Robię, co mogę, aby nie zwariować

Po ślubie Mehray i Mirzat mieli zamieszkać w Australii. Dwa dni przed opuszczeniem Sinciangu chińscy policjanci zapukali do drzwi ujgurskiej pary. Tak zaczął się ich dramat, który trwa do dziś.

14.06.2021

Czyta się kilka minut

Ujgurscy muzułmanie Mehray i Mirzat, jeszcze szczęśliwi i beztroscy, 2016 r. / ARCHIWUM RODZINNE
Ujgurscy muzułmanie Mehray i Mirzat, jeszcze szczęśliwi i beztroscy, 2016 r. / ARCHIWUM RODZINNE

To był pierwszy raz, gdy Mehray poszła na tradycyjne ujgurskie wesele. Jej własne. Było to w Sinciangu, chińskim regionie autonomicznym. Stąd pochodzili jej rodzice i tam mieszkał Mirzat, jej narzeczony.

Gdy dziś rozmawiamy, kobieta wspomina każdy szczegół, jakby ślub brała wczoraj: – Zgodnie z tradycją druhny miały nie wpuścić pana młodego do pokoju, w którym czekałam, aż przyjdzie z bukietem kwiatów. Gdy w końcu mu się udało, zagrała muzyka. Zespół muzyków chodził za nami krok w krok. Grali bardzo głośno. Potem wszyscy tańczyliśmy w parku. Było mnóstwo gości. Prawie nikogo nie znałam, ale przyjechały ze mną mama i siostra. Następnie przyszedł czas na właściwą ceremonię. Było mnóstwo kwiatów i śmiechu. Najpiękniejszy dzień w moim życiu.

Mehray i Mirzat pobrali się 10 sierpnia 2016 r. Jeszcze przed ślubem postanowili, że zamieszkają w Australii. Mehray mogła polecieć tam w każdej chwili, bo w Australii się urodziła i ma obywatelstwo, ale Mirzat musiał czekać na wizę. Pierwsze osiem miesięcy wspólnego życia spędzili więc w Sinciangu.

– To był czas, kiedy sytuacja w regionie zaczęła się zmieniać. Docierały do nas plotki o znikaniu kolejnych osób. Ludzie mówili, że policja przychodzi po nich w środku nocy. Czuliśmy, jakby krąg wokół nas się zacieśniał. Zaczęliśmy się bać – opowiada Mehray.

Aż dotarli także do nich. W ostatniej chwili: Mirzat miał już australijską wizę. Dwa dni przed datą lotu policjanci zabrali Mirzata na przesłuchanie. Powiedzieli, że wypuszczą go po trzech dniach. Zamiast tego wysłali go do tzw. obozu reedukacyjnego.

Mehray: – Władze przekonywały, że mniejszości etniczne są w obozach nauczane języka mandaryńskiego, żeby lepiej odnaleźć się na rynku pracy. Wtedy jeszcze mało kto wiedział, co tak naprawdę dzieje się w środku.

Mirzat wyszedł na wolność po dwóch latach. Mehray czekała na niego w Australii. Z Sinciangu musiała wyjechać, bo nie mogła w nieskończoność przedłużać wizy. Miała nadzieję, że mąż do niej dołączy. Ale znów został zatrzymany, najpierw na trzy miesiące. Szybko okazało się, że to nie koniec. – Pewnego dnia obudziłam się i jak co rano wysłałam do niego wiadomość. Nie odpisał. Myślałam, że śpi – wspomina Mehray.

W kwietniu tego roku otrzymała informację, że mąż został skazany na 25 lat więzienia.

Lepiej patrzeć w przyszłość

27-letnia Mehray Mezensof, od ponad czterech lat samotna żona, mieszka w Melbourne wraz z siostrami i rodzicami, którzy wyjechali z Chin 35 lat temu. Tak jak Mirzat, są Ujgurami. To mniejszość etniczna pochodzenia turkijskiego, wyznająca islam, która zamieszkuje głównie Sinciang, region w północno-zachodnich Chinach.

Ujgurzy są dyskryminowani od dekad, a od kilku lat władze Chin rozwijają sieć tzw. obozów reedukacyjnych. Oficjalnie to odpowiedź na tendencje separatystyczne i akty terroryzmu, do których dochodziło w przeszłości. Organizacje praw człowieka i bliscy tych, którzy wyszli z takich obozów, donoszą o znęcaniu się psychicznym i fizycznym, torturach, a także o pracy przymusowej. Według niektórych doniesień w obozach ma dochodzić do przymusowej sterylizacji kobiet [o Ujgurach pisaliśmy w „TP” nr 17/2021 – red.].


CZYTAJ TAKŻE

ZIARNO MIŁOŚCI. Piotr Bernardyn o Ujgurach: Jak nazwać to, co władze Chin robią z muzułmanami z prowincji Sinciang? Czy to już ludobójstwo?>>>


W samym Sinciangu o obozach nikt nie mówi wprost. Gdy ktoś wychodzi, to mówi się, że ukończył szkołę. Kiedy Mirzat został takim „absolwentem”, był chudszy o 10 kg.

– Gdy po jego wyjściu z obozu kontaktowaliśmy się, mąż bał się mówić, co tam się działo. Nie naciskałam. Po pewnym czasie zaczął mi wyrywkowo opowiadać, przez co przeszedł razem z innymi „studentami” – mówi Mehray. I tak, całymi godzinami śpiewali pieśni i wygłaszali peany na cześć Komunistycznej Partii Chin. Gdy przez przypadek odezwał się do strażnika po ujgursku zamiast w języku mandaryńskim, spędził dobę zakuty w kajdanki bez jedzenia i picia.

Mehray: – Mówił, że dawali im głodowe porcje czegoś, czego nie podałby zwierzęciu. Podejrzewał też, że była to wieprzowina, której muzułmanie nie jadają. Ale najgorsze było znęcanie się psychiczne. Strażnicy mówili im, że już nigdy nie opuszczą obozu, nie spotkają bliskich. Przez lata nie widzieli świata zewnętrznego. W pokoju mieli tylko jedno okno, ale tak wysoko, że mogli jedynie zobaczyć, czy jest pochmurno, czy słonecznie. Nigdy nie gasło światło, nigdy nie wyłączano kamer monitoringu.

Mąż nie chciał mówić jej wszystkiego. Powiedział, że lepiej patrzeć w przyszłość i zapomnieć o tym, co było.

Za podróż sprzed lat

30-letni dziś Mirzat Taher po raz pierwszy trafił do tzw. obozu reedukacyjnego w związku ze swoim wyjazdem do Turcji.

Gdy był jeszcze studentem filologii tureckiej, pojechał na rok do Stambułu, gdzie przez pewien czas pracował jako przewodnik turystów. Kiedy policja zapukała do drzwi młodego małżeństwa, pytała właśnie o tę podróż. I z tego powodu, jak tłumaczy Mehray, władze oskarżyły go o separatyzm. – Nie mieli żadnego dowodu, że cokolwiek wiązało go z ruchem separatystycznym czy jakąkolwiek działalnością polityczną, bo nigdy nie miał z tym nic wspólnego – twierdzi kobieta.

Turcja znajduje się na liście 26 „wrażliwych” państw, których samo już tylko odwiedzenie może oznaczać dla Ujgurów poważne konsekwencje.

Gdy Mirzat został ponownie aresztowany, usłyszał te same zarzuty, choć po wyjściu z obozu ani razu nie opuścił Sinciangu. Tym razem odbyła się rozprawa sądowa. – Tylko na pozór, bo nie miał możliwości, by się bronić. Nie wiem, co się z nim dzieje – dodaje Mehray.

Nie otrzymała żadnych oficjalnych dokumentów sądowych ani powiadomień.

Australijski portal ABC, który jako pierwszy opisał sprawę Mirzata, nie otrzymał żadnej odpowiedzi na pytania wysłane do chińskich władz.

Dożywocie za brata

Historii takich jak Mirzata Tahera przybywa. Od 2014 r. Chiny prowadzą kampanię, której nazwa („Mocne Uderzenie w Brutalny Terroryzm”) nie oddaje jej istoty: to działania wymierzone w Ujgurów i inne mniejszości wyznające islam, głównie z Sinciangu. Szacuje się, że w obozach może przebywać ponad milion ludzi (cały Sinciang liczy 26 mln mieszkańców, z których ponad 8 mln to Ujgurzy, a 1,2 mln to Kazachowie; Chińczyków Han, którzy są dominującą narodowością w ChRL, jest tu ok. 7,5 mln). Według oficjalnych statystyk z 2017 r. aresztowania w Sinciangu stanowiły prawie 21 proc. wszystkich aresztowań w kraju, choć mieszkańcy tego regionu stanowią tylko 1,5 proc. populacji Chin.

– Ci, którzy przeżyli i zostali wypuszczeni, to zazwyczaj obywatele innych państw pochodzenia ujgurskiego, jak Kazachstanu, którzy zostali uwolnieni dzięki interwencji swego kraju. Ale nawet oni boją się mówić, bo władze grożą, że ich krewni mieszkający w Sinciangu zostaną zatrzymani. Nawet po zwolnieniu są cały czas monitorowani – komentuje w rozmowie z „Tygodnikiem” Dolkun Isa, prezes Światowego Kongresu Ujgurów.

Dolkun Isa przekonuje, że ujgurskie pochodzenie jest dostatecznym powodem, by trafić do obozu. Z danych zebranych przez badaczy z Uniwersytetu Stanforda, Human Rights Watch i wiele innych organizacji wynika, że swoją polityką wobec mniejszości islamskich rząd chiński popełnia zbrodnię przeciw ludzkości (Wielka Brytania, USA, Kanada, a także Unia Europejska nałożyły za to sankcje na Pekin). Niektórzy idą krok dalej i twierdzą, że Chiny dokonują ludobójstwa ludności ujgurskiej, zgodnie z definicją konwencji ONZ w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa.

Tak uważa również Dolkun Isa: – Mówimy tu o oddzielaniu dzieci od rodziców, niszczeniu kultury i historii oraz przymusowej sterylizacji. Nie mamy pojęcia, ilu Ujgurów straciło dotąd życie w obozach.

Chiński rząd twierdzi, że w „ośrodkach” trzymani są tylko terroryści i separatyści. Na stronie ambasady chińskiej w Warszawie czytamy: „Działania w Sinciangu w żadnym wypadku nie są wymierzone w prawa człowieka, pochodzenie etniczne ani religię, są one wynikiem konieczności podjęcia walki z brutalnym terroryzmem i separatyzmem. Sinciang nigdy nie miał tak zwanych »obozów reedukacyjnych«. I wreszcie: Sinciang zapewnia swobodę podróżowania osób ze wszystkich grup etnicznych, w tym Ujgurów, oraz ich komunikację z krewnymi za granicą zgodnie z obowiązującym prawem”.

Pod koniec maja tego roku brat prezesa Światowego Kongresu Ujgurów, Hushtar Isa, został skazany na dożywocie. „Ta wiadomość łamie mi serce. Mój brat jest niewinnym człowiekiem. Został ukarany z powodu mojej działalności na rzecz praw człowieka” – napisał w oświadczeniu Dolkun Isa. Wcześniej w obozie zmarła jego matka.

Oskarżony o ekstremizm

Jewher Ilham widziała swojego ojca po raz ostatni osiem lat temu na lotnisku w Pekinie. Został zaproszony przez amerykański uniwersytet jako profesor wizytujący. Mieli lecieć razem, ale na pokład samolotu musiała wejść sama. „Idź, nie płacz, moje dziecko. Nie pozwól im myśleć, że Ujgurki są słabe” – to ostatnie słowa, jakie od niego usłyszała.

– Ojca zatrzymano na lotnisku, choć jego podróż była legalna. We mnie, nastolatce, nie widzieli zagrożenia, pozwolili mi lecieć – wspomina dziś Jewher w rozmowie. – Ojciec powiedział mi: „Wykorzystaj szansę, drugiej możesz nie mieć. Wolę, żebyś zamiatała ulice w Stanach, niż żyła dalej tutaj”. Bałam się lecieć, nie znałam języka, nie znałam tam nikogo. Ale wepchnął mnie do samolotu. Nie wiedziałam, co się z nim stanie.

Dziś Jewher ma 26 lat. Urodzona w Pekinie, w USA mieszka od 2013 r. Gdy lądowała w Chicago, miała jedynie kontakt do mężczyzny, który zaprosił jej ojca na uczelnię. – On mówił po mandaryńsku, pomógł mi się odnaleźć, zacząć kurs angielskiego. Ojciec przebywał w areszcie domowym, często z nim rozmawiałam. Ostatni raz prawie rok po moim wylocie. Dzień później policja weszła do naszego domu w Pekinie i aresztowała ojca na oczach moich dwóch młodszych braci, siedmio- i czteroletniego.

Ilham Tohti, ojciec Jewher, to ujgurski ekonomista walczący o prawa Ujgurów w Chinach. W 2019 r. został laureatem Nagrody im. Sacharowa, przyznawanej przez Parlament Europejski (nagroda nosi imię rosyjskiego dysydenta z czasów komunizmu).

Jewher: – Ojciec został oskarżony o separatyzm i ekstremizm. To niedorzeczne. Podstawą do zamknięcia go w więzieniu miały być jego wykłady na uczelni i strona internetowa, na której pisał np. o bezrobociu wśród Ujgurów z powodu dyskryminacji albo o ujgurskiej kulturze. Strona nie miała nic wspólnego z ekstremizmem.

Ilham Tohti dostał dożywocie. – Skazali też moją kuzynkę na 10 lat, za posiadanie zdjęcia ojca i jego artykułu w telefonie – mówi Jewher.

Podobnie jak Mehray, Jewher nie wie, gdzie dziś przebywa ojciec ani co się z nim dzieje. Nie wie nawet, czy żyje. Ostatni raz rodzinie pozwolono odwiedzić go w więzieniu w 2017 r. Ilham Tohti stracił wtedy prawie 20 kg, jego włosy posiwiały. Miał wówczas 48 lat.

– Ujgurzy na emigracji nie pozwalają sobie na cieszenie się życiem. Czują się winni, bo ich bliscy przechodzą piekło – mówi Jewher. – Robię, co mogę, aby nie zwariować. Praca na rzecz ujgurskiej społeczności pochłania prawie cały mój czas, ale nie mogę w kółko myśleć o tym, co dzieje się w Chinach. Muszę być w pełni sił psychicznych i fizycznych, bo tylko tak mogę pomóc rodzinie.

* * *

W 2015 r. Jewher Ilham wydała książkę opowiadającą historię jej rozłąki z ojcem oraz opisującą rzeczywistość mieszkańców Sinciangu. Teraz pracuje nad kolejną. Działa na rzecz ujgurskiej społeczności i robi wszystko, by wydostać ojca z więzienia. W 2020 r. wystąpiła na szczycie dotyczącym praw człowieka w Genewie.

Tymczasem w Melbourne Mehray Mezensof nie może wrócić do pracy, bo cały jej czas pochłania walka o sprawiedliwość dla męża. Od ponad siedmiu miesięcy Mirzat przebywa w areszcie. Nadal ciąży na nim wyrok 25 lat więzienia. Aby go uwolnić, Mehray współpracuje z organizacjami broniącymi praw człowieka, liczy też na wsparcie australijskich władz.

Tuż przed oddaniem tego tekstu do druku dostałam wiadomość, w której Mehray pisze, że australijskie MSZ obiecuje pomóc skontaktować się jej z mężem. Ma nadzieję, że się uda. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2021