"Rewolucja dała nam tlen"

Pytani o przemiany po rewolucji, Ukraińcy zwykle odpowiadają skwaszeni: wzrosły ceny, co prawda pensje też, ale pod koniec miesiąca w kieszeni nie zostaje więcej niż rok temu... Jednak nawet ci najbardziej narzekający wśród pozytywów wymieniają zgodnie dwie sprawy: jest pełna wolność słowa. I rodzi się więcej dzieci niż w latach ubiegłych.

18.12.2005

Czyta się kilka minut

Zwiększenie przyrostu naturalnego wytłumaczyć łatwo. Jednym z pierwszych kroków nowego rządu było wprowadzenie wysokiego “becikowego": 1500 dolarów (ponad 5 tys. zł), przy czym 30 proc. sumy otrzymuje się po urodzeniu dziecka, a resztę w ciągu roku.

Jest też wytłumaczenie inne, bardziej żartobliwe: rok temu przywódcy “pomarańczowych" ze sceny na Majdanie apelowali: “Tam, w rozstawionych na znak protestu namiotach, przytuleni do siebie śpią młodzi ludzie. Po rewolucji niech urodzi się nowe pokolenie dzieci, »pomarańczowych« dzieci"...

Z wolnością słowa nie było już tak łatwo, jak z “pomarańczowymi" dziećmi. Tu trzeba było stoczyć walkę. Do historii przeszło wystąpienie dziennikarzy państwowej stacji telewizyjnej “Kanał 1+1", w którym przeprosili widzów za to, że ich przez lata okłamywali.

Od tego czasu widać, że w mediach nastąpiła prawdziwa rewolucja. - Jeszcze rok temu było mi niedobrze, gdy włączałem telewizję. To była propagandowa tuba, nic więcej. Dziś wiadomości i programy publicystyczne oglądam z przyjemnością. Przeszłość wraca dopiero, gdy przełączam na stacje rosyjskie - mówi Askold Jeromin z lwowskiej gazety “Wysoki Zamek".

Ale to nie wszystko: zmieniło się także znaczenie zawodu dziennikarza.

Zero konformizmu

Zmiany najlepiej unaocznia fakt, że ukraińską wolność słowa chwalą i doceniają dziennikarze z Rosji. Wielu zdecydowało się wyjechać z ojczyzny i na stałe zamieszkać na Ukrainie. Tu poczuli powiew świeżego powietrza, możliwość rozwoju, prawdziwej dyskusji. Bo na Ukrainie, inaczej niż w Rosji, dziennikarz może dziś wytykać władzy błędy, prowadzić programy autorskie, wykonywać zawód zgodnie z etyką dziennikarską.

Na przyjazd do Kijowa zdecydował się np. Sawik Szuster - rosyjski dziennikarz Radia Svoboda, wcześniej pracownik zamkniętej przez Putina niezależnej telewizji NTV. W ukraińskiej telewizji ICTV prowadzi program “Wolność słowa", którego realizacja w Rosji byłaby niemożliwa: to debata nad ukraińskim życiem politycznym. Gromadzi przed telewizorami miliony Ukraińców. Dziś Szuster jest jednym z najpopularniejszych dziennikarzy w kraju.

Garderoba pięknej Julii

- Od roku jest u nas piękna wolność słowa i o taką wolność walczyliśmy - zapewnia Sergiej Leszczenko, dziennikarz “Ukraińskiej Prawdy", gazety internetowej założonej przez Georgija Gongadze (dziennikarza zamordowanego prawdopodobnie z polecenia byłego prezydenta Kuczmy). “Ukraińska Prawda" była w latach reżimu Kuczmy jednym z nielicznych miejsc, gdzie można było znaleźć informacje, o których inne media milczały. Gongadze pisał o aferach wiążących się z prezydentem i jego otoczeniem, poruszał tematy tabu. Zapłacił za to życiem.

“Ukraińska Prawda" kontynuuje tradycje. Zero konformizmu. Wytykanie władzy błędów, pokazywanie patologii.

A Leszczenko jest w tym specjalistą. Latem jego nazwisko obiegło nie tylko ukraińskie, ale i zachodnie media: odkrył, że syn prezydenta Juszczenki, Andriej, ma bardzo drogi samochód (BMW) i telefon komórkowy wart 40 tys. dolarów. Na konferencji prasowej poprosił prezydenta o komentarz. Zamiast odpowiedzieć, Juszczenko zaatakował dziennikarza. Mimo to Leszczenko twierdzi, że cenzury na Ukrainie nie ma: - Swobody wypowiedzi nikt już nie ogranicza, a co ważniejsze, powrót do przeszłości jest niemożliwy.

Leszczenko: - Prezydent mnie wtedy obraził, ale demokracja jest jeszcze młoda, Juszczenko się pomylił. Najważniejsze, że potem potrafił przyznać się do błędu i przeprosić mnie publicznie.

Leszczenko wyliczył też, ile była premier Julia Tymoszenko wydaje na ubrania i jak ta kwota ma się do jej deklaracji majątkowej. - To tematy jak najbardziej dziennikarskie, nie brukowe - mówi. - Zarobki i deklarowany majątek Tymoszenko są bardzo małe w porównaniu z tym, ile potrafi wydać na siebie.

“Księżniczka" rewolucji zapewnia, że jej roczny dochód to 65 tys. hrywien (12 870 dolarów). Praca Leszczenki była mozolna: godziny spędził w internecie, przeglądał gazety, zebrał mnóstwo fotografii “pięknej Julii" w różnych kreacjach. Potem docierał do projektantów, szukał kolekcji i cen. Okazało się, że Julia ubiera się u modnego wśród zachodniej elity francuskiego projektanta. Na koniec zsumował ceny całej garderoby pochodzącej tylko z tego jednego źródła. Wynik: 31 620 dolarów.

W czasach Kuczmy takie zachowanie było nie do pomyślenia. Dziennikarze wykonywali swój zawód jak pracę rzemieślniczą, nie szukali własnych tematów, realizowali “politykę informacyjną" władz, dorabiając na boku jako specjaliści od public relations.

Doradztwem politycznym trudnił się nawet Gongadze. Wśród polityków korzystających z jego usług była m.in. kontrowersyjna Natalia Witrenko, liderka Postępowej Socjalistycznej Partii Ukrainy, której celem jest odrodzenie ZSRR [portret Witrenko opublikowaliśmy w poprzednim numerze “TP" - red.].

- Wszyscy musieli wtedy szukać niszy. Żeby przeżyć, bo dziennikarze zarabiali grosze. Nasza rzeczywistość była nie do wytrzymania, nie było czym oddychać. Rewolucja dała nam tlen - mówi Wachtang Kipiani, były dziennikarz “Kanału 1+1", obecnie w telewizji “K1".

Odpryski przeszłości

Przed Pomarańczową Rewolucją niemal wszystkie tematy, które poruszały media, były narzucane. Kipiani wydał książkę, w której zebrał tak zwane tjemniki - czyli instrukcje, sporządzane kiedyś przez władze i mówiące, jakie tematy dziennikarze mogą poruszać, a jakich komentowanie jest zabronione. W książce znalazły się nazwiska ludzi, o których należało pisać dużo i dobrze, i nazwiska tych, o których informować nie można było w ogóle; wydarzenia “warte zauważenia" i te, które władza kazała przemilczeć.

Latem zmienił się generalny producent w telewizji “Kanał 1 + 1". Nowym została Olga Gerasimiuk. W tym czasie Kipiani przygotowywał dwa programy: na rocznicę tragedii w Biesłanie i drugi, który miał się ukazać w rocznicę otrucia Juszczenki. Zrealizował je, ale nie ukazały się na antenie. Kipiani: - Gerasimiuk uznała, że te tematy nikogo nie interesują. Nikt nie informował mnie jednak, że nie będą emitowane. Po prostu popatrzyłem w program TV i okazało się, że nie będzie nas na antenie w tym tygodniu. Podobnie było za tydzień. Poprosiłem zwierzchniczkę o rozmowę. Nie znalazła dla mnie czasu. Kiedy sprawę przedstawiłem w innych mediach, wyrzucono mnie z pracy.

Dlaczego tematy, którymi chciał się zająć, nie spodobały się jego szefowej? Dziennikarz może tylko przypuszczać. Być może tematu otrucia prezydenta nie należy poruszać w ogóle. Co do Biesłanu, nasuwa się jedno skojarzenie: część kierownictwa “Kanału 1+1" często bywa w Moskwie, gdzie może słyszeć różne sugestie. Kipiani: - Mówiono mi, że mój program należy zmienić, że trzeba go “przeformatować", czyli coś wyciąć, coś powiedzieć lub pokazać inaczej. Program ponoć mógł zaszkodzić czyjejś pozycji w Moskwie. Jednak nie mogę być zakładnikiem biznesu moich przełożonych w Rosji.

Ale Kipiani nie uważa, by jego przypadek świadczył o nowej cenzurze. Choć stracił pracę i zatrudnił się w stacji małej, mniej prestiżowej (“K1" powstała w maju), twierdzi, że to, co go spotkało, to tylko odpryski starego systemu. - To nie jest cenzura taka, z jaką mieliśmy do czynienia - zaznacza. - Nawet nie ma czego porównywać. Do tamtego nie ma powrotu. Juszczenko i jego otoczenie nie ingerują w pracę dziennikarzy. Nie ma systemu nacisków, jak za Kuczmy.

Politycy pchają się na wizję

Telewizją, która podczas Pomarańczowej Rewolucji odegrała najważniejszą rolę, była prywatna stacja “Kanał 5", należąca do oligarchy Petro Poroszenki (zwolennika Juszczenki). “Kanał 5" uważany był za symbol wolnego słowa, otwarcie popierał Juszczenkę.

Po rewolucji “Piątkę" oskarżano o poddawanie się naciskom Poroszenki. Jednak po zdymisjonowaniu jesienią rządu Tymoszenko telewizja dwukrotnie emitowała konferencję prasową Aleksandra Zinczenki, który oskarżył o korupcję otoczenie Juszczenki, przede wszystkim Poroszenkę. Podobnie na wizji mogła pojawić się Tymoszenko (rywalka Poroszenki) i nie odmówiono jej prawa do wypowiedzi. Występował też krytykujący Juszczenkę jeden z “atamanów" rewolucji, Mykoła Tomenko.

Wołodymyr Ariew prowadzi w “Piątce" program “Zakryta Zona". Otwarcie mówi, że nie lubi Poroszenki, bo nie lubi polityków. Traktuje ich jak “socjologiczne zjawisko", które się opisuje i ocenia. Politykę swojej telewizji podsumowuje tak: - Pokazujemy wydarzenia i nie selekcjonujemy ich tak, by coś ukryć. Staramy się dać odbiorcy informację o tym, co się zdarzyło. Oczywiście są politycy, którzy pchają się na wizję.

Na początku swej kariery Ariew pracował dla BBC. Pracę w “Kanale 5" porównuje do tamtych realiów: - Również na Zachodzie jest selekcja informacji. To niemożliwe, by emitować wszystkie wypowiedzi polityków tylko dlatego, że im się tak podoba. Selekcja newsów pod względem wagi jest wszędzie konieczna.

O oskarżeniach pod adresem Poroszenki, wygłaszanych podczas kryzysu rządowego [gdy Juszczenko odwołał zarówno Tymoszenko, z funkcji premiera, jak i Poroszenkę, ze stanowiska szefa Narodowej Rady Bezpieczeństwa - red.] wielu Ukraińców dowiedziało się właśnie z “piątki". Ariew zapewnia, że na niego Poroszenko nigdy nie naciskał, by np. jakiś temat przemilczeć. Bywało, że sugerował pokazanie jakiejś osoby na wizji. Ale Ariew zapewnia, że sam decydował, czy człowiek, który tak podoba się właścicielowi stacji, jest interesujący dla niego, dziennikarza.

Ariew: - Wolność słowa to największe osiągnięcie rewolucji. Powrotu do przeszłości nie ma. Funkcjonuje jedynie cenzura wewnętrzna, wprowadzana przez właścicieli mediów.

Publicysta “Lwiwskiej Gazety" Andrij Pawliszyn zaznacza jednak, że dla budowy wolnych mediów niezbędna jest jeszcze zmiana ustawodawstwa: - Wciąż działają niebezpieczne ustawy - wylicza. - Według kodeksu cywilnego każda informacja negatywna jest z gruntu niewiarygodna, a krytycznie można by pisać, jeśli człowiek jest już osądzony lub prokuratura wypowiedziała się o nim krytycznie. Jeśli dojdzie więc do procesu, to politycy łatwo go wygrywają, sąd automatycznie działa przeciw dziennikarzom.

Czego zatem jeszcze brakuje, to przejrzystości reguł rządzących rynkiem mediów. Jak będzie? Systemem pewnej kontroli ze strony władzy - czego pokusę widać było chwilami w Polsce w minionych 15 latach - może być nadawanie licencji. Dawniej rozdzielanie pozwoleń na działalność mediów czy częstotliwości było załatwiane “pod stołem". Dziś jest nadzieja na stworzenie przejrzystych przepisów i uczciwą konkurencję. Zwłaszcza że pojawiają się duże inwestycje zagraniczne: np. Rosjanie zaczęli wydawać gazetę “Kommierstant", a Niemcy - “Delo".

Wolność wywalczona

Czy w demokratycznym kraju taka gazeta jak “Ukraińska Prawda" jest potrzebna? - Bardziej niż kiedyś - zapewnia Sergiej Leszczenko. - Kiedyś korzystaliśmy z pieniędzy zagranicznych fundacji, dziś jesteśmy komercyjni. Wreszcie mamy szansę stać się normalną gazetą.

Choć więc Ukraińcy powszechnie żalą się, że zmiany, które przyniosła rewolucja, są zbyt powolne, to akurat w tej sprawie są zgodni: mają wolność słowa, którą sami sobie wywalczyli. Ograniczenia - formalne czy ekonomiczne - są, ale niewiele różnią się od tych, jakie ograniczają pracę dziennikarza w krajach Zachodu. Tej wolności nikt im już nie zabierze.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Nowa Europa Wschodnia (51/2005)