Przeciąganie liny

Trwa przetarg o Bałkany. Zachód oferuje im demokrację i stawia wymagania, Rosja udziela pożyczek i łechce regionalną dumę. Na razie wygrywa Kreml.

26.10.2014

Czyta się kilka minut

Spadochroniarz z flagą Serbii podczas parady / Fot. Alexandar Djorovich / RIA NOVOSTI / EAST NEWS
Spadochroniarz z flagą Serbii podczas parady / Fot. Alexandar Djorovich / RIA NOVOSTI / EAST NEWS

Dron sfrunął znad trybun. Nad murawą zniżył lot na tyle, że serbski piłkarz zerwał zwisającą z niego flagę z konturem „Wielkiej Albanii”, hipotetycznego państwa złożonego także z części Serbii. W pościg za nim ruszyli piłkarze drużyny rywali. Gdy ich z kolei zaczęli gonić wściekli kibice gospodarzy, sędzia przerwał spotkanie. Tak wyglądał w połowie października mecz Serbia–Albania w Belgradzie. Efekt? Skandal między oboma państwami, kluczowymi dziś dla bezpieczeństwa Bałkanów.

Dwa dni później do Belgradu przybył prezydent Putin. Wziął udział w największej od 29 lat paradzie wojskowej, zorganizowanej z okazji 70. rocznicy zajęcia miasta przez partyzantów Tity i Armię Czerwoną. Putin obiecał, że Kreml nie uzna niepodległości Kosowa. W zamian usłyszał, że Serbia nie przyłączy się do sankcji przeciw Rosji.

Co łączy mecz i paradę? Otóż sporo. Niestabilność na Bałkanach stwarza Kremlowi okazję na odzyskanie utraconych tu w latach 90. wpływów. A przykłady Gruzji i Ukrainy pokazują, że dążąc do tego, Rosja nie zawaha się manipulować tymi krajami – i nacjonalizmami, wciąż łatwymi tutaj do rozbudzenia.

Cel: Serbia (i nie tylko)

Cele i metody Kremla na Bałkanach są zagrożeniem dla demokracji i kruchej stabilności regionu, z trudem osiągniętej po wojnach z okresu rozpadu Jugosławii. Bo dziś trwa przetarg o ten region: Zachód oferuje perspektywę członkostwa w Unii i stawia wymagania, a Rosja udziela pożyczek i przymyka oko na nieprawidłowości.

Wkrótce Gazprom obejmie większościowy pakiet w klubie piłkarskim Crvena Zvezda Belgrad. To symboliczne zwieńczenie działalności koncernu w tym kraju, kojarzonej głównie ze staraniami o budowę gazociągu South Stream. W ostatnich dwóch latach Rosjanie udzielili Serbii pożyczek, łącznie na miliard dolarów. Wkrótce podobna pomoc dla Republiki Serbskiej w Bośni (negocjacje się kończą, chodzi o 270 mln dolarów) uniezależni to quasi-państwo od kredytów Międzynarodowego Funduszu Walutowego. I co za tym idzie, od wymogu budowania demokracji. Rosyjskie firmy są też wśród największych beneficjentów prywatyzacji w regionie. Już w 2008 r. Gazprom objął większościowy pakiet w serbskim NIS, największej spółce naftowej Bałkanów – bez przetargu i, jak chce opozycja, płacąc jedną piątą jego wartości.

Kremlowi przychodzi działać tym łatwiej, im mniej zaangażowana jest Unia Europejska. Kryzys strefy euro sprawia, że Bałkany szukają pieniędzy gdzie indziej. Czasem prowadzi to do egzotycznych sojuszy: w Serbii na potęgę – i w nadziei na przyszły dostęp do unijnego rynku – inwestują Zjednoczone Emiraty Arabskie (wyłożą m.in. większość z 2,5 mld euro na budowę nowej dzielnicy, tzw. Belgradu na Wodzie). A kontrakt na modernizację połączenia kolejowego z Węgrami wygrali Chińczycy. Lecz to Rosjanie wiedzą, jak łechtać narodową dumę: serbskie myśliwce, które przelatywały nad głową Putina, wzbiły się w powietrze pierwszy raz, odkąd kilka lat temu popsuły się ich akumulatory. Nowe darowała Rosja.

Wielu politykom rządzącej Serbskiej Partii Radykalnej, oficjalnie proeuropejskiej, podoba się rosyjska „demokracja”, wrogość do NATO i społeczny konserwatyzm. Milorad Dodik, który niedawno wygrał ponownie wybory na prezydenta serbskiej części Bośni i Hercegowiny, głosi regularne pochwały aneksji Krymu i podróżuje do Moskwy na różne kongresy.

Podobnie czynią Grecy: i premier Antonis Samaras, i szef opozycyjnej lewicowej partii Syriza (już kilka tygodni po aneksji Krymu protestował on w Moskwie przeciw zachodnim sankcjom na Rosję). W Bułgarii o kontakty z rosyjską ambasadą oskarża się nacjonalistyczną partię Ataka, która nie kryje sympatii do Putina; kampanię przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zaczęła wiecem w... Moskwie. A choć niewielka Czarnogóra – też aspirująca do Unii – odmówiła rosyjskiej prośbie przyjęcia na swym wybrzeżu bazy floty rosyjskiej przeniesionej z Syrii, to cały region pozostaje, niczym w hipnozie, podatny na sugestie Kremla.

Stawka dla Europy

Ale Bałkany nie są jeszcze dla Zachodu stracone. Rosja – wbrew temu, co powtarzają zachodni dziennikarze – nie jest bowiem wcale „tradycyjnym sojusznikiem Serbii”. To prawda, że oba kraje łączy kultura prawosławia. Jednak panslawizm, forsowany przed wiekiem przez Rosję jako narzędzie jej wpływu na kraje słowiańskie, doczekał się tu spełnienia bez udziału Moskwy (gdy powstała Jugosławia). Po zerwaniu w 1948 r. sojuszu ze Stalinem, Josip Broz Tito był jedynym przywódcą komunistycznym, który – po tym, jak udaremniono kilka zamachów na jego życie – pozwalał sobie na groźby pod adresem sowieckiego dyktatora. „Przestań wysyłać na mnie zamachowców. Złapaliśmy już pięciu (...). Jeśli dalej będziesz to robił, to ja wyślę jednego do Moskwy. A wtedy drugiego słać już nie będzie potrzeby” – pisał w 1953 r. do Stalina.

Dziś jednak jest inaczej. Coraz trudniej tutaj o polityków odpornych na kuszenie przez Kreml. Zaś w Brukseli i Waszyngtonie – o takich polityków, którzy przykładaliby właściwą wagę do przetargu o Bałkany. I pamiętali, że jego stawką jest bezpieczeństwo całej Europy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2014