Przekleństwo pamięci

Narrator powieści nie zdradza wszystkiego. Autorka jest mistrzynią subtelnej aluzyjności, gry światłocieniem, niuansuje to, co w dyskursach publicznych zawłaszczane jest przez znawców jedynie słusznej prawdy, z lewa czy z prawa.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

"Bambino" Ingi Iwasiów to pozornie zwykła społeczno-obyczajowa gawęda o kilku repatriantach, których los rzucił do Szczecina, by portowe miasto - i tytułowy bar mleczny - uczynić zwornikiem i świadkiem ich pogmatwanych życiowych perypetii. Pozornie to kolejna powieść, której świat przedstawiony zamknięty jest w przyciętych na wymiar ramach PRL-u. Pozornie, gdyż "Bambino" jest przeciwieństwem tych wszystkich zideologizowanych przedstawień Polski Ludowej, których literackie realizacje zdarzało nam się (i ciągle, niestety, zdarza) czytać.

Powieść Ingi Iwasiów nie chce zawłaszczać historii, nie przynosi kolejnej zbanalizowanej wersji PRL, nie próbuje w sposób infantylny wykładać "prawdy historycznej". Raczej stawia pytania, niż daje jasne odpowiedzi, raczej budzi niepokój niż niezachwianą pewność, raczej rozgrzebuje rany, niż je zasklepia. A przy tym jest bardzo dobrze napisana. Ma zatem wszystko, czego oczekuję od interesującej literatury.

Istota algorytmu konstrukcyjnego polega tu na epizodycznym, naprzemiennym pokazywaniu losów kilku postaci: Marysi i Janka, repatriantów ze Wschodu, Uli (właściwie Ulrike), Niemki, która po wojnie zostaje w zniszczonym Szczecinie, i Anny, która przyjeżdża tam na studia. Skomplikowane dzieje tej czwórki splatają się z nie mniej zawiłymi wypadkami historycznymi. Akcja powieści obejmuje lata 1957-81; w tym czasie dokonuje się swoisty rozkład życiorysów jej bohaterów. Najpierw wszyscy muszą opuścić swoje rodzinne strony i tracą - zwykle bezpowrotnie - najbliższych. Potem jest jeszcze gorzej: Janek bez specjalnych nacisków zostaje funkcjonariuszem bezpieki, Marysia po urodzeniu córki stacza się w alkoholizm, by wreszcie (po rozwodzie z Jankiem) popełnić samobójstwo, Anna, odkąd mąż marynarz przechodzi na emeryturę i częściej bywa w domu, pogrąża się w bezmyślnej dewocji. Jedynie Urszula - choć także mocno przez los doświadczona (Stefan, miłość jej życia, musi, nota bene dzięki wydatnej "pomocy" Janka, w 1968 roku wyjechać z Polski) - zachowuje względną równowagę ducha. A w tle mamy powoli podnoszący się z ruin Szczecin, który w powieści autorki "Wykładów szczecińskich" nie jest tylko miejscem akcji, ale pokazywaną z wyraźną emocją (choć bez sentymentalnej tkliwości) przestrzenią, naznaczoną swoistym genius loci. Iwasiów dba o szczegóły, potrafi szybką i pewną kreską naszkicować zajmującą scenę, rozpisać intrygujący wątek.

Opowieść rozwijana jest tu jakby od niechcenia, zdania są raczej krótkie, nieraz na granicy równoważników, płynnie przechodzą jedno w drugie. Narrator nie zdradza wszystkiego, sprawiając wrażenie, że wie więcej, niż opowiada - odsłania na moment kurtynę i zostawia czytelnika z fragmentaryczną zaledwie wiedzą. Inga Iwasiów jest mistrzynią subtelnej aluzyjności, specjalistką od wsączania niepokoju w dusze czytelników. Ponieważ żadna rzeczywistość, zwłaszcza zaś rzeczywistość sprzed roku 1989, nie daje się łatwo objaśnić w kodzie zero-jedynkowym, jedyną słuszną drogą jest gra światłocieniem - delikatne niuansowanie tego, co w dyskursach publicznych zawłaszczane jest przez znawców jedynie słusznej prawdy, z lewa czy z prawa.

Może dlatego Janek nie jest uosobieniem bezlitosnego i bezmyślnego ubeka, ale słabym, budzącym litość mężczyzną, borykającym się z topionymi w alkoholu wyrzutami sumienia. Z jednej strony pisze raporty i prześwietla najbliższych znajomych, a z drugiej załatwia mieszkania, obiady w resortowych stołówkach i - w stosownym czasie - ostrzega przed włóczeniem się po mieście. Jego problem tkwi nie w określonych postawach, przyjmowanych w kluczowych momentach życia, nie o bieżące - mniej lub bardziej koniunkturalne - wybory tu idzie. Tym bowiem, co wisi jak fatum nad życiem Janka, jest historia, dla której był kiedyś, dawno, dziecinną zabawką. I jest to problem wszystkich bohaterów "Bambina", powieści o tym, jak bardzo ciąży na nas nasza przeszłość i jak bardzo nie potrafimy się od niej uwolnić.

Nasze życie i nasza tożsamość - zdaje się powiadać Iwasiów - jest determinowana także (być może nawet przede wszystkim) przez historię, która wchodzi z butami w sam środek naszej egzystencji, zostawiając nieusuwalne znamię w podświadomości - w powieści "Bambino" jest nim obcość, inność, wieczne bycie "nie stąd". Tego się nie da unieważnić, zagadać, przykryć dobrymi postanowieniami, zagubić w krzątaninie codzienności. To tkwi w nas jak bomba z opóźnionym zapłonem, by w najmniej spodziewanym momencie eksplodować - "zalążek klęski powstał po drodze, w przedhistoriach, w ich dochodzeniu do miasta, w którym żyją. W bagażu nieszczęść, utracie, na jakiej mieli budować. Nie dali rady, zagadany czymś innym smutek podszedł im pod gardło. Szmaty, graciarnia, odpadki wypełzły spod łóżek. Powiewy wiatru, muśnięcia herbacianej pary, słodycz ciastek ulotniły się, nie zostawiając dość wyraźnego śladu".

Jak sobie tedy radzić z tym wewnętrznym intruzem, z "chorą zawartością" (s. 285), jaką jest bolesna pamięć? Być może skazani jesteśmy na daremne błądzenie w poszukiwaniu rozwiązań obiecujących cud niepamięci, jak bohaterowie "Bambina". "Nikt z tej czwórki nie wie, jak postępować, chociaż wydaje im się, że wybierają najlepsze drogi". Zatem jedyne, co nam pozostaje, to codzienne, uporczywe zmaganie się z rzeczywistością, łagodna zgoda na własne wspomnienia i świadomość, że nie da się żyć poza historią. Przykre? Straszne? Przerażające? Przede wszystkim prawdziwe. Ale właśnie dlatego najnowsza powieść Ingi Iwasiów wydaje mi się tak zajmująca - bo nie obiecuje gruszek na wierzbie, nie daje łatwych diagnoz i tanich pocieszeń. Nie jesteśmy na tym świecie "u siebie", nie możemy wymazać przeszłości, nie wiemy, jakie wybory podejmować. Ale innego życia nie będzie.

Inga Iwasiów, Bambino, Warszawa 2008, Świat Książki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (49/2008)