Reportaż teatralny

Doprawdy od lat wielu z hakiem nie byłem na demonstracji. Z różnych powodów. Jestem od lat przeciwko, problem w tym, że nigdy nie zorganizowano demonstracji przeciw temu czemuś.

30.06.2014

Czyta się kilka minut

Na tę, z powodu przedstawienia teatralnego w Krakowie, poszedłem z dwu powodów. Po pierwsze, nie chodzę do teatru z racji szalenie intymnych, a że na demonstrację wybierali się ludzie do teatru podobnież niechodzący – byłem ich ciekaw. Chciałem zatem otrzeć się o grupę ludności chodzącej zaledwie pod teatr. Powód drugi – byłem ciekaw, jak dziś wygląda sprzeciw uliczny o charakterze nieekonomicznym.

Zebrani pod Starym Teatrem w Krakowie to jakieś trzy setki ludzi, mniej lub bardziej zrzeszonych, w różnym bardzo wieku. A więc mieliśmy rycerstwo wyklętego przez Kościół towarzystwa od księdza Natanka z Grzechyni (w płaszczach służbowych), dzierżące chorągiew bitewną na rekordowo długim kijku, sięgającym drugiego piętra. Mieliśmy kilku dzików z peryferii kibolstwa, ryczących obelgi wobec policjantów (znajdowali się w sytuacji rytualnej i inni szatani interesowali ich mało). Była moderująca to wszystko ekipa faszystów pod sztandarami z mieczykiem Chrobrego, falujący transparencik z napisem „Kościół walczący”, krążąca w tłumie kobieta o niepokojącym wejrzeniu, ze świętym obrazem zdjętym ze ściany, plus – co dla takiej aury jest zapewne nowe – ze dwadzieścia bardzo przejętych, najprawdziwszych zakonnic.

Był bardzo ciepły, miły, piątkowy wieczór, co na Starym Mieście w Krakowie oznacza tłum z symbolicznie zasłoniętymi trzeciorzędowymi cechami płciowymi. To takoż rzesze machających różowymi parasolkami panien, polujących na brzuchatych mężczyzn, i niezliczona ciżba łaknąca pikniku, a będąca w trakcie wchłaniania hektolitrów piwa jasnego bez piany. Wszyscy w stanie wzmagającego się napięcia, gotowości, hormonalnej puchliny, w narastającym jak burza warkocie, jakże charakterystycznym dla narodu używającego często słów z dużą liczbą głosek „ka”, „er” „u” i „wu”.

Tłum jeden mieszał się plastycznie z tłumem drugim, zwłaszcza na peryferiach antyteatralnego protestu. Nad tą zwyczajnością początku krakowskiego weekendu płynęły dramatycznie słowa pieśni, „…my chcemy Boga w książce, w szkole…”, hymn narodowy, zdrowaśki i archaiczne złorzeczenia, występujące obok apeli o „Wielką Polskę katolicką”. Mieszało się to z dochodzącym zewsząd łomotem muzy tanecznej, a nawet skądsiś puszczonym walcem pt. „Nad modrym pięknym Dunajem”. Co jakiś czas tłum skandował podawane mu przez gości z mieczykami hasła przeciw sodomitom, ruletkowemu obcowaniu płciowemu i oczywiście przeciw dramatopisarstwu.

Niosły się w wąskiej uliczce Jagiellońskiej starodawnie brzmiące wołania przeciwko masonom, ale co najdziwniejsze, też przeciw kelnerom. Hasło to w oryginale brzmiało: „Wolna Polska bez kelnerów”, a było to nawiązanie do ostatnich, warszawskich wydarzeń. Rzec trzeba, że wobec mnóstwa pszczelo uwijających się w okolicy kelnerów, mogło to wyglądać na nieoczekiwany atak na tę branżę. Brzmiało to takoż jak arcydziwny apel o samoobsługę, o likwidację pośrednictwa pomiędzy kucharzem a spożywcą.

Z jednej z kawiarni, jakby na zawołanie wychynął uśmiechnięty młodzieniec w jarmułce, a jego pojawienie uszczupliło o kilka osób zgromadzenie krzyczących, a byli to ludzie zawsze chętni do kulturalnej dyskusji w wąskim kółku, na temat istnienia Jezusa, do pogwarek o charakterze teologicznym i do nawracania. Młodzieniec ze swadą nawróceniu się sprzeciwiał i z męstwem przyjmował projekcje duszy swej, skwierczącej w nudzie piekieł.

Zaiste, był to razem wziąwszy teatr jak się patrzy. Najlepszy ostatnio, możliwe że bardziej sycący niż tradycyjna oferta scen krakowskich. Był to teatr dezorientujący pozornie zorientowanych w tym, gdzie żyją, teatr na pewno orientujący się na najświeższe trendy nowej Europy, przy którym „Golgota Picnic” to doprawdy ramota bez cienia błysku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2014