Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Najnowsze nagranie dramatu jest zapisem live spektaklu Opery Wiedeńskiej. Słychać kroki, przesuwanie elementów scenografii. Wszystko sprzyja rytmowi, żywości nagrania: dzieło trwa przecież prawie cztery godziny. W teatrze muzykę dopełnia obraz, scena. Nagranie jest nagie, pozostawione tylko słuchowi, wyobraźni. Przyznam, że jeszcze nie udało mi się wysłuchać tych trzech płyt bez przerwy, od początku do końca. Muzyka Wagnera wymaga czasu, żąda wręcz, żeby o wszystkim zapomnieć.
Dyrygent Christian Thielemann ma 45 lat, ale partyturę “Tristana" prowadzi nad wyraz dojrzale, bez szaleństw. Nie miał łatwego zadania. Przed nim na wiedeńskiej scenie dramatem Wagnera dyrygowali m.in. Mahler, Furtwängler, Karajan, Böhm, Kleiber czy Mehta (z nagraniami jest podobnie). Thielemann raczej opalizuje niż ubarwia, wygładza niż zaostrza. Jest wsłuchany, skoncentrowany, chwilami jakby nieufny. To sprzyja tej muzyce, bo każdy jej szczegół wymaga pielęgnacji, dopieszczenia.
Słychać to już w otwierającym preludium: muzyka rośnie, ale bardzo spokojnie, jakby nie chciała nic uronić z rodzącego się uczucia. Znać każdą najmniejszą zmianę, niewielki ruch. Już za moment pojawi się Izolda: Amerykanka Deborah Voigt potrafi być delikatna, nieziemska, bardzo intensywna. Jej rodak Thomas Moser (Tristan) w niczym jej nie ustępuje. Na zdjęciach zamieszczonych w książeczce wyglądają potężnie, ale śpiewają tak, jakby unosili się nad ziemią, stąpali po wodzie dźwięków. Debiutują w obu partiach, ale unendliche Melodie Izoldy i Tristana mieli we krwi już od dawna.
“Tristana i Izoldy" najlepiej słucha się w stanie miłosnej gorączki, zakochania. Puls i falowanie muzyki Wagnera pomagają szaleństwu, każą nieustannie powracać do wybranych motywów, miejsc. A słodycz preludium najpiękniej brzmi podczas zachodu słońca. Zwłaszcza, gdy jest gorąco i cicho, jak przed burzą.