Putin w Polsce. Jak Rosjanie wpływają na to, co myślimy

W rosyjskiej wojnie informacyjno-psychologicznej chodzi o podminowywanie nastrojów, by atakowane społeczeństwa uległy demoralizacji, stały się rozproszone, pasywne i pogrążone w paranoi.

17.10.2022

Czyta się kilka minut

Jan Piotr Norblin, Wieszanie zdrajców, ok. 1794 r. Muzeum Narodowe w Warszawie / DOMENA PUBLICZNA / WIKIMEDIA
Jan Piotr Norblin, Wieszanie zdrajców, ok. 1794 r. Muzeum Narodowe w Warszawie / DOMENA PUBLICZNA / WIKIMEDIA

Zdrada – grzmiał z trybuny sejmowej minister Błaszczak. „Zdrada”, wtórował mu na Twitterze premier Morawiecki, polecając Donaldowi Tuskowi, by ten zamilkł. „Zdrada” – sugeruje generał Pytel w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, mówiąc o możliwej penetracji środowisk skupionych wokół PiS przez rosyjski wywiad.


ZBIÓRKA DLA UKRAIŃSKICH OBROŃCÓW

„Są pilne ­potrzeby. Nadeszła jesień, chłody. Mamy prośby z frontu. Pomożecie?” – pisze do nas Ihor, znajomy ukraiński wolontariusz. Drogie Czytelniczki, Drodzy Czytelnicy: Chcemy odpowiedzieć na jego prośbę >>>>


W przerzucaniu się oskarżeniami o sprzyjanie Moskwie tradycje mamy bogate, sięgające co najmniej XVIII w. Teraz jednak weszliśmy na wyższy poziom. Dowód? Gdy w 1995 r. premiera Józefa Oleksego oskarżono o współpracę z rosyjskim wywiadem, upadł jego rząd i wybuchła jedna z największych afer III RP. Dziś podobne oskarżenia sypią się jak z rękawa. Gdyby wierzyć wszystkim, można by nabrać przekonania, że zarówno rząd, jak i opozycja są na pasku Rosji. To z kolei mogłoby wywołać dysonans poznawczy, bo skoro wszystkimi steruje Moskwa, to dlaczego w żadnej sprawie nasi politycy nie umieją się dogadać? Na szczęście każda strona polskiego konfliktu oskarżycielski przekaz kieruje wyłącznie do swojego elektoratu, a ten wierzy tylko „swoim”.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

WIWISEKCJA TROLLA: JAK DZIAŁA PUTINOWSKA PROPAGANDA. Czytasz w sieci, że „uchodźcy z Ukrainy prześladują Polaków”, że „zbyt obciążą nasze państwo”, a przecież „Rosja nie atakowała cywilów”? Oto mechanizm dezinformacji w mediach społecznościowych >>>>


W Moskwie zapewne strzelają korki od szampana. Przynajmniej na warszawskim froncie ostatnio idzie znakomicie.

Impregnowani na wiedzę

– Takie oskarżenia w pierwszym rzędzie prowadzą do deprecjacji słów, które powinny być zarezerwowane dla naprawdę poważnych sytuacji – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” jeden z byłych szefów ABW. Jego zdaniem można nawet ­postawić tezę, że efektem działalności rosyjskiej agentury w Polsce jest właśnie przerzucanie się ­oskarżeniami o rosyjską agenturalność. Brzmi pokrętnie, ale żeby się przekonać, iż ma to sens, wystarczy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Moskwa coś na tym zyskuje. Otóż Polacy, którzy w takie oskarżenia wierzą, uznają Rosję za potężną, bo przecież „ma swoich nawet w rządzie/opozycji” (niepotrzebne skreślić). Ci, którzy nie wierzą w „ruskich agentów”, z czasem mogą zobojętnieć wobec realnego zagrożenia. Jednocześnie obie strony coraz bardziej się polaryzują, a ich zaufanie do państwa koroduje.

– Rytualne, dewaluujące wykorzystanie kluczowych terminów prowadzi do inflacji ich wartości – mówi „Tygodnikowi” prof. Vincent Hendricks, dyrektor Ośrodka Badania Baniek Informacyjnych Uniwersytetu Kopenhaskiego. – To z kolei ułatwia wprowadzanie w życie strategii służących zwiększaniu polaryzacji. Inflacja takich terminów sprawia, że fakty tracą związek z symbolicznym aspektem polityki.

– Z perspektywy prowadzenia wojny hybrydowej to mistrzostwo świata – uważa dr Paulina Piasecka, dyrektorka Centrum Badań nad Terroryzmem im. Krzysztofa Liedela w Collegium ­Civitas.

Oczywiście, Polska jest areną działań rosyjskich służb wywiadowczych. Trudno, żeby było inaczej. Tyle że kierowane pod adresem przeciwników politycznych aluzje czy otwarte oskarżenia niepoparte dowodami doskonale wpisują się w scenariusze wojny sieciowej i walki informacyjnej, które od lat są głównymi narzędziami polityki zagranicznej Moskwy. Tę samą wagę ma zbywanie milczeniem poszlak świadczących o działalności rosyjskich służb w Polsce, czego najlepszym dowodem opisywany w tym tygodniu w „Newsweeku” brak wyników śledztwa dotyczącego rosyjskich wątków w aferze podsłuchowej z 2014 r. Aferze, która przemeblowała polską scenę polityczną i z założenia miała podważać zaufanie do przedstawicieli władzy.

Dziesiątki raportów zachodnich ośrodków analitycznych wskazują, że rosyjskie scenariusze wojen informacyjnych wcielane są w życie także u nas. Problem w tym, że nasi politycy zdają się być na tę wiedzę impregnowani i solidarnie, bez względu na opcję polityczną, stają się pożytecznymi pionkami w grze Kremla.

Rozmowy pokojowe trolli

Mniej więcej półtora miesiąca temu na polskojęzycznym Twitterze zaczęły się sypać komentarze dotyczące konieczności podjęcia przez rząd w Kijowie rozmów pokojowych z Moskwą. „Czy nie jest tak, że poważni ludzie, politycy, powinni rozmawiać i dochodzić do kompromisów, a nie przelewać krew, nie swoją krew?” – napisała jedna z użytkowniczek. Z analizy kont zamieszczających tego typu komentarze wynika, że część z nich wcześniej publikowała treści dotyczące zagrożeń związanych z napływem uchodźców, wzrostem cen oraz problemów z dostawami gazu z powodu wojny w Ukrainie.

– Taką samą narrację obserwowaliśmy m.in. w niemieckich i włoskich mediach społecznościowych od początku lipca. Tam takie treści zwykle dystrybuowane były półautomatycznie przez konta powiązane z rosyjskimi farmami trolli – mówi Michał Fedorowicz, prezes Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych. Jego zdaniem rosyjska strategia komunikacyjna kompletnie się rozsypała wkrótce po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę, gdy w konfrontacji z dowodami zbrodni popełnianych przez rosyjską armię nie dało się bronić działań Kremla. Wkrótce potem runęły też zasięgi tub propagandowych Moskwy: z raportu firmy analitycznej Omelas wynika, że od rozpoczęcia inwazji do 7 marca rosyjskie media opublikowały 11,3 tys. postów i dotarły do 1,3 mln odbiorców na całym świecie. W tym samym czasie zachodnie media ze 116 tys. postów dotyczących wojny w Ukrainie dotarły do 44,8 mln odbiorców. Od czerwca trollkonta zaczęły więc rozsyłać treści dotyczące konieczności rozpoczęcia rozmów pokojowych. – Używano różnych argumentów, począwszy od zaprzestania przemocy wobec ludności cywilnej, aż po przywrócenie dostaw gazu z Rosji przed zbliżającą się zimą – mówi Fedorowicz. – Wiele wskazuje, że w niektórych państwach ta strategia przyniosła efekt i powoduje presję opinii publicznej na polityków, by domagali się od Kijowa rozmów z Moskwą. W związku z tym tę samą strategię zaczęto implementować gdzie indziej, w tym u nas.

Pośrednio te ustalenia potwierdziła Insikt Group, oddział badawczy zajmującej się cyberbezpieczeństwem firmy Recorded Future. Jej lipcowy raport stwierdza, że Rosjanie „niemal na pewno prowadzą kilka wielopłaszczyznowych operacji informacyjnych”, których celem jest „osłabienie i podzielenie zachodniej koalicji poprzez tworzenie lub zaostrzanie podziałów opinii publicznej we Francji, Niemczech, Polsce i Turcji”. Wśród zidentyfikowanych narracji znalazły się: „wzbudzanie niezadowolenia wobec zachodnich liderów politycznych; negatywne przedstawianie ukraińskich uchodźców oraz obwinianie rządów o problemy ekonomiczne i energetyczne z powodu wojny w Ukrainie”.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
PAŃSTWO ŚWIADOME NADUŻYĆ: JAK „PEGASUSY” ZABIJAJĄ DEMOKRACJĘ >>>>


Insikt Group podkreśla, że pokrywa się to z ujawnioną w czerwcu przez Kijów notatką, przechwyconą z rosyjskiej Federalnej Służby Bezpieczeństwa. To swoista instrukcja, w której zaleca się, by w świetle dotychczasowych niepowodzeń w forsowaniu narracji Kremla propagandowe przekazy w państwach europejskich skupiły się na „pogorszeniu standardów życia” w wyniku wsparcia dla Ukrainy, w tym przede wszystkim „zbrojeniu Ukrainy na koszt podatników”, „prognozach dotyczących liczby ukraińskich uchodźców i powstałego w związku z tym obciążenia dla budżetu i infrastruktury społeczno-gospodarczej” oraz „trudnościach gospodarczych”. Celem tych działań ma być „wywołanie wewnętrznej presji społecznej na rządy i elity polityczne”.

Wojny kognitywne

Wśród rosyjskich teorii walki informacyjnej za fundamentalną uchodzi stworzona w latach 60. przez Władimira Lefewra koncepcja zarządzania refleksyjnego. Ten radziecki matematyk i psycholog wyszedł z założenia, że teorię gier można wykorzystać jako paradygmat podejmowania działań w różnego rodzaju konfliktach. Dr Michał Wojnowski, historyk zajmujący się rosyjską myślą geopolityczną i teorią wojen, na łamach „Przeglądu Bezpieczeństwa Wewnętrznego” wyjaśnia: „Załóżmy, że istnieją dwie strony konfliktu, które określimy jako X i Y. Celem obiektu X jest sterowanie procesem decyzyjnym obiektu Y. Aby to osiągnąć X, posiadając ogólny obraz Y, przekazuje mu odpowiednio przygotowany zasób wyselekcjonowanych informacji. Zasób ten jest jednocześnie integralną częścią obrazu obiektu Y znajdującego się w świadomości X i jest równoznaczny z uzyskaniem informacji o obiekcie Y przez X. Dzięki temu X może wydedukować proces decyzyjny Y i przewidzieć jego zachowanie”.

Wedle koncepcji Lefewra, by sterować działaniami potencjalnego celu, należy mieć o nim dostatecznie dużo informacji. Dzięki manipulacji przekazem można sprawić, że cel zmodyfikuje poglądy zgodnie z oczekiwaniami napastnika i na tej podstawie będzie podejmować decyzje. A celem może być – wedle Lefewra i uczonych rozwijających jego koncepcję – zarówno pojedyncza osoba, jak i grupa osób czy całe społeczeństwo.

Literatura przedmiotu wskazuje, że do jednego z pierwszych praktycznych zastosowań zarządzania refleksyjnego doszło podczas kryzysu konstytucyjnego w Rosji w 1993 r., wkrótce po tym, jak prezydent Borys Jelcyn rozwiązał Radę Najwyższą, co doprowadziło do masowych protestów. MSW miało celowo pozwolić demonstrantom na zajęcie jednego z węzłów komunikacyjnych i podsłuchanie wewnętrznej komunikacji między dwoma wysokimi rangą funkcjonariuszami, którzy mieli przygotowywać szturm na siedzibę Rady, zajętą przez protestujących. W rozmowie kilka razy miało powtórzyć się zdanie: „Nieważne, co się stanie z Czeczeńcem, zabijcie go, jeśli będzie taka potrzeba”. Z kontekstu wynikało, że chodziło o Rusłana Chasbułatowa, przewodniczącego Rady Najwyższej i jednego z przywódców protestu. W odpowiedzi na ten „przeciek” część protestujących skierowała się do gmachu telewizji, by go zająć. Jelcyn zyskał w ten sposób podstawy do siłowego rozprawienia się z przeciwnikami. Zdaniem Wojnowskiego to „istota koncepcji zarządzania refleksyjnego”: „Do wrogiego ośrodka przekazano specjalnie spreparowaną i uprawdopodobnioną informację z zakodowanym wzorcem behawioralnym. Informacja ta uwzględniała kontekst całej sytuacji. Wynikiem zastosowania technologii zarządzania refleksyjnego było korzystne dla rządu zachowanie demonstrantów”.

Dr Paulina Piasecka zauważa, że podobne zasady wojny informacyjnej rozwijają Stany Zjednoczone: – W doktrynie Departamentu Obrony wskazano trzy wymiary środowiska, w jakim toczy się taka wojna: datacentryczny, czyli skupiony na informacji, fizyczny oraz kognitywny – wylicza. – Ten ostatni, najważniejszy, to obszar, w którym można wpływać na procesy decyzyjne zachodzące nie tylko w ludzkich głowach, ale ­również w maszynach zaprogramowanych tak, aby w sposób zautomatyzowany lub ­półzautomatyzowany podejmowały decyzje na podstawie dostępnych informacji.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
NAZIŚCI, SABOTAŻYŚCI I „THE SIMS 3”. ULUBIONA GRA PUTINA. Kolejna malownicza kompromitacja rosyjskich służb? Niestety, w preparowanych przez nie bredniach jest metoda >>>>


Analityczka podkreśla, że pojawienie się tych ostatnich stanowi szczególny kłopot, bo prędkość, z jaką maszyny przekazują i przetwarzają informacje, sprawia, że nie jesteśmy w stanie za nimi nadążyć. – Dziś walka w sferze informacyjnej nie toczy się jedynie o wpływ na ludzkiego decydenta – mówi. – To także rozgrywka o umiejętne sterowanie innymi podmiotami, które podejmują działania, w tym maszynami.

„W skrajnej formie [wojna kognitywna – red.] może doprowadzić do rozłamu i rozpadu całego społeczeństwa, aby nie miało już zbiorowej woli przeciwstawienia się zamiarom przeciwnika. Może on całkiem realnie podporządkować sobie społeczeństwo bez uciekania się do jawnej siły lub przymusu” – przestrzega magazyn „NATO Review”, podkreślając, że cele prowadzonego w ten sposób konfliktu mogą być ograniczone krótkim horyzontem czasowym, ale mogą to być również kampanie prowadzone przez dziesięciolecia: „W ubiegłym wieku innowacyjna integracja mobilnej piechoty, sił pancernych i powietrznych zaowocowała nowym i początkowo niemożliwym do odparcia rodzajem wojny manewrowej. Obecnie w wojnie kognitywnej łącznie wykorzystywane są narzędzia cybernetyczne, informacyjne, psychologiczne i socjotechniczne, aby osiągnąć określone cele. Wykorzystuje się internet i media społecznościowe, aby wybiórczo lub seryjnie atakować wpływowe osoby, konkretne grupy i dużą liczbę obywateli w wybranym społeczeństwie”.

Mgły fałszu

W tym kontekście nie sposób nie wspomnieć koncepcji Aleksandra Dugina, znanego głównie jako prokremlowski piewca wielkoruskiego imperializmu. – Jest on przedstawicielem radykalnie anty­zachodniego, faszyzującego środowiska, od którego Kreml przejął pewne idee – mówi dr Maria Domańska, główna specjalistka Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich. – Dugin mógł mieć wpływ na kształtowanie poglądów wysoko postawionych funkcjonariuszy FSB i części korpusu oficerskiego armii rosyjskiej, ale brakuje dowodów, by bezpośrednio wpływał na ideologię i politykę kremlowskich decydentów. Wydaje się, że niektóre jego koncepcje zostały zainspirowane metodami walki politycznej stosowanymi przez sowieckie, a następnie rosyjskie służby specjalne.

Według koncepcji, którą firmuje Dugin, do prowadzenia wojny sieciowej niezbędne jest stworzenie lub pozyskanie sieci pierwotnych (mogą to być grupy religijne, przestępcze albo mniejszości etniczne), sieci wtórnych (m.in. ruchów młodzieżowych, organizacji pozarządowych czy stowarzyszeń naukowo-badawczych) oraz sieci agentury wpływu.

Te ostatnie to m.in. „aktywne mniejszości”, które – jak wskazuje Wojnowski – „aktywizuje się np. przez zainteresowanie pomysłami lub ideami, które są dla nich cenne itd. Te działania wpisują się w proces kreowania tzw. sztucznej uwagi. To pozwala zyskiwać przychylność osób lub grup przydatnych dla agresora bez potrzeby ich werbowania. Następnie poddaje się ich indoktrynacji ideologicznej za pomocą idei korzystnych z punktu widzenia celów i interesów podmiotu prowadzącego wojnę sieciową”.

Dzięki temu, zgodnie z koncepcją Dugina, można prowadzić wojnę sieciową w przestrzeni fizycznej, informacyjnej, ale także kognitywnej i społecznej. Te dwie ostatnie obejmują manipulacje świadomością, a także pola współdziałania społeczności oparte na historycznych, kulturowych i religijnych wartościach. Dr Wojnowski: „W opinii rosyjskich teoretyków sfera kognitywna i społeczno-kulturowa są najważniejsze dla powodzenia operacji”.

Gdzie przebiega linia frontu na takiej wojnie i na ile w niej do tej pory ulegliśmy? Już sześć lat temu eksperci waszyngtońskiego Center for European Policy Analysis (CEPA) ostrzegali, że celem rosyjskich kampanii w pierwszej kolejności jest niszczenie zaufania społecznego, obniżanie morale, degradacja przestrzeni informacyjnej i dyskursu publicznego oraz nakręcanie podziałów. Podkreślali, że rosyjska wojna informacyjno-psychologiczna różni się od tradycyjnej propagandy, bo nie chodzi w niej o przekonywanie kogokolwiek do określonych poglądów, lecz o podminowywanie nastrojów, by atakowane społeczeństwa uległy dezorganizacji i demoralizacji. Celem jest to, by stały się rozproszone, pasywne i pogrążone w paranoi.

Wabik na prawicę

CEPA zauważało, że Kreml starannie dostosowywał przekaz do odbiorców i tak np. Słowacy z rosyjskich przekazów dowiadywali się o niemieckiej dominacji w Unii Europejskiej, a Ukraińcy i obywatele państw bałtyckich, że ich kraje to „ruina”. Treść przekazów nie jest jednak ani pierwszoplanowa, ani nawet spójna. „Radziecka propaganda opierała się na jednej ideologicznej prawdzie. W jej współczesnym, rosyjskim wariancie rzeczywistość zmienia się jak w kalejdoskopie” – stwierdza w swoim raporcie pt. „Fog of Falsehood” Fiński Ośrodek Stosunków Międzynarodowych. Badacze podkreślają, że fakt, iż poszczególne przekazy kreowane przez Rosję bywają ze sobą sprzeczne, nie jest błędem, ale immanentną cechą przyjętej przez nią strategii, która polega na zalaniu przestrzeni informacyjnej taką ilością kłamstwa, by prawda miała problem z przebiciem się przez tę mgłę.

Według CEPA Polska jest przez rosyjskich propagandystów traktowana specyficznie. Ze względu na to, że antyrosyjskie postawy są w naszym kraju dość ­silnie ugruntowane, przynajmniej w warstwie deklaratywnej, Rosja nie operuje u nas za pomocą jawnie prorosyjskich organizacji, partii czy ośrodków. Zamiast tego do nagłaśniania korzystnych dla siebie przekazów wykorzystuje wewnętrzne konflikty polityczne, dostosowując przekaz do przekonań i zapotrzebowania różnych stron polsko-polskich sporów. Raport CEPA stwierdza, że znaczna część tej propagandowej pracy jest wykonywana w Polsce nie przez agentów wpływu opłacanych z Kremla (jak to się działo m.in. w Bułgarii), ale przez Polaków przeświadczonych, że dystrybuując toksyczne teksty czy memy, służą ważnej dla siebie sprawie.

Takie treści, tworzone na potrzeby Rosji, mają być skierowane przede wszystkim do odbiorców, którzy uważają się za zmarginalizowanych i pozbawionych sprawczości, a jednocześnie mają ograniczone zaufanie do demokracji i głębokie przekonanie o tym, że światem kierują jakieś „mroczne siły”: Waszyngton, bankierzy, Żydzi, koncerny czy Kościół. Podsuwa się im papkę ulepioną z nostalgii i pogardy. „Kremlowskie narracje, paradoksalnie, dążą do promowania ekstremalnego, polskiego nacjonalizmu – nawet nacjonalizmu antyrosyjskiego – w celu stworzenia u zachodnich sojuszników przekonania, że Polska jest niewiarygodna i histeryczna” – piszą autorzy CEPA.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

KTO ZAMAWIAŁ RUSKIE? TAJEMNICE MOSKWY Z DOSTAWĄ DO DOMU. Nie ma czegoś takiego jak nieistotne informacje. Tropy rosyjskich zbrodniarzy i agentów są w sieci dostępne jak na talerzu. Czasem dosłownie >>>>


Wabikiem na prawicę – nie tylko polską – są wykorzystywane przez Kreml strategicznie „konserwatywne wartości” i religia. Według raportu think tanku Political Capital rosyjska propaganda świadomie dąży do monopolizacji „tradycyjnych” wartości społecznych i chrześcijańskich oraz manipulacji nimi. Jednym z najskuteczniejszych kanałów rozprzestrzeniania tego rodzaju przekazów są międzynarodowe organizacje, takie jak współfinansowany przez rosyjskich oligarchów Światowy Kongres Rodzin. Po przyjęciu w Rosji w 2013 r. tzw. Prawa Ochrony Dzieci – które w rzeczywistości było wymierzonym w mniejszości seksualne prawnym narzędziem dyskryminacji zabraniającym wyimaginowanej „gejowskiej propagandy” – pod listem poparcia podpisał się szereg organizacji z Europy Środkowej, w tym z Polski. Były wśród nich Fundacja Centrum Wspierania Inicjatyw dla Życia i Rodziny, Fundacja Życie, Instytut Ks. Piotra Skargi, Instytut Edukacji Społecznej i Religijnej im. ks. Piotra Skargi, Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy czy Polska Federacja Ruchów Obrony Życia. Wiele z tych organizacji ma bliskie związki właśnie ze Światowym Kongresem Rodzin.

Sposób na odporność

Modus operandi rosyjskich służb, jeśli idzie o klasyczne metody szpiegowskie, jest werbowanie młodych, perspektywicznych osób z kręgu znanych polityków, i dzieje się tak nie tylko w Polsce. Jednak tak naprawdę o tym, kto jest rosyjskim agentem, wiedzą tylko rosyjskie służby – mówi nam jeden z byłych szefów ABW. Jego zdaniem wzajemne oskarżenia polityków w tej sprawie mogą być objawem ich braku wyobraźni albo tego, że dali się wciągnąć... w rosyjską grę. – Bo właśnie w ten sposób najwygodniej Rosjanom chronić swoje interesy. Tak czy inaczej, z perspektywy bezpieczeństwa państwato jak cios w splot słoneczny – tłumaczy.

Straty już dziś są jednak wymierne. – Nie chodzi wyłącznie o podważenie zaufania obywateli do elit, a niewątpliwie do tego dochodzi, gdy oskarżenia o zdradę państwa przechodzą praktycznie bez echa – mówi Jerzy Marek Nowakowski, prezes Stowarzyszenia Euro-Atlantyckiego, były ambasador na Łotwie i w Armenii. Jak wyjaśnia, od lat dokładnie z tego powodu ponosimy straty na arenie międzynarodowej. Jeszcze dekadę temu nasi sojusznicy dzielili się z nami informacjami i prosili o opinie. Później jednak doprowadziliśmy do destrukcji służb informacyjnych, nie tylko wywiadowczych, ale także dyplomatycznych, za sprawą pseudoreform, które podszyte były nie tylko sugestiami nielojalności wobec własnego państwa, ale i otwartymi oskarżeniami. W tej sytuacji nasi sojusznicy mają prawo uważać, że nie ma sensu dzielić się z nami poufnymi informacjami, bo te i tak prędzej czy później wyciekną.

Dr Piasecka: – Celem oskarżeń o agenturalność jest pogłębianie i zaognianie sporów, polaryzacja społeczna i podważanie zaufania do instytucji państwowych oraz ludzi sprawujących istotne z punktu widzenia państwa funkcje. I to, co ważne, nie tylko do tych, którzy swoje stanowiska piastują dzisiaj, lecz także tych, którzy będą robić to w przyszłości. Jest to zatem nie tylko doskonałe rozgrywanie sytuacji według zasady „dziel i rządź” dziś. To także kładzenie podwalin pod podobne działania jutro.

Nie ma strategii, przed którą nie dałoby się obronić. Według CEPA w przypadku Europy jednym z państw, które najskuteczniej poradziły sobie z kontrowaniem rosyjskich wpływów ,jest to, które w zasadzie powinno być na nie wyjątkowo podatne – na Łotwie, mimo bliskości geograficznej, historycznej i kulturowej, stopień penetracji społeczeństwa przez rosyjskie wpływy jest bardzo ograniczony. Odpowiedź na pytanie „dlaczego” jest zdaniem analityków stosunkowo prosta, choć dla nas może to być w tym momencie niewielką pociechą.

Otóż kluczowym elementem poszerzania rosyjskich wpływów w danym państwie jest tworzenie sieci „patronatów”, czyli wspierających się ośrodków w biznesie, administracji czy polityce, które wzajemnie wzmacniają swoje wpływy (to te duginowskie „sieci”). Aby nie dopuścić do powstania takich układów, Łotwa postawiła na całkowitą transparentność i niezależność instytucji państwowych. Trudno budować skrycie sieć powiązań, gdy media i społeczeństwo cały czas patrzą władzy na ręce.

Rząd w Warszawie przyjął strategię odwrotną, ograniczając m.in. prawo do informacji publicznej. Zamiast przejrzystości mamy więc polityków, którzy oskarżają dziennikarzy zadających niewygodne pytania o... sianie rosyjskiej dezinformacji. Zadowolić mamy się takimi wpisami w mediach społecznościowych, jak ten premiera, który kilka dni temu, zarzucając Donaldowi Tuska „zbrodnię” polegającą na prowadzeniu „prorosyjskiej i proniemieckiej polityki”, apelował, by „nie podpalał Polski swoim hejtem” i nie antagonizował Polaków.

Wpis, który w każdym innym kraju wywołałby co najmniej głębokie osłupienie, u nas przeszedł w zasadzie bez większego echa. ©

SŁOWNICZEK: JAK PRAWIDŁOWO ­OSKARŻAĆ O ZDRADĘ

Polskie pyskówki i obrzucanie się oskarżeniami o agenturalność mają cechę, która nie przystoi poważnym członkom debaty publicznej – są skandalicznie nieprecyzyjne. Oto prawidłowe nazewnictwo dotyczące osób zaangażowanych w działania służb:

OFICER WYWIADU– etatowy funkcjonariusz służb wywiadowczych, czyli takich, które są zainteresowane zdobywaniem informacji związanych z zewnętrznymi interesami państwa. Jak każdy funkcjonariusz służb mundurowych, ma stopień i odpowiednie wyszkolenie. Może działać pod przykryciem.

OFICER KONTRWYWIADU– odpowiednik powyższego w służbach kontrwywiadowczych. Zajmuje się zwalczaniem działalności obcych służb wywiadowczych i wewnętrznych zagrożeń dla jego kraju.

AGENT– osoba zwerbowana do współpracy ze służbami obcego państwa.

AGENT WPŁYWU– kategoria agentów, których działalność skupia się na realizowaniu woli mocodawców poprzez manipulowanie osobami, instytucjami czy społeczeństwami zgodnie z polityką zleceniodawców. Agentami wpływu mogą być politycy, biznesmeni, artyści, dziennikarze czy np. tiktokerzy.

SZPIEG– popularne i stosowane głównie w popkulturze określenie osoby zwerbowanej przez służby innego państwa, która zbiera i dostarcza im informacje – czyli agenta. Oficerowie służb obrażają się, gdy się ich tak nazwie.

MACIEREWICZ: WERSJA SPISKOWA IDZIE W ŚWIAT

POLACY może i uodpornili się na wzajemne obrzucanie się przez polityków oskarżeniami o agenturalność, ale dla zagranicznych odbiorców to wciąż może być pewna nowość. Np. dla Włochów, którzy w ubiegłym tygodniu z programu „PresaDiretta” na antenie Rai Tre mogli się dowiedzieć, że członkowie komisji smoleńskich badających katastrofę tupolewa „wiedzieli, że kłamią”. Z tego samego programu wynikało, że Donald Tusk nie zginął w katastrofie, bo... był już w Smoleńsku z Władimirem Putinem.

TO AKURAT FRAGMENT narracji podanej przez autora reportażu Marcella Brecciarolego, ale następujący wkrótce po materiale wywiad mógł w odbiorcach wzmocnić przeświadczenie o głęboko zakorzenionym rosyjskim spisku. Antoni Macierewicz, który był bohaterem owego wywiadu, przekonywał, że prezydent Kaczyński wraz z pozostałymi pasażerami i załogą tupolewa zginęli, bo przeciwstawiali się kontraktom gazowym z Rosją, a sam prezydent miał dążyć do przyjęcia Ukrainy do NATO. B. szef MON powtórzył przy tym zapewnienia o tym, że jego komisja znalazła ślady materiałów wybuchowych w samolocie.

WYWIAD pozostawiono bez komentarza. Opinię na temat motywacji i wiarygodności Polski w działaniach wobec Rosji Włosi mogą wyrobić sobie samodzielnie.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce międzynarodowej, ekologicznej oraz społecznego wpływu nowych technologii. Współautorka (z Wojciechem Brzezińskim) książki „Strefy cyberwojny”. Była korespondentką m.in. w Afganistanie, Pakistanie, Iraku,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Putin w Polsce