Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Możliwe, że gdyby nie rozpad ZSRR, byłby dziś jednym z ludzi kontrolujących finanse Kremla. Absolwent Instytutu Finansowo-Gospodarczego w Tarnopolu, piął się po szczeblach kariery. Z kołchozu pod Iwano-Frankowskiem trafił do kierownictwa ukraińskiego oddziału Banku Państwowego ZSRR. Rozpad imperium oglądał już z okien gmachu Banku Rolno-Przemysłowego w Kijowie.
Przełom w jego karierze stanowiło powierzenie mu w 1993 r. fotela prezesa ukraińskiego Banku Centralnego. To on wprowadzał hrywnę i mądrą polityką pieniężną osłonił w 1998 r. ukraiński system walutowy od skutków kryzysu rublowego. Rok później był już premierem. Wdrażane reformy zyskały mu międzynarodowy autorytet i sympatię społeczeństwa, ale ściągnęły nań złość oligarchów. Juszczenko zdyscyplinował budżet, a jednocześnie wypłacał ludziom zaległe świadczenia. Jego reformy uderzały w lewe interesy otoczenia prezydenta Kuczmy. W kwietniu 2001 r. oligarchowie w sojuszu z komunistami doprowadzili do usunięcia Juszczenki z fotela premiera.
Skonfliktowany z władzą, stanął na czele centro-prawicowej koalicji “Nasza Ukraina", która w 2002 r. wygrała wybory parlamentarne. W 2004 r. zdecydował się kandydować na prezydenta. Zapowiedzi Kuczmy, że będzie to najbrudniejsza kampania wyborcza, sprawdziły się: Juszczenkę próbowano otruć, a wybory sfałszowano. Przekręty zwolenników prorosyjskiego kandydata Wiktora Janukowycza wyprowadziły ludzi na ulice.
Zaczęła się Pomarańczowa Rewolucja, która (przy wsparciu z zewnątrz) sprawiła, że powtórzono drugą turę wyborów. Wygrał ją Juszczenko.
Nigdy nie był dobrym mówcą (mówi monotonnie, mało konkretnie, wdaje się w nieistotne szczegóły). Mimo to jego wystąpienia podczas Pomarańczowej Rewolucji wywoływały entuzjazm, a jego nazwisko skandowane, drukowane na T-shirtach, pisane na murach dodawało energii protestującym. Nie jest typem wiecowego przywódcy pokroju Wałęsy czy Julii Tymoszenko. Raczej można go porównywać do Havla, któremu spokój i powaga zyskiwały zwolenników. Choć bywało i inaczej: Juszczenko, zwykle opanowany, potrafił po sfałszowanych wiosną 2004 r. wyborach lokalnych w Mukaczewie krzyknąć do ówczesnego ministra spraw wewnętrznych: “Będziesz siedzieć wśród paraszy!" (złodziei, przestępców).
Patrząc na jego twarz, trudno nie czuć szacunku dla człowieka, który rzucił wyzwanie reżimowi zdolnemu do wszystkiego. Ofiara, którą zapłacił, i reformy, jakich dokonywał, sprawiają, że z jego prezydenturą wiązane są wielkie nadzieje. Przejął państwo wewnętrznie skonfliktowane, targane skandalami politycznymi i gospodarczymi, gdzie “szara strefa" stanowi 50 proc. gospodarki.
Juszczenko musi odpierać też poważny zarzut: o zawarty rzekomo z Kuczmą układ, gwarantujący bezpieczeństwo eks-prezydentowi. Mimo zaprzeczeń trudno zrozumieć, dlaczego prokuratorem generalnym jest wciąż Światosław Piskun, a prezydent sprawę zabójstwa dziennikarza Georgija Gongadze uznał za zamkniętą, gdy jedynie zatrzymano bezpośrednich sprawców tego mordu.