Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wyciek raczej późny, katalog „New Books from Poland” musi być gotowy przed Frankfurckimi Targami Książki (początek 11 października), a przydałby się już 27 sierpnia na targach w Pekinie. Tymczasem lista podobno nie jest jeszcze zamknięta...
Przyjrzyjmy się temu, co dzięki „Gazecie Wyborczej” mamy. Inaczej niż w latach poprzednich, kiedy przewagę miała literatura piękna wysokiej próby, tym razem postawiono na różnorodność tematyczną i gatunkową. Dobrze? Raczej tak sobie. Dlaczego? Nie tylko z powodu wątpliwej jakości niektórych spośród 23 pozycji. Układający listę nie bardzo chyba wiedzą, do kogo swoją ofertę kierują. Jak napisał Boy: „Z tym największy jest ambaras, / Żeby dwoje chciało naraz”. W tym przypadku nawet troje, bo po drugiej stronie potrzebny jest nie tylko wydawca gotów zainwestować w niepewne przedsięwzięcie, ale i tłumacz, niezastąpiony sojusznik w pertraktacjach z wydawcami. A czy ktoś będzie chciał wydać szkice Pawła Lisickiego „Dżihad i samozagłada Zachodu”, gdy księgarnie całego świata zasypane są publikacjami na podobny temat? Czy ktoś podejmie się publikacji 900-stronicowej powieści Stanisława Nowaka „Galicyanie”, która arcydziełem nie jest, za to napisana została językiem nieznośnie archaizowanym? Prędzej już sięgnie po równie grube „Wzgórze psów” Jakuba Żulczyka, które opowiada o współczesnej Polsce. „Nadberezyńcy” Floriana Czarnyszewicza (1900– –1965) to rzeczywiście arcydzieło odkrywające zapomniany świat polskiej szlachty zagrodowej wschodnich rubieży Rzplitej – czy jednak świat się nim zachwyci, skoro w Polsce nie jest czytane? Pytanie, czy ktoś się skusi na prozę Bronisława Wildsteina i wiersze Wojciecha Wencla albo biografię o. Kolbego pióra Tomasza Terlikowskiego, niech zostanie otwarte.
Beata Stasińska, wydawczyni świetnie zorientowana w międzynarodowym rynku książki, ocenę listy w portalu OKO.press tak podsumowała: „Można zaproponować nieznanemu wydawnictwu dostatecznie wysoką dotację, by przekonać go do wydania dzieła »naszego autora«. Książka taka w archiwum wydawnictwa będzie leżeć tak długo, jak wydawnictwo będzie istnieć, ale nie będzie ani promowana, ani dystrybuowana. Bo po co? W tym czasie liczący się na rynkach wydawcy zaczną wydawać książki z innych krajów. Jest przecież tyle dobrej literatury. A tłumacze przypomną sobie, że oprócz polskiego znają jeszcze rosyjski albo czeski”. Oby się to proroctwo nie spełniło. ©℗