Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
miałem sen. Śniłem, że wszystko potoczyło się niby wedle proroctw, ale... Nieprzyjaciel, co przed ponad dwudziestoma wiekami przyszedł na świat w zapyziałej Galilei, postanowił powtórnie zaszczycić ziemski padół swą obecnością. Nie zagrzmiały trąby, obyło się bez spadających gwiazd i ognistych deszczy. Słońce nie skakało jak piłka, nawet marna kometa nie przecięła nieboskłonu, a Lewiatan nie wylazł z oceanu i nie urodził się cielak z głową psa. Cieśla przyszedł żenująco cicho i pokornie. Przyszedł zobaczyć, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi. Kłopot w tym, że nigdy nie miał ręki do wyboru destynacji. Już taki jest, że nawet z katalogu najlepszego tour-operatora i tak wybrałby jedyny hotel z grzybem na ścianach i widokiem na oczyszczalnię ścieków.
Wyobraź sobie, że Nieprzyjaciel – czczony obecnie przez bandę głupców jako Miłość i Miłosierdzie – postanowił przyleźć na nadwiślańskie poletko. Ot, siurpryza! Podobno nic dwa razy się nie zdarza, ale akurat diabeł doskonale wie, że historia lubi się powtarzać nawet siedem i siedemdziesiąt siedem razy. Znowu było więc śmiechu co niemiara, a nawet po pachy i jeszcze więcej.
Na początek biedni uczeni w Piśmie posnęli podczas powtórki z Kazania na Górze, bo któż słyszał gorsze kaznodziejskie beztalencie? Abstrakcyjne nauczanie to przecież droga donikąd. Tu, nad Wisłą, dominuje inna szkoła homiletyczna: o Bogu podniośle i zawile, a soczyście i prosto z mostu o sprawach bieżących. Niedouczony Rzemieślnik nie pojął, jak odczytywać znaki czasu, i Jego nauczanie dawno byłoby już nawozem historii, gdyby nie wysiłek tych, co każdą Jego z gruntu naiwną przypowieść potrafią zamienić w komentatorską perłę o najnowszych wydarzeniach politycznych.
Ale niepoprawny Pięknoduch szedł w zaparte. Na wszelki wypadek postanowił sięgnąć po tricki już sprawdzone i powtórzyć numer z kobietą cudzołożną. Jakież było Jego zdziwienie, gdy ledwo otworzył usta i zapytał, kto jest bez grzechu, a na jawnogrzesznicę poleciał grad kamieni. Oczom nie wierzył, gdy kamieni już brakło i szczególnie oddani obrońcy moralności poczęli metodą dopracowaną na tutejszych marszach wyrywać chodnikowe płyty.
Po kilku spektakularnych uzdrowieniach wzbudził wprawdzie gorączkowe zainteresowanie mediów, ale reporterom dawał słabe „setki” i nie chciał się dogadać z tabloidami na ustawki. Pewna znana dziennikarka dała Mu jednak ostatnią szansę i zaprosiła do wieczornego show. Audycja zdawała się samograjem, bo wedle lokalnych standardów dziennikarskich na drugiego gościa wybrano krewkiego i wyszczekanego fightera z tzw. lewicy. Ale oczywiście Nieprzyjaciel dał plamę. Nie umiał wydukać pół wyrazistszego zdania o konieczności wprowadzenia matury z religii. Nawet już lekko skonfundowany adwersarz starał się pomóc i podrzucił gorący wątek, czy hostia jest Jego Ciałem, czy zwykłym waflem, którego konsumpcja powinna podlegać przepisom higienicznym, ale niemota zaczął nadstawiać drugi policzek – i to już była katastrofa.
Potem wybrał się Nieprzyjaciel do największego nadwiślańskiego sanktuarium. Obojętnie minął sklepiki z dewocjonaliami. Każda epoka ma innych przekupniów i dziś Nazarejczyk postanowił wypędzić ze Świątyni politykierów urządzających tam regularnie wiece. Na szczęście kościelna służba porządkowa sprawnie obezwładniła Wichrzyciela. I wszystko stało się jasne: oto kolejny pożyteczny idiota dający się wykorzystywać wrogim Kościołowi środowiskom lewicowo-liberalnym. Na dodatek polskojęzyczny zaprzaniec. Tacy zaś są – jak wiadomo – najgorsi.
A co w tym czasie robił Twój stryjaszek, drogi Piołunie? Właściwie to nic. Stałem sobie z boczku, nie puszczałem pary z gęby – trzymając na podorędziu dwie solidne belki z prapolskiego dębu. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zgłosił pilne zapotrzebowanie.
I wtedy się ocknąłem. Przecież zło nigdy nie śpi! To nie był sen. Ja to widziałem naprawdę. Nieprzyjaciel przychodzi żenująco cicho i pokornie każdego dnia. A potem nocą modli się i płacze nad Jerozolimą, Warszawą czy innym Ciechanowem, gdy jedyną istotą, co dostrzegła Jego przybycie – okaże się diabeł.
TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ