Problem ukryty pod wodą

Justyna Niewolewska, koordynatorka Koalicji Ocean2012 w Polsce: Morza muszą być zasobne w ryby, aby rybacy mieli co łowić.

02.05.2013

Czyta się kilka minut

Przyłów – organizmy (często rzadkie lub chronione), które wpadły do sieci, a nie były celem połowów rybaka zazwyczaj trafiają martwe za burtę. / Fot. PEW & COREY ARNOLD
Przyłów – organizmy (często rzadkie lub chronione), które wpadły do sieci, a nie były celem połowów rybaka zazwyczaj trafiają martwe za burtę. / Fot. PEW & COREY ARNOLD

PIOTR SIERGIEJ: Czym zajmuje się Koalicja OCEAN2012?

JUSTYNA NIEWOLEWSKA: Nasza koalicja powstała w 2009 r. i składa się z ponad 180 członków pochodzących głównie z Europy, ale także i z innych części świata. Składa się w większości z organizacji pozarządowych, którym nie jest obojętny stan środowiska naturalnego, a w szczególności mórz i oceanów. W skład OCEAN2012 wchodzą także organizacje naukowe, takie jak brytyjska New Economics Foun­dation oraz organizacje rybackie. Do Koalicji OCEAN2012 należy 11 organizacji pozarządowych z Polski. Celem działania naszej Koalicji jest zlikwidowanie problemu przełowienia zasobów morskich poprzez skuteczną reformę Wspólnej Polityki Rybołówstwa (WPRyb), tzn. taką, która doprowadzi do odbudowy stad ryb. Koncentrujemy się na akwenach europejskich. Należy zauważyć, że nasza polityka połowowa jest w tyle za działaniami, jakie prowadzą USA czy Australia i Nowa Zelandia, gdzie wprowadzono bardziej zrównoważone metody zarządzania połowami ryb. Dzięki temu w tamtych rejonach stada ryb się odbudowują.

Dlaczego właśnie teraz prowadzona jest Wasza kampania?

Właśnie teraz toczy się proces reformy Wspólnej Polityki Rybołówstwa. Jest to historyczna szansa na zlikwidowanie problemu nadmiernej eksploatacji morskich zasobów i szansa na odbudowę przełowionych stad, czyli przywrócenie europejskim łowiskom dawnego bogactwa. Warto również zauważyć, że zreformowana WPRyb powinna wejść w życie już w 2012 r.

Czyli są problemy z szybkim uchwaleniem odpowiednich przepisów?

W lipcu 2011 r. Komisja Europejska wystosowała propozycję reformy i poddała ją pod dyskusję europarlamentowi i Radzie Ministrów ds. Rolnictwa i Rybołówstwa. Po długich debatach dopiero na początku tego roku europarlament i Rada Ministrów wypracowali swoje stanowiska. Obecnie trwają dalsze negocjacje trójstronne pomiędzy tymi instytucjami.

Czy ich stanowiska różnią się mocno? Jaka jest pozycja polskiego rządu?

Koalicja OCEAN2012 popiera bardzo ambitne stanowisko europarlamentu. Zgadzamy się z większością zaproponowanych przez PE artykułów. Naszym zdaniem kluczową sprawą jest postulat Parlamentu Europejskiego nakazujący zatrzymanie praktyk powodujących przełowienie do 2015 r., tak aby do 2020 r. odbudować zasoby ryb do zrównoważonych poziomów. Stanowisko Rady Ministrów jest odmienne – mówi tylko o zakończeniu przeławiania do roku 2020, bez uwzględniania odbudowy zasobów ryb jako celu. Kilka tygodni temu aż 217 organizacji z całej Europy wysłało wspólny list do wszystkich ministrów odpowiedzialnych za rybołówstwo w UE i wezwało decydentów, aby podążyli za ambitnym podejściem europarlamentu oraz za przykładami z Australii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych, i opowiedzieli się za taką polityką, która odtworzy zasoby ryb do zrównoważonych poziomów, bez żadnych opóźnień. W liście organizacje podkreślają, że na mocy Konwencji ONZ o Prawie Morza z 1982 r. Unia Europejska jest prawnie zobowiązana do przywrócenia populacji ryb do zrównoważonego poziomu. Ponadto, w 2002 r. Unia Europejska przyjęła na siebie zobowiązanie, że nastąpi to „do 2015 roku, wszędzie tam, gdzie to możliwe” (zgodnie z Planem Wdrażania Światowego Szczytu Zrównoważonego Rozwoju w Johannesburgu). Sygnatariusze listu namawiają więc naszych ministrów z Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, panów Stanisława Kalembę i Kazimierza Plockego, aby poparli stanowisko PE. Taka decyzja doprowadzi nie tylko do odbudowy stad ryb, ale i do zwiększenia zysków w sektorze rybołówstwa, poprzez korzyści płynące z dodatkowych wyładunków, jakie wygenerowałyby odtworzone zasoby ryb. Po ostatniej sesji Rady Ministrów ds. Rolnictwa i Rybołówstwa wiemy, że Polska jest w stanie pójść z europarlamentem na kompromis w tej kwestii. To dobry sygnał płynący od polskiego rządu, uwzględniający możliwość przychylenia się do propozycji PE. Patrzymy na tę decyzję z nadzieją, wierząc, że przyczyni się do poprawy stanu łowisk dla przyszłych pokoleń. Polska mogłaby dzięki takiemu stanowisku bezpośrednio przyczynić się do zakończenia kryzysu europejskiego rybołówstwa.

Jakie jest stanowisko polskich rybaków i przemysłu połowowego?

Bardzo zróżnicowane. Do niedawna przeważał brak zainteresowania długoterminowym celem, jakim byłaby odbudowa zasobów ryb. Rybakom zależało raczej na utrzymaniu pracy i połowów. To logiczne rozumowanie, ale dość krótkowzroczne. Przecież morza muszą być zasobne w ryby, aby rybacy mieli co łowić. Są jednak grupy, które dostrzegają złe oznaki w ekosystemach, np. Bałtyku. Kondycja bałtyckiego dorsza jest słaba. Poszczególne osobniki są dużo chudsze niż jeszcze kilka lat temu, co zresztą widać po wielkości dorszowych tusz w sklepach. Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że w Bałtyku masowo odławiane są szproty i śledzie – naturalny pokarm dorsza. Polscy rybacy twierdzą, że winę za taki stan rzeczy ponoszą połowy paszowe prowadzone na wielką skalę przez skandynawskie firmy.

Jak więc wpłynie obecna reforma na polskie rybołówstwo?

To zależy od kompromisu, jaki zostanie osiągnięty w rozmowach trójstronnych. W tej chwili zdolność połowowa floty Unii Europejskiej przekracza od 2 do 3 razy poziom zrównoważony. W skali całej UE należy ją więc ograniczyć. Polska w ostatnich latach zmniejszyła swoją flotę aż o połowę. Rybacy otrzymywali dopłaty za złomowanie sprzętu. Nasi politycy walczą o to, aby polscy rybacy nie zostali ponownie narażeni na dalszą redukcję floty. W Komisji ds. Rybołówstwa Parlamentu Europejskiego słychać głosy, że Polacy obawiają się, iż proponowane ograniczenia mogłyby uderzyć w nas ponownie. Trzeba przyznać, że na Bałtyku są także i pozytywne wieści. Wschodnie stado dorsza zwiększa swoją liczebność. To znak, że ograniczanie mocy połowowej floty wpływa na stan populacji dorsza.

Czy wpływ na zdolności połowowe floty ma tylko liczba jednostek morskich?

Absolutnie nie, składa się na nią wiele czynników. Zdolność połowowa jednostki powinna być definiowana nie tylko na podstawie tonażu i mocy silnika – tak jak to ma miejsce w tej chwili. Brać należy pod uwagę wszystkie czynniki powodujące śmiertelność ryb. Takie narzędzia jak sonary, nawigacja i narzędzia połowowe, np. rodzaj sieci, także mają potężny wpływ na ilość odławianych w każdym rejsie ryb. Takie nowoczesne jednostki odławiają dużo więcej ryb niż starsze typy okrętów. Nowa Wspólna Polityka Rybołówstwa powinna to uwzględnić.

A co z dopłatami do działalności rybaków? Jeśli wprowadzone zostaną restrykcyjne ograniczenia połowów, czy jest jakiś plan, by ich wspomagać?

Tym zajmuje się Europejski Fundusz Morski i Rybacki. Prace nad tym dokumentem już się rozpoczęły, będzie on jednak zależny od zasad zapisanych w zreformowanej WPRyb. Nie wiemy w tej chwili, co się wydarzy. Najważniejszym zadaniem Funduszu jest realizacja celów Wspólnej Polityki Rybołówstwa. My postulujemy, by większą pulę środków skierować na badania naukowe, monitoring połowów i egzekwowanie prawa, ponieważ uważamy, że publiczne pieniądze powinny być kierowane dla dobra publicznego. Natomiast dotacje dla rybaków indywidualnych na pewno będą, nie wiemy jednak jeszcze, jaką przyjmą formę.

Uważamy, że nie jest wymagane złomowanie statków za pieniądze unijne. Dotychczasowe programy takiego wsparcia pokazały, że nie przynoszą one pożądanego rezultatu. Zbyt często zdarzało się, że dopłaty do złomowania dostawały jednostki morskie uprzednio modernizowane za pieniądze z tego samego funduszu. Środki finansowe powinny być kierowane mądrze, w taki sposób, by przeciwdziałać problemowi przełowienia i zagwarantować odbudowę populacji ryb. Musimy pamiętać, że problem nadmiernej eksploatacji zasobów morskich ma zasięg globalny. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które ma jeszcze szansę odwrócenia tej sytuacji, bo ona jest do naprawienia. Z korzyścią dla wszystkich.

Czy społeczeństwo Unii Europejskiej w ogóle dostrzega ten problem?

Świadomość społeczeństwa dotycząca zagrożonych wyginięciem gatunków ryb i przełowienia jest coraz większa. W Wielkiej Brytanii w akcję ochrony ryb „Fish Love” zaangażowali się celebryci, aktorzy i sportowcy. Osią ich kampanii jest właśnie problem przełowienia. Podobnie na wyspach brytyjskich rozgłos zdobyła kampania „Fish Fight” skoncentrowana na problemie tzw. odrzutów – ryb, które wpadły w sieć, a nie były celem połowów, i zgodnie z obecnymi absurdalnymi przepisami muszą zostać wyrzucone (najczęściej martwe) za burtę. Na Morzu Północnym odrzuty stanowią nawet około połowy złowionych ryb. Opinia publiczna jest zdecydowanie przeciwko tej marnotrawnej praktyce.

W Polsce prężnie działają organizacje pozarządowe, których odbiorcy angażują się w przedsięwzięcia związane z ochroną ekosystemu Bałtyku i jego zasobów. Fundacja Nasza Ziemia prowadzi od lat kampanię „Międzynarodowe Sprzątanie Bałtyku”, Klub Gaja edukuje społeczeństwo poprzez program „Ryby Mają Głos”.

Jak przekonać obywatela, że mamy do czynienia z poważnym problemem, który dotknie nas wszystkich? Wydaje się, że ryb jest dużo. Nawet więcej niż przed laty.

Tak się wydaje, ponieważ problem nadmiernej eksploatacji organizmów morskich jest ukryty pod wodą. Tymczasem pełne sklepowe półki uginające się pod rybnymi produktami dają złudne wrażenie dużej zasobności mórz i oceanów. Rzeczywiście, w sklepach mamy dużo gatunków ryb. Zwróćmy jednak uwagę – to w dużej mierze gatunki egzotyczne. Popularna panga to ryba z ciepłych wietnamskich wód, dużo tańsza od naszego dorsza. Dlaczego lokalne ryby są często droższe od importowanych? Ponieważ jest ich zbyt mało. Zwróćmy uwagę na rozmiary filetów z dorsza – są coraz mniejsze. Niektóre ryby na zawsze zniknęły z naszych stołów. Jeśli jedziemy nad cieplejsze niż Bałtyk morze i widzimy meduzy w nadmiernej, nienaturalnej ilości, oznacza to, że lokalne ryby zniknęły, a ich niszę ekologiczną zajęły dużo mniej wymagające meduzy. Te przykłady pokazują, że problem przełowienia to fakt. I wreszcie – jakie jeszcze inne dziko żyjące zwierzęta, poza rybami, są podstawą naszego żywienia? Czasem zapominamy, że rybołówstwo to w tej chwili jedyna gałąź gospodarki na tak olbrzymią skalę eksploatująca zupełnie dzikie gatunki.

Szansą na wydobycie sektora rybołówstwa UE z kryzysu i przywrócenie europejskim morzom dawnego bogactwa jest reforma Wspólnej Polityki Rybołówstwa. Miejmy nadzieję, że politycy i decydenci będą mieli odwagę walczyć o zdrowe zasoby ryb dla tego i przyszłych pokoleń.  


JUSTYNA NIEWOLEWSKA, Fundacja Nasza Ziemia – koordynatorka Koalicji Ocean2012 w Polsce.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2013

Artykuł pochodzi z dodatku „Na bezrybiu