Rosyjski raj na Bałkanach

Prozachodni rząd Czarnogóry ma dziś kłopot: powiązani z Kremlem oligarchowie mogą przeszkodzić w integracji z Zachodem.

31.08.2014

Czyta się kilka minut

Uliczka w Budwie, najmodniejszym kurorcie Czarnogóry. / Fot. Tibor Bognar / AFP / EAST NEWS
Uliczka w Budwie, najmodniejszym kurorcie Czarnogóry. / Fot. Tibor Bognar / AFP / EAST NEWS

Lądowanie w Czarnogórze to przygoda. A przy okazji: lekcja geografii. Najpierw samolot zniża się nad skalistą wyżyną. Potem wykonuje zwrot nad jedną z najpiękniejszych zatok Adriatyku – by za chwilę z powrotem wlecieć pomiędzy góry. Pas startowy z trudem zmieścił się w dolinie – piloci podchodzą do lądowania pod kątem, korygując kurs dopiero nisko nad ziemią.

Do obsługującego czarnogórskie wybrzeże portu lotniczego Tivat każdego dnia przylatuje kilkanaście boeingów. Większość z Rosji. Po wyjściu z terminalu pasażerowie widzą rosyjskie billboardy. W kioskach kupują rosyjską prasę. A wieczorem, w nadmorskich klubach bawią się przy muzyce. Rosyjskiej, oczywiście.

„Polako”, czyli spokojnie

Czarnogóra to rosyjski raj nad Adriatykiem. Do kraju o populacji ledwo przekraczającej liczbę mieszkańców Wrocławia przybywa co roku ok. 180 tys. turystów z Moskwy i Petersburga. W zetknięciu z miejscowym stylem życia – łączącym śródziemnomorski luz z kulturą prawosławną – czują się, równocześnie, jak na wakacjach i jak w domu.

Nadia, moskwianka, jest jedną z ok. 7 tys. Rosjan mieszkających tu na stałe. W Budwie, najmodniejszym kurorcie kraju, założyła rosyjską szkołę. Wspomina, że kiedy znalazła się tu pierwszy raz, od razu nauczyła się czarnogórskiego słowa „polako”. Rytualnie wypowiadane na Bałkanach podczas spotkań z nerwowymi przybyszami z wielkich miast, oznacza tyle co „powoli”, „spokojnie”. To słowo, a także zwolnione tempo życia nad Adriatykiem zachwyciły Nadię na tyle, że postanowiła tu zostać na stałe. Trzy lata temu próbowała wrócić do Moskwy, ale, jak twierdzi, nie potrafiła z powrotem przywyknąć do ulicznych korków i pośpiechu.

Inny przybysz ze Wschodu, Konstantin, jednym tchem wymienia powody, dla których zamieszkał w Czarnogórze: – Moskwa ma wyższy współczynnik morderstw niż Meksyk. Tanie są tam tylko papierosy, wódka i kawior. A gdy tylko zaczynasz naprawdę dobrze zarabiać, do drzwi twojego mieszkania pukają panowie ze służb specjalnych – mówi. Konstantinowi, 30-letniemu programiście, brakuje nad Adriatykiem tylko jednego: szybkiego internetu.

Ale opowieści o „rosyjskiej Czarnogórze” nie wyczerpują historie wakacyjnych turystów bądź zwykłych obywateli Rosji, którzy wybierają ten kraj jako drugi dom. Prozachodni rząd w Podgoricy, starający się o wejście do Unii Europejskiej i NATO, stoi dziś przed nie lada problemem: wpływu rosyjskich oligarchów na wewnętrzną politykę kraju.

Najstarszy sojusznik

Według ogłoszonego niedawno raportu aż 40 proc. nieruchomości na czarnogórskim wybrzeżu znajduje się w rękach Rosjan, często polityków i biznesmenów. Aby móc zamieszkać tu na stałe jako obcokrajowiec, najlepiej być właścicielem firmy. To jeden z powodów, dla których jedna trzecia czarnogórskiego biznesu to przedsiębiorstwa z kapitałem ze Wschodu. Rosyjski biznes zainwestował tu jak dotąd 2 mld euro.

Zachodnie aspiracje małego bałkańskiego narodu budzą w Moskwie coraz większy niepokój. Tym większy, że w parze z nimi idą apele Brukseli o wszczęcie śledztw w sprawie korupcji i nieprawidłowości, do których dochodziło w ostatnich latach podczas prywatyzacji z udziałem powiązanych z Kremlem biznesmenów. Rosyjski ambasador w Podgoricy zarzucił nawet Czarnogórcom, że mają „krótką pamięć”, przypominając o politycznym poparciu, którego Kreml udzielał im w przeszłości.

Związki między oboma państwami sięgają korzeniami czasów Piotra Wielkiego. Maleńka, obwarowana skalistymi górami Czarnogóra była w owym czasie najsilniejszym na Bałkanach bastionem oporu przeciwko Turcji. To wtedy przedstawiciele tego narodu zyskali w całym regionie sławę walecznych i nieustępliwych górali – a Rosja, widząc w tym swój własny polityczny interes, rozpoczęła ich dozbrajanie.

Sentyment z tamtych czasów – wzmacniany dodatkowo przez ideologię panslawizmu – przetrwał stulecia. Pod koniec lat 90. XX w., gdy Czarnogóra pozostawała w unii ze swoim północnym sąsiadem, Serbią (na czele wspólnego państwa stał Slobodan Milošević), Rosja była jej najwierniejszym sojusznikiem.

Większość nieruchomości na adriatyckim wybrzeżu Rosjanie kupili właśnie wtedy – na czas, gdy kraj podnosił się po nalotach NATO z 1999 r., przypadł rozkwit pierwszych fortun oligarchów. Ceny parceli były tu wtedy jeszcze stosunkowo niskie: to właśnie w Czarnogórze narodził się mit rosyjskich „nowobogackich”.

Między Wschodem a Zachodem

Obecny konflikt na Ukrainie postawił władze Czarnogóry w trudnej sytuacji. Poparcie dla członkostwa w NATO jest tu wysokie (46 proc.), zaś odkąd w ubiegłym roku do Unii Europejskiej przystąpiła sąsiednia Chorwacja, przyspieszyła również integracja z Brukselą – oba państwa konkurują o turystów z Zachodu, którzy podróżują nadmorską „magistralą adriatycką” – i Podgoricy nie są na rękę długie kolejki na zachodniej granicy. Z drugiej strony, gospodarcza zależność od Rosji rodzi obawę, że Kreml zechce sabotować zbliżenie tego kraju do struktur zachodnich. Na prorosyjskie lobby w Czarnogórze składają się m.in. przeciwne integracji z NATO partie opozycyjne, konserwatywny Serbski Kościół Prawosławny wraz z wchodzącą w jego skład Metropolią Czarnogóry i Przymorza, a także kilka organizacji pozarządowych.

Pomimo ich obiekcji, rząd w Podgoricy zdecydował w marcu o przystąpieniu do unijnych sankcji gospodarczych przeciw Rosji. Postąpił więc inaczej niż władze Serbii, która, mimo iż także aspiruje do członkostwa we Wspólnocie, odmówiła podjęcia kroków przeciw Kremlowi (dlaczego mielibyśmy zaprzestać importu swoich truskawek, skoro Francuzi sprzedają Rosji okręty wojenne? – pytała prasa w Belgradzie). Rząd w Podgoricy wezwał też Zachód do przyspieszenia procesu integracji jego kraju z NATO – w przyszłym roku Sojusz ma zdecydować o ewentualnym przyjęciu Czarnogóry.

Moskwa zareagowała nerwowo: zapowiedziała zniesienie przywilejów w handlu z Czarnogórą i wprowadzenie wiz dla obywateli tego kraju podróżujących do Rosji. W ostatnich latach Rosja ponownie stała się na Bałkanach asertywna. Choć porażkę poniósł jej sztandarowy projekt – budowy gazociągu South Stream, którego trasa miała przebiegać przez region (z projektu, pod presją innych państw członkowskich Unii, wycofała się Bułgaria), Kreml na nowo uruchomił tu swoją propagandę.

Rosyjska prasa cytowała niedawno przygotowany przez jeden z moskiewskich uniwersytetów raport „Czarnogóra: cena eurointegracji”. Z publikacji wynikało, że zbliżenie do Unii będzie w ciągu najbliższej dekady kosztowało ten kraj 1,5 mld dolarów. Autorzy opracowania narzekają: pod płaszczykiem walki ze zorganizowaną przestępczością i korupcją władze w Podgoricy zamykają rosyjskie firmy, a władze skarbowe kontrolują nieruchomości, których właścicielami są Rosjanie.

Z jednym raport trafia w sedno: walka z korupcją może zagrozić wpływom Kremla w Czarnogórze. To właśnie biznesmenów i oligarchów, nierzadko powiązanych ze służbami specjalnymi, oskarża się o korumpowanie miejscowych polityków, zaś niejasne związki wielu z nich z przedstawicielami władzy budzą podejrzenia prasy i organizacji pozarządowych.

Moskwie zapewne nie uda się powstrzymać Czarnogóry przed integracją z Zachodem. Miejscowi komentatorzy porównują rosyjskie ostrzeżenia do działalności istniejącego na przełomie lat 40. i 50. XX w. Kominformu [Biura Informacyjnego Partii Komunistycznych; jego celem było zapewnienie Stalinowi przewodniej roli w świecie komunistycznym – red.]. Wtedy Związek Radziecki otwarcie groził Jugosławii interwencją zbrojną. I choć z czasów zimnej wojny pozostała do dziś na Bałkanach pamięć o sztuce zręcznego lawirowania między sprzecznymi oczekiwaniami Zachodu i Wschodu, coraz częściej przypomina się tu, że już raz Kreml musiał zrezygnować z marzeń o dominacji nad regionem.

„Poradziliśmy sobie ze Stalinem, poradzimy i z Putinem”, mówią ze spokojem Czarnogórcy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2014