Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Latem 1991 r., jako pułkownik armii Jugosławii, Ratko Mladić mówił przed kamerą, że służy wszystkim narodom tego państwa. W Chorwacji trwała rebelia Serbów; w Serbii Slobodan Milošević już czwarty rok rozkręcał spiralę obłąkańczego nacjonalizmu: organizował narodowe pochody, podkręcał dumę z historii oręża, wmawiał rodakom, że ich misją jest obrona Europy przed islamem. Jednak Ratko Mladić powtarzał wciąż mantrę o „braterstwie i jedności narodów Jugosławii”.
Wiosną 1992 r., już jako generał armii bośniackich Serbów, rozkazywał przez radio oficerowi kierującemu oblężeniem Sarajewa: „Celuj w dzielnice muzułmańskie, nie ma tam wielu Serbów. Ostrzeliwuj ich, aż znajdą się na granicy szaleństwa”.
Co się stało w międzyczasie? Kiedy – w dusznej atmosferze sztabu, który ulokował w socjalistycznych wnętrzach domów wczasowych Pale pod Sarajewem, wśród wymienianych ze swoimi politycznymi patronami, Miloševiciem i Radovanem Karadżiciem, haseł o dumnej i „Wielkiej” Serbii – Mladić przekroczył granicę i stał się „rzeźnikiem Bośni”? 530 dni jego procesu przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym dla b. Jugosławii nie dały odpowiedzi na to pytanie. Co więcej: tak jak wtedy, gdy po zdobyciu Srebrenicy „ofiarował ją w prezencie swojemu narodowi”, tak i 22 listopada, kiedy w Hadze ogłaszano wyrok, Mladić zdawał się wciąż przebywać w paranoicznym świecie marzeń o własnej i narodowej wielkości. Kiedy sędzia referował 11 zarzutów (dwa ludobójstwa, pięć zbrodni przeciwko ludzkości i cztery związane z pogwałceniem praw i zwyczajów wojny), trzymał się pewnie, potrząsając głową na znak niezgody. Potem poprosił o przerwę – podskoczyło mu ciśnienie. Kiedy wrócił na salę, nie chciał usiąść, krzyczał. Usunięto go z sali.
Było w nim coś z tamtego pewnego siebie generała, który w połowie lat 90. terroryzował Bośnię. Pamiętamy go, jak w lipcu 1995 r. ściskał dłoń wyraźnie przestraszonemu dowódcy błękitnych hełmów w Srebrenicy, częstował go rakiją; jak uspokajał srebrenickie kobiety, gdy w okolicznych lasach jego żołnierze zaczynali już mordować ich ojców, mężów i synów. Zawsze dominował: kiedy witał się z oficerami ONZ, nigdy nie stawał – podawał dłoń i szedł dalej, zmuszając innych do zrobienia kroku w tył.
Po latach
W minioną środę 74-letniego Mladicia uznano winnym dziesięciu zarzutów dotyczących zbrodni popełnionych w Sarajewie, Srebrenicy i innych miejscowościach Bośni: m.in. ludobójstwa, eksterminacji, morderstw, przymusowych deportacji, terroru wobec cywilów i brania zakładników.
Jego proces zaczął się późno. Serbowie aresztowali go dopiero w 2011 r. W Hadze, podobnie jak inni zbrodniarze tamtej wojny, usiłował odgrywać rolę obrońcy swojego narodu. Lecz na Bałkanach dobry czas antenowy dla transmisji z trybunału już się skończył. Skrajni nacjonaliści (jak Milorad Dodik, prezydent serbskiej części Bośni) wciąż próbują wmówić Serbom, że powinni „powstać z kolan”. Młode pokolenie ma jednak inne zmartwienia: musi nadrobić kilkanaście lat, które za sprawą skrajnego nacjonalizmu stracił cały region. ©℗
CZYTAJ TAKŻE:
MASAKRA W SREBRENICY: specjalny serwis, w którym można znaleźć artykuły poświęcone tej zbrodni >>>