Chiński brat patrzy

Dr Darren Byler, antropolog badający temat represji wobec Ujgurów: Na ulicach Sinciangu zdemontowano część kamer, ale wszechobecna inwigilacja nie zelżała. Mamy tam do czynienia z cyfrowym apartheidem.

14.02.2022

Czyta się kilka minut

Fakt, że na ceremonii otwarcia olimpiady znicz zapalała także Ujgurka Dinigeer Yilamujiang (z lewej), potraktowano na świecie jako celową chińską prowokację. Pekin, 4 lutego 2022 r. / THE ASAHI SHIMBUN / GETTY IMAGES
Fakt, że na ceremonii otwarcia olimpiady znicz zapalała także Ujgurka Dinigeer Yilamujiang (z lewej), potraktowano na świecie jako celową chińską prowokację. Pekin, 4 lutego 2022 r. / THE ASAHI SHIMBUN / GETTY IMAGES

MARTA ZDZIEBORSKA: W centrum dyskusji na temat zimowych igrzysk w Pekinie znalazła się biegaczka narciarska Dinigeer Yilamujiang, która zapaliła olimpijski znicz. Zastanawia mnie, jak 20-letnia Ujgurka, z prześladowanej w Chinach mniejszości etnicznej, mogła w ogóle zrobić karierę sportową?

DARREN BYLER: Dinigeer Yilamujiang pochodzi z wpływowej rodziny. Jej ojciec należał kiedyś do chińskiej kadry w biegach narciarskich, przez kilka lat służył też w armii. To nie są przeciętni Ujgurzy, poddawani represjom ze strony chińskich władz. Zresztą nie zdziwiłbym się, gdyby ojciec narciarki – dziś pracujący w regionalnym ministerstwie kultury w północnym Sinciangu – był zaangażowany w tzw. ludową wojnę z terrorem [tak władze nazywają kampanię przeciw Ujgurom – red.].

A ta wepchnęła do tzw. obozów reedukacji ponad milion Ujgurów i innych mniejszości etnicznych, które zdaniem chińskich władz należy „wyleczyć z ekstremizmu”. Jednocześnie według licznych doniesień Pekin poluzował ostatnio swoją politykę i wysyła do obozów coraz mniej osób. Co może stać za tą zmianą strategii?

Nie mamy wystarczająco informacji, by odpowiedzieć jednoznacznie. Można jednak zaryzykować tezę, że to po części reakcja na oburzenie, które na arenie międzynarodowej wywołały prześladowania Ujgurów. Wiemy, że władze wypuszczają z obozów osoby starsze i schorowane. Niektóre świeżo zbudowane placówki są w pośpiechu zamieniane na więzienia i fabryki, gdzie Ujgurzy i inne mniejszości – Kazachowie i chińscy muzułmanie Hui – są zmuszani do pracy. Oczywiście nie dopuszcza się tam zewnętrznych inspektorów, przez co nie wiemy, jakie są tam warunki.

Jak dotarłeś do bohaterów Twojej książki „In The Camps. China’s High-Tech Penal Colony”? Kontakt z mieszkańcami Sinciangu jest przecież maksymalnie utrudniony i może wpędzić ich w poważne kłopoty.

Większość ludzi, z którymi rozmawiałem, to osoby, które po wypuszczeniu z ośrodka reedukacji uciekły z Sinciangu do Kazachstanu. Moi bohaterowie mieli wyjątkowe szczęście: zostali wypuszczeni pod wpływem nacisków ze strony kazachskich władz i niedających za wygraną krewnych. Chińscy oficjele nie zdawali sobie zapewne sprawy, że byli osadzeni opowiedzą światu o warunkach w obozach.

Oknem na wydarzenia w Sinciangu są też doniesienia prasowe, jak relacja Associated Press z października 2021 r. Czytamy w niej, że na ulicach zdemontowano część kamer, a w niektórych miejscach otwierane są nawet meczety, postrzegane do tej pory jako siedlisko ekstremizmu. Czy to tylko teatr, czy dowód na realne zmiany?

Zdecydowanie to pierwsze. Tekst Associated Press powstał podczas wizyty w Urumczi, mieście najczęściej odwiedzanym przez turystów. Właśnie tam chińskie władze chcą zbudować narrację, że życie w Sinciangu wróciło do normalności. W tym celu zaczęto nawet kamuflować posterunki policji.

Jak?

Jeszcze do niedawna nieodłącznym elementem krajobrazu miasta były emitujące czerwono-niebieskie światło maszty policyjne. Dziś posterunki policji mają nie rzucać się w oczy, z elewacji zdejmowane są tablice informacyjne. Zdarza się, że posterunki „robią” oficjalnie za biuro turystyczne albo budynek administracji.


Piotr Bernardyn z Tokio: Zimowa olimpiada odbywa się w kraju, któremu zarzuca się ludobójstwo wobec ludu Ujgurów. MKOl twierdzi, że trwa na pozycji „neutralności politycznej”. 


 

Miesiąc temu rozmawiałem z mężczyzną, który wrócił z Sinciangu. Mówił, że jego ojciec, policjant, ma nakaz pracowania po cywilnemu, bez munduru, co ułatwia wtapianie się w tłum. Na ulicach jest mniej kamer, ale kontrola Ujgurów w miastach nie zelżała. Podobnie jak na wsi, gdzie chińscy urzędnicy monitorują rodziny, których najbliżsi przebywają w obozach reedukacji lub więzieniach. Jednocześnie w ostatnich latach nasilił się proces wysyłania rolników do fabryk, co wyludnia ujgurską wieś i przyspiesza przejmowanie ziemi przez państwo lub prywatne firmy.

Czy ujgurscy rolnicy trafiają też do fabryk we wschodnich Chinach?

To zależy, czy zostali uznani za „godnych zaufania”, czyli za takich, którzy mówią nieźle po chińsku i pochodzą z rodziny, która nie zadarła z władzami. Reszta trafia zwykle do fabryk w Sinciangu. Jednak bez względu na to, gdzie przyjdzie im pracować, zawsze są pod ścisłym nadzorem policji i urzędników.

System nadzoru pokazuje np. historia studentki Very Zhou, którą opisujesz w książce. Po wyjściu z obozu trafiła „pod opiekę” lokalnego urzędnika. Ten wykorzystał jej znajomość angielskiego i zrobił z niej korepetytorkę dla swoich dzieci.

I tu tkwi paradoks. Vera została uznana przez władze za „kryminalistkę”, bo korzystała z sieci VPN i wchodziła na zagraniczne strony internetowe. Jednak z drugiej strony można było jej zaufać i powierzyć opiekę nad chińskimi dziećmi. Nie dość, że dziewczyna uczyła angielskiego za darmo, to jeszcze przynosiła na lekcje jedzenie. Wszystko po to, aby udobruchać urzędnika i bez problemów przetrwać okres po przedterminowym zwolnieniu.

Czytając historię Very miałam wrażenie, że i tak była lepiej traktowana niż inni zatrzymani.

To prawda, nigdy nie została pobita. Z drugiej strony, w obozie poddawano ją przemocy psychicznej. Nie dość, że wielokrotnie na nią krzyczano, to musiała donosić na ludzi, którzy przebywali z nią w celi. Vera była przydatna, bo mówi płynnie po chińsku i sprawnie porusza się w świecie chińskiej propagandy. W przeciwieństwie do innych osadzonych wiedziała, jak napisać tzw. cotygodniowy raport o przeżyciach wewnętrznych, który jest samokrytyką za popełnione wcześniej przewinienia. W oczach strażników Vera jawiła się jako mniej „niebezpieczna” niż inni Ujgurowie, niemówiący po chińsku.

Jaki obraz obozów reedukacji wyłania się z rozmów z Verą i innymi bohaterami Twojej książki?

Większość osób mówiła o zamontowanych wszędzie kamerach i świetle włączonym non stop w celach. Osadzeni długimi godzinami musieli siedzieć na plastikowych taboretach i oglądać propagandowe programy w telewizji. Jeśli ktoś wstał bez pozwolenia, jego ruch zaraz wychwytywał zaawansowany system monitoringu. Niektórzy byli potem wysyłani do izolatki lub przywiązywano ich za karę na całą dobę do krzesła. To było upokarzające, musieli załatwiać potrzeby fizjologiczne na oczach strażników. Dostęp do toalet to zresztą problem. W niektórych placówkach osadzeni mogli załatwiać się tylko raz na dobę, mając na to zaledwie jedną lub dwie minuty.

Piekło istnieje także na wolności: nawet jeśli Ujgur nie trafi do obozu, i tak pozostaje pod cyfrowym nadzorem chińskich władz.

W 2017 r. Ujgurzy mieli obowiązek wyrobienia nowych dowodów tożsamości, a przy tej okazji stworzono bazę danych, w której zbiera się dane biometryczne: nagranie głosu, zdjęcie twarzy, odciski palców, skany siatkówek i próbki DNA. Mniejszości etniczne muszą też zdeponować na posterunku policji swoje smartfony. Odbierają je zwykle po kilku tygodniach, już z zainstalowanym programem szpiegowskim, który służy do śledzenia ich lokalizacji. Każdy, kto nie jest Chińczykiem Han, musi zawsze nosić przy sobie telefon. Jeśli go zapomni, może zostać zatrzymany jako osoba potencjalnie stwarzająca zagrożenie.

Piszesz o projekcie tzw. bezpiecznych miast, w ramach którego władze prowadzą ścisły monitoring mieszkańców. Jeśli w okolicy zjawi się ktoś spoza regionu albo ktoś znajdujący się na liście podejrzanych o ekstremizm, zaraz wie o tym lokalna policja.

Przed chińskimi władzami nic się nie ukryje. Miesiąc temu usłyszałem od znajomych historię mężczyzny, który po długim pobycie w obozie reedukacji i przymusowej pracy w fabryce nadal pozostawał pod ścisłym nadzorem policji. Mógł przemieszczać się tylko z domu do pracy i to tylko ustaloną trasą. Gdyby choć trochę zboczył, zapewne mógłby spodziewać się interwencji służb. Zresztą wystarczy wpisać do bazy danych numer dowodu tożsamości i od razu można sprawdzić aktualną lokalizację jego posiadacza. W zachodnich Chinach mamy do czynienia z cyfrowym apartheidem, bo przecież Chińczycy Han poruszają się po Sinciangu w pełni swobodnie!

Jak w takich warunkach radzą sobie Ujgurzy i inne mniejszości? Co robią, by nie zadrzeć z policją?

Są skupieni na tym, by na każdym kroku okazywać lojalność wobec chińskich władz. Np. nigdy nie mówią w rodzimym języku, gdy wokół są Chińczycy. Nie używają pozdrowienia „Salam Alejkum” i nigdy nie pytają swoich niemuzułmańskich znajomych, czy jedzenie, które spożywają, jest halal. Ostatnio rozmawiałem z ludźmi, którzy właśnie wrócili z podróży do południowego Sinciangu. Mówili, że w ujgurskich wioskach nadal jest obowiązek uczestniczenia w cotygodniowych ceremoniach podniesienia flagi Chin, podczas których odśpiewywany jest hymn i komunistyczne pieśni. Mieszkańcy wsi zmuszani są do wygłaszania przemówień, podczas których krytykują swoje przewinienia. Bez względu na to, czy ich najbliżsi przebywają w obozach reedukacji lub fabrykach, i tak muszą dowieść swojego oddania dla „ludowej wojny z terrorem”.

W jednym z wywiadów mówiłeś, że niektóre Ujgurki rozwodzą się z mężami przebywającymi w obozach, by uznano je za „godne zaufania”, i by uniknęły dalszych problemów. Do czego jeszcze posuwają się ludzie, by mieć względny spokój?

Najwięcej kontrowersji budzi narzucona przez Pekin polityka planowania rodziny. Aby być uznanymi za „godne zaufania”, Ujgurki w wieku rozrodczym muszą mieć założoną wkładkę domaciczną, co jest kontrolowane podczas regularnych wizyt u lekarza. Jeśli kobieta sama usunie sobie wkładkę, może trafić za karę do obozu reedukacji lub czeka ją za to proces karny. Chińskie władze oferują też nagrody za donoszenie na sąsiadów, w których rodzinach doszło do „nielegalnego” porodu.

Oficjalnie mniejszości etniczne w Chinach mogą mieć dwoje lub troje dzieci.

Ta zasada obowiązuje tylko na papierze. Na tym etapie kontroli urodzeń w Sinciangu nawet posiadanie jednego dziecka może wymagać zgody lokalnych władz. Ta polityka w połączeniu z powszechną separacją rodzin, których członkowie są wysyłani do fabryk i obozów reedukacji, doprowadziła do znacznego spadku liczby urodzeń.

Dramat przeżywają też dzieci: „osierocone” przez rodziców wysłanych do obozów, same trafiają do szkół z internatem. Jak wygląda proces kształtowania nowych obywateli bez ujgurskiej czy kazachskiej tożsamości?

Wiemy na ten temat niewiele. Mogę się opierać tylko na relacjach byłych osadzonych, z którymi rozmawiałem w Kazachstanie. Wiele osób mówiło mi, że ich dzieci mogły widywać krewnych zwykle raz w miesiącu. Na początku pytały bliskich: „Gdzie jest moja mama? Gdzie jest mój tata?”. Z czasem stawały się wycofane, przestawały mówić w rodzimym języku, wyglądały na straumatyzowane. To wszystko odbywa się pod bacznym okiem ok. 90 tys. nauczycieli, których sprowadzono ze wschodnich Chin, by indoktrynowali mniejszości etniczne.

Taka rzeczywistość towarzyszy mieszkańcom Sinciangu co najmniej od 2014 r., gdy ogłoszono „ludową wojnę z terrorem”. Czy możesz opowiedzieć o jej początkach?

Kluczowym momentem był atak ujgurskich nożowników na pasażerów stacji kolejowej w Kunmingu. Incydent, do którego doszło w marcu 2014 r., przedstawiany był przez Pekin jako chiński odpowiednik zamachów na USA z 11 września 2001 r. Choć nie było dowodów na to, że wśród Ujgurów narodził się ruch separatystyczny, powtarzano, że już niebawem muzułmanie z Sinciangu zradykalizują się jak talibowie czy bojownicy Państwa Islamskiego.


Bartek Dobroch: Niepokój – to jedno słowo najlepiej określa emocje, które towarzyszą Zimowym Igrzyskom Olimpijskim w Pekinie.


 

Jednocześnie niepokojące dla chińskich władz okazały się zmiany wywołane przez pojawienie się w Sinciangu sieci komórkowej 3G. Po 2010 r. coraz więcej Ujgurów zaczęło kupować smartfony, które służyły im m.in. do praktykowania islamu i śledzenia doniesień na temat Arabskiej Wiosny [fala protestów w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej – red.]. Nie mając kontroli nad przeglądanymi przez nich treściami, Pekin zaczął mówić o zagrożeniu ekstremizmem.

Dziś Ujgurzy mogą być zatrzymani pod byle pretekstem: wystarczy, że chodzą do meczetu, noszą brodę lub hidżab, oglądają tureckie seriale lub tak jak Vera odwiedzają zagraniczne strony internetowe. Rozmawiałeś z ludźmi, jak to wpływa na ich psychikę?

Już podczas mojej wizyty w Sinciangu w 2015 r. młodzi ujgurscy mężczyźni mówili mi, że cierpią na depresję, czują się bezsilni i myślą o samobójstwie. Teraz jest jeszcze trudniej, bo wraz z rozwojem technologii masowej inwigilacji państwo chińskie kontroluje ich absolutnie na każdym kroku. Można powiedzieć, że życie wielu Ujgurów ograniczyło się w zasadzie do trzech opcji: albo muszą pracować jako policjanci na usługach chińskiego rządu, albo harują w fabrykach, albo są uznawani za potencjalnych terrorystów i lądują w obozach reedukacji. Ujgurskie społeczeństwo zostało zniszczone.©℗

Dr DARREN BYLER jest amerykańskim antropologiem, wykładowcą na Simon Fraser University w Kanadzie. Zajmuje się tematyką represji wobec Ujgurów. Autor książki „In The Camps: China’s High-Tech Penal Colony” (w wolnym przekładzie: W obozach: Sinciang, czyli zaawansowana technologicznie chińska kolonia karna), która powstała na podstawie rozmów z byłymi osadzonymi w chińskich obozach reedukacji w Sinciangu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 8/2022