Praduszki. Co łączy neandertalczyka i pamięć o zmarłych

W budce fotograficznej wykonałem autoportret, który miał podpowiadać, jak wyglądałbym jako neandertalczyk. Nie dostrzegłem żadnych różnic. Obsługa poinformowała mnie, że widocznie mam neandertalską urodę.

31.10.2022

Czyta się kilka minut

Rekonstrukcja wizerunku kobiety z epoki paleolitu oparta na szczątkach ze stanowiska Abri Pataud w południowo-zachodniej Francji. Autorką rekonstrukcji jest Élisabeth Daynès. /  / ENTRESSANGLE / E. DAYNES / EAST NEWS
Rekonstrukcja wizerunku kobiety z epoki paleolitu oparta na szczątkach ze stanowiska Abri Pataud w południowo-zachodniej Francji. Autorką rekonstrukcji jest Élisabeth Daynès. / / ENTRESSANGLE / E. DAYNES / EAST NEWS

Wszystko zaczęło się od fabularyzowanego filmu dokumentalnego „Odyseja rodzaju ludzkiego” ­Jacques’a Malaterre’a z 2003 r. Pokazano w nim z bliska życie ludzi przed setkami tysięcy i milionami lat. Wrażenie realizmu było dojmujące. Nie mogłem oderwać wzroku od ekranu, bo od dzieciństwa mieszkam w kolebce ludzkości na ziemiach polskich – w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Ale prehistoria była dla mnie przez lata abstrakcją, treść zapisana na tablicach informacyjnych przy jaskiniach w Jurze wydawała się napisana obcym, hermetycznym językiem. Nie sądziłem, że do ich zrozumienia jest mi potrzebne narzędzie, którym posługuję się codziennie – wyobraźnia.

Po obejrzeniu tego dokumentu zacząłem zaglądać do jaskiń, czytać fachową literaturę. Podjąłem też pracę nad książką inspirowaną tą tematyką pt. „Dom ojców”. Znalazłem w sieci fotografie rekonstrukcji prehistorycznych postaci. Były wykonane z dużą wrażliwością przez francuską paleoartystkę Élisabeth Daynès na podstawie aktualnej wiedzy naukowej. Po raz pierwszy zamiast karykatury ujrzałem człowieka, wielu ludzi. Na przykład „chłopca z Turkana”, z gatunku Homo erectus, który żył około 1,5 miliona lat temu, i jak dla mnie, niewiele różni się od tych, których spotkałem w podróży. Wtedy też przypomniałem sobie scenę z wczesnej podstawówki. Zapytałem na korytarzu księdza, co z ludźmi, którzy żyli długo przed Chrystusem: na jakiej podstawie będą sądzeni, i co ze zbawieniem. Jego odpowiedź mnie nie przekonała. Poza tym w szkole historia Polski zaczynała się od Mieszka I.

Przez dwa lata pracy nad książką najczęściej pytano mnie, po co to robię. Wyczuwałem nieufność, jakby prehistorii mojego gatunku nie dało się traktować serio. Te reakcje rozmówców mówiły o współczesnym człowieku więcej niż próba syntezy kilku milionów lat ludzkich dziejów. Wielu z nich oczekiwało szczególnego zysku intelektualnego: „Poświęcając tyle czasu na tak abstrakcyjną tematykę, chcesz pewnie dowiedzieć się czegoś odkrywczego o nas, istotach współczesnych”. Ale nie, nie sądziłem tak. Odpowiadałem: „Robię to z czystej ciekawości i w poczuciu piękna tej opowieści”.

W gruncie rzeczy kierowałem się podobną motywacją, która wiodła Homo sapiens przez świat, czyli chęcią poznania. Później, kiedy praprzodkowie stali mi się zwyczajnie bliscy, dołączyło współczucie dla ich losu, bo sami, przed powstaniem sztuki i pisma, nie mogli osadzić się w zbiorowej wyobraźni. Widziałem w nich wówczas, zupełnie niesłusznie, tylko nieme ofiary, których poświęcenie pozwoliło przyszłym pokoleniom homo zapanować nad naturą, zostać „koroną stworzenia”.

Kwestia, która wyłoniła się na marginesie tych dyskusji, sięgała więc samej istoty. Czy chcemy pamiętać o zmarłych, bo byli, czy ze względu na ich zasługi?

Problem skali

Sukces Homo sapiens, poza innymi czynnikami, opiera się na unikalnej zdolności skutecznych działań lokalnych, wspartych darem oceny zjawisk w szerszej perspektywie. Troszczymy się bardziej o to, co bliżej, inaczej ­ byśmy nie przetrwali. ­Wszelkie współcześnie nośne postulaty „czułości” i „uważności” dotykają przecież głównie tej sfery.

Zaskoczeniem, a nawet szokiem dla laika, który po raz pierwszy przyswaja wiedzę o prehistorii, jest fakt, że do Europy pierwszy wkroczył nie Homo sapiens, lecz około miliona lat temu Homo erectus. To on postawił pierwszy stopę na kontynencie. Wiele wskazuje na to, że komunikował się, troszczył o swoich, budował szałasy. W chłodnym ­klimacie Europy jego ciało ewoluowało – pojawił się Homo ­heidelbergensis, który dotarł na ziemie polskie. Dopiero po nim nastąpiła epoka neandertalczyka. Znajoma archeolożka pokazała mi współczesną grafikę, która ilustruje spotkanie neandertalczyka z Homo sapiens. Antropocentryzm dotknął nawet tę dziedzinę. Widzimy skruszonego neandertalczyka odzianego w obdarte zwierzęce skóry, którego mierzy wzrokiem pewny siebie biały Homo sapiens. Tymczasem, jak powiedziała archeolożka, było raczej na odwrót. To neandertalczyk był wtedy królem Europy. Homo sapiens, pewnie jeszcze ciemnoskóry, musiał być na tym etapie migracji przerażony jej dzikimi puszczami i zimnem. Na dobre wkroczył do Europy około 50 tys. lat temu, mógł wtedy spotkać tu neandertalczyka.

Wiedza o prehistorii jest stale aktualizowana. Niewiele można tu stwierdzić z całkowitą pewnością. Najdawniejsza przeszłość jest dynamiczna, w ciągłym ruchu, opowiadana wciąż na nowo. Wczorajsze rewelacje mogą być dziś bez znaczenia.

Kilka tygodni temu media obiegła wiadomość, iż narzędzia znalezione kilkadziesiąt lat temu w jaskini Tunel Wielki niedaleko Krakowa pochodzą nie sprzed około 50 tys. lat, jak wcześniej sądzono, ale sprzed pół miliona lat. To norma w pracy archeologów – największą sztuką nie jest wykopać artefakty z ziemi, tylko trafnie je sklasyfikować. Znalezione w jaskini narzędzia znajdowały się przez lata w kartonach podobnie jak wiele innych, które nie zostały zbadane. Udało się ostatnio zespołowi polskich naukowców. To ważne odkrycie dotyczy epoki przed neandertalczykiem. Europę zasiedlał wówczas jego ewolucyjny poprzednik z gatunku Homo ­heidelbergensis. Polskich naukowców zaskoczyło, że narzędzia Homo heidelbergensis zostały znalezione w jaskini. Podobno bardziej preferował on wtedy otwarte stanowiska. Jaskinia Tunel Wielki położona nad Doliną Sąspowską dawała jednak dobre schronienie tym pierwszym eksploratorom. Być może dalsze badania doprowadzą do odkrycia w jaskini ich szczątków. Byłyby najstarszymi na ziemiach polskich.

Dolina Sąspowska jest długa i słoneczna, ze stromymi łąkami porośniętymi modrzewiami. Często tam bywam. Zimą przemierzam ją na biegówkach. Jest pusto, o zmierzchu w oknie samotnego domu pełga gęste światło. Wtedy lepiej myśli się o niecodziennych sprawach. Wyobrażam sobie, jak pół miliona lat temu odważni pionierzy odkrywali tę dolinę. Nigdy wcześniej nie było tu człowieka. Za nimi długa droga zza Beskidów. Noclegi na wzgórzach, by trafnie wybrać trasę wędrówki. Poranione nogi. Chrypa. Ale też radość, bo to miejsce jest jak naturalny dom. Jaskinie są wysoko, ponad dnem doliny, czysty strumień, światło. Dzieci wskazują palcem na fantazyjne kształty wapiennych skał. Przebierają nogami z radości. Z jaskini Tunel Wielki niesie się już twardy dźwięk uderzeń tłuka o kamień. Urwiska strącają go na kwieciste polany. Z lasu wyłaniają się trzy postacie. Ich krągłe ciała lśnią. Matka niesie na ramieniu mokry drąg.

Czym był raj?

Prehistoria częściej występowała w literaturze fantasy niż jako materia realistycznej prozy. Próbował tego Joseph Henri Rosny w „Walce o ogień” czy Jean Marie Auel w cyklu „Dzieci Ziemi”. Noblista William Golding za swoją najlepszą powieść uznawał „Spadkobierców” wydanych w 1955 r. Książka opowiada o spotkaniu klanu neandertalczyków z Homo sapiens z perspektywy tych pierwszych. Z opinią autora nie zgadzało się wielu krytyków, ale ja całkowicie podzielam jego zdanie. Golding wykonał gigantyczną pracę w języku, by odmalować jedno z największych wydarzeń w dziejach ludzkości. To w gruncie rzeczy karkołomne zadanie, bo nie mamy wciąż pewności, kiedy zrodził się język, choć istnieje szereg przesłanek, by uznać, iż znacznie wcześniej, niż sądziliśmy do tej pory, przypisując ten wynalazek Homo sapiens.

Już około 500 tys. lat temu Homo erectus na wyspie Jawa wyrył zębem rekina na muszli geometryczny ciągły znak, w którym znać jego intencjonalność. Ale nie znamy logiki, jaką posługiwały się inne gatunki ludzkie. Ich świat pozostanie w dużej mierze tajemnicą.

Zapewne zdawali sobie z tego sprawę nasi poeci, Wisława Szymborska czy Zbigniew Herbert. W ich utworach wątek paleolitu jest wszak obecny. Herbert w pewnym okresie życia był zafascynowany prehistorią, poszukując w pierwszych ludzkich symbolach źródła naszych tożsamości i klęsk. Zawsze intrygowało mnie, dlaczego nie zechcieli w swojej twórczości wyruszyć w odległą przeszłość zdominowaną przez biologię, której język był pierwotnym źródłem tychże symboli. Prehistoria, tak jak przyroda, jest wyzwaniem dla języka literatury. Częściej szukamy w niej znaków podatnych na interpretację – rytu, malowidła, wzoru, dzięki którym możemy utożsamić się z pierwszymi ludźmi.

Dwa lata temu podczas wyprawy z grupą polskich archeo­logów wysoko w uzbeckim Tien-szanie, w trakcie samotnej wędrówki natknąłem się na ryty pochodzące prawdopodobnie z epoki brązu. To niezapomniane przeżycie – raz w życiu poczułem się jak prawdziwy odkrywca. Jeden z rytów na stromej płycie skalnej przedstawiał małą, chyba dziecięcą dłoń. Wiadomość sprzed epoki pisma: hej, byliśmy tu. Czarny ryt na jasnej skale wydawał się przetarciem na powierzchni rzeczy, pod którą skryli się zmarli. Przyłożyłem do niego swoją rękę.

Żyjąc w domu praprzodków, codziennie poruszam się ich śladami. Skalny labirynt Jury nie pozwala obumrzeć wyobraźni. Przemierzam go od ćwierć wieku, a wciąż odkrywam coś nowego. Często czuję się jak w podstawówce, kiedy eksplorowałem ją na rowerze. Niewykluczone, że na pewnym etapie ewolucji te pół miliona lat temu przy jaskini Tunel Wielki jej lokatorzy też widzieli świat jak duże dzieci, które już świadomie wybierają, ale rzeczywistość była wciąż tak bliska ich ciał i wzbudzała tak intensywne poczucie piękna, że może to bywał raj? Mimo strasznej nocy.

Szlakiem prehistorii w Niemczech

Tego lata jechałem autem przez Niemcy. Zaplanowałem trasę tak, by zobaczyć m.in. Bilzingsleben w Turyngii, jedno z najstarszych stanowisk w Europie Centralnej. W końcu dotarłem na miejsce. Jest to samotny budynek w środku pól w harmonijnym pofalowanym krajobrazie, małe muzeum. Czułem się podekscytowany. Nadrobiłem sporo drogi, żeby tu dotrzeć, ale pracownik w kasie biletowej poinformował mnie, że akceptują tylko gotówkę. Chyba dostrzegł zawód na mojej twarzy, bo od razu powiedział: „Proszę się nie martwić, jest pan moim gościem”.

Prócz mnie była tam, u schyłku wakacji, rodzina z dziećmi. Pod szybą widać wykop, w gablotach parę rekonstrukcji artefaktów, kilka tablic informacyjnych. Atrakcją jest filmowa wizualizacja odtwarzana na wielkim ekranie. Zobaczyłem jezioro i osadę, która znajdowała się w tym miejscu około 4 tys. lat temu. Rodzinę. Ogień. Wspólny posiłek. Aż tyle. Budzi podziw profesjonalizm i troska, z jaką traktuje się u naszych sąsiadów miejsca naszych pramatek i pra­ojców. Ich obecność w zbiorowej świadomości może być jedną z miar dojrzałości kultury.

Następnie wybrałem się do kolebki archeologii w Europie: słynnej doliny Neandertal na zachodzie Niemiec. Muzeum Neandertalskie w Mettmann jest tłumnie odwiedzane. Nowoczesne, starannie zaprojektowane robi wrażenie. W nim po raz pierwszy ujrzałem oryginalne rekonstrukcje wykonane przez Élisabeth Daynès. Twórcom muzeum udało się kluczowe przesłanie: to byli ludzie, nasi poprzednicy, krewni. Mieszaliśmy krew z neandertalczykami. Nosimy w sobie ich geny. Błękitne oczy. Rude włosy. W specjalnej budce fotograficznej wykonałem autoportret, który podpowiada, jak wyglądałbym jako neandertalczyk. Poszedłem do obsługi, bo sądziłem, że coś nie działa: nie dostrzegłem żadnych istotnych różnic. Pracownik ­poinformował mnie, że wszystko w porządku, widocznie mam neandertalską urodę.

Przy jednym ze stanowisk przystanąłem zdumiony. Oglądałem rekonstrukcję kobiety z gatunku pierwszych hominidów sprzed około 3 milionów lat. Nie byłem świadomy, jak byli niscy i drobni. Tylko, co to znaczy „niski i drobny”? Kto tu jest anomalią? To pytanie, które stawia Frank Westerman w książce „My, człowiekowate”. Niektóre postacie mogą przerażać. Ludzki umysł słabo toleruje pogranicza, światy, które trudno skategoryzować. Taki jest Homo habilis, który żył ponad 2 miliony lat temu w Afryce. To pierwszy hominid, który regularnie wytwarzał kamienne narzędzia. Poprzedzający go australopitek przypomina bardziej małpę, wzbudza raczej ciekawość i uśmiech. Gatunki po Homo habilis są już bliższe współczesnemu człowiekowi. Homo habilis jest natomiast jak hybryda – to, co w nim ludzkie, wydaje się nieudane i dzikie, bo nieprzewidywalne. W innym miejscu uśmiecha się do nas neandertalska dziewczynka. W ubraniu, z ozdobami na ciele. Około 50 tysięcy lat temu Ziemię zasiedlało jeszcze kilka gatunków ludzkich. Homo sapiens, neandertalczyk, denisowianin, na wyspie Flores Homo floresiensis, słynny hobbit z Flores, prawdopodobnie skarlały następca Homo erectus, który dotarł na wyspy, pokonując akweny. Czy musieli wyginąć? Czy te gatunki były mniej zaborcze niż Homo sapiens? Czy pragnienie podboju, którego nie wykorzeniła kultura, naprawdę leży w naszej naturze?

Takie wątki przychodzą do głowy, kiedy jedzie się przez niemiecką prowincję. Dawno nie podróżowałem po Zachodzie bocznymi drogami. Nigdy nie widziałem tak wyludnionych miejsc jak wtedy, w Niemczech. Wyglądały jak opuszczone bez pośpiechu. Każdy zdążył uporządkować podwórko. Dziesiątki wsi, w których nie spotkałem człowieka. Pejzaż stawał się coraz bardziej nieruchomy. W miasteczku, w którym zatrzymałem się na nocleg, na próżno szukałem otwartego sklepu. Na ławce przez telefon rozmawiał w swoim języku gastarbeiter. Jego głos niósł się pustą ulicą, jak w jaskini. Pół miliona lat temu pod dzisiejszym Bilzingsleben było więcej życia.

Kapliczki

Mieszkam blisko miejsc użyźnionych prochem praprzodków. Miejscowi chłopi wywozili z jurajskich jaskiń namuliska i nawozili nimi pola. Kończąc pracę nad swoją książką, odczułem niedosyt. Czułem, że jestem winny coś ekstra dziesiątkom tysięcy pokoleń. Chciałem przywrócić im twarz ze świadomością, że ma to wymiar wyłącznie symboliczny. Najpierw poprosiłem wydawnictwo, by umieścić w książce fotografie rekonstrukcji prehistorycznych postaci. Powiesiłem je też na ścianie we własnym domu. Pragnąłem, by były obecne w przestrzeni publicznej. Zaprojektowałem drewniane konstrukcje, które przypominają wiejskie kapliczki. Znajdą się w nich prehistoryczne portrety. Sądzę, że Matka Boska się nie obrazi. Należy im się choć to, zepchniętym na margines opowieści o historii. Zależało mi, by instalacje pojawiły się właśnie teraz.

Dziś wyjątkowo potrzeba bodźców, które nie pozwolą nam się odczłowieczyć w trudnej walce o przetrwanie. Pierwsze cztery instalacje, ze wsparciem finansowym Fundacji Dzielna, pojawią się w Krakowie. Następnie planuję umieścić je poza miastem, w lasach czy na rozstajach dróg. Ufam, że nie trafią na wandali. Jestem ciekaw reakcji ludzi, którzy się na nie natkną. Ci, którzy je już widzieli, zwracają uwagę na spojrzenie, jakim obdarzyła figury francuska artystka. Trudno obok nich przejść obojętnie. Są dla nas niezwykłym lustrem. Reprezentują realne postaci, do których mamy jednak dostęp głównie dzięki wyobraźni. Istnieją na pograniczu fikcji.

W czasach kryzysu wspólnoty są dla mnie jak klan, który mogę wizualizować z wiarą, że mógłbym na niego liczyć. Dla wielu ich wizerunki, moim zdaniem niesłusznie, symbolizują zagrożenie dla postępowego myślenia, regres ku plemienności i patriarchalnym wartościom. Te obrazy mogą też słusznie prowokować pytanie o granicę poznania. Świadomość, kim byliśmy, może wywołać uzasadniony niepokój. W ostatnim czasie, pełnym przemocy, strzałka ewolucji drży, jakby miała zawrócić. Niewykluczone więc, że to również podświadomy lęk przed tym, kim moglibyśmy się na powrót stać. Kim zatem? Dzikimi? A może jednak łagodnym gatunkiem? Kto nam wmówił postęp?

Jeśli traficie kiedyś na prehistoryczną „kapliczkę”, zapalcie, proszę, świeczkę za duszki najdawniej zmarłych.©

Autor poszukuje osób bądź instytucji gotowych wesprzeć finansowo projekt opisanej wystawy plenerowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Praduszki