Rozmowa i konfesja

Teatr odbiciem niepokojów Europy - tak brzmiało hasło tegorocznej, trzeciej już edycji Festiwalu Dialog. Najbardziej poruszające spektakle rodziły się jednak z niepokojów artystycznych, na drodze dekonstruowania mitów literackich, prób docierania do prawdy egzystencjalnej.

30.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Osiemnaście spektakli (z czego dwie trzecie to produkcje zagraniczne), teatry najwyższej rangi i promocja młodych twórców, warsztaty, spotkania, dyskusje... Wrocławski “Dialog" to bez wątpienia najbardziej reprezentatywny przegląd europejskiego teatru w Polsce. Mogłoby się więc wydawać, że pozwoli na dokonywanie podsumowań. Ale ekonomiczno-polityczna jedność Europy najwyraźniej nie przekłada się na jedność estetyczną czy ideową twórców.

Jedynym wspólnym doświadczeniem artystów krajów zjednoczonej Europy wydaje się być dziś rozczarowanie, zagubienie i pesymizm, najczęściej przeradzające się w eskapizm i pasywizm. Nie istnieją nawet wspólni przeciwnicy. Temat wojny w Iraku i polityki amerykańskiej pojawił się co prawda w kilku spektaklach, ale niemal za każdym razem ton politycznego zaangażowania brzmiał nieszczerze i koniunkturalnie. Sami artyści przyznawali zresztą, że nie wierzą w teatr zdolny zmieniać myślenie i losy społeczeństw. Swoje spektakle kierują więc do jednostek, których oczekiwania i język dobrze rozumieją.

W efekcie większość spektakli dzieliła widownię, budząc skrajne emocje - od ostentacyjnego opuszczania sali po upływie kwadransa do owacji na stojąco. Ale takie świadome zawężenie grona odbiorców umożliwiło - w przeciwieństwie do skierowanych do wszystkich i do nikogo zarazem opowieści, jakimi najczęściej raczy nas teatr - prawdziwy dialog: rozmowę, spór lub wyznanie.

Teatr polityczny

Teatr polityczny w pełnym tego słowa znaczeniu pojawił się tylko raz, w postaci autorskiego spektaklu “Blackland" znanego już w Polsce Árpáda Schillinga i budapeszteńskiego Krétakör Szinház. “Blackland" to rodzaj kabaretowego seansu, złożonego z luźno powiązanych etiud muzyczno-wokalnych i aktorskich. Absurdalne lub makabryczne, metaforyczne lub drastyczne, śmieszą do momentu, w którym na ekranie pojawia się komentarz - wyciąg z czarnej statystyki życia na Węgrzech. To kraj, gdzie wskaźnik samobójstw jest najwyższy w Europie, panuje korupcja, narasta przemoc i ksenofobia - dla większości widzów brzmi to niestety znajomo, oburzenie przeradza się w poczucie wstydu i przerażenia. I choć całość zostaje w finale ujęta w ironiczny cudzysłów, nie łagodzi to oskarżycielskiej wymowy przedstawienia. To doprawdy sztuka, by zilustrować na scenie takie tematy, jak pedofilia w Kościele, masowość aborcji, rozczarowanie Unią Europejską - i zrobić to w sposób wysoce zmetaforyzowany i doskonały formalnie, inscenizacyjnie oraz aktorsko.

Drugi spektakl węgierski, “Fedra" w wersji Istvána Tasnádiego, był opowieścią o dewaluacji mitu europejskiego, przygnębiającą wizją starzejącej się i degenerującej cywilizacji. Mimo kilku odkrywczych pomysłów inscenizacyjnych (śpiewak operowy grający monumentalno-karykaturalnego Tezeusza, Minotaur jako autystyczny nastolatek zamknięty w wirtualnym świecie), przedstawienie nie wstrząsnęło widzami. Zdecydowanie lepszą formę dla pokazania konfliktu pokoleń i zamierania duchowości w zestawieniu z popkulturą znalazł w “Nakręcanej pomarańczy" Jan Klata.

Problematyka moralności władzy nie wybrzmiała w pełni także w angielskiej “Miarce za miarkę" teatru Complicite - przedstawieniu precyzyjnie obmyślonym, spójnym, konsekwentnie nowoczesnym (inscenizacja Simona McBurneya ewidentnie zainspirowała większość rozwiązań w krakowskim spektaklu Heleny Kaut-Howson) i dobrze zagranym - ale płytkim. “Miarka za miarkę" była głównie pokazem teatralnego rzemiosła, mimo pozornej ostrości - złagodzoną wersją trudnej i niepoprawnej politycznie sztuki Szekspira (podobnie zresztą jak oniryczny “Kupiec wenecki" Jonasa Vaitkusa z teatru w Kownie).

Na tym tle znacznie ciekawiej wypadły chropawe, momentami bezczelnie łopatologiczne, momentami bezwstydnie sentymentalne: “Made in Poland" Przemysława Wojcieszka (entourage blokowisk wcale nie okazał się zbyt egzotyczny dla zagranicznych widzów) oraz “dokumentalny musical" “Romeo i Julia" Łotysza Viestursa Kairissa - szkatułkowa konstrukcja, gdzie przez warstwy skonwencjonalizowanego języka sztuki Szekspira, “West Side Story", wreszcie propagandowego słuchowiska radzieckiego z trudem przedziera się prawda o życiu współczesnej Łotwy i autentyzm uczucia dwojga głuchoniemych nastolatków kreujących tytułowe role.

Teatralność i literatura

Teatr niezaangażowany, lecz uważnie obserwujący i wnikliwie opisujący rzeczywistość zaprezentował Łotysz Alvis Hermanis. Młodzi, atrakcyjni ludzie sukcesu - bohaterowie “By Gorky" według “Na dnie" - na wszystkie sposoby usiłują uciec od presji najsłynniejszego zdania sztuki: “Człowiek - to brzmi dumnie". Poprzez oko kamery widz obserwuje życie zamkniętych w przezroczystym kontenerze postaci, tak, jakby pod mikroskopem oglądał życie drobnoustrojów wegetujących w brudnej kałuży: nudę jedzenia i spania, banał erotyki, idiotyzm zabawy, wyzute z energii akty agresji i autoagresji, bezpłodność wszelkich starań. Wszystko to nieco w stylu teatru Castorfa, z pozoru niedbale wyreżyserowane i zagrane, z zatartą granicą teatralność-prywatność. Dla części widzów przedstawienie nieznośnie męczące, dla pozostałych - fascynujące.

Podobnie jak drugi spektakl Hermanisa, “Długie życie". Dzień z życia piątki staruszków (granych znakomicie przez trzydziestolatków), którzy wspólnie zamieszkują zagraconą komunałkę. Dziwactwa, obsesje i niezdarność bohaterów wywołują śmiech widzów, który stopniowo ustępuje sympatii - staruszkowie mimo stłoczenia w wykluczającej intymność przestrzeni przyjaźnią się, wspierają, nawet niewinnie flirtują - i autentycznemu wzruszeniu, gdy w precyzyjnie stworzonych karykaturach odkrywamy znane rysy, gdy w scenie tańca czy opalania się przy kwarcówce bohaterowie usiłują wskrzesić swoją zamierającą witalność, gdy nie udaje im się przezwyciężyć oporu ciała.

Tegoroczny “Dialog" był tryumfem teatralności przeciwstawionej literaturze - nie tylko dlatego, że część spektakli obchodziła się bez słów (“Długie życie", “Wielka wojna" holenderskiego Hotelu Modern: teatr przedmiotu przedstawiający przy akompaniamencie lektury przejmujących listów żołnierzy apokalipsę I wojny światowej z perspektywy destrukcji ciał, rzeczy i krajobrazu; “Z czerwonej księgi wymierania" moskiewskiego Międzynarodowego Laboratorium Dźwięku: “gra wyobraźni na pianistę i sześć postaci scenicznych", a zarazem requiem dla ginącej kultury). Festiwal był pochwałą teatru jako sztuki suwerennej, nie do końca zgłębionej i zdefiniowanej, wciąż się rozwijającej, dynamicznej. Młodej.

Choć większość twórców nie chciała zrezygnować z ułatwień, jakich dostarcza technika wideo, ekrany i kamery służyły raczej wzmożeniu obecności (bez której niemożliwy jest dialog) niż budowaniu dystansu. Technikę wideo włączył do swoich dwóch spektakli (“Niedokończonego utworu na aktora" i “Zaratustrego") także Krystian Lupa, który na “Dialogu" stanowił przykład wielkiej odwagi i konsekwencji twórczej, przejawiającej się w omijaniu przetartych już szlaków, ciągłym przewartościowywaniu swojego teatru, unikaniu bezpiecznego środka; spektakle takie jak “Zaratustra" mogą dostarczyć widzowi przeżyć natury niemal religijnej - albo wywołać uczucie zażenowania.

Szekspir i Czechow

Klasyczne dramaty traktowano bez nabożeństwa, poddawano dekonstrukcji. Przykładem takiego teatru był oszałamiający rozmachem, formą aktorską, wokalną i fizyczną wykonawców “Otello" hamburskiego Deutsches Schauspielhaus. Można było odnieść wrażenie, że reżyser Stefan Pucher (podczas pierwszej edycji “Dialogu" zaprezentował wspaniałą “Mewę") czytał dramat przez Houllebecqa, polemizując i poddając się zarazem modelowi “Szekspira popkulturowego".

Otello (w roli najsłynniejszego ciemnoskórego bohatera obsadzony został - groteskowo wypastowany na czarno - blondyn o chłopięcej powierzchowności, znany z filmu “Słoneczna Aleja" Alexander Scheer) to władca masowej wyobraźni, zdolny menadżer, przywódca, pop-idol i dream-lover w jednej osobie. Wspinając się po stopniach kariery i doskonaląc się w swoim nadczłowieczeństwie na miarę czasów MTV dochodzi do etapu, w którym rozbuchana miłość własna nie zostawia już miejsca dla drugiego człowieka; z uczucia do Desdemony pozostaje tylko pożądanie. W pięknej i przerażającej finałowej scenie Otello morduje żonę podczas miłosnego aktu, nie tyle z zazdrości, co z przerażenia; degeneracja uczuć i sam czyn są nieuniknioną konsekwencją obranej drogi życiowej.

Najważniejszym spektaklem festiwalu był jednak bez wątpienia “Wujaszek Wania" Luka Percevala z teatru Het Toneelhuis w Antwerpii - przedstawienie genialne, któremu pozornie bliżej do szalonych “Schlachten!" i “L. King of Pain" niż do pokazywanego podczas ubiegłorocznego “Dialogu" kryształowo czystego “Snu o jesieni". “Jak takie puste życie może być tak piękne?" - pyta jedna z postaci sztuki, ale zdanie to w pełni odnieść można do samego przedstawienia. Przy zachowaniu doskonałej czystości formy (geometryczny ruch sceniczny, precyzyjnie skomponowana partytura ciszy, muzyki i krzyku) jest to spektakl utrzymujący widza w nieustannym napięciu emocjonalnym, fascynujący od pierwszej do ostatniej minuty. Lodowaty - jak deszcz, który przez kilkanaście długich minut oblewa przemoczonych i zziębniętych aktorów - i gorący, jak bezbrzeżna rozpacz przenikająca wszystkie działania postaci, od torsji pijanego kabotyna Astrowa aż po Sonię wyrzekającą się własnej godności z mocą godną świętej.

Aktorzy Percevala - inteligentnie balansujący między graniem zewnętrznymi środkami a najsubtelniejszą psychologią, komicznym dystansem a ujętym w ironiczny cudzysłów transem - wydobywają z tekstu Czechowa niezwykłą siłę i głębię. W desperacji i finalnej rezygnacji brzydkich, postarzałych, pokracznych bohaterów “Wujaszka Wani" kryje się heroizm i wielkość Hioba doświadczanego przez okrutnego, milczącego Boga.

***

Pod koniec października festiwal zwieńczy epilog - “Ostrzeżenie przed przyszłością" Christopha Marthalera. Już teraz można jednak stwierdzić, że dialog za pomocą teatru został nawiązany - choć niekoniecznie dotyczył on kwestii zapowiadanych w programie i niekoniecznie miał charakter dyskusji czy apelu. Konfesja Krystiana Lupy czy Luka Percevala to też rodzaj dialogu - w najintymniejszej postaci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2005