Planeta obraca się z trudem. Nowy tom opowiadań Grzegorza Bogdała

Rzeczywistość, w której pojawia się „Wielki chłopak”,nie jest wesoła, raczej szara niż kolorowa,czasem wręcz przerażająca. Klimat? Mglisty, deszczowy, wilgotny.Ale za to jak opisany!

09.10.2023

Czyta się kilka minut

Planeta obraca się z trudem

Minęło sześć lat i po świetnej „Florydzie” przyszła na Grzegorza Bogdała próba drugiej książki. Od razu powiem: nie ma rozczarowania, nie ma też odcinania kuponów od tamtego sukcesu, bo „Idzie tu wielki chłopak” to książka całkiem inna.

Nie tylko dlatego, że opowiadanie tytułowe ma cztery części i rozwija się w mikropowieść o Szymonie i jego rodzicach oraz o papudze kakadu po przejściach i małpce kapucynce. Rozwija się zresztą także wstecz, mamy tu sceny z festiwalu w Jarocinie, na który rodzice zabrali małego Szymka. Brak fajerwerków czarnego humoru, które pojawiały się w pięciu monologach z „Florydy” (przypominam, że narrator „Oczka w głowie” obciął mamusi głowę siekierą, ale ta dalej gotowała mu pyszny rosół), humor, bardziej dyskretny, kryje się teraz raczej w języku. Języku, który jest równie mocny i trafny jak w pierwszej książce, a wewnętrzna spójność wykreowanego świata może nawet większa.

„Od początku padał deszcz i nic nie dało się zrobić” – to pierwsze zdanie ostatniego z opowiadań, w którym stuletnia aktorka Julia wraca przed kamerę, by reżyserce-dokumentalistce opowiedzieć o swoim największym sukcesie, filmie „Wyspa”, w realiach, w których ten film nakręcono. Tyle że nie ona jest u Bogdała główną bohaterką, a Barbara, jej samozwańcza opiekunka, zdziwaczała wnuczka jej brata, i synek Barbary Henio, uprzykrzający wszystkim życie zagadkami.

„Planeta obracała się z trudem” – zdanie przedostatnie mogłoby być mottem całości. W ogóle mocnych fraz proszących się o zacytowanie („W dniu swoich urodzin Szymon odstawił swojego ojca do wariatkowa” – tak brzmi początek części drugiej utworu tytułowego) jest tu wiele, a finałową scenę z „Wyspy”, w której Henio, przymuszony przez matkę, z mozołem wiosłuje przez mgłę w nieznane, można by potraktować jako metaforę losu.

Klimat bowiem jest tu nie tyle może mroczny, ile właśnie mglisty, deszczowy, wilgotny. Bywa błotniście, a stado dzików zamienia osiedlową ulicę w babrzysko. „Dziki ryją trawnik, nic innego ich nie obchodzi, chrapią i ciamkają z radochy. Zwaliste, brunatne cielska pochłaniają światło i oddają żar, od szczeciny można by odpalić papierosa, zaciągnąć się wonią ściółki i przyschniętego do zadów błota”; być może Bogdał jest pierwszym pisarzem, który wprowadził do polskiej literatury zjawisko inwazji dzików na nasze miasta?

Bohaterowie są osobni, z trudem nawiązują relację z drugim człowiekiem, czasem zupełnie z niej rezygnują, jak rodzice Szymka, skutecznie izolujący się od siebie, choć mieszkają w jednym domu. W tym świecie wszystko niemal okazuje się uciążliwym wyzwaniem, jak ów kamień nerkowy, który Szymon ma urodzić, i nic się na ogół nie udaje – także komiks, nad którym Szymon długo pracuje, jego samego przestaje interesować.

I na wszystko jest za późno: „Nagle pomyślałem, że przegapiłem moment, kiedy mogłem dokonać jakiejś młodzieńczej zbrodni. Teraz byłbym zdolny jedynie do czegoś obrzydliwego, na wieść o czym odechciewa się jeść”. To bohater opowiadania „W górę serca”, dźwigowy, któremu właśnie umarł pies i który spędził noc w kabinie żurawia… A nadzieja? Jakoś jej nie widać, a wiara też jej nie daje. Barbara „w ciemnościach straciła pewność, czy jest tu sama. Kiedyś wcale nie wierzyła, a teraz był to najgorszy wyobrażalny Bóg”.

Tak, rzeczywistość w której pojawia się „Wielki chłopak”, nie jest wesoła, raczej szara niż kolorowa, czasem wręcz przerażająca, ale za to jak opisana! „Lektura tych tekstów nie prowadzi do poczucia zadomowienia, choćby w złu i nieszczęściu, lecz wytrąca z równowagi. Groza zderza się tu z ironią, wydarzenia przybierają nieoczekiwany obrót (lub przeciwnie: fatalna siła pcha je w jednym kierunku), postaci zaskakują swoim zachowaniem, a finały historii pozostawiają czytelnika równie bezradnym jak ich bohaterów” – tak pisał Bogdał o opowiadaniach Flannery O’Connor. Dostrzegam pewne zbieżności – choć wydaje mi się, że u auto-ra „Florydy” więcej jest chyba współczucia. ©℗

Grzegorz Bogdał IDZIE TU WIELKI CHŁOPAK Wydawnictwo Czarne 2023

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2023