Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy na Białorusi Wenezuelczyk nawoływał do budowy bilateralnego ładu geopolitycznego, Łukaszenka odpowiadał, że Mińsk wreszcie odwiedził polityk sprzeciwiający się kolorowym rewolucjom. Chavezowi, jak Łukaszence, naród próbował już wyrwać władzę: obaj nie zawahali się stłumić rewolty siłą. Prezydent Białorusi mówił: "Moja broń jest twoją bronią" i obiecywał złożenie wizyty w Caracas (możliwe, że wcześniej dojdzie do spotkania na Kubie). Dla Łukaszenki to okazja do przełamania międzynarodowej izolacji: podczas dwunastu lat sprawowania urzędu był za granicą tylko kilka razy.
Jednak wizyta na Białorusi była dla Chaveza jedynie rozgrzewką przed spotkaniem z Putinem i przed robieniem prawdziwych interesów. Prezydent Wenezueli dokonał zakupów za ponad trzy miliardy dolarów, bo na tyle opiewają kontrakty na broń, która z Moskwy poleci do Caracas. W dodatku Łukoil i Gazprom mają się zająć eksploatacją wenezuelskiej ropy i gazu. Przybysz zza Atlantyku namawiał Rosję do pomocy Wenezueli w budowie gazociągu idącego przez Amerykę Południową, co pozwoliłoby Chavezowi wzmocnić pozycję w regionie i jeszcze bardziej zdenerwować USA. I choć Putin podkreślał, że spotkanie nie jest w nikogo wymierzone, to zarazem pokazał, iż nie liczy się ze zdaniem Waszyngtonu - George W. Bush nawoływał bowiem do niesprzedawania broni Wenezueli. Nie bez powodu Putin mówił, że kraj ten to dla Rosji prawdziwy partner i obiecał wspierać Wenezuelę w zajęciu przez nią miejsca w Radzie Bezpieczeństwa ONZ.