Przegapiona operacja

„New York Times” zamieścił raport, z którego wynika, że rośnie średnia wieku żyjących w USA bezdomnych. W tej chwili około 1/3 z nich ma ponad 50 lat.

06.06.2016

Czyta się kilka minut

Szymon Hołownia /  / Fot. Marek Szczepański dla „TP”
Szymon Hołownia / / Fot. Marek Szczepański dla „TP”

Druga grupa, która wysuwa się na prowadzenie w statystyce, to najmłodsi: dwudziestoparolatki, które nie poradziły sobie na zdewastowanym megarecesją rynku pracy (albo nie poradzili sobie na nim ich rodzice, a oni muszą za to płacić). Organizacjom dobroczynnym uda się zapewne rozwiązać problemy parunastu procent, reszta z każdym dniem będzie zbliżała się do granicy, zza której zwykle nie ma już odwrotu.

Nie znam wielu bezdomnych, ale ci, których znam, przekonują, że choć tęsknota za tzw. normalnym życiem tli się zwykle w człowieku do końca, od pewnego momentu nie ma on już zwyczajnie sił i odwagi, by ponieść koszta związane ze zmianą. Na skuteczne wyjście z bezdomności składać się muszą: uwewnętrzniona decyzja (nigdy przymus) i asekuracja, którą zapewni ktoś z zewnątrz. Człowiek, który żył na ulicy, gdzie co noc musiał walczyć o ocalenie skromnego dobytku, musi na nowo nauczyć się miękkich kompetencji społecznych, ale też np. znowu wyrobić sobie dowód osobisty, zapisać się do lekarza, mieć widoki na mieszkanie i pracę.

Świetnie, że czasem się udaje. Wspominałem już tu Polaka, który żyjąc od kilku lat na rzymskich ulicach, po tym, jak trafił do uruchomionej pod patronatem papieża Franciszka noclegowni, uznał: „OK, wracam”. Do samolotu odprowadzali go najwyżsi oficerowie lotniskowej policji (pan nie miał dokumentów), salutując i życząc powodzenia. W Polsce czekała już na niego Wspólnota Chleb Życia s. Chmielewskiej, która zorganizowała mu kąt do spania, pracę, pomogła we wszystkich formalnościach.

Czasem jednak trzeba pogodzić się z tym, że człowiek zostanie tam, gdzie jest. I tam właśnie trzeba z nim być, wdrażając w życie nie przyniesiony zza biurka plan pomocy, ale przykrawając go do konkretnej sytuacji. Szczególnie dotyczy to właśnie osób starszych, które w ulicznej tymczasowości zdążyły zapuścić solidne korzenie. I dlatego statystyczne ustalenia Amerykanów są tak niepokojące. Nas czeka przecież to samo. Przegapiliśmy moment, gdy można było zrobić operację, teraz trzeba będzie leczyć zachowawczo.

Ale to też jest ważne. I potrzebne. Na jednej z rzymskich ulic mieszka od lat starsza już, znana władzom i organizacjom kobieta. Namawiano ją dziesiątki razy do przeniesienia się do mieszkania. Ona nie chce i już. Ma tylko jeden kłopot – gdy pada deszcz, to moknie, administratorzy budynku, przy którym ma swoją (zazdrośnie strzeżoną) „miejscówkę”, nie chcą jej na ten czas wpuścić do holu. W budynku mieszka wielu kościelnych oficjeli, sprawa okazała się jednak nie do przeskoczenia. Do czasu, gdy pewien duchowny zaczął jej w czasie opadów podstawiać samochód, by mogła w nim przeczekać niepogodę. To wszystko, co można było dla tej kobiety zrobić i właśnie tego dotąd nie zrobiono, mając z pewnością serca i umysły pełne gorących pragnień, by problem rozwiązać „systemowo”, „holistycznie”, „dawać wędkę, a nie rybę” itd.

Sam nie tak dawno usiadłem przy staruszce proszącej o pieniądze na jednej z warszawskich ulic. Fajnie, chce pani pieniądze, ale co w ogóle u pani słychać? Siedziałem z nią godzinę. Gadaliśmy o wszystkim: o byłych mężach tej pani, o jej pracy, o licznych chorobach. Nie mam pojęcia, czy cokolwiek z tego, co usłyszałem, było prawdą. Nie miało to zresztą znaczenia – nie zamierzałem pisać jej biografii, chciałem z nią po prostu chwilę pobyć. Gdyśmy tak sobie gadali, co parę minut zatrzymywał się jakiś „życzliwy”, protekcjonalnie tłumacząc, że ta pani jest tu codziennie, że przywozi ją syn, taksówkarz, który później inkasuje „utarg”, a ja za każdym razem grzecznie dziękowałem za te ostrzeżenia, i wracałem do rozmowy. Gdy musiałem już iść, zapytała mnie o imię i obiecała, że będzie się za mnie modlić. Ja jej też to obiecałem. Czy jest oszustką? Znów: nie wiem i nie interesuje mnie to, bo ja nie chcę z nią robić interesów. Zobaczyłem starszego, samotnego i spragnionego rozmowy człowieka, być może zaplątanego w sieci zależności, których w godzinnej rozmowie nie umiem rozplątać i nie zamierzam się z tego powodu frustrować.

Wielu ludzi, których spotykam, powtarza, że w momencie konfrontacji z proszącym o pomoc naprawdę chce dobrze, ale czuje też, że spada im na głowę poczucie odpowiedzialności za świat, za podział jego dóbr, za całe przyszłe życie tego człowieka. Zawsze mówię wtedy, by zaufali swojej intuicji, tak jak robią to w innych życiowych sytuacjach. Żeby zrobili to, co chcieliby, aby zrobiono im samym, gdyby to oni siedzieli na tym chodniku. „No ale nieumiejętnie pomagając, można też zaszkodzić”. Jasne. Mnie na kursach ratowniczych uczyli jednak, że jeśli ktoś ma zatrzymanie krążenia, a ja nie udzielę mu pomocy w ciągu pierwszych minut, to prawdopodobieństwo jego przeżycia – nawet w przypadku przyjazdu fachowego zespołu – spada do zera. Jeśli natomiast ruszę do akcji, nawet nieporadnie, pojawi się procent, 2, 10, może i 30 procent szans na życie. Od jakiegoś czasu zmagam się z myślą, że teraz w Polsce dobrze by nam zrobił nie zastęp nowych superfachowców w rodzaju Jurka Owsiaka czy Janki Ochojskiej, ale rozwinięcie w jak najszerszych rzeszach rodaków instynktu (i umiejętności) dobroczynnej pierwszej pomocy. Może czas na takie właśnie kursy? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2016