Rosjanie nas wykupują

W zachodnich stolicach coraz częściej pada pytanie, jakie są prawdziwe motywacje przywódców Kremla i jak powinno się traktować ich polityczno-gospodarczy Drang nach Westen. A może warto wrócić do sprawdzonej zasady, którą pół wieku temu pewien amerykański mąż stanu nazwał "polityką powstrzymywania? Tyle że tym razem nie Sowietów, lecz Władimira Putina.

04.10.2007

Czyta się kilka minut

Prezydent Putin i były kanclerz Schröder osobiście pomagali w zawarciu tego kontraktu: w 2006 r. Gazprom otrzymał tytuł głównego sponsora klubu piłkarskiego Schalke 04, płacąc 125 mln euro. Logo Gazpromu jest dziś na koszulkach zespołu. /
Prezydent Putin i były kanclerz Schröder osobiście pomagali w zawarciu tego kontraktu: w 2006 r. Gazprom otrzymał tytuł głównego sponsora klubu piłkarskiego Schalke 04, płacąc 125 mln euro. Logo Gazpromu jest dziś na koszulkach zespołu. /

Lepiej późno niż wcale: Komisja Europejska postanowiła w końcu złamać wszechmoc koncernów energetycznych. Ale przedstawiony niedawno w Brukseli plan reformy - zakładający oddzielenie produkcji energii od jej dystrybucji - to także bomba polityczna: uderza on w interes Gazpromu. Czyli w politykę Kremla, której Gazprom jest narzędziem. Czyżby Europa zaczęła na poważnie obawiać się rosyjskiej ekspansji na Zachód? Zwłaszcza że prowadzi ją nie tylko Gazprom...

Plan unijnej reformy - czyli pakiet rozporządzeń mających zreformować rynek energetyczny tak, aby rozdzielić koncerny na produkujące i dystrybuujące energię elektryczną i gaz, a także rozporządzeń blokujących zakup europejskich sieci przesyłowych przez firmy zagraniczne, które są jednocześnie producentami i dystrybutorami energii (to casus Gazpromu) - uderza także np. w niemieckie giganty E.ON i RWE. Obie firmy więc protestują; zastrzeżenia do planu Komisji mają także niektóre unijne rządy.

Jednak najgłośniejsze niezadowolenie przyszło z Moskwy. Gazprom zapowiedział, że urzeczywistnienie unijnego planu może odbić się na cenach gazu dla zachodnich odbiorców, a przewodniczący komisji spraw zagranicznych Dumy zagroził, że jeśli Bruksela zablokuje rosyjskim firmom dostęp do rynku energii w Europie, to Rosja ograniczy zachodnim spółkom dostęp do swej gospodarki; Duma pracuje już nad stosowną ustawą.

Ośmiornica

Jego mózg znajduje się na siódmym piętrze budynku na południowym obrzeżu Moskwy. Pomieszczenie kontrolne, wyposażone w interaktywną mapę - obrazującą przebieg gazociągów i ropociągów należących do koncernu - przypomina centrum operacyjne jakiegoś mocarstwa, aspirującego do przesuwania pionków po światowej szachownicy. Kolorowe linie biegną przez ekran niczym żyły i tętnice w krwiobiegu; najgrubsze arterie pompują gaz z syberyjskiego skarbca do Europy Zachodniej. Na terenie samej tylko Rosji sieć rurociągów Gazpromu liczy 463 tys. km; do tego dochodzą tysiące kilometrów rur poza granicami Rosji, będących pod kontrolą koncernu.

Codziennie o siódmej rano czasu moskiewskiego (o piątej czasu środkowoeuropejskiego) z firmy Gazprom-Germania - jednej z najważniejszych ekspozytur koncernu, mieszczącej się przy berlińskiej Markgrafenstrasse - płynie do Moskwy meldunek: zamówienie na najbliższe 24 godziny na dostawy dla całej Europy Zachodniej. Dla E.ON-Ruhrgas, dla Wintershall, dla Gaz de France. Dla Hiszpanów, Włochów itd. Gdy pomiędzy Danią a Sycylią robi się zimniej, zamówienia robią się większe, rurami ze Wschodu na Zachód natychmiast płynie więcej surowca. Ekran na siódmym piętrze wieżowca Gazpromu odnotowuje wszystkie te ruchy; pęcznieją ramiona gigantycznej ośmiornicy, wysunięte we wszelkie możliwe kierunki świata.

Co do tego nie ma już wątpliwości, ani w Rosji, ani na Zachodzie: Gazprom jest najważniejszą bronią Władimira Putina; już przez sam fakt istnienia Gazpromu Rosja może uważać się za mocarstwo, za globalnego gracza. Tyle tylko że jedni (na Zachodzie) fakt ten odnotowują od dawna jako zagrożenie, inni dopiero się budzą, a jeszcze inni uważają, że nie ma problemu.

"Czynimy świat lepszym" - tak brzmi na terenie Niemiec hasło reklamowe Gaz­promu; firmy, której wartość giełdowa szacowana jest dziś na 250 mld dolarów i która jest trzecim pod względem wielkości koncernem na świecie, po Exxon Mobile i General Electric. Kontrolując jedną szóstą światowych rezerw gazu, Gazprom może - za naciśnięciem symbolicznego guzika - przerwać dostawy energii do Europy Zachodniej. Może, o ile zechce tego Kreml: rosyjskie państwo posiada bowiem 50,01 proc. akcji koncernu (32,59 proc. mają inne rosyjskie przedsiębiorstwa, 10 proc. Bank of New York, a mizerne 6,4 proc. niemiecki E.ON-Ruhrgas).

Gazprom staje się także monopolistą na rosyjskim rynku prądu elektrycznego: połknął niedawno konsorcjum kontrolujące największe rosyjskie kopalnie i wkupił się w "Sachalin-2", ostatni projekt energetyczny na terenie Rosji, w którym dotąd udziały posiadały tylko firmy zagraniczne. Ponadto koncern kontroluje najważniejsze stacje telewizyjne i radiowe Rosji; ma udziały w towarzystwach lotniczych i bankach, obecny jest na rynku nieruchomości.

Kierunek Zachód

Ale apetytów Gazpromu to nie zaspokaja. Od pewnego czasu koncern intensywnie prze na zachodnie rynki, mając w zanadrzu nie tylko miliardy dolarów z nadwyżek za sprzedane surowce, ale także polityczne poparcie Kremla. Już dziś Gazprom posiada udziały w firmach zaopatrujących w energię lub w sieciach przesyłowych energii - m.in. w krajach bałtyckich, w Finlandii czy Polsce. W Niemczech Gazprom ma 49,9 proc. udziałów w firmie Wingas oraz 50 proc. w firmie Wintershall (obie handlują gazem). Ale także w Boliwii, Wenezueli, Algierii, Egipcie, Iranie, Indiach - wszędzie tam Putinowski gigant finansuje poszukiwanie i udostępnianie nowych złóż gazu. "Czymże było rozszerzenie NATO na Wschód w porównaniu z rozdymaniem się Gazpromu na Zachód?" - pytał retorycznie poseł do Bundestagu z Partii Zielonych.

Tym bardziej że nie tylko Gazprom, ale także inne wielkie rosyjskie przedsiębiorstwa inwestują coraz więcej miliardów na Zachodzie. Można odnieść wręcz wrażenie, że rosyjskich oligarchów ogarnął szał zakupów. Tylko w ubiegłym roku rosyjskie firmy dokonały 136 fuzji bądź przejęć poza granicami Rosji; pożądane są zwłaszcza przedsiębiorstwa niemieckie.

Jeden z najbogatszych Rosjan, baron ­aluminiowy Oleg Deripaska ("Forbes" szacuje­ jego majątek na 16,8 mld dolarów), zakupił ostatnio udziały w największym niemieckim koncernie budowlanym Hochtief; ma też 30 proc. udziałów w austriackim przedsiębiorstwie z tej branży Strabag oraz 5 proc. w General Motors. Aleksander Lebiediew (kiedyś agent KGB) kupił prawie połowę akcji niemieckiego przewoźnika Blue Wings. Rustam Aksjonenko posiada jedną trzecią udziałów w bawarskim koncernie odzieżowym Escada. Iskander Machmudow przejął zakłady maszynowe Fahrzeugtechnik Dessau, a Timur Gorjajew - koncern Scheller Cosmetics, produkujący kosmetyki.

Rosyjskie miliardy płyną także do innych krajów. Mieszkający w Londynie Roman Abramowicz (majątek: 19,2 mld dolarów) kupił za 2,3 mld dolarów amerykański koncern stalowy Oregon Steel i chce za 3,4 mld zbudować stalownię w Wietnamie. Jego kolega-miliarder Władimir Potanin sięga po kanadyjskiego giganta metalurgicznego LionOre i oferuje 3,5 mld euro za 100 proc. jego akcji.

Wchodząc w światową gospodarkę, rosyjscy oligarchowie realizują zarazem strategię rozwoju Rosji, jaką sformułował Putin. Chodzi nie tylko o zysk, ale też o wpływy polityczne. Te zaś można zyskać, gdy rosyjskie firmy państwowe (lub firmy prywatne kontrolowane przez ludzi Kremla) wkupią się w zachodnioeuropejską infrastrukturę. Spekuluje się np., że podupadłe linie Al­italia mogą zostać przejęte przez Aerofłot; transakcja ta postrzegana jest w Moskwie jako "zadanie wagi państwowej". Podobną rangę przykładano na Kremlu do przejęcia (na razie?) 5 proc. udziałów w prestiżowym międzynarodowym koncernie EADS przez moskiewski bank państwowy VTB; pikanterii tej transakcji dodaje fakt, że EADS (Europejski Koncern Lotniczo-Rakietowy i Obronny) jest kluczową firmą w sferze bezpieczeństwa i telekomunikacji, także kosmicznej (posiada satelity).

Ostatnio niemieckich obserwatorów zelektryzowało zainteresowanie, jakie Rosyjskie Koleje (RZD) wykazują wejściem kapitałowym w niemieckie koleje Deutsche Bahn (DB), które od końca 2008 r. mają zostać otwarte dla prywatnych inwestorów. Wiadomo również, że Gazprom sondował możliwości zakupu większościowych pakietów w takich niemieckich firmach energetycznych, jak RWE, E.ON czy RAG.

Biznes asymetryczny

Problem nie tylko w rosyjskiej ekspansji, ale także w asymetrycznym charakterze relacji biznesowych między Rosją a Zachodem: o ile rosyjscy oligarchowie pełnymi garściami korzystają z dobrodziejstw otwartej gospodarki rynkowej, o tyle zachodnie koncerny nieustannie skarżą się, że Moskwa coraz bardziej rygorystycznie zamyka dostęp do swej gospodarki. Projekt ustawy, którym grozi dziś szef komisji spraw zagranicznych Dumy, ma w przyszłości "chronić" przed zagranicznymi inwestorami branże uznane za strategiczne.

Dotyczy to zwłaszcza bezpośrednich inwestycji w sektor surowcowy. Rosjanie dawno już pokazali zachodnim koncernom, jak Shell, BP czy Total, gdzie przebiegają granice ich zaangażowania. To samo dotyczy przemysłu maszynowego; gorzkie doświadczenia zebrał tu Siemens. Zachodni przedsiębiorcy twierdzą, że o tym, jakie dziedziny gospodarki mają być niedostępne dla zagranicznych inwestycji, decyduje tak naprawdę FSB, tajna służba Kremla.

Ale obawy Zachodu przed miliardami ze Wschodu narastają także z innego powodu, być może ważniejszego. Przeraża perspektywa, że po hipotetycznym wejściu Gazpromu do kluczowych niemieckich firm z branży energetycznej (w tym przesyłu energii) nie kto inny, ale osobiście rosyjski prezydent uzyska faktyczny wpływ na - per saldo - niemieckie gospodarstwa domowe. "Niemcy muszą naprawdę uważać, żeby nie zostać wykupione przez inne państwa. Sytuacja jest o wiele bardziej niebezpieczna, niż niektórzy sądzą" - mówił Roland Koch, prominentny polityk niemieckiej chadecji (CDU), w dzienniku "Bild", wskazując na państwowe miliardy płynące z Rosji.

Choć więc niemiecki przemysł był i jest bardzo - i bezwarunkowo - zainteresowany prowadzeniem interesów w Rosji (co przekłada się na jego lobbing wobec niemieckiej polityki), to w berlińskim rządzie chadecko-socjaldemokratycznym narasta przekonanie, że polityka gospodarcza państwa powinna ograniczać wpływ zagranicznego kapitału na niemieckie przedsiębiorstwa - przy czym chodzi przede wszystkim o ochronę firm przed przejmowaniem ich udziałów bezpośrednio przez inne państwa (jak to ma miejsce w przypadku Gazpromu).

Również Komisja Europejska chce chronić europejską branżę energetyczną przed przejęciami spoza Unii - przed Gazpromem, ale także przed koncernami z krajów arabskich. Równocześnie Unia chce zwracać większą uwagę na to, aby kraje spoza Unii otwierały swe rynki dla unijnych przedsiębiorstw w takim samym stopniu, w jakim czyni to Unia.

Zasada Kennana

Czy to wszystko starczy, by zatrzymać rosyjski Drang nach Westen? Wolno wątpić. Dochodzi tu do głosu odwieczna sprzeczność między interesami gospodarczymi a interesami państwa. Pecunia non olet - o tym wiedzieli już starożytni Rzymianie. Także rosyjskie miliardy nie śmierdzą, w każdym razie nie śmierdzą zachodnim biznesmenom - i nieodpowiedzialnym politykom.

Nad tym właśnie ubolewał krytyk Putina, Gary Kasparow, gdy pisał w "Wall Street Journal": "Pokusa sprzedania się Kremlowi, jeśli spojrzy się na dzisiejsze ceny energii, jest swego rodzaju ofertą, której nie sposób odrzucić. Gerhard Schröder pozwalał, aby to Putin dyktował mu warunki prowadzenia interesów, a kiedy kanclerz przepchnął już projekt gazociągu po dnie Bałtyku, czekała na niego po przegranych wyborach ciepła posada w Gazpromie. Także Silvio Berlusconi stawiał na Putina. A dziś widzimy, jak Nicolas Sarkozy chciałby za wszelką cenę umożliwić wejście francuskiej firmy energetycznej Total na rosyjskie złoża gazu".

Premierzy i prezydenci z Europy Zachodniej mogliby przypomnieć sobie legendarną już depeszę, którą przed 51 laty ambasada USA w Moskwie przesłała do Departamentu Stanu w Waszyngtonie. Wtedy, w 1956 r., Nikita Chruszczow postrzegany był jako "silny człowiek", a ZSRR znajdował się nie tylko na półmetku swego istnienia, ale także w punkcie kulminacyjnym swej agresywnej ekspansji w Europie, przypieczętowanej stłumieniem powstania na Węgrzech.

Autorem telegramu był amerykański dyplomata George Kennan, a jego treść sprowadzała się do następującej konkluzji: powinniśmy dokładnie rozpoznać wzorce zachowań władców na Kremlu oraz ich motywacje, aby móc następnie trzymać ich w szachu. Tezy Kennana stały się potem - skutecznym - drogowskazem dla amerykańskiej polityki wobec ZSRR na pół wieku.

Dziś ZSRR nie ma, ale Zachód znowu jest coraz bardziej zaniepokojony i coraz częściej w zachodnich stolicach padają pytania, jakie są faktyczne motywacje obecnych przywódców z Kremla i jak, w konsekwencji, powinno się traktować ich poczynania. Może warto sięgnąć więc po zasadę, którą Kennan nazwał wówczas policy of containment - "polityką powstrzymywania".

Współpraca: Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2007