Projekt snobka

W TVN-owskim reality show, mającym przemieniać „niegrzeczne dziewczyny” w „damy”, jak w wielu podobnych programach mydli się oczy widzów hasłami o szczytnych celach. Co nie przeszkadza w usuwaniu uczestniczek, które nie przemieniają się w damy wystarczająco szybko i radośnie.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

Iwona Radwan-Sado musztruje uczestniczki „Projektu Lady”, Radziejowice, grudzień 2016 r. / BARTOSZ KRUPA / EAST NEWS
Iwona Radwan-Sado musztruje uczestniczki „Projektu Lady”, Radziejowice, grudzień 2016 r. / BARTOSZ KRUPA / EAST NEWS

Dama nie musi mieć wielkich pieniędzy. Nawet gdy pieniędzy brakuje, wciąż można obcować z pięknem. Kiedyś przeczytałam inspirujące zdanie: »Jeśli masz akurat na bochenek chleba, to kup pół, a za resztę – bukiecik fiołków«”. Ten absurdalny cytat pochodzi z książki „Jak zostać Damą? Niezwykły poradnik dla kobiet”. Jego autorka, Irena Kamińska-Radomska, wykładowczyni i trenerka etykiety biznesu, protokołu dyplomatycznego, dress code’u i wystąpień publicznych, jest też mentorką i jurorką w programie, w którym kilkanaście „niegrzecznych dziewcząt” ma przemienić się w „damy”.

Polska lejdi

„Projekt Lady” to polska wersja brytyjskiego „Ladette to Lady”. Pierwszy sezon został wyemitowany przez TVN w zeszłym roku, drugi uprzyjemnia widzom tegoroczne wakacje. W programie biorą udział kobiety w wieku od 18 do 29 lat, które „nie dbają o maniery, imprezują do białego rana, a swoim zachowaniem przyprawiają rodzinę i znajomych o ból głowy. Przebojowe, hałaśliwe, hardcorowe, prowokacyjne, ale i takie, które zamiast rozmów o babskich fatałaszkach wolą mecz piłki nożnej”. Spędzają one kilka tygodni w pałacu w Radziejowicach, by tam – pod okiem prowadzącej Małgorzaty Rozenek-Majdan, dwóch mentorek (drugą jest Tatiana Mindewicz-Puacz, psychoterapeutka, coach i trenerka rozwoju osobistego) i innych specjalistów od szyku i stylu – przeobrazić się w damy. Uczestniczki mają lekcje savoir-vivre’u, autoprezentacji, dress code’u i etykiety biznesowej oraz warsztaty rozwoju osobistego. Uczą się też rysunku, gotowania, jazdy konnej i strzelania z dubeltówki.

Jak w wielu innych programach tego rodzaju, tu również mydli się oczy widzów i uczestników hasłami o szczytnych celach („W naszym eksperymencie chodzi o to, aby dać szansę” i „otworzyć drzwi do nowego, lepszego życia”), co nie przeszkadza oczywiście w cotygodniowych eliminacjach i usuwaniu z programu uczestniczek, które nie przemieniają się w damy wystarczająco szybko i radośnie. Uczestniczka, która najlepiej spełnia oczekiwania mentorek-jurorek, wygrywa i otrzymuje tytuł „Damy Projektu Lady” oraz trzymiesięczne stypendium w renomowanej szkole językowej w Wielkiej Brytanii.

Aby jednak móc dostąpić tego zaszczytu, trzeba nie tylko dokonać zewnętrznej metamorfozy (z uśmiechem nosić kretyński mundurek „szkoły w Radziejowicach”, grzecznie pozwolić stylistom na robienie z fryzurą i odzieżą, co tylko zechcą) i zmienić swoje zachowanie (zrezygnować z przekleństw, nauczyć się manier i zapamiętać, że przed posiłkiem nie mówi się „smacznego”, nawet jeśli jedna z mentorek to robi), ale przede wszystkim – dzielnie znosić upokorzenia.

Dobry przykład

Zaczyna się, zanim przestąpią próg pałacu. Uczestniczki nie są podwożone pod samo wejście, lecz nieco dalej – tak, by mentorki mogły obserwować przez okno, jak ciągną po śniegu ciężkie walizy, i komentować ze zgrozą ich wygląd. Później następuje wyniosłe powitanie i kolejne pogardliwe komentarze („Chciałaś damę? Masz damę!”). Jest to też pierwsza „lekcja” savoir­-vivre’u, z której można się dowiedzieć, że damy (mentorki) okazują pogardę, np. na prośbę o pomoc z wniesieniem na schody monstrualnej walizki, odpowiadając: „Dasz radę. Dałaś radę zapakować, to dasz radę wnieść”.

Kolejna lekcja – już oficjalna – odbywa się przy stole. Najpierw uczestniczki prezentują sposób jedzenia, jaki wyniosły z domu, czym gorszą mentorki co najmniej tak, jakby się przy tym stole wypróżniały (Kamińska-Radomska: „Musiałam wspiąć się na wyżyny swojej cierpliwości, żeby to wszystko wytrzymać”). Następnie dowiadują się, że „kanapki w menu damy nie istnieją”. Rezygnacja z kanapek jest zresztą polecana przez autorkę „Jak zostać Damą?”: „Zacznijmy może od tego, aby zjeść śniadanie, łamiąc chleb i smarując go po kawałeczku. Po jakimś czasie nawet ci do głowy nie przyjdzie, żeby zrobić sobie wielką kromkę chleba, z której wszystko spada”.

Kolejny krok w programie to wprowadzenie „w świat elegancji, klasy i stylu”, czyli nauka chodzenia z gracją w szpilkach, prowadzona przez choreografkę i producentkę pokazów mody Iwonę Radwan-Sado. Choć wiadomo, że chodzenie w takich butach jest szkodliwe dla układu kostno-stawowego kobiety, dama musi posiadać tę umiejętność. Mindewicz- -Puacz o jednej z uczestniczek powiedziała, że jest „piękną, mądrą i bardzo wartościową kobietą. Jedyne, czego jej brakuje, to wiary w to, że szpilki, sukienka czy dobrze skrojona garsonka nie uczynią jej słabszą”. Najwyraźniej nie wystarczy być mądrą, wartościową i piękną – trzeba to naturalne piękno wyeksponować. Naturalnie: w jedyny dopuszczalny sposób.

Atrakcyjny towar

Uczestniczki „Projektu Lady” mają również zajęcia, które teoretycznie mogłyby przydać się im w życiu – warsztaty mające na celu zwiększenie poczucia własnej wartości. Czy jednak poczucie to da się zbudować na nadziei, że po schudnięciu będzie się mieć idealne proporcje (sic!; mentorka-coach kazała jednej z kobiet powtarzać: „Mam bardzo ładne proporcje. Jak schudnę, to będą idealne. Łydki już teraz wymiatają”)?

Podczas tych samych warsztatów Mindewicz-Puacz zaprezentowała uczestniczkom wyniki „eksperymentu” przeprowadzonego przez „znajomego profesora” (w rzeczywistości magistra Michała Przymusińskiego z Collegium Civitas), który wręczył studentom zdjęcia uczestniczek programu (sprzed „metamorfozy”) i poprosił o opisanie pierwszego wrażenia. „Eksperyment” – mający udowodnić, że ludzie oceniają innych po wyglądzie, a oceny te bywają bardzo krzywdzące – powiódł się. Uczestniczki musiały przeczytać na głos opinie o sobie: „wulgarna, tandetna laska”, „to w ogóle jest kobieta?”, „bez kija nie podchodź” czy „towar wielokrotnie macany staje się nieatrakcyjny”. Ocen pozytywnych nie odczytano, mimo że i takie się pojawiły…

Choć trenerka zapewniła, że „nie warto brać tych opinii do siebie, natomiast warto się im przyglądać”, przesłanie jest jasne: należy starać się swoim wyglądem przypodobać jak największej liczbie ludzi, być jak najbardziej „atrakcyjnym towarem”! Nieważne, jak sama czujesz się w danym stroju, makijażu czy fryzurze.

Tatiana Mindewicz-Puacz również wydała niedawno książkę – „Luz. I tak nie będę idealna” – w której m.in. wyjaśnia kobietom, jak „uwolnić się od zgubnego wpływu opinii innych”. Zachęca w niej kobiety, by przestały dążyć do nieosiągalnego ideału. Tyle że w TVN-owskim show robi coś przeciwnego: wtłacza uczestniczki w ramy „lejdi” – kobietki cichej, spokojnej, „grzecznej”, przejmującej się opiniami, w spódnicy do kolan i dyskretnym (ale obowiązkowym) makijażu itd. – i taki, jedynie słuszny wzór kobiecości promuje.

Przejawy luzu krytykuje lub karze, eliminując z programu kolejne uczestniczki albo wyznaczając im „konsekwencje” działań sprzecznych z ideałem. Mówi im, jak radzić sobie ze stresem, ale też sama ten stres potęguje, np. przeciągając w nieskończoność – dla lepszego efektu widowiskowego (im więcej emocji, tym lepiej) – podanie informacji o tym, kto danego dnia opuszcza program. Nawet pochwał nie przekazuje normalnie, lecz najpierw straszy i stresuje. Jedna z uczestniczek, która zainicjowała pomoc trzem ukaranym koleżankom, zanim doczekała się łaskawej pochwały, została dwukrotnie skrytykowana za złamanie zasad i dwukrotnie się z tego powodu popłakała.

Savoir-vivre á rebours

Czy „dama” postępuje w ten sposób z ludźmi? Najwyraźniej tak: mentorki wychodzą z założenia, że szacunek należy się wybranym (Mindewicz-Puacz: „zanim kobiety oczekują szacunku od innych, muszą się szanować same”). Z drugiej strony oznaką braku szacunku jest według nich nieumiejętność prawidłowego trzymania sztućców…

Widząc pełen pogardy i przemocy psychicznej oraz symbolicznej stosunek mentorek do uczestniczek, można odnieść wrażenie, że savoir-vivre to zbiór zasad dla gardzących gawiedzią snobów. Nie jest tak, o czym przekonuje popularyzator etykiety Wojciech Wocław w książce „­Savoir-vivre, czyli jak ułatwić sobie życie”. Pisze on: „To nie wynalazek samozwańczego dyktatora dobrego smaku, to nie przeterminowane salonowe mądrości, tylko recepta na udane relacje z ludźmi. Osoba znająca zasady etykiety nigdy celowo nie poniża innych ani nie pozwala im poczuć się gorszymi”.

TVN promuje więc wykrzywioną wersję savoir-vivre’u, który służy wywyższaniu się jednych (bogatszych, lepiej wykształconych, wyfiołkowanych) nad drugimi (wykluczonymi, biednymi itd.). Jeśli tak mają teraz wyglądać dobre maniery, to wolę podróżować pociągiem z chamką, która je kanapki, chodzi w glanach albo mini, za to z uśmiechem pomoże włożyć walizkę na półkę – nawet jeśli zaklnie: „O k… , ale ciężkie!” – niż z damulką, która na prośbę o pomoc zareaguje pogardliwym „Dasz radę”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Inicjatorka kampanii „Kocham. Nie daję klapsów” i akcji „Książki nie do bicia”, specjalizuje się w tematyce praw dziecka. Doktor nauk humanistycznych w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Doktorat o udziale dzieci w programach reality show obroniony w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017