba: zaściankowego.

Jednak rynek przyczynia się do międzynarodowego wypromowania polskich artystów, także już nieżyjących. Dobrym przykładem jest Alina Szapocznikow. Oczywiście, ogromne znaczenie miały wystawy jej prac przygotowane m.in. przez Zachętę. To jednak nie wystarczało, by jej twórczością zainteresowało się Centre Pompidou i inne ważne muzea.

Wartości przepływają między instytucjami prywatnymi i publicznymi. Bardzo długo nie można było wytłumaczyć w wielkich muzeach na świecie, że Alina Szapocznikow jest wybitną artystką. Zmieniło się to, gdy jej prace znalazły się na rynku, ponieważ dla świata to cena rynkowa wyznacza rangę dzieła.

Jest jeszcze jeden obszar działalności prywatnej - fundacje, stowarzyszenia.

Niektóre z nich także funkcjonują na rynku - prawo daje takie możliwości fundacjom, pod warunkiem przeznaczania zysku na cele statutowe. Tak działa np. Fundacja Galerii Foksal. Dzięki funkcjonowaniu na rynku utrzymuje galerię, przygotowuje wydawnictwa, produkuje dzieła sztuki. Inne instytucje prywatne, by prowadzić działalność, zdobywają pieniądze nie wchodząc na rynek. Dobrym przykładem jest gdański Instytut Sztuki Wyspa, w którym dzieją się rzeczy ważne dla sztuki. Podaję te dwa przykłady, by pokazać, jak pozytywna może być działalność instytucji niepublicznych.

Ostatnio, choćby w tzw. "planie Jerzego Hausnera", następuje dowartościowanie działalności takich instytucji, ale jednocześnie bywa stawiane pytanie o sens istnienia instytucji publicznych.

Odwołuje się przy tym do modelu amerykańskiego, zapominając, że on w Europie nie bardzo się sprawdza. W USA nigdy nie było - z nielicznymi wyjątkami - instytucji kultury finansowanych z budżetu federalnego czy nawet stanowego. Prywatne powstawały z dumy, chęci podkreślenia własnej pozycji i dopiero po zarobieniu dużych pieniędzy. My w 1989 roku wróciliśmy do własnej tradycji, bardziej nawet polskiej niż europejskiej. Przeskok na model amerykański jest mało prawdopodobny, a na pewno ogromnie ryzykowny - można go będzie wypróbować dopiero na pokoleniu naszych wnuków, i to ostrożnie. Polska nie jest krajem, który może szafować swoimi dobrami kultury. Bardzo dużo ich straciliśmy i nadal tracimy. Nie zbudujemy drugiej Ameryki, a zmarnujemy to, co już mamy.

Anda Rottenberg jest krytyczką i historyczką sztuki, kuratorką wystaw. W latach 1993-2000 była dyrektorem Zachęty. Ostatnio wydała "Przeciąg. Teksty o sztuce polskiej lat 80." (2009) oraz "Proszę bardzo" (2009, nominacja do Nagrody Nike).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2010