Przeszłość odmieniona

Doris Lessing: ALFRED I EMILY - nasza przyszłość jest wprawdzie niewiadoma, ale łudzimy się, że jest inaczej, snując rozmaite plany. Wobec przeszłości pozostajemy całkowicie bezradni. Biegu zdarzeń nie da się odwrócić - no, chyba że jest się pisarzem. Jak Doris Lessing, która w swojej najnowszej powieści, napisanej już po Noblu, ofiarowała alternatywne biografie własnym rodzicom.

13.10.2009

Czyta się kilka minut

Okładka książki "Alfred i Emily" Doris Lessing /
Okładka książki "Alfred i Emily" Doris Lessing /

Dziwna, niejednorodna wewnętrznie książka. Część pierwsza, zawierająca fikcyjną opowieść o Alfredzie i Emily, zbliża się do tradycyjnej powieści obyczajowej, choć pisanej ze świadomością destrukcji, jakiej ten gatunek został poddany w minionym wieku. W narrację wdzierają się refleksje autorki, przypominające, że chodzi o inny wariant losu realnych istnień. Niektóre postacie namalowano żywszymi barwami, inne są zaledwie pustym konturem. Akcja urywa się nagle, potem znajdujemy już tylko notę informującą o okolicznościach śmierci obojga bohaterów, następnie zaś - "Wyjaśnienie", gdzie Lessing wskazuje źródła niektórych pomysłów. W części drugiej pisarka wraca do wspomnień z dzieciństwa i młodości, na afrykańskim tle rysując wyraziste portrety rodziców. Całą książkę ilustrują fotografie Alfreda i Emily - tych prawdziwych. Ale którzy są prawdziwi?

"Moi rodzice byli wyjątkowi, każde na swój sposób. Łączyła ich niezwykła energia. Pierwsza wojna światowa okaleczyła ich oboje". Alfred Tayler, mężczyzna przystojny i wysportowany, marzący o własnej farmie, podczas pierwszej wojny światowej stracił nogę, rozszarpaną szrapnelem. Emily McVeagh przez cztery lata pielęgnowała rannych - wśród nich przyszłego męża - w szpitalu na East Endzie, później zaproponowano jej prestiżową posadę siostry oddziałowej w londyńskim St George’s Hospital, wówczas jednym z największych w świecie. Żadne nie zrealizowało swoich marzeń: zaraz po wojnie wyjechali do Persji, gdzie Alfred objął posadę w banku i gdzie w 1919 roku urodziła się Doris, a później jej brat. Następnie przenieśli się na farmę w Rodezji Południowej - dzisiejszym Zimbabwe. Nie byli szczęśliwi; Emily wkrótce po przybyciu do Afryki przeżyła załamanie nerwowe, które odmieniło jej życie, Alfred "umarł w wieku sześćdziesięciu jeden lat jako stary człowiek", chory na cukrzycę i zżerany depresją.

Doris Lessing zmienia nie tylko indywidualne biografie rodziców, ale i cały bieg historii. Pierwsza wojna światowa nie wybucha; owszem, imperia austro-węgierskie i osmańskie rozpadają się, wstrząsane rewolucjami i konfliktami zbrojnymi, Wielka Brytania jednak, podobnie jak Francja i Niemcy, cieszą się pokojem, a rozpierani energią młodzi Anglicy wyruszają na odległe fronty. Alfred Tayler zostaje farmerem, poślubia krzepką Betsy Somers i ma z nią synów bliźniaków. Emily McVeagh, dzielna pielęgniarka, nie znajduje wprawdzie satysfakcji w małżeństwie z wziętym lekarzem, ten jednak rychło umiera na serce, pozwalając wdowie zaspokoić społecznikowskie pasje i założyć sieć świetnie prosperujących szkół. Oboje stają się ludźmi spełnionymi, choć, jak każdy, przechodzą przez próby kryzysów i niewłaściwych wyborów.

Kto przeczytał choć jedną książkę Doris Lessing, wie, że trudno u niej nawet o ślad sentymentalizmu. W "Alfredzie i Emily" także nie chodzi o sentymentalny powrót do przeszłości; to raczej próba zrozumienia własnych bliskich, a przy tym traktat o prawie kobiet do decydowania o własnym życiu, o drogach emancypacji, o społecznym przymusie niechcianego macierzyństwa i konflikcie matka-córka. "Na myśl o matkach mego pokolenia przechodzi mnie dreszcz i myślę: o Boże, niech to się nigdy więcej nie powtórzy..." - pisze Lessing.

Blisko dziewięćdziesięcioletnia pisarka zapowiedziała, że "Alfred i Emily" to jej książka ostatnia. Czy tak będzie rzeczywiście, zobaczymy. Warto jednak zwrócić uwagę, że zmieniając w swojej powieści przeszłość, Doris Lessing usunęła z niej siebie. Jej rodzice nie wiążą się małżeństwem, Alfred ma tylko synów, Emily pozostaje bezpotomna. Taki gest coś chyba znaczy... (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009, ss. 320. Przełożyła Anna Kołyszko.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2009