Przymus uśmiechu

Nie tylko musisz odwiedzić ciocię. Musisz się jeszcze z tego cieszyć. Inaczej będziesz złym dzieckiem. Nie tylko powinieneś oddać życie za ojczyznę. Powinieneś to zrobić z radością!

28.10.2019

Czyta się kilka minut

 / MATERIAŁY PRASOWE
/ MATERIAŁY PRASOWE

Joker to brat Batmana. Uwaga, spoiler. Za późno. Obaj jesteśmy synami Thomasa Wayne’a – najbogatszego człowieka w Gotham, mężczyzny, który uosabia społeczne nierówności i postępującą w ślad za nimi politykę wykluczenia. Wayne może zaprzeczać, ile mu się podoba, ale taka właśnie jest prawda. Zawsze była.

Początek

Kochamy origin stories – filmy o początkach. Uwielbiamy dowiadywać się, skąd się wziął bohater. Jak stał się tym, kim jest. Trochę to zaskakujące, jak się głębiej nad tym zastanowić. Bo to wcale nie jest prosty i oczywisty gatunek. Najpierw musimy mieć bohatera, którego doskonale czujemy i rozpoznajemy, czasem nawet kochamy. Musimy znać koniec drogi, żeby w ogóle dać się zabrać w podróż autobusem z napisem „zobacz, jak to się stało, za jedyne 19.99”. A jednak wsiadamy do niego coraz chętniej.

Najpierw origin stories były wyłącznie przywilejem największych herosów. Z czasem dołączyli także najwięksi złoczyńcy. I tak stopniowo z chaosu różnych pomysłów wyłonił się nurt pokazujący, że nasi Wielcy Złoczyńcy są śladami poczynań naszych Wielkich Bohaterów. Są ich cieniami. Efektami ich błędów, zaniechań, czasem produktami pychy, a nierzadko po prostu nieuniknionym rewersem, drugą stroną medalu. Jeżeli gdzieś pojawił się nadmiar dobra i odwagi, w innym miejscu musi zrekompensować go nadmiar podłości. Bo przecież świat jest sprawiedliwy, prawda? Prawda?!

Powiem wam coś o sprawiedliwym świecie, jeśli macie ochotę posłuchać. Ludzie, którzy wierzą w sprawiedliwy świat, są najgorszymi dupkami. Zaskoczeni? Brzmi jak puenta kolejnego żartu Jokera, ale to wniosek płynący z wielu psychologicznych badań. Jeżeli wierzymy, że świat jest sprawiedliwy, to widząc nieszczęście, chętnie przyjmujemy, że musi być w jakiś sposób zawinione. Bo przecież za uczynione dobro i wykonaną ciężką pracę powinna przyjść nagroda. Jeżeli ktoś pogrąża się w biedzie, pewnie nie pracował dość ciężko, nie chwycił losu w swoje ręce. Trzeba było wziąć kredyt, zmienić pracę, wyjść ze strefy komfortu...

Ale świat nie jest sprawiedliwy! A zło nie jest rezultatem pomyłki dobra. Podobnie jak bieda nie jest skutkiem zaniedbania i niedostatecznej chęci bogaczy do podzielenia się majątkiem. Takie stawianie sprawy oddaje świat w ręce bogaczy i każe nam wysławiać ich hojność, ilekroć zdecydowali się podzielić z nami okruszkami ze swego stołu.

Nie! Bogactwo nie poprzedza biedy, tak jak herosi nie poprzedzają złoczyńców. Bieda i bogactwo są dziećmi tego samego, naszego ojca. Mechanizmy, które wytworzyły bogactwo, spowodowały też biedę. Żeby zlikwidować biedę, trzeba sięgnąć nie do kieszeni bogaczy, lecz w tryby mechanizmu, który uczynił ich bogatymi. To zupełnie nowy rodzaj origin story.

Fantazje o prywatyzacji przemocy

Jesteśmy przede wszystkim dziećmi tego miasta. Synami Gotham. Ten cały Batman to ucieleśnienie nowoczesnej fantazji o reprywatyzacji przemocy. Reflektor z kształtem nietoperza na niebie oznacza upadek wspólnoty. Abdykację instytucji na rzecz jednostki, zaufania na rzecz podziwu. Samotny mściciel bierze sprawy w swoje ręce tam, gdzie nie sprawdza się policja, wojsko, straż pożarna, służba zdrowia, szkoły i opieka społeczna.

Batman nie przestrzega zasad, nie stoi na ich straży. Jest Nietzscheańskim nadczłowiekiem, który swoim postępowaniem wykuwa nowy kanon tego, co moralne. Najsilniejszym w Hobbesowskiej wojnie wszystkich przeciw wszystkim, toczącej się tym razem na gnijącym cielsku Lewiatana, któremu pozwoliliśmy zdechnąć z głodu.


Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Nie sposób tego zagwizdać


Wiedzione ideałami Hobbesa państwo narodowe zmonopolizowało przemoc, zapewniając swoim obywatelom bezpieczeństwo. Miewało swoje gorsze dni, nie powiem, ale jeżeli spojrzeć na sprawę w dłuższej perspektywie czasowej – całkiem przyzwoicie mu szło. Pod koniec XX wieku – wbrew temu, w co wierzy większość z nas – szanse bycia pobitym, zabitym czy obrabowanym na ulicy były mniejsze niż kiedykolwiek w historii.

A jednak daliśmy sobie wmówić, że państwo jest słabe. Że jest nieefektywne. Że inwestycja we wspólne instytucje to marnowanie pieniędzy. Dlatego kiedy trzeba było zacisnąć pasa i przyszły cięcia, doświadczyło ich właśnie państwo, a nie Thomas Wayne. Jedyne cięcia, jakie poznał on i jego rodzina, to staranne przystrzyżenie ogródka, w którym za wysokim, zaostrzonym płotem samotnie bawił się mały Bruce.

W ten sposób przygotowano świat dla tego Batmana. Nocnego mściciela zaczynamy potrzebować dopiero wówczas, gdy uwierzymy, że komisarz Gordon i jego niedofinansowani policjanci nie są sobie w stanie poradzić z rosnącą falą przestępczości. Że świat wymknął się spod kontroli i pędzi ku katastrofie.

„Niech ktoś wreszcie weźmie sprawy w swoje ręce!” – krzyczysz, a twój krzyk odbija się echem na plakatach polityków, w reklamach, w kinie. Staje się obietnicą wyborczą, nowym produktem zapewniającym bezpieczeństwo w pełnym zagrożeń świecie, fabułą filmu, który wyjaśnia ci rzeczywistość. Z tego okrzyku wyłania się superbohater.

Batman to spełnienie twojego marzenia o tym, żeby ktoś wziął sprawy w swoje ręce. Ja – Joker – jestem ucieleśnieniem twojego koszmaru o tym, że ktoś może wziąć sprawy w swoje ręce. Uwaga, znowu będzie spoiler, tym razem z życia, nie z filmów. Fantazja o tym, że sprywatyzowana przemoc zrealizuje się w sposób precyzyjny i uporządkowany, że zewrze się w wielką pięść wycelowaną w tych złych, to... cóż. Tylko fantazja.

Co innego jej mroczny odpowiednik. Chaotyczna przemoc jest jak najbardziej możliwa. Nieustannie przyzywasz ją twoim gniewem, dokarmiasz twoją frustracją, podsycasz poczuciem beznadziei. Przymierz na chwilę okulary filozofa i popatrz wraz ze mną na wypełniające nasz świat podprogowe przekazy! „Zabić bogatych”, „Dostaniecie to, na co zasłużyliście!”. Wokół kłębią się fantazje o zemście, królobójstwie, krwawej rewolucji. Jeżeli wszyscy razem wyjdziemy na ulice, jeżeli wyrazimy nasz gniew, świat się zmieni, prawda?

Źle, źle, źle! Błąd ukryty jest w samym założeniu. Jeżeli mówisz: „Dostaniecie, na co zasłużyliście” – już jesteś po stronie sprawiedliwego świata. A sprawiedliwy świat jest bardzo niesprawiedliwy.

Ludzie nie dostają tego, na co zasługują. Cała idea zasługiwania to oszustwo zbudowane po to, żeby usprawiedliwić bogactwo bogatych. Z tego samego powodu nie da się zabić bogatych. Zabijanie bogatych byłoby jak obcinanie głowy hydrze. W dodatku fantazje o zabijaniu podsycają lęk bogatych, a lęk bogatych jest budulcem, z którego wznosi się najtrwalsze mury. Mało co przynosi takie dochody jak strach bogatych przed biednymi. Sejfy, skrytki, systemy alarmowe, prywatne firmy ochroniarskie, prywatne armie, prywatne dzielnice z prywatnymi szkołami, w których prywatni nauczyciele uczą dzieci bogatych o sprawiedliwym świecie. Tak, tak! Na bogatych też można żerować. W zasadzie to opłaca się żerować wyłącznie na bogatych. Biedni są potrzebni raczej po to, żeby bogaci mieli się od kogo odgradzać. Choć są i tacy, którzy wolą, żeby to biedni płacili za wznoszone wzdłuż granic mury.

A więc sprywatyzowana przemoc nie zmienia świata. Nawet chaotyczna przemoc szalonych złoczyńców w ostateczności nie obala porządku. Przeciwnie – tworzy pretekst, by go utrwalić. Po karnawale rewolucji terror przeszłości powraca ze zdwojoną siłą.

Kino jest przemocą

Pamiętacie te scenę z „Mechanicznej pomarańczy” Stanleya Kubricka, kiedy bohaterowi kazali oglądać obrzydliwe filmy? Zablokowali mu powieki takimi patykami i wkraplali coś do środka, żeby mu gałki nie wyschły. Przerażone oko, które nie może się zamknąć, nie może zaznać ani chwili ukojenia. Straszny widok! Uwielbiam tę scenę! Ale moją uwagę przyciąga nie ekran, a pozostali widzowie. Uwielbiam patrzeć, jak ludzie odwracają wzrok od kogoś, kto nie może odwrócić wzroku.

Wchodząc do kina, oddajesz komuś władzę nad swoim spojrzeniem, myślami i uczuciami. Mogę wam zdradzić, dlaczego robimy to tak chętnie, chcecie? Żeby nie uświadamiać sobie, że cały świat jest kinem! Że nasze spojrzenie zawsze ktoś prowadzi, kontroluje. Że nie decydujemy o tym, co widzimy, a co pozostaje dla nas niewidzialne. Dlatego tak chętnie oglądamy filmy. Wychodzimy z ciemnej sali kinowej, mrużymy oczy w słońcu i wydaje nam się, że teraz już patrzymy na świat po swojemu. Kłamstwo! A więc filmy to też zło, też przemoc.


Czytaj także: Marcin Napiórkowski: Błazen i prorok na ubitej ziemi


Ale zgodzę się oczywiście, że są wśród nich lepsze i gorsze. Jeżeli robić film o komiku, o klaunie, o błaźnie – to właśnie taki, na którym na pewno nikt się nie zaśmieje. Puenta każdego żartu musi zostać ucięta. Musisz stworzyć świat, w którym nie ma wesołości. A potem go przetestować. Jeżeli nikt się nie zaśmieje, gdy bohater chichocze – jest dobrze. To trudne, bo przecież śmiech jest zaraźliwy. Jeżeli nikt nie parsknie śmiechem, gdy na ekranie protagonista przypadkiem wpadnie na szybę, myśląc, że to drzwi – wiesz, żemasz ich w garści. Już nawet slapstick nie działa. Możesz z widzami zrobić wszystko.

I nikomu nie wolno się z tego śmiać. Przymus nieśmiania się można by nawet uznać za namiastkę antidotum na przymus uśmiechu. To właśnie o przymusie uśmiechu chciałem jeszcze opowiedzieć.

Niech nikt się nie śmieje

„Dlaczego jesteś dziś taka smutna? Uśmiechnij się!” – to słowa czystej przemocy. Zmuszanie ludzi do pracy albo do wojny, albo chociażby do tego, żeby spędzali czas inaczej, niż chcą – to wszystko formy przemocy. Ale dopiero zmuszanie ludzi, by robili to, czego nie chcą, i jeszcze się z tego cieszyli, jest przemocą naprawdę perwersyjną. Nie tylko musisz odwiedzić ciocię. Musisz się jeszcze z tego cieszyć – inaczej będziesz złym dzieckiem. Nie tylko powinieneś oddać życie za ojczyznę. Powinieneś to zrobić z radością! Pracuj ciężko, ale nie zapomnij o wdzięczności za to, że masz pracę.

Kiedy kupujesz, sprzedają ci też uśmiechy. Czasem są w zasadzie gratis, czasem starannie doliczono ich koszt do ceny produktu. Kiedy sprzedajesz, każą ci się uśmiechać. Potem liczą twoje uśmiechy. Rozliczają cię z uśmiechów. Wreszcie – każą ci się cieszyć z tego, że jeszcze możesz coś sprzedawać albo że masz za co kupować. Przecież twoje miejsce pracy mógł zabrać imigrant, robot, ktoś, kto będzie za nie wdzięczny. Dlaczego nie doceniasz? Dlaczego się nie uśmiechasz?!

Dlaczego jesteście narodem ponuraków? Wiecznie niezadowolonych, roszczeniowych, pogrążonych w mentalności sowieckiej. Przecież są aquaparki i orzeł z czekolady. Wolno spędzać wakacje na Malediwach, studiować w Oksfordzie, na emeryturę przeprowadzić się na Florydę. Świat jest pełen możliwości. Uśmiechnijcie się!

A kiedy nie będzie już pracy ani pieniędzy, kiedy nic już nie będziemy sprzedawać ani kupować – wtedy najbardziej podkreślać będą znaczenie uśmiechu. Prawo do bycia nieszczęśliwym to ostatnie prawo, które nam zabiorą. A wtedy naprawdę przestanie być zabawnie.

Bo niewiele jest rzeczy bardziej przerażających niż wymuszony, histeryczny śmiech, któremu nie towarzyszy ani odrobina wesołości. Jest taka przerażająca scena u Homera. Tuż przed tym, jak Odyseusz wyrżnął zalotników, Atena sprowadza na nich dziwaczny szał, który każe im się bezsensownie śmiać. Są przerażeni, z oczu ciekną im łzy, kawały rozszarpanego mięsa wypadają im z ust, a oni cały czas się śmieją... Na szczęście chwilę później strzały Odysa kończą ich męczarnie. Zaiste, kazać się ludziom uśmiechać, gdy woleliby raczej płakać, to straszliwa tortura godna starożytnych bóstw lubujących się w zadawaniu cierpienia.

Triumf błazna

Na koniec zdradzę wam sekret, chcecie? Przymus uśmiechu ostatecznie wynosi do władzy klaunów. Ironiczne, prawda? Ale prawdziwe. Oczywiście to nie klauni tacy jak ty i ja. Raczej tacy, którzy urodzili się na górze schodów, po drugiej stronie muru. Ukończyli najlepsze studia, odziedziczyli fortuny. A jednak – są błaznami.

Ich tajną kartą jest lęk. W świecie sprywatyzowanego bezpieczeństwa dostępnego tylko dla nielicznych żądają od państwa, by obiecało całkowite bezpieczeństwo dla każdego. Szantażują swoich liberalnych adwersarzy, pokazując uchodźców i kataklizmy, globalny kapitał i lokalnych zdrajców, nowe technologie i starych wrogów. A kiedy dojdą już do władzy, wyniesieni krytyką niebezpiecznego świata i słabości państwa, odkrywają nagle, że osłabione instytucje nie mogą spełnić wszystkich tych obietnic. Ogłaszają więc, że państwo się skończyło, a ostatni gasi światło. Chyba że wcześniej uda się wywołać wojnę atomową. Wtedy zgaśnie samo, bez niczyjej pomocy.

Rozgadałem się, widzę. No nic. Wydrukujcie ten tekst albo spełnię wszystkie zawarte w nim groźby.

Możecie mi zrobić jeszcze jedną przysługę? Podpiszcie mnie „Joker”. ©

 

JOKER, reż. Todd Philips, w roli tytułowej Joaquin Phoenix, USA 2019.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Semiotyk kultury, doktor habilitowany. Zajmuje się mitologią współczesną, pamięcią zbiorową i kulturą popularną, pracuje w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzi bloga mitologiawspolczesna.pl. Autor książek Mitologia współczesna… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2019