Samowykrwawianie

Patrząc na dwudziestolecie międzywojenne lepiej nie ulegać złudzeniu, że kraj wolny to zawsze kraj dobry i piękny.

09.09.2019

Czyta się kilka minut

Sięgając po książkę Cezarego Łazarewicza „1939. Wojna? Jaka wojna?” – opatrzoną podtytułem „Co sprawiło, że Polacy na kilka miesięcy przed wybuchem straszliwej wojny popadli w zbiorowy optymizm i nie wierzyli, że stoją na krawędzi armagedonu?” – byłem niemal pewien, co chcę nią sobie zrobić. Po raz kolejny upewnić się, że mądrzy umiemy być dopiero po szkodzie. Że gdy trwa kryzys, potrafimy się wspinać na szczyty bohaterstwa, pomysłowości, wielkości. Ale gdy ów kryzys dopiero nadchodzi, gdy można go jeszcze uniknąć, wtedy, jak za dotknięciem różdżki złego czarodzieja, tracimy rozum, wzrok i słuch. Nie stabilizacja, nie tragedia (taka czy inna), lecz to, co jest pomiędzy – okres wzmagających się turbulencji – bywa dla Polaków egzaminem, który zbyt często oblewają. Zwykliśmy się wtedy zachowywać jak dziecko, które za wszelką cenę nie chce przerwać podwieczorku na trawie, sycąc się myślą, że przecież było tak grzeczne i wspaniałe, że on mu się należy, nieracjonalnie wypierając podawane mu komunikaty o nadchodzącej burzy. Jak ona w ogóle śmie wtaczać z taką konsekwencją swe chmury nad tak niewątpliwą wspaniałość? Damy jej bobu, pokażemy, gdzie raki zimują!

Łazarewicz skomponował swoją książkę z pamiętników osób prywatnych (młodej żony polskiego oficera, Romany Oszczakiewicz), wojskowych (w tym płk. Stefana Roweckiego), polityków (urzędnika MSZ Jana Meysztowicza, ale też Josepha Goebbelsa, dyplomatów brytyjskich, rumuńskich, włoskich, francuskich), gruntownie przejrzał ówczesne gazety i relacje zagranicznych dziennikarzy. I kolejny raz potwierdził to, co dobrze wiedzą wszyscy interesujący się historią Polski i niezakuwający jej ślepo w przydatne do bieżących wojenek pomniki: Polska dwudziestolecia międzywojennego (ze szczególnym uwzględnieniem lat dzielących śmierć Marszałka i wybuch II wojny światowej) nie była rajem.

Powody można wymieniać długo. Butna tępota oficjalnej rządowej propagandy (nie tylko wtedy, gdy przekonywała, że Mościcki i Rydz-Śmigły to półbogowie i geniusze, ale i wtedy, gdy tłumaczyła powody zajęcia przez Polaków Zaolzia), zamykanie krytycznych wobec władzy dziennikarzy w obozie w Berezie Kartuskiej, tolerowanie w prasie idiotycznych i wulgarnych profaszystowskich albo antysemickich paszkwili. Marnowanie energii społecznej na ideologiczne wojny zastępcze (ulubiony ich temat – ten sam, co dzisiaj: wszystko, co dotyka seksualności człowieka). Liczne obszary rozwarstwienia społecznego, bezhołowia w armii oraz w systemie obronności i bezpieczeństwa państwa (przechwałki dygnitarzy przekonujących, że co im tam niemieckie czołgi, skoro czołgom zabraknie benzyny, a polski ułan konia może nakarmić i napoić wszędzie, co im tam lotnictwo, skoro to nasza piechota dotrze i wciśnie się wszędzie)…

Patrząc na dwudziestolecie międzywojenne lepiej nie ulegać złudzeniu, że kraj wolny to zawsze kraj dobry i piękny. Na tym, że dziś, mądrzejsi o prawie sto lat historii, będziemy z krytyczną wyższością przyglądać się pokoleniu moich pradziadków, refleksji nad książką Łazarewicza nie powinno się zakończyć. Bo niesie ona ze sobą jeszcze co najmniej dwa ważne przesłania. Po pierwsze, idąc z autorem, miesiąc po miesiącu, przez 1939 rok – przez emocje, myśli, tezy, prasowe ogłoszenia, polityczne relacje – nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że historia lubi się powtarzać. Jasne, dziś nie mamy Hitlera, jest inna sytuacja geopolityczna. Mamy jednak tak samo głupią propagandę władzy. Ten sam operacyjny bałagan na jej szczytach. Te same osłabiające wspólnotę wojenki o pięciorzędne sprawy, strojące się w szaty wojen o przyszłość cywilizacji. To samo neurotyczne tropienie wroga w myślącym inaczej sąsiedzie, no i – jakże mogłoby tego zabraknąć – w międzynarodowej żydowskiej finansjerze (George Soros, jak powszechnie wiadomo, ani Aborygenem, ani Eskimosem raczej nie jest). Tak, powtórzmy: za ścianą nie ma Hitlera. Ale czy naprawdę być musi, byśmy się przekonali, jak bardzo potrafimy wykrwawić samych siebie?

I sprawa druga. O Józefie Becku i jego polityce pisano opasłe tomy, na rynku są prace historyków sugerujące, że może trzeba było zawczasu dogadać się z Hitlerem. Książka Łazarewicza to nie jest podręcznik do historii, ale z niej też zdaje się wynikać, że gdybyśmy gdzieś w samych początkach 1939 r. (zanim Hitler zmienił zdanie i zaczął eskalować apetyt) zgodzili się na odpuszczenie kwestii Gdańska i eksterytorialny korytarz, być może wojna zaczęłaby się na Zachodzie, a nie u nas (choć trzeba świętej naiwności, by wierzyć, że prędzej czy później i tak z całą swoją grozą nie doszłaby do nas). Tu widać, jak w ciągu paru miesięcy, między styczniem a sierpniem, dyplomatyczny stolik obrócił się w zaskakujący sposób. Czy wojna musiała wybuchnąć na Westerplatte tych 80 lat temu? Chyba akurat wtedy i tam nie musiała. Ale czy polska dyplomacja mogła zachować się inaczej? Oddać pod presją i agresją wszelkie prawa do Gdańska? Okroić suwerenność, terytorium? W jakikolwiek sposób zatrzymać nieproporcjonalnie rosnącą potęgę sojusznika (Niemcy i Polskę łączył do 1939 r. zawarty jeszcze za czasów Marszałka pakt o nieagresji)?

W książce Łazarewicza Polska sprzed 80 lat jawi się więc niczym bohaterka greckiej tragedii. O której jednak nie można powiedzieć tego, że z całą pewnością zrobiła wszystko, aby nie trwonić sił. I mieć ich w zapasie tyle, ile tylko się da, gdy przyjdzie temu, co nieuchronne, stawić czoła. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2019