Teatralny sprawdzian odpowiedzialności

Powinno być tak: ci, którzy chcą protestować – protestują. Ci, którzy chcą oglądać – oglądają. Kto zawinił, że sprawy potoczyły się inaczej?

07.07.2014

Czyta się kilka minut

„Modlitwa za bluźnierców” przed Teatrem Nowym w Krakowie, gdzie wyświetlano nagranie spektaklu „Golgota Picnic”. 28 czerwca 2014 r. / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER
„Modlitwa za bluźnierców” przed Teatrem Nowym w Krakowie, gdzie wyświetlano nagranie spektaklu „Golgota Picnic”. 28 czerwca 2014 r. / Fot. Beata Zawrzel / REPORTER

Miniony sezon teatralny zdominowały sprawy natury politycznej: otwarła go afera związana z odwołaniem przez dyrekcję Starego Teatru spektaklu „Nie-Boska komedia” Olivera Frljicia, a zamyka odwołanie przez dyrektora Międzynarodowego Festiwalu Malta spektaklu „Golgota Picnic” Rodrigo Garcíi. O tym ostatnim wydarzeniu wypowiadali się na łamach „Tygodnika” ks. Andrzej Luter i ks. Andrzej Draguła.

Chciałem dodać kilka uzupełnień, rzecz jest bowiem poważna i nie można jej bagatelizować, bo konsekwencje mogą okazać się długofalowe i zgubne.

Szerokie grono fundamentalistów

Ks. Luter w kontekście protestów przeciwko spektaklowi Garcíi pisał o skrzyknięciu się „grupy fundamentalistów religijnych, prawicowych polityków i kiboli”, którzy chcieli „demonstrować w obronie wartości »patriotycznych, narodowych i religijnych«”. Ta informacja jest nieścisła. Pierwszym, który mobilizował do protestów, był metropolita poznański, arcybiskup Stanisław Gądecki, wzywający do „protestu ogólnopolskiego, który by groził zamieszkami”. Czy arcybiskup Gądecki jest religijnym fundamentalistą?

Do protestu przyłączyły się kurie, m.in. warszawska, poznańska i krakowska; ta ostatnia wyraziła „zdecydowany protest” przeciw spektaklowi „o wyraźnych znamionach pornograficznych, obrażających uczucia religijne katolików”. Mamy więc do czynienia nie z protestem religijnych, radykałów – ale hierarchów polskiego Kościoła.

Po stronie przeciwników spektaklu stanął też prezydent Poznania Ryszard Grobelny. W wydanym oświadczeniu napisał: „informuję, że osobiście nie wezmę udziału w jego prezentacji, także ze względu na wątpliwości co do zgodności prezentowanych w nim treści z wyznawanymi przeze mnie wartościami”, dodając: „choć jestem głęboko przekonany, że prawo artysty do swobodnej wypowiedzi i wolność zgromadzeń są wielkimi osiągnięciami polskiej demokracji, to jest – w mojej ocenie – wartość, która stoi ponad nimi. Jest nią życie i bezpieczeństwo mieszkańców oraz ich mienia”. Podsumowując: zamiast zadbać o zabezpieczenie wolności wypowiedzi i bezpieczeństwo uczestników spektaklu, prezydent Poznania, przedstawiciel polskich władz świeckich – deklarując się jako obrońca chrześcijańskich wartości – wyraził nadzieję, że spektakl w ogóle się nie odbędzie.

Udział w protestach zapowiedziały różne grupy: Stowarzyszenie Wielkopolscy Patrioci, parlamentarzyści i działacze PiS, Ruch Narodowy, Młodzież Wszechpolska, Stowarzyszenie Dzierżoniowscy Patrioci, Stowarzyszenie Gnieźnieńscy Patrioci, a także pseudokibice Śląska Wrocław, Lechii Gdańsk, Lecha Poznań. Jak wiadomo, tych ostatnich do zamieszek długo nie trzeba nakłaniać.

Wbrew bowiem temu, co pisał na łamach „Tygodnika” ks. Draguła, bagatelizując rzecz i ganiąc ludzi sztuki za to, że boją się krytyki – w całej sprawie nie chodziło o „protesty” i „manifestacje” przeciwników spektaklu, ale o groźbę zamieszek. Nie chodziło o perspektywę wymiany poglądów w ramach projektu „demokracja dla wszystkich”, ale o groźbę użycia siły ze strony protestujących. Przemocy, a nie pokojowych manifestacji obawiali się organizatorzy podejmując decyzję o odwołaniu spektaklu.

O groźbie przemocy, realnej ze względu na wypowiedzi i pogróżki kierowane pod adresem artystów, organizatorów i potencjalnych widzów, pisał komendant miejski policji w Poznaniu, wystosowując 16 czerwca do prezydenta Poznania wniosek „o spowodowanie zmiany terminu i miejsca odbycia się spektaklu z uwagi na znaczne zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego”. Policja, która dwa razy w tygodniu w każdym większym mieście siłą dziesiątek wozów i setek policjantów zabezpiecza mecze piłkarskie, by mogli się na nich wyżyć pseudokibice, nie była skora zabezpieczyć teatralnego przedstawienia przed tymiż pseudokibicami.

Finałem tego procesu było odwołanie spektaklu. Można powiedzieć, że stało za tym przymierze „grupy fundamentalistów religijnych, prawicowych polityków i kiboli”. Ale by być w zgodzie z faktami i oddać powagę sytuacji, trzeba powiedzieć, że doprowadziło do tego bezprecedensowe, nieformalne przymierze przedstawicieli władz Kościoła, władzy państwowej i pseudokibiców. Jakkolwiek nieprzyjemnie i niewygodnie by to brzmiało.

Nie poddawać się

Spójrzmy na drugą stronę medalu. W krakowskim dodatku do „Gazety Wyborczej” z dnia 27 czerwca Jan Klata, dyrektor Starego Teatru, odnosząc się do sprawy odwołania „Golgota Picnic”, zwrócił się do „przedstawicieli tzw. środowiska teatralnego” z pytaniem: „Gdzie byliście, kiedy w listopadzie usiłowano zerwać spektakl »Do Damaszku«?”, dodając: „Pozostaliście bierni, lekceważąc zagrożenie. Teraz, w czerwcu, zbieracie owoce swojej bierności i zaniechania”. Rzecz wymaga sprostowania i komentarza.

Sprostowanie: środowisko wcale nie pozostało bierne wobec zerwania „Do Damaszku”. Choćby ja sam – przedstawiciel tego środowiska – pisałem na łamach „Tygodnika” (nr 47/2013) w obronie spektaklu i personalnie dyrektora Starego.

Jeśli ktoś dołożył kamyk do czerwcowej lawiny, był nim nie kto inny, a sam Klata, który w listopadzie 2013 r. podjął decyzję o zdjęciu przed premierą spektaklu „Nie-Boska komedia” Olivera Frljicia. Choć jego argumenty były natury artystycznej – i dziś jeszcze je przywołuje pisząc, że spektakl Frljicia nie miał nic wspólnego z „Nie-Boską” Krasińskiego – trudno brać to na poważnie w dobie, kiedy nie ma czegoś takiego jak inscenizacja wierna dziełu i nie ma miary, którą by tę wierność można zmierzyć, o czym najlepiej wie sam Klata, nieraz zmuszony bronić się przed zarzutami o brak wierności wobec klasyków (choćby podczas dyskusji po spektaklu „Do Damaszku”). Bardziej prawdopodobne i narzucające się jest to, że Klata przestraszył się narastającej od kilku tygodni medialnej kampanii przeciwko powstającemu spektaklowi i niemu samemu jako dyrektorowi – i to zadecydowało o odwołaniu premiery.

Trzeba powiedzieć dobitnie: Michał Merczyński, dyrektor Festiwalu Malta, nie powinien był odwoływać „Golgoty”. Trzeba wymagać od policji i władz obrony konstytucyjnych praw do wolności artystycznej wypowiedzi – ostro, jednoznacznie i do końca. Brak takiej postawy prowadzi do cenzury.

Dyrektor prestiżowej instytucji nie może uginać się pod naciskami, nie może ulegać argumentom przemocy, musi twardo bronić stanowiska. Dyrektura jednego z największych międzynarodowych festiwali w Europie to bowiem nie tylko prestiż – ale i odpowiedzialność. Dyrektor Malty dał przykład – oby inni nie poszli za tym przykładem. Bo przecież można się spodziewać, że „obrońcy wartości”, zachęceni sukcesami, będą kontynuować krucjatę, atakując sztukę, z którą nie raczyli się nawet skonfrontować.

Piknik pod sceną

Przedstawiciele Malty zwrócili się do mnie w połowie czerwca z prośbą o ocenę spektaklu, proponując obejrzenie jego rejestracji. Przekonany, że branie udziału w dyskusji wokół przedstawienia, którego nikt nie miał okazji obejrzeć, byłoby powielaniem absurdalnej praktyki przeciwników pokazów „Golgoty” – odmówiłem, wyrażając nadzieję, że organizatorzy będą ubiegać się o wsparcie środowiska za pomocą listu protestacyjnego. Sądzę, że to niesłychanie szkodliwa praktyka: rozmawiać o spektaklu, którego nikt nie widział. Inaczej niż ksiądz Draguła uważam, że znajomość samego tytułu nie wystarczy, by oceniać dzieło i jego zawartość – dotyczy to może szczególnie teatru, który z racji swej natury operuje przekazem wielopiętrowym, wielowątkowym, bardzo często tylko z pozoru jednoznacznym. Podzielam opinię księdza Lutra, że „każdy artysta ma prawo do własnych uniesień i poszukiwań”, choćby dla niektórych były niepoprawne.

Wystosowany dwa dni później przez organizatorów list „w obronie wolności wypowiedzi” sygnowany został przez szerokie, międzynarodowe grono ludzi kultury. Chwilę potem gruchnęła wieść o odwołaniu spektaklu – była ona ogromnym zaskoczeniem.

28 czerwca odbył się pokaz rejestracji „Golgoty” w krakowskim Teatrze Nowym w ramach ogólnopolskiej akcji „Golgota Picnic – zrób to sam”. Przed bramą modliło się spore grono osób pod przewodnictwem księdza; spektakl zabezpieczała policja, która w sposób pewny i profesjonalny umożliwiła chętnym wejście do teatru. Inaczej niż np. w Warszawie, gdzie – jak w wielu miejscach w Polsce – zorganizowano analogiczne pokazy, w Krakowie przed Nowym obyło się bez przepychanek. Chcący zaprotestować protestowali – chcący obejrzeć obejrzeli. Tak to powinno wyglądać.

1 lipca nowa minister kultury Małgorzata Omilanowska, odnosząc się do sprawy „Golgoty”, zadeklarowała: „Wolność wypowiedzi artystycznej to podstawa demokracji i są to zapisy konstytucyjne. Ja na tę konstytucję przysięgłam. I to nie były puste słowa. Nie dopuszczę nigdy do tego, by ktokolwiek podniósł rękę na wolność artystów”. Takiej właśnie – mocnej i jednoznacznej – deklaracji można było oczekiwać od przedstawicieli państwa. Niech to będzie pozytywny prognostyk przed następnym sezonem teatralnym.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2014