Seks w rytmie disco polo

Ta muzyka to najczulszy sejsmograf społeczny. Zabiera nas w podróż do krainy pragnień, lęków i fantazji. Odmalowuje mapę sytuacji niewidocznych zza biurek w Warszawie i miejsc, do których rzadko zaglądają telewizyjne kamery.

30.03.2018

Czyta się kilka minut

Na koncercie zespołu Weekend w Chorzowie, kwiecień 2013 r. / ADRIAN ŚLĄZOK / REPORTER
Na koncercie zespołu Weekend w Chorzowie, kwiecień 2013 r. / ADRIAN ŚLĄZOK / REPORTER

Od bitwy pod Grunwaldem minęło jakieś 10 lat, na tronie wciąż zasiada Władysław Jagiełło. Z dala od zgiełku wielkich bitew i polityki swoje zapiski prowadzi franciszkanin Mikołaj z Koźla. Zwykle notuje sprawy pobożne, tym razem jednak w jego rękopisie utrwalone zostaje coś naprawdę dziwnego. To polsko-czeska gwarowa przyśpiewka rozpoczynająca się od słów: „Chcy ja na pannu żałować: / Nie chciałat’ mi trochy dać / Memu koni owsa”. W przekładzie na współczesną polszczyznę słowa te brzmiałyby mniej więcej: „Chciałbym się poskarżyć na dziewczynę, która nie chciała mojemu konikowi dać owsa”. Dalej dowiadujemy się, że młodzieńcowi „zwisa nożyk u pasa”, niech więc dziewczyna zapali lampkę, żeby razem zobaczyli, czy jej wieniec jeszcze jest cały. Jeżeli tak jest, usłużny młodzian podejmuje się „zedrzeć go kijem”, bo „gdy się uderzy kijem w krzak, zaraz się wypłoszą zające”.

Jeżeli komuś z czytelników wszystkie te krzaki, wianki, nożyki i zające nasunęły nieprzyzwoite podejrzenia, to bardzo słusznie.

Za sprawą Mikołaja z Koźla do naszych czasów przetrwał bowiem najstarszy zachowany polski erotyk ludowy, utwór znany jako cantilena inhonesta – pieśń nieprzystojna. To tu na powierzchnię zapisanej historii wypływa po raz pierwszy rwący nurt utworów, które w obręb swego imaginarium zdolne były wciągnąć wszelkie elementy przyrody i codziennego życia, by uczynić je symbolami odwiecznego popędu. W ten sposób opisuje go Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska, autorka książki „Miłość ludowa” i jedna z najważniejszych badaczek zagadnienia: „Seksualnością człowieka rządzą tu prawa naturalne, które nakazują kurkowi włazić na kokoszkę, a byszkowi na jałoszkę. Są to te same determinujące prawa, które powołują do życia ofiary i drapieżców, które dolinę kładą pod wzniesieniem, każą się dobierać w pary, płodzić, rodzić, umierać, zdobywać pożywienie, konsumować i wydalać”.

Dla tej potęgi nie istniały tamy ani ograniczenia. W szalony wir wiosny i miłości wciągano nawet treści religijne:

Pokazał Adam Ewie / Parę jabłusek na drzewie, / Parę jabłusek na drzewie. / I onę gałązkę łysą, / Co przy niej jabłuska wisą (MAZOWSZE, XVIII W.).

Co się stało z ludowym erotykiem wraz z przemianą kultury ludowej, która z wesel i obejść przeniosła się do skansenów, na festiwale folklorystyczne i do „Magazynu Kultury Ludowej »Źródła«”? Gdzie się podziali Jasieniek i Kasia, gdzie schronienie znaleźli jego „rączy konik” i jej „różany ogródek”? Rolę ludowych erotyków przejęło disco polo. Widać to wyraźnie po odszyfrowaniu specyficznego kodu erotycznego, jakim posługują się najpopularniejsze przeboje tego nurtu.

Zakazane owoce

Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska wyjaśnia, że ludowe erotyki opierają się na specyficznym kodzie przekazu nieprzyzwoitych treści. Jerzy Bartmiński kompletuje treściwą listę najważniejszych „kodów erotycznych”. „Gdyby ułożyć listę najczęstszych wyrazów służących topografii ludzkiego ciała w miłosnej pieśni ludowej, to na jej czele znalazłaby się trójca, kanoniczna dla polskiego erotyku w ogóle, mianowicie oko, serce i ręka”. Disco polo korzysta z tych figur równie chętnie. Na przykład w superprzeboju „Ona tańczy dla mnie” (Weekend) znajdziemy frazy „patrzy często w oczy me”, „schowam w sercu na dnie” oraz „jej ramiona ukojeniem dla mnie są”. Bingo.

Znacznie ciekawiej robi się jednak, gdy przejdziemy do kodów mniej oczywistych, niezwiązanych bezpośrednio z ciałem. „Pieśń pomaga sobie rekwizytem” – wyjaśnia Bartmiński. „Jest on jakby zastępczą częścią ciała kochanków i – podobnie jak naturalna – wykładnikiem określonych treści lirycznych”. Ludowe erotyki pełne są więc wianków (z disco polo zniknęły) i pierścionków (dziś mało istotne).

W tradycjach mitycznych seks i jedzenie są często zamienne. Dlatego znaków pseudonimujących czynności seksualne dostarcza też kod kulinarny. Wiejscy kochankowie uwielbiają zwłaszcza owoce i wszelkie runo leśne. Chłopak zrywa jabłka, dziewczyna – żołędzie lub grzyby, kochankowie wspólnie mogą rwać wiśnie. Gdy podążając tym tropem spróbowałem przyjrzeć się piosenkom disco polo, raz za razem przecierałem oczy ze zdumienia. Owocowy kod erotyczny jest w przebojach tego nurtu wszechobecny! Tradycyjne jabłuszka i jagódki musiały jednak ustąpić miejsca w wyobraźni nowym zakazanym owocom. Na konkretnych przykładach możemy prześledzić mechanizmy ciągłości i adaptacji wyobraźni zbiorowej do zmieniających się warunków.

Jabłka mogą pojawić się w piosence: „Pod bluzeczką dwa jabłuszka masz, / Jak poproszę, to mi jedno dasz ” (Avanti „Jabłuszka”). Znajdzie się też miejsce dla jagód: „Czarne jagody i czerwone wino, / Zatańczę ja dzisiaj ze swoją dziewczyną” (Players „Czarne jagody”). Zwłaszcza jeżeli będzie to zarazem imię dziewczyny, jak w piosence „Jagoda chodź na loda” (SENNSI), prezentującej feerię kulinarno-erotycznych symboli, zwieńczonych popularnym obrazem loda: „Znudziły mi się Haribo misie / I poziomkowe też nie nowe, / Mam chęć na wyjątkowe lody jagodowe”.

Poczesne miejsce w ludowej wyobraźni zajmują teraz tropikalne ananasy: „Kocham się w tobie od pierwszej klasy, / Dla ciebie jem codziennie ananasy, / Bo po ananasie słodki smak ma się” – śpiewa zespół After Party. Jeszcze istotniejsze jest miejsce pomarańczy, których dodatkową zaletą jest niewątpliwie fakt, że rymują się z czasownikiem „tańczyć”. „Ona lubi pomarańcze, / Lubi, kiedy nago tańczę” (Avanti „Ona lubi pomarańcze”); „Tańcz, tańcz, tańcz, kiedy inni tańczą, / I pij, pij, pij drinka z pomarańczą” (Long & Junior „Tańcz, tańcz, tańcz”).

Niekwestionowanym królem discopolowej wyobraźni erotycznej jest jednak banan. Zrywany, obierany, zjadany i nadgryzany (czemu towarzyszą sugestywne obrazy w teledyskach) – w roli symbolu fallicznego zastąpił grzyby i żołędzie. Banan to także symbol lata, egzotyki i beztroski: „Chcecie banana – je, je, / Zjecie banana – je, je” (Amadeo „Letni wiatr”). Czasem staje się atrybutem chętnej czy seksownej dziewczyny: „Taka seksowna, roześmiana, / Codziennie rano je banana” (After Party „Bananowa Agnieszka”). Niekiedy discopolowa wyobraźnia buduje na figurze banana rozbudowane obrazy, mogące iść w zawody z tradycyjnymi ludowymi erotykami:

Ewa, Ewa, coś ty narobiła, / Znowu drzewa w raju pomyliłaś. / Przecież to takie proste, / To każda Ewa wie, / Że jabłko jest okrągłe, / A banan długi jest. // Miała być jabłonka, / A ty banan trącasz. / Powiedz mi, dziewczyno, czy to ładnie tak? / Co ja teraz zrobię, / Jak to Bogu powiem, / Jak mu wytłumaczę, / Że to taki żart (SOLEO „EWA Z BANANOWEGO DRZEWA”).

Oprócz owoców z seksem wiąże się alkohol (zwłaszcza wino, które rymuje się do „dziewczyno”). Nie musi być drogie, jak w piosence „Krótka historia” zespołu Effect: „Kupimy wino tanie z Biedronki, / Wino wytrawne, bo ja jestem słodki”, choć oczywiście afrodyzjakiem pozostaje też szampan, oprócz szaleństwa konotujący także bogactwo: „Będę tulił cię wieczorem / Przy szampanie z kawiorem” (Long & Junior „Bądź przy mnie blisko”), „Miłość, miłość w Zakopanem, / Polewamy się szampanem” (Sławomir „Miłość w Zakopanem”).

Między winem z Biedronki i szampanem, między kawiorem i pomidorową (zderzone w piosence „Bądź przy mnie blisko”) rozciąga się więc współczesna przestrzeń „chłopskiej doli i niedoli”. Przywołując kulinarne rekwizyty, chłopak obiecuje dziewczynie, że będzie ją kochał w bogactwie i w biedzie, dokładnie jak w ludowych erotykach.

Samochody

Skoro już o bogactwie i biedzie mowa – najważniejszym symbolem statusu w piosenkach disco polo jest samochód. W zaskakująco dosłowny sposób zastąpił on Jasieńkowego konika – kluczową figurę erotyczną ludowych erotyków. Gdzie niegdyś konika się poiło, gdzie konik zajeżdżał przed chatkę i tratował kwiatki – dziś słychać ryk stuningowanych BMW i audi w LPG, a czasem nawet swojski klekot malucha.

Liczba piosenek poświęconych wszelkim możliwym markom samochodów przyprawia o zawrót głowy nawet badacza kultury zaprawionego w pracy z dużymi korpusami tekstów. Nie ma chyba takiej marki obecnej na polskich drogach, która nie doczekałaby się własnego hymnu motoryzacyjno-erotycznego. Nierzadko są to dzieła dowcipne, pełne ironii, wychwalające wątpliwe zalety sprowadzanych z Niemiec passatów albo „bitych” i „wyklepanych” daewoo tico.

Doskonałym przykładem tego nurtu jest przebój „Audi w LPG” (Faster), który na YouTubie cieszy się już 35 milionami odsłon. W tym pełnym rubasznego humoru dziele znajdziemy rozbudowaną topografię kluczowych punktów polskiej wsi, informacje o gustach i symbolach statusu, ale też dowcipnie przemyconą wzmiankę o unijnych dopłatach. Pojawia się też, oczywiście, banan:

Jadę audi w el pe dżi, / Jestem panem każdej wsi, / Jest Mariola, jest Teresa, / Więc jedziemy pod GS-a, / Jadę audi w el pe dżi, / Jestem panem każdej wsi, / Wsiadaj, niunia, zamknij drzwi, / W audi dam banana ci. / (...) Za dopłaty ją kupiłem, / Może trochę przepłaciłem, / Fajne audi, łysa klata, / To co lubi małolata.

Ten sam zespół ma w swoim repertuarze także hymn na cześć erotycznych walorów konkurencyjnej marki. W piosence „Beta w benzie” słyszymy o wozie „po tuningu” i „nie klepanym”:

I uderzam nią na wieś, / Pod przystanek PKS! / A ja betą w benzie gnam, / Gumę palę, kasę mam, / Kasia, Asia, już tam jest, / W becie im zrobimy test! 

Zespół Rompey wychwala z kolei uroki passata w piosence „Passerati”: „Wbijamy na imprezę, silnik robi kle kle, / Kobity czują piniądz, mówią o mnie w mieście”. Swoich piewców znalazły też ople „Corsa, vectra, astra, / Zna to każda laska, / Niski profil, felga / I już dziunia klęka” (Raz, dwa „Opel”), a nawet seicento (Ever Boy „Seicento”) czy matiz (Diley „Iza z matiza”). Także swojski maluch doczekał się statusu erotycznego gadżetu:

Mam małego, / Lecz zadziornego, / Nieokrzesanego, / I drapieżnego. / Inni mają większe, / A ja tylko małym jeżdżę.// Mam, mam, mam / Super malucha. / Fajnie się w nim dmucha (JuRaD „MAM MAŁEGO”).

Wjazd na tę autostradę pełną najróżniejszych aut w zmiennym stanie technicznym uświadamia nam fundamentalny problem związany z jej badaniem. Nie sposób postawić wyraźnej granicy między twórczością „na poważnie” a tą prześmiewczą. Disco polo i pastisz disco polo są w zasadzie niemożliwe do odróżnienia. Nurt ten od zarania miał tendencje autoironiczne. Przechwytywał też dzieła tworzone z myślą o sparodiowaniu gatunku – jak chociażby klasyczne już „Mydełko Fa”. W przypadku poezji samochodowo-erotycznej tę gotowość do szyderstwa z własnych kodów kulturowych widać wyraźnie.

Zespół Łobuzy: „Ona czuje we mnie piniądz” / YOUTUBE

Imiona

Dla „prawdziwej” twórczości ludowej charakterystyczne było operowanie konkretem nawet przy wyrażaniu treści tak ogólnych jak miłość i seks. Zamiast jakiegoś tam drzewa kochanków ocieniała lipka albo dąb; za posłanie służyła im nie „roślina”, lecz kąkol albo macierzanka; akcja działa się o określonej porze dnia i roku itd. Stąd też zamiast anonimowych dziewczyn ludowa wyobraźnia często obsadzała scenę Kasieńkami czy Zosiami.

Podobne umiłowanie kobiecych imion można odnaleźć w disco polo, gdzie utwory „odimienne” tworzą wręcz oddzielny podgatunek, równie bogaty jak twórczość owocowa i samochodowa. Często zresztą gatunki te wchodzą w mariaże, jak we wspomnianych już piosenkach „Bananowa Agnieszka” czy „Iza z matiza”. Porządkiem imion we współczesnej erotyce ludowej rządzi przeważnie prosta zasada rymowanych atrybutów. Agnieszka zwykle gdzieś mieszka, Jagoda – idzie na loda, Weronika – znika, Teresa – wysyła erotycznego esemesa itd. Dlatego właściwie nieuniknione było, by poza piosenkami sławiącymi wdzięki jednej niewiasty pojawiły się piosenki-listy, w których kolejnym damom przypisuje się mniej lub bardziej udatnie zrymowane z ich imionami atrybuty. Ta forma liryki erotycznej – spopularyzowana w muzyce głównego nurtu za sprawą piosenki „Baśka” zespołu Wilki – ma w disco polo dziesiątki realizacji.

Agnieszka – tu obok mieszka, / Ania – świetna do kochania, / Basia – tylko całowała, nic więcej nie chciała, / Ilona – wciąż napalona, / Ewa – sporo w siebie wlewa, / Każda z was była miła, każda mnie olśniła (BOBI „ELA, ELA”)

Do Krysi to mi wisi, / do Gosi się podnosi, / Do Uli się kuli, /Do Oli nie ma że boli (DISKOROLKA „DO KRYSI TO WISI”).

W ten sposób dotarliśmy do miedzy, za którą rozpościerają się już utwory jawnie obsceniczne, eksplorujące granice ludowej wyobraźni seksualnej, dozwolonych fantazji i pragnień możliwych do zwerbalizowania w dostępnych kodach. Zapraszam na drugą stronę!

A może spróbujemy czegoś nowego?

Zaczyna się niewinnie, od kolanka i rączki: „Za kolanko, rączkę małą / Będę trzymał nockę całą, / Za kolanko i uwierzcie / Może za coś jeszcze” (Andre „Za kolanko”). Wkrótce jednak disco polo stawia nam fundamentalne pytanie, znane – wbrew pozorom – także ludowej kulturze erotycznej. Dlaczego by nie spróbować czegoś nowego? „Uzyskanie satysfakcji nie wymaga od kochanków skomplikowanych technik seksualnych – pisze o ludowych erotykach Dobrosława Wężowicz-Ziółkowska. – Obowiązuje pozycja klasyczna, według wskazań natury: »dolinka pod brzyskiem«, przeciw czemu buntują się czasem żartobliwie niektóre kochanki: »Jasiu mój, Jasiu mój, / Nie róbze mi krzywdy, / Ty na mnie wychodzisz, / Jo na ciebie nigdy«”. A więc czego chcieliby spróbować twórcy i słuchacze piosenek disco polo?

Można spróbować seksu w niekonwencjonalnym miejscu. (Co ciekawe, w kulturze ludowej nie było to żadne tabu – kochankowie równie często jak pod pierzyną znajdowali spełnienie w stodołach, na łące czy w lesie). Warto też poeksperymentować z nowymi pozycjami.

Badania i wywiady z pracownicami seksualnymi potwierdzają, że najchętniej testowaną fantazją erotyczną Polaków jest seks z dwiema kobietami naraz. Taki właśnie obraz znajdujemy m.in. w piosence Hi-Fi „Dwie naraz” („Historia, którą chciałby przeżyć każdy z was, / Dwie piękne panie w jednym łóżku i na długi czas”) oraz w wykorzystującym wspomniany „porządek imion” utworze „Hania i Ania” (Soleo), w którym fakt, że dwa imiona się rymują, rozpoczął u autora ciąg skojarzeń prowadzący do erotycznej fantazji: „Jak to możliwe, że dziewczyny w łóżku dwie, / Zawsze mówiłem: jedna, więcej nie. / Przecieram oczy, patrzę, to nie żart / A budzik dzwoni pora wstać”.

Analiza tekstów wydaje się sugerować także pewną otwartość na kontakty międzyrasowe: Mario Bischin w piosence „Mulatka” wyznaje: „Bo ta czarnula tak kręci mnie, / Tych swoich myśli aż boję się”, podobny motyw pojawia się w piosence „Czekoladka” (GONTI). W obydwu teledyskach widzimy jednak białe kobiety (choć o ciemnej karnacji), a Mulatka z piosenki okazuje się egzotycznością bardzo oswojoną: „Ona mieszka obok w klatce, / A więc śniłem o sąsiadce”. W tym przypadku świat ludowej fantazji nie sięga zbyt daleko.

W ogóle figura „sąsiadki” czy „dziewczyny z sąsiedztwa” chętnie przywoływana jest przez discopolowych donżuanów (Toples „Sąsiadka”). Nierzadko w kontekście zdrady, która w muzyce disco polo – podobnie jak w ludowych erotykach – nie zawsze okazuje się moralnie naganna. „A nie wnikam, może z rzadka, / Czy to panna, czy mężatka” – chwali się bohater piosenki „Chodź kochanie” (Cliver). Zagadnienie zdrady rozwija grupa Powerplay w utworze „Skok w bok”:

Myślę sobie, ech, przecież to nie grzech, / Na palcu złoto lśni i wciąż zależy mi, / A wszyscy mówią, że nikt nie dowie się. (...) / Minął chyba rok od mego skoku w bok, / Czy żałuję? – nie, dobrze bawiłem się. / Doświadczenia te jeszcze przydadzą się. / Nic nie zmieni mnie, tak już dzieje się, / W porcie przystań mam, nie zostanę sam. / I niech każdy wie, jak to kończy się.

A zatem zdrada, która się nie wydała, nie jest powodem do żalu. Wzbogaca chłopaka o nowe doświadczenia. Ważne, by wiedział, że ostatecznie jego miejsce jest w bezpiecznej przystani małżeństwa.

Instytucję tę wciąż opiewa wiele piosenek disco polo, często eksponując właśnie opozycję przelotnej przygody i trwałego związku. Historie z szalonego wieczoru kawalerskiego kończą się więc szczęśliwie: „Szansę mi dała, więc nie spartolę, / Jedynie świadek to chory człowiek” (B-QLL „Tak, tak, żono moja”) i ostatecznie na weselu wyśpiewać można pochwałę małżeństwa (oczywiście w rytmie disco polo):

Nad górami słońce świeci, / Srebrny księżyc za górami, / Jedno z drugim się przegania, / A my się kochamy (MASTERS „ŻONO MOJA”).

Dlaczego warto słuchać disco polo?

Słuchając disco polo możemy odwrócić proponowaną przez folklorystów logikę. Zamiast pokazywać, jak za pomocą rekwizytów zaczerpniętych z codzienności opowiada się o seksie, warto potraktować kod erotyczny jako narzędzie opisu codzienności i opowiadania o niej. Wówczas okazałoby się, że wszystkie te piosenki za pomocą uniwersalnego kodu seksualnego zdają drobiazgowy raport z kondycji rzeszy Polaków.

Disco polo to najczulszy sejsmograf społeczny. Taneczne przeboje zabierają nas w podróż do krainy bardzo precyzyjnie opisanych pragnień, lęków i fantazji, które dotyczą nie tylko sfery seksualnej, lecz także kulturowej i ekonomicznej. Ukazując wciąż zmieniające się mody, nowe style życia, aspiracje i lęki, disco polo odmalowuje mapę sytuacji niewidocznych zza biurek w Warszawie i miejsc, do których rzadko zaglądają telewizyjne kamery. Za pomocą uniwersalnego kodu i przyziemnych rekwizytów piosenki disco polo zadają ważne pytania o miejsce konkretnych ludzi w społeczeństwie, o wyobrażoną geografię, społeczną mobilność, o miejsce pracy, odpoczynku, zabawy.

Disco polo opowiada o życiu rozerwanym między pracą za granicą a szalonymi weekendami w naprędce zaimprowizowanym klubie; między snami o luksusie i egzotyce a na wpół zdewastowanym GS-em; między wymarzonym szampanem i tanim winem z Biedronki. W koszu wszystkich tych pomarańczy zrymowanych z tańcami nietrudno znaleźć i takie wersy, które zostają w głowie na długo. „Podróżując PKS-em / Śniłem, że jestem prezesem” – śpiewa wykonawca jednego z wyjątkowo dosłownych przebojów. „Kupiłem go, bo Miras przywiózł go z Niemiec / I każda niunia chce w nim siedzieć” – chwali swój rydwan jeden z amantów. A ja myślę o tych wszystkich golfach, matizach i tico, które co roku swój pęd do lepszego, bajkowego świata kończą na drzewach i w rzekach. Tak świat fantazji o lśniących mercedesach zderza się z rzeczywistością. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 15/2018